Pages

Friday, February 28, 2025

Podsumowanie lutego

 

 

Co fajnego zdarzyło się u nas w lutym.

 

 


Po pierwsze, znowu mieliśmy gości. W tym roku doszłam do wniosku, że jeśli chcę się spotykać z przyjaciółmi, to nie czekam, aż ktoś inny będzie chciał się spotkać tylko po prostu ich zapraszam i proszę, żebyśmy wspólnie wybrali dogodny termin. Spojler alert - w marcu już mam umówione jedno spotkanie z przyjaciółmi u nas i babskie wyjście na miasto w Dzień Kobiet!... *^V^*~~~

 



 

Fajnym wydarzeniem były też niespodziankowe urodziny kolegi, które zorganizowała mu jego dziewczyna - spotkaliśmy się w wynajętej sali kinowej i obejrzeliśmy w grupie "Braterstwo Wilków", a potem poszliśmy razem do hinduskiej restauracji. 

 


 

W lutym odbył się Festiwal Piosenki Włoskiej w San Remo, który udało mi się obejrzeć na żywo! *^V^* W zeszłym roku oglądałam go w hotelu w Mediolanie, w tym we własnym domu. Uwielbiam Eurowizję, a teraz znalazłam sposób na oglądanie San Remo (aplikacja na telewizor Il Globo TV dająca dostęp do wielu kanałów włoskiej telewizji). [Niestety tegoroczny festiwal był na słabym poziomie, a dodatkowo towarzyszył mu szereg skandali... ]

 


 

Z nowości mieszkaniowych - w lutym zamówiliśmy osiatkowanie balkonu, dzięki czemu już nie musimy się obawiać, że koty wymkną się na balkon i spadną z ósmego piętra! Trafiliśmy na najbardziej mroźny dzień tej zimy, było ok. minus 10 stopni!!! Nawet proponowałam panu, żebyśmy przełożyli montaż, bo w sumie nam się nie spieszyło, ale nie chciał i dzielnie pracował okutany jak ludzik Michelin kilka godzin... Oczywiście zaczęłam już planować rośliny, chcę bambusy, które nas trochę osłonią od sąsiadów, chcę drzewko oliwne. ^^*~~ Co jest dodatkową zaletą siatki - nie zagnieżdżą mi się na balkonie gołębie!!! I w ogóle nie będą po nim łazić i brudzić, moja mama walczyła z gołębiami przez lata, tym bardziej, że sąsiadka obok przez cały rok karmiła ptaki okruchami więc przylatywały na wszystkie okoliczne balkony!... Wydaje mi się, że teraz mieszkają tam już inni ludzie, ale ja tak czy siak jestem zabezpieczona. *^O^*

 



Piekłam chleby i precle, smażyłam faworki, robiłam nabe. 

 


 

W lutym skończyliśmy sprzątanie poprzedniego mieszkania po przeprowadzce. Miałam o tym napisać więcej, ale zdecydowałam, że nie chcę, nie chcę o tym dyskutować - czemu tyle czasu, przecież można było wcześniej mieć to z głowy, itd. Ja to wszystko wiem. Zajęło nam to sześć miesięcy i wisiało nad nami jak katowski topór, kiedy mieliśmy tam pojechać to ja się czułam fizycznie chora, nabawiłam się też znowu rwy kulszowej..., tyle mnie kosztowało podejmowanie decyzji, co zrobić z pozostałymi rzeczami... Gdybyśmy mieli jakiś ostateczny termin wyprowadzki to byłoby inaczej, a ponieważ nic nas nie goniło, to wyszło jak wyszło. W każdym razie, mieszkanie jest puste i gotowe do rozpoczęcia małego remontu, po jego skończeniu zostanie nam tylko przeniesienie rzeczy z balkonu na balkon (miejmy nadzieję, że będziemy już wtedy mieli ławę z możliwością magazynowania rzeczy na nowym balkonie).

 


 

W lutym odwiedziła mnie koleżanka, która obejrzała moje rośliny doniczkowe i doradziła opryskanie przeciwko wciornastkom. Kupiłam więc preparaty od Plant Lover i zrobiłam oprysk wszystkich roślin, jakie mam. Co ciekawe, dwa dni po tym zabiegu na jednej płaskli wylazły mi masowo wełnowce!.... Na szczęście ten preparat działa na kilka rodzajów szkodników, więc tylko dodatkowo mechanicznie usunęłam owady (umyłam liście mieszanką wody, płynu do naczyń i olejku neem), i zobaczymy. Podlałam też wszystkie rośliny środkiem antygrzybicznym i zamierzam to robić regularnie raz w miesiącu. [Natomiast nie będę koloryzować rzeczywistości - pożegnałam już jedną umierającą kalateę, dwie następne i dwie paprotki stoją już prawie na progu i jeśli się nie ogarną to też będą musiały się wyprowadzić...]

