Monday, July 15, 2024

Nie mam głowy do niczego...

Nie mam głowy do niczego, ale o tym poniżej...
 
 

 
W zeszłym tygodniu byłam na tatuażu (chodzę teraz do White Rat Tattoo na Lwowskiej, bardzo polecam to miejsce, jest czysto i profesjonalnie), uzupełniałyśmy spodnią część lewej ręki i oprócz niezapominajek i kamelii przybyła mi piękna pszczoła! *^0^*~~~ Na razie wszystko jest spuchnięte i obolałe, ale za kilka dni powinno być już wygojone (oczywiście całkowity proces gojenia trwa około miesiąca). Przy okazji, macie porównanie jak wygląda świeży tatuaż tuż po zrobieniu a taki porządnie zagojony - kolory robią się bardziej stłumione i niestety nie ma na to sposobu, bo tak zachowuje się ludzka skóra.




REMONTOWO - w zeszły piątek przyjechało zamówione w Euro agd. Mieli być w godzinach 9:00-11:00, rano przyszedł sms, że będą w godzinach 9:00-13:00... W końcu udało im się przybyć około 12:00, wnieśli wszystko i git, ale... Według ich własnych zasad dostawcy mają obowiązek po pierwsze, otworzyć wszystkie pudła, żeby klient mógł sprawdzić, czy np.: piekarnik nie przyjechał ze stłuczonymi drzwiami (co z tego, że pudła są w idealnym stanie, może błąd nastąpił już w fabryce na etapie pakowania wyprodukowanych sprzętów?...), a po drugie, zabrać wszystkie puste pudła ze sobą. Z obydwu tych obowiązków próbowali się wyślizgać, tłumacząc, że przecież klient ma 2 tygodnie na złożenie reklamacji, gdyby po otwarciu opakować okazało się, że coś jest nie tak z agd. Ale my nie będziemy montować tych sprzętów jeszcze przez około 3 tygodnie, więc nie było mowy, żebyśmy odpuścili sprawdzenie! W końcu nasz koordynator od remontu ich docisnął, wszystko zostało otwarte i sprawdzone, a pudła zabrane. *^V^* 

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, czyli jeśli szklarz wróci z urlopu i wklei nam lustro w łazience, to w tym tygodniu w czwartek odbieramy skończony remont główny, trzymajcie kciuki! ^^*~~ W przyszłym tygodniu będę mogła Wam pokazać pierwsze migawki z nowego mieszkania, nie mogę się doczekać, bo sama jeszcze nic na żywo nie widziałam!.... (nie liczę widoku z kwietnia, kiedy były tylko wylewki, zeskrobane ściany, dziury na wylot i kafle łazienkowe ustawione w pudłach w sypialni.) Montaż kuchni, mebli łazienkowych i pawlacza w przedpokoju przewidziany jest na początek sierpnia, do tego czasu będziemy już mieć klucze, więc będziemy mogli już zacząć kupować meble do sypialni, zajmiemy się też półkami na książki do pracowni - mamy dębowe półki, które kiedyś zrobił mój tata, trzeba je przeszlifować i pomalować, i z powrotem zamontować na ścianie.

Poza tym, chociaż to wcale nie jest remontowo... Chciałam tylko powiedzieć, że ten czas teraz, na około miesiąc przed przeprowadzką jest dla mnie najtrudniejszy.  Do tej pory żyłam moją codziennością, okazyjnie zwracając uwagę ku pracom remontowym, kiedy trzeba było podpisać umowę, przelać pieniądze, coś załatwić w spółdzielni, podjąć pojedynczą decyzję dotyczącą wyboru kolorów czy jakichś rozwiązań w mieszkaniu, poza tym skupiałam się na normalnym życiu. Ale teraz.... 

Coś mi się przestawiło w głowie, gdy zostało już tak mało czasu do końca remontu, i nagle zaczęłam żyć w przyszłości! Ja już TAM mieszkam, głową, myślę o przeprowadzce, urządzam tamtą przestrzeń, planuję, przestawiam, wybieram meble, myślę co gdzie poukładam, co trzeba kupić... Myślę o tym, jak zorganizować pakowanie, przeprowadzkę, już czuję się przytłoczona kolejnymi krokami - sprzątaniem tego co zostanie, zorganizowaniem remontu łazienki i przygotowaniami do wynajmu. Tak jakby ten czas tutaj w obecnym mieszkaniu, każdy dzień lipca, już nie był ważny! Bardzo źle się z tym czuję. Zaczęliśmy chodzić spać bardzo późno, więc o wczesnym wstawaniu mogę pomarzyć, budzik dzwoni o 8:00 a ja go wyłączam i idę dalej spać... Dobrze, że chociaż wróciłam do jeżdżenia na rowerze i dwa, trzy razy w tygodniu robię po 10 km. Nie mam głowy do niczego...

