Śnieg pojawił się na chwilę i już nie ma po nim śladu. Może to jeszcze za wcześnie? Może powinien poczekać przynajmniej do połowy grudnia? Ja w każdym razie nie narzekałam, świat pod śniegiem wygląda magicznie i o to chodzi, szczególnie o tej porze roku! ^^*~~
MIESZKANIOWO - mam kilka przemyśleń po czterech miesiącach mieszkania w nowym miejscu.
Po pierwsze, nie pamiętałam, żeby to mieszkanie było tak ciepłe. Okna wychodzą dokładnie na północ (sypialnia i pracownia) i południe (kuchnia i salon). Poranne światło w sypialni jest jasne ale nie oślepiające (stąd brak konieczności zawieszenia zasłon), i tamta cześć mieszkania jest dość chłodna, co jest świetne do spania. Za to w pokoju dziennym przez większość dnia przez południowe okno wpada bardzo dużo słońca, co rozświetla pomieszczenie ale przede wszystkim je mocno nagrzewa, nawet teraz pod koniec listopada! Jesteśmy na ósmym piętrze w bloku dziesięciopiętrowym, z dwóch stron otulają nas mieszkanie sąsiadów i klatka schodowa, a dodatkowo po lewo od naszych okien ciągnie się bardzo długie skrzydło bloku skutecznie osłaniając nasz balkon od zimna i wiatru. Kiedy mieszkałam tu jako dziecko, jesienią i zimą zawsze mieliśmy kaloryfery odkręcone na full, zresztą wtedy inaczej się nie dało, bo nie było takich fikuśności jak regulacja temperatury, człowiek raczej nie dotykał pokręteł, żeby nie zaczęła cieknąć woda... I teraz jest 25 listopada a my w zasadzie nie dotykamy kaloryferów! (Są to te same żeliwne kaloryfery, ale z wymienionymi zaworami.) W sypialni jest zakręcony, w pracowni Robert czasami ustawia minimalne grzanie bo marznie przy biurku kiedy siedzi bez ruchu, a w salonie ustawiam ledwo ciepły kaloryfer na wieczorne oglądanie filmów, ale poza tym raczej wietrzymy mieszkanie niż je grzejemy!... I to piszę ja, pierwszy zmarzluch Rzeczpospolitej!!!
Po drugie, zobaczcie jaką mamy w mieszkaniu wilgotność! *^V^* (jeden nawilżacz/oczyszczacz stoi w sypialni, drugi w salonie)
I piszę to z zadowoleniem, bo w poprzednim miejscu z trudem udawało nam się osiągnąć 50%, a tutaj naprawdę rzadko schodzimy poniżej 55. Pewnie to zasługa innego podejścia do wietrzenia - w starym mieszkaniu prawie cały czas mieliśmy uchylone okna, tutaj mamy wprawdzie otwarte nawiewniki, ale wietrzymy przez chwilę za to porządnie, poza tym okna są zamknięte. Robert twierdzi, że to też zasługa dużej ilości roślin doniczkowych, których w starym mieszkaniu nie było. Pewnie tak, bo mam paprocie, kalatee i inne gatunki które lubią zraszanie i stale wilgotną ziemię, więc podlewam je i zraszam jak dzika!
(Zostaw na chwilę torbę na podłodze, gdy robisz porządek w szafie...)
Pożegnałam już pierwsza roślinę doniczkową. Nie pamiętam, czy o tym pisałam, ale oprócz zakupów wysyłkowych kupowałam też rośliny w Obi, trzy kalatee. Jedna była w pełnej cenie i jakości natomiast dwie wyszukałam na regale z przecenami i jak można się domyśleć nie wyglądały zbyt ładnie, miały sporo suchych liści. Jedna z nich po przycięciu trzyma się bardzo dobrze natomiast druga dosłownie marniała w oczach i z dnia na dzień było z nią coraz gorzej, aż wreszcie uznałam, że ten eksperyment się nie udał i nie ma co przeciągać tej agonii. Roślinka poszła do kosza a u mnie zwolniło się miejsce na nową doniczkę! ^^*~~
W tym tygodniu mam w planach fryzjera (nareszcie!!!), wieczór z przyjaciółmi przy gorącym kociołku z pysznościami, może też uda mi się skończyć skarpety naalbindingowe dla Roberta, które miały być skarpetami a nagle zmieniły się w nadkolanówki i proces ich dziergania się przeciąga...
Miłego tygodnia!!!