 

 

W lutym trochę malowałam i kontynuowałam codzienne szkice.

 




 

No i był Tłusty Czwartek! ^^*~~

 


 

Ponieważ zbliża się ta pora roku, zapewne zastanawiacie się, jak będzie w tym roku wyglądało nasze DOJadanie. Otóż podjęliśmy decyzję, że i tak jesteśmy wciąż na diecie redukcyjnej, więc nie będziemy dodatkowo jej zaostrzać przechodząc na wegetarianizm albo weganizm. Jeśli wypróbujemy ciekawe przepisy wegańskie, na pewno pojawią się na blogu. 

A zatem, czas na marzec! *^V^*

Friday, January 31, 2025

Podsumowanie stycznia 2025

 

Postanowiłam robić sobie w tym roku podsumowania każdego miesiąca, co pozwoli mi spojrzeć wstecz i przypomnieć sobie, co fajnego robiłam. 

 


Styczeń miał się zacząć imprezą Sylwestrową w towarzystwie przyjaciół, ale ze względu na nasze przeziębienie przenieśliśmy te obchody nadejścia nowego roku na 12 stycznia. I też było fajnie! ^^*~~ Za to pierwszy tydzień stycznia to było nasze spokojne wejście w 2025 rok, czas spędzany w domu, przed komputerem (Robert) albo z serialami kryminalnymi i książką (ja). W ogóle bardzo lubię te okresy między świętami a nowym rokiem aż do 6 stycznia, czas w okolicach Majówki czy świąt Wielkanocy - świat jest jakby w zwolnieniu, w zawieszeniu, na niskich obrotach, miasto się wyludnia, bo ludzie wracają na te kilka dni do rodzin poza Warszawą, można chwilowo nie myśleć o tym, czym trzeba będzie się zająć za tydzień, spać do późna, zajadać smakowitości, iść na spacer albo zostać w domu i czytać książki. ^^*~~

 


 

Pogoda w styczniu była raczej listopadowa, śnieg odwiedził nas na trzy, cztery dni.  To akurat nie było przyjemne, bo lubię, kiedy pory roku trzymają się ustalonych zasad lecz cóż, na pogodę zupełnie nie mamy wpływu, więc nie ma się czym przejmować! Luty też ma być kilka stopni na plusie i bez śniegu.

 


 

W styczniu wróciłam do pieczenia chleba, oczywiście karnawał nie mógł się obyć bez faworków!  Pierwszy raz zrobiłam nadziewane precle. Z innych wydarzeń kulinarnych - odkryliśmy świetną potrawę, mianowicie flaki po mediolańsku czyli flaki w rosole z dodatkiem passaty pomidorowej, białej fasoli i grzanek z parmezanem. *^v^*

 


 

Styczeń był miesiącem spotkań z przyjaciółmi, w każdy weekend albo nas ktoś odwiedzał albo my odwiedzaliśmy - urodziny kolegi świętowaliśmy u niego na działce nad Pilicą, trafił nam się jeden w całym tygodniu - JEDEN!!! - piękny słoneczny dzień i chłopaki zrobili sobie spacer nad rzeką w strojach historycznych i zdjęcia konno.  *^V^* 

 


Zdjęcia autorstwa koleżanki Darii.
 

Poszłam też z przyjaciółką na wódkę i ploty, co jest warte zapisania, bo ona jest osobą niezwykle zajętą i trudno się z nią umówić na bliski termin. 

 

 
Pamiętacie, jak pisałam w październiku, że kupiłam w Obi przecenione kalatee (w słabym stanie, z podsuszonymi liśćmi)? Najpierw trzymały się całkiem nieźle, potem zaczęły marnieć i tracić liście (moja wina... nie wiem dlaczego ubzdurałam sobie, żeby podlewać rośliny filtrowaną wodą! niestety to zabrało im substancje odżywcze, liście zaczęły schnąć, marnieć i musiałam się pożegnać z dwiema małymi roślinkami...).
 

Kiedy zostały tylko dwa chore liście poszłam po rozum do głowy, zaczęłam używać normalnej kranówki i dodałam nawóz z pokrzyw na przemian ze stymulatorem (Plant Lover), i nareszcie po trzech tygodniach widzę nowe zdrowe liście!!! *^O^* Druga kalatea przeszła podobną drogę, aktualnie jest na etapie dwóch podsuszonych liści (których jeszcze nie obcinam, bo chcę poczekać na nowe liście i wzmocnioną roślinę) oraz ma jednego nowego listka, który mam nadzieję będzie już zdrowy i piękny. ^^*~~


  

Oczywiście te dwie kalatee to nie jedyne ofiary mojego pomysłu z filtrowaną wodą... Na szczęście pozostałe rośliny są chyba odporniejsze i nie ucierpiały tak bardzo. Obserwuję trzy paprotki, bo podsychają, ale wciąż się trzymają. Podobnie łosie rogi - końcówki niektórych liści suche, ale może musi minąć więcej czasu, żeby zareagowały na nawożenie. Jedyne, które wydały się nie zauważyć demineralizowanej wody to maranta, peperomia i kalatea Dorothy o czarnych liściach, w małym stopniu fatsje i sansewerie. Czyli kalatee o zielonych i biało-żółtych liściach oraz paprotki to delikatnisie!


