W miesięcznych podsumowaniach miało być pozytywnie, ale... nie ma co ukrywać, marzec upłynął mi pod znakiem życia z bólem.
Zaczęło się jeszcze w lutym, ale rwa kulszowa porządnie rozwinęła się dopiero po dwóch tygodniach. Skończyło się licznymi wizytami u fizjoterapeutów, wizytą u neurologa (pierwsze leki przepisane przez neurologa nie dały rezultatów, dopiero kolejne zaczęły trochę uśmierzać ból) i rezonansem magnetycznym kręgosłupa (nie polecam klaustrofobikom za to polecam miłośnikom eksperymentalnej muzyki elektronicznej!... *^v^*).
Ostatecznie
źródłem okazał się wypadnięty dysk i bardzo duża przepuklina (jak zobaczył ją neurolog to się za głowę złapał...), dostałam kilka sesji
suchego igłowania i kinezyterapii, na dniach mam umówioną wizytę u
neurochirurga i omówienie potencjalnej operacji. Niczego nie wykluczam,
bo życie z narastającym bólem to koszmar, gdy nie można bez bólu siedzieć, leżeć, stać czy chodzić w żadnej konfiguracji, i nawet sen nie przynosi ulgi, bo budzi mnie boląca noga i w zasadzie nie czuję, że w ogóle odpoczęłam przez noc... A pierwsza godzina po obudzeniu to duże wyzwanie, bo wtedy odczuwam największe bóle, bo po długotrwałej pozycji leżącej gdy wstanę rozlany płyn z pękniętego dysku przelewa mi się po nerwach i znowu je naciska, nikt nie lubi gdy w pośladku ciśnie, udo się skręca jak przy megaskurczu, w łydce rozpycha się rozgrzany stalowy pręt a stopę opanowują gigamrówki!...
Żeby nie było tak negatywnie, marzec obfitował w fajne wydarzenia - pierwszy weekend to wizyta przyjaciół i ponowne oglądanie filmu "Niebiańskie żony łąkowych Maryjczyków", bardzo polecamy bo to niesamowita mieszanka współczesności i tradycji! Potem był 8 marca i poszłyśmy z dziewczynami na drinki i plotki do Bordo w centrum Warszawy. ^^*~~
Nie miałam siły na akwarelowe ptaki, ale prawie codziennie poświęcałam kilkanaście minut na szybkie szkice. W ostatnim tygodniu marca trochę zaniedbałam mój szkicownik z powodu bólu, bo trudno mi było siedzieć przy biurku (siedzieć w ogóle).
Ale znalazłam siły, żeby namalować obrazek na zamówienie. *^o^*
Było sporo gotowania, mąż coraz lepiej wykazuje się w fikuśnych śniadaniach! (Pisząc "było sporo gotowania" mam głównie na myśli Roberta, bo ja nie miałam głowy do stania przy kuchni, dosłownie nie mogłam z bólu stać, zrobienie herbaty i kanapek odbywało się na raty bo musiałam co chwilę usiąść i odciążyć kręgosłup...)
Ponieważ mogłam robić szybkie dania to przypomniałam sobie np.: o risotto z pieca, nie trzeba stać przy kuchence, dolewać bulionu i mieszać, poświęcamy mu kilka chwil na początku a potem wstawiamy garnek do piekarnika na 20 minut i gotowe! (Tym razem pamiętałam, żeby przed złapaniem za gorącą rączkę garnka założyć rękawicę kuchenną!..... *^w^*)
Zrobiłam brytyjski klasyk - scones! Upiekłam je z nadzieniem z pleśniowego sera i włoskiego salami, świetnie się je odgrzewa w piekarniku i są jak znalazł w lodówce na szybkie śniadanie, można je połączyć z sałatką albo z sadzonym jajkiem. ^^*~~
30 marca jedliśmy pierwsze w tym sezonie polskie szparagi! Niesamowite jak zmienia się klimat i sezonowość jedzenia. *^V^*~~~
Byłam też na cudownym relaksującym masażu ajurwedyjskim, wykonywanym z użyciem ciepłego oleju sezamowego (dowiedziałam się, że pani kupuje ten olej bezpośrednio u producenta i jest on tłoczony na zimno, bez żadnych dodatków). Człowiek po nim pachnie jak sezamki!!! *^O^*
Przeczytałam kilka książek i widzę, że trafiłam na kolejną ulubioną autorkę obyczajowo-kryminalną - Anetę Jadowską! *^V^* Zaczęłam od cyklu o Gracjach z Ustki: "Tajemnica domu Uklejów" i "Sekret prawie byłego męża" (będzie trzeci tom!),
a potem cofnęłam się w czasie i przeczytałam cykl Garstka z Ustki:
To nie jest jakaś wielka literatura, akcja jest chwilami trochę zbyt naiwna i przewidywalna a kwestie społeczne, które autorka chce nam uświadomić, podane łopatologicznie, ale jest to dobrze napisane, od razu łapie się kontakt z bohaterami a są to ludzie, których po prostu nie da się nie polubić (oczywiście nie czarnych charakterów, ci są nieprzyjemni i na pewno nie zamydlą nam oczu!). W drugiej części cyklu o Garstkach jedna z bohaterek ma nawet rwę kulszową, proszę jak literatura okazuje się być odbiciem rzeczywistości!.... (he, he, he........>n<)
Poza tym, cykl o Gracjach ma dla mnie jedną wielką zaletę, albowiem zaczyna się od tego, że główna bohaterka dostaje w spadku stary dom w Ustce!!! A ja uwielbiam czytać o tym, że ktoś dostaje stuletni dom z tajemnicą do rozwikłania, od razu przypomniała mi się moja ukochana powieść Hanny Kowalewskiej "Tego lata w Zawrociu", która zaczyna się tym, że Matylda dostaje dom w spadku po babci wraz z demonami przeszłości oraz książka z drugiego cyklu Kowalewskiej - Jantarnia, w której Inka dostaje klucze do domu swojej matki, zamkniętego od wielu lat na dziesięć spustów. To chyba moje nieuświadomione marzenie, żeby w takim starym domu zamieszkać - co raczej mi nie grozi, bo żaden z moich przodków takowym nie dysponował i co już miałam po rodzinie dostać to dostałam. Ale poczytać o tym zawsze miło! ^^*~~ Dodatkowo, Magda Garstka z pierwszego cyklu na pół etatu pracuje w kawiarni i jakże przyjemnie czyta się o tych wszystkich sernikach z jagodami, robionych na zamówienie krówkach i kawie z pianką! *^O^*~~~
Po Jadowskiej przerzuciłam się na Iwonę Wilmowską i serię Prywatne śledztwo Agaty Brok. Słabsze niż Jadowska ale przyjemnie czytalne, a dodatkowo okazało się, że główna bohaterka mieszka na moim osiedlu, (prawdopodobnie) w moim bloku!!! *^0^*~~~ Taki dodatkowy miły akcent, bo poruszamy się po znajomych dla mnie miejscach.