Joanna zapytała o więcej przemyśleń po czterech miesiącach od przeprowadzki i postanowiłam zebrać moje odpowiedzi we wpisie zamiast w komentarzu.
Po pierwsze, nie wiem czy wszyscy wiedzą, ale to miejsce nie jest dla mnie nowe, bo mieszkałam tutaj z rodzicami przez pierwsze 26 lat mojego życia, potem się wyprowadziłam, przez 9 miesięcy mieszkaliśmy w centrum Warszawy na Powiślu a potem osiedliśmy na Ursynowie (gdzie mieszkaliśmy z trzyletnią przerwą na dzielnicę Ochota przez kolejne dwadzieścia kilka lat). Czyli dla mnie to jest powrót do okolicy, w której się wychowałam.
Oczywiście wiele się przez te wszystkie lata zmieniło, wybudowano nowe bloki, ulice, pojawiło się mnóstwo nowych sklepów, spółdzielnia świetnie zadbała o architekturę krajobrazu mojego osiedla, które jest bardzo zielone a raczej wielokolorowe (i roślinnie wielopoziomowe) o każdej porze roku, są alejki, ławki, place zabaw, park i ogromny teren zielony z fragmentami chronionej przyrody przylegający do mojego osiedla. Mam pod domem Żabkę, dwa duże bazary (mam już "mojego" pana z nabiałem, panią z kaszanką i ulubioną budkę z rybami), Biedronkę, Rossmanna, niedaleko Lidla, pocztę, mnóstwo małych sklepików z najróżniejszym asortymentem, restauracje i bary. Mam fajnego listonosza. Mam tramwaje, metro i autobusy. Samo osiedle jest większe, bloki są w przewadze dziesięciopiętrowe. No i... to wszystko oznacza, że jest tu dużo większy ruch i hałas niż w miejscu, gdzie mieszkaliśmy wcześniej. Ulica pod moimi oknami jest bardzo ruchliwa, jeżdżą nią samochody i kilka linii autobusów, ludzie ciągle przyjeżdżają tu na zakupy, do lecznicy, do dużej pralni więc samochody parkują gdzie i jak tylko się da bo wiadomo, że kiedy Polak chce zaparkować to zatrzyma się na awaryjnych chociażby na środku jezdni.... - na szczęście właśnie kończy się kompleksowy remont drogi z nowymi miejscami parkingowymi i ogranicznikami (wysepki, słupki), ulica zrobiła się węższa więc samochody jeżdżą wolniej, bo szybko się nie da, są światła i przejścia dla pieszych. Ale cały czas do późnego wieczora jest poczucie ruchu - auta jeżdżą, ludzie chodzą załatwiając swoje sprawy, cała okolica brzęczy jak w ulu, nie ma wyciszenia, spokoju, zatrzymania, nie mam wrażenia, że mieszkam w "sypialni" miasta tak jak w poprzednim miejscu.
Taki mam widok z balkonu - po lewo jest bardzo długie skrzydło bloku, które osłania mnie od wiatru ale też zasłania widok, po prawo widzę podwórko i resztę osiedla.
Druga sprawa to sąsiedzi, nigdy nie wiadomo na kogo się trafi. Ogólnie nie jest źle, ale gdzieś niedaleko nas są palacze, którzy czasami palą na balkonie i czujemy ten dym u nas w domu, latem pewnie będziemy dużo korzystać z klimatyzacji. W poprzednim miejscu mieliśmy balkon-loggię na całą szerokość mieszkania, dodatkowo zabudowaną szybami, więc nawet gdyby sąsiedzi robili hałasy na balkonie to mogliśmy zamknąć zewnętrzne okna i w sypialni było cicho. Tutaj balkony są dobudowane do budynku, niestety nie zajmują całej szerokości mieszkania i nawet zabudowane nie zapewnią ciszy i izolacji. Pod koniec lata kiedy było jeszcze ciepło słyszeliśmy wieczorami sąsiadów spędzających czas na balkonie po lewo od nas - nie twierdzę, że hałasowali, ale w nocy nawet zwyczajne rozmowy kilku osób są dość głośne. Piętro wyżej po lewej stronie mieszka grupa Hindusów, którzy często gotują przy otwartych oknach i czasami puszczają głośną muzykę. No i na koniec nasi sąsiedzi piętro nam nami - ich w ogóle nie słychać, za to ich kilkuletnie dziecko cały czas biega a te kroki ja słyszę na takim poziomie wwiercania mi się dźwięku w mózg, że chwilami trudno mi wytrzymać, ja tak reaguję na niektóre dźwięki, niekoniecznie głośne. Czy jestem w stanie się do tego wszystkiego przyzwyczaić? Zobaczymy. Gdy mieszkałam tu jako dziecko a potem nastolatka, nad nami mieszkała rodzina z synem z poważnym upośledzeniem fizycznym i psychicznym, który całe dnie stukał nogą w podłogę (gdy był mały to było mniej uciążliwe, ale wyobraźcie sobie silnego szesnastolatka, dwudziestolatka, który wali piętą w podłogę...). Oczywiście dla mnie to był dźwięk tła i nauczyłam się go nie słyszeć (a tym ludziom nie przyszło do głowy położenie w jego pokoju np.: materaca na podłodze...), zwracałam na to uwagę, gdy mnie ktoś odwiedzał i słyszał to stukanie. Może teraz też nauczę się pomijać te dźwięki, a jeśli nie, to się gdzieś wyprowadzimy.