 

Przeczytałam cztery książki, z których szczególnie zachwyciłam się "Smakiem" Stanleya Tucci! Włosi umieją w jedzenie, jak by powiedziała młodzież i ja się z tym jak najbardziej zgadzam. *^V^* Oprócz biografii i anegdotek w tej książce znajdziemy przepisy, w niedzielę na obiad zrobiliśmy makaron z soczewicą. ^^*~~ (mąż zrobił makaron a ja sos)


 

 

W styczniu po kilkumiesięcznej przerwie wróciłam do rysowania i malowania. Na nowo uczyłam się radości, jaką daje mi zabawa kreską i kolorami. ^^*~~ Przypomniałam sobie o wykupionych kursach na Domestika i wzięłam się za ich przerabianie, co dało mi trochę zupełnie nowej wiedzy! Codziennie poświęcałam kilka do kilkunastu minut na szkice, żeby ręka nie zapomniała, jak się pracuje ołówkiem i markerem. Jak widać tematyka była różnorodna, czasami to po prostu było geometryczne skrobanie po papierze.

 



 
Oraz w styczniu udało nam się prawie do końca posprzątać stare mieszkanie i przygotować je do małego remontu. To jest jednak temat, który wymaga osobnego wpisu.
Zostawiam Was z najnowszymi akwarelowymi ptaszorami i życzę fajnego pierwszego tygodnia lutego! *^V^*

 

 

 

Monday, January 20, 2025

To bądź!

Znalazłam w Sieci taki obrazek
 

 
I pomyślałam, jak by to było niesamowicie wprowadzić tę radę w życie!
No to ćwiczę to bycie szczęśliwą. Mimo, że jest połowa stycznia a ja wciąż nie pozbyłam się kataru, że boli mnie uszkodzone mechanicznie dziąsło (nie pytajcie...) i mam inne dolegliwości zdrowotne, że pogoda listopadowa i wciąż wisi nad nami sprzątnięcie do końca starego mieszkania, że musieliśmy zgłosić reklamację kuchennego blatu, bo się oderwał od ściany i bujał (już naprawiony ^o^*~~), że wciąż nie kupiliśmy szafki na buty, że... No właśnie. Można by tak długo wymieniać, prawda? Każdy coś ma nie tak jakby chciał - zdrowotnie, finansowo, sercowo, pracowo, życie składa się z wyzwań a nie prezentów. Powiedziałam sobie, że za każdym razem kiedy zachce mi się skrzywić i ponarzekać, przypomnę sobie powyższy obrazek. Nie twierdzę, że od tygodnia żyję samym szczęściem!... Ale to jest taki kopniak ode de mnie dla mnie, takie uszczypnięcie i przypomnienie sobie, żeby się zatrzymać i uśmiechnąć, bo jednak każdego dnia coś fajnego da się znaleźć.

 


 

Ostatni weekend spędziliśmy u kolegi na działce nad Pilicą i mieliśmy to szczęście, że sobota była przepiękna, słoneczna, jeden jedyny taki dzień w całym tygodniu! *^0^* Najpierw chłopaki przebrali się w stroje historyczne i zrobili sobie spacer wzdłuż rzeki i zdjęcia na koniu, a potem już w domku świętowaliśmy urodziny naszego kolegi.

 

 

Eksperymenty z chlebem czysto żytnim na razie nieudane. Bochenek wyszedł zbity i gliniasty, i ja wiem, że czysto żytni chleb nigdy nie będzie miał takiej struktury jak pszenica, nie oczekiwałam lekkiej gąbczastej struktury z wielkimi dziurami. Ale dodatkowo chleb wyszedł niesamowicie kwaśny, czyżby za długa fermentacja? Nie poddaję się i spróbuję ponownie za jakiś czas, na razie wracam do pieczywa pszennego i mieszanego.

 


 

Udało mi się usiąść do akwareli - znalazłam sposób na malowanie bez okularów. Dosłownie! *^w^* Żeby dobrze widzieć szczegóły z nosem przy kartce zdejmuję okulary do bliży i widzę bardzo dobrze, ciekawe co takiego jest w tych szkłach że rozmazują mi bliską rzeczywistość... 