Jeśli chodzi o rozwiązania w samym mieszkaniu to trójca: zmywarka, suszarka i samobieżny odkurzacz znacznie polepszyły mój poziom życia bo dużo pracy robią za mnie. Oczywiście nie wszystkie naczynia nadają się do zmywarki i nie wszędzie odkurzacz sam wjedzie, raz w tygodniu mąż łapie za Dysona i odkurza wszystkie miejsca niedostępne dla Dreame (no i odkurzanie żwirku wokół kuwety jest na porządku dziennym, dlatego Dyson stoi na stojaku w przedpokoju, żeby był do niego wygodny dostęp), ale nie stoję cały czas przy zmywaniu i nie żyjemy z rozstawioną suszarką na pranie, to ogromny plus!
Peperomia mi kwitnie, to już druga roślina po kalatei! Chyba tata nade mną czuwa ze swoimi "zielonymi palcami", on potrafił wyhodować piękny kwiat z suchego badyla!... *^0^*~~~
Pochwalę się jeszcze jednym potencjalnym sukcesem doniczkowym - kupiłam wysyłkowo kalateę, malutką - doniczka 6 cm średnicy, ale miała sporo liści, natomiast nawet przesadzona do dobrego podłoża marniała w oczach... (to było jeszcze we wrześniu, więc nie ma mowy o przechłodzeniu rośliny w drodze) W pewnym momencie zatrzymała się na etapie dwóch klapniętych liści ale te nie umierały! Zmieniłam jej ziemię, postawiłam bliżej okna, podlałam nawozem i widzę, że chyba odbiła, pojawiły się dwa nowe zaczątki listków i może coś jeszcze z niej będzie! *^V^*
Życie bez kanapy jak najbardziej się u nas sprawdza. Kiedy potrzebuję usiąść do biurka to rozkładam blat sekretarzyka, mam do niego krzesło biurowe. Za to posiłki wciąż jadamy siedząc na podłodze przy 40 cm wysokości stole i nam to odpowiada. Goście też nie narzekają, w ostatnią sobotę odwiedzili nas znajomi, którzy też mają takie rozwiązanie w swoim mieszkaniu, po prostu któregoś dnia obcięli nogi wysokiego stołu do wysokości ok. 40 cm! Czy brakuje mi kanapy lub fotela w którym mogłabym się umościć pod kocem? Trochę tak... >0< Ale kiedy patrzę na przestrzeń, jaką mamy w pokoju dziennym to wiem, że stół z krzesłami, kanapa i fotele zabrałyby nam tę przestrzeń, a tego nie chcę.
W czwartek byłam u fryzjera i wreszcie uzyskałam fryzurę, jaka marzyła mi się od dawna - długo z przodu, krótko z tyłu, z boku w trójkąt. Teraz sobie trochę pozapuszczam włosy i zobaczymy co mi przyjdzie do głowy następnym razem, pewnie za dwa, trzy miesiące. *^v^*
Skończyłam podkolanówki na igle dla Roberta - miały być skarpety ale pomysł przerodził się w podkolanówki (do stroju historycznego) i trochę czasu mi to zajęło. Teraz zabieram się za czapkę na zamówienie.
Poza tym, udało nam się umówić wykonawcę na nieduży remont naszego poprzedniego mieszkania i jest szansa, że w tym tygodniu zawiśnie nasza krata nad wyspą! ^^*~~ W tym tygodniu mam w planach spotkanie na plotki z przyjaciółką i kolejną wizytę znajomych nad gorącym kociołkiem, tym razem w wersji wegańskiej. I powiedzcie mi proszę, czy tegoroczna jesień jest wyjątkowo mglista w porównaniu do poprzednich czy ja po prostu teraz widzę tę mgłę bo mieszkam na ósmym piętrze, a z parteru widziałam tylko drzewa?...
A teraz idę świętować 50-te urodziny mojego męża. *^0^*~~~ Miłego tygodnia!!!