 




 

Zrobiłam też kolejne siedem obrazków w codzienniku. ^^*~~

 


 

Podobno dzisiaj jest Blue Monday, phi!..., znowu zapomniałam i przypomniały mi media społecznościowe... >0< U mnie za oknem Biały Poniedziałek, bo mgła taka, że nie widzę budynku obok! "Curiouser and curiouser" jak powiedziałaby Alicja, takiej zimy nie pamiętam, a żyję na tym świecie już ponad 50 lat, ha! *^V^* Plan na poniedziałkowy poranek - podlać rośliny, nakarmić zakwas bo dziś biorę się za kolejny chleb, wysłać list (tak! wrzucić list do skrzynki pocztowej! Kiedy ostatnio robiliście coś takiego?... *^O^*~~~). Tak więc, do dzieła, moi drodzy!

 


 

Monday, January 13, 2025

Nowym krokiem!

 

 

Z nowym rokiem nowym krokiem - nabieram rozpędu do prac w kuchni! *^V^*




Upiekłam kolejny chleb, bo mój zakwas już całkiem nieźle buzuje. Znowu pszenica, tym razem kombinacja - proporcje z przepisu z bloga Ania Gotuje i metoda od Vildy Surdegen.

  • 600 g mąki pszennej chlebowej typ 720
  • 380 ml wody
  • 200 g domowego zakwasu żytniego
  • 1 płaska łyżeczka soli (dodana po godzinie autolizy)

Nie zostawiałam ciasta do wielogodzinnego wyrastania tylko pracowałam nad nim metodą "stretch-and-fold" przez 4 godziny, po tym czasie uformowałam bochenek i zostawiłam w lodówce na retardację na 14 godzin. 

 


 

Następnego dnia rano nagrzałam garnek chlebowy w 230 stopniach (termoobieg) przez 30 minut i piekłam chleb pod pokrywą przez 30 minut a potem 20 minut bez pokrywy. Ciasto było bardzo mokre i lepkie przez cały czas pracy nad nim, a chleb wyszedł niesamowicie puszysty, lekki, z dużymi dziurami, przepyszny! ^^*~~

Następny będzie eksperymentalny chleb żytni.



 

Wzięliśmy się też za przerabianie pięciokilowego worka z semoliną, mąż robi makarony a ja kopytka, o pardon - gnocchi! ^^*~~ Przepis jak zwykle od niezawodnego Jamiego Olivera

  • 500 g mączystych ziemniaków
  • 75 g mąki
  • 1 jajko
  • duża szczypta soli 

Ziemniaki ugotować, ugnieść albo przetrzeć przez sito, dodać pozostałe składniki, uformować rulony i pokroić na kopytka. Zjedliśmy je z masłem szałwiowym i kubkiem maślanki. *^0^*~~



W nowy rok weszłam z nowym projektem rysunkowym. Kupiłam szkicownik, który ma dokładnie tyle stron ile jest w całym roku i planuję robić jeden szkic dziennie. To nie będzie nic skomplikowanego, bo nie zawsze mam dużo czasu na spokojne rysowanie, ale chcę nabrać nawyku szkicowania. 



A do akwarelowych ptaków wrócę, gdy zrobię nowe okulary, bo niestety dogonił mnie mój wiek i o ile jeszcze jestem w stanie czytać książki, bo ręki mi wciąż wystarcza (he he he...) to kiedy mam się pochylić blisko nad kartką papieru, żeby dobrze zobaczyć szczegóły, to obraz mi się zamazuje i nic z tego nie będzie.... 




W niedzielę obchodziliśmy ze znajomymi przełożonego z powodu choroby Sylwestra, no to usmażyłam faworki. ^^*~~ Upiekłam też precle nadziewane mozarellą, parmezanem i świeżym rozmarynem, pierwszy raz w życiu zrobiłam nadziewane precle. Świetny pomysł, tylko wybrałam niewłaściwą mozarellę - Robert poddał pomysł, że zamiast białej miękkiej kulki trzeba było kupić taką w bloku, wtedy nie rozpłynęłaby się w preclu tylko zostałaby w formie ciągnącego się sera, a tak pozostał tylko smak w cieście. Ale i tak wszystkie precle zostały pożarte!... *^O^*~~~




Na weekend do Warszawy przyszedł śnieg, co mnie bardzo ucieszyło! Świat pod śniegiem jest piękny, noc jest jasna, nawet dzieci wyszły na sanki na górkę na moim podwórku! Szkoda, że już rośnie temperatura, na jutro zapowiadają deszcze a następne opady śniegu podobno pod koniec stycznia...



Plany na ten tydzień - oglądać styczniowy turniej sumo, piec chleby, rysować, czytać książki, walczyć dalej z katarem bo końca choroby nie widać... A na weekend szykuje się fajne spotkanie towarzyskie! ^^*~~

No to może jeszcze po faworku na dobry początek nowego tygodnia? *^V^*