Tak to sobie tu zostawię na pamiątkę tego czasu przedprzeprowadzkowego.

GENEALOGICZNIE - wciąż czekamy na aktualizację naszych wyników DNA i z tego co wiem, bardzo dużo ludzi czeka. Natomiast znalazłam fajny serwis online, który pokazuje zdjęcia map Warszawy w różnych okresach historycznych i znalazłam tam nieistniejącą już ulicę Wesołą 12 w dzielnicy Czyste (obecnie część warszawskiej Woli), na której mieszkali moi pradziadkowie Władysław i Anna Kujawa, tam urodziła się i mieszkała moja babcia Irena i jej rodzeństwo. Gwiazdką zaznaczyłam ich dom, jak widać istniał w 1936 roku (na zdjęciach miasta z 1945 są tylko ruiny po domach...). Tuż po wojnie ta część Warszawy została przebudowana i ulica Wesoła zniknęła z mapy. W 1976 już stały tam bloki, które zresztą stoją do dziś. Pradziadek Władysław zmarł w 1945 roku, ciekawe, co się działo z prababcią, bo żyła do 1955. Może zamieszkała z którymś z dzieci? Moi dziadkowie już wtedy mieszkali w Ursusie pod Warszawą, w jednopokojowym mieszkaniu komunalnym.




Zbliżamy się do końca remontu a wszyscy wiemy, co to oznacza!.... 

Lada dzień wyniesiemy lustro z piwnicy do salonu, i wtedy będę mogła się przekopać przez piwnicę w poszukiwaniu torby z papierami po rodzicach, które tam upchnęłam w 2019 roku. Może dowiem się jakichś nowych faktów! ^^*~~ Na razie doszukałam się nowej gałęzi przodków herbowych, którą udało mi się udokumentować do ok. 1330 r. Trafiłam też na serwis online, który zbiera informacje właśnie o polskiej szlachcie i mam nadzieję na nowe informacje o mojej rodzinie. *^o^*




Tyle na dzisiaj, w tym tygodniu zamierzam podjąć kolejną próbę wyrwania się z błędnego koła nicnierobienia i myślenia tylko o nadchodzącej przeprowadzce, a czy mi się to uda, zobaczymy! Na razie poszło nieźle, bo w poniedziałek wstałam o 7:30 - nie z własnej woli, tylko dlatego, że od 8:00 miało nie być wody do południa, więc trzeba było skorzystać z toalety i łazienki..., a skoro już wstałam to poszłam po śniadanie do piekarni! A potem zajrzałam do biblioteki bo zachciało mi się papierowych książek, dam znać czy fajnie się czyta panią Olczak-Ronikier, dla mnie to pierwsze spotkanie z tą autorką.

 


 

Trzymajcie się chłodno, pijcie dużo wody i jedzcie arbuzy i makaron na zimno. *^v^* Do usłyszenia następnym razem!



8 comments:

  1. Wyczytałam ostatnio, że Japończycy nie tolerują tatuaży. Czy to prawda? Tak mi się teraz przypomniało, że kiedyś pisałaś, że nie wykluczasz zamieszkania w Japonii. Czy tatuaże nie będą przeszkodą przy zawieraniu bliższych relacji? Mam nadzieję, że nie odbierzesz tego pytania jako nietaktu albo zbytniego wścibstwa. Po prostu znając Twoją sympatię do Japonii, ciekawi mnie ten aspekt.
    Pozdrawiam, Maria2
    Ps. Gorączka przeprowadzkowa zwyczajna rzecz, nie ma się czemu dziwić, że nie masz głowy do niczego innego. Ale teraz to już raczej same przyjemności będą.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie, absolutnie nie jest to wścibskie pytanie! Z tatuażami w Japonii jest tak, że nie są tak popularne jak w Europie czy Stanach, wywodzą się z tradycji piętnowania przestępców i oczywiście kiedy myślimy "wytatuowany Japończyk" to od razu przychodzą na myśl członkowie yakuzy. Wciąż w wielu hotelach z gorącymi źródłami i na publicznych basenach zabronione jest korzystanie z kąpieli dla osób z tatuażem (nawet cudzoziemców), chociaż trafialiśmy na miejsca, w których nie było z tym problemu. Kilka razu dostałam w Japonii komplementy za moje tatuaże, od sprzedawców w sklepach. Ale szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czy tatuaż miałby wpływ na zawieranie znajomości czy przyjaźni, pewnie zależy to od środowiska, w jakim bym się znalazła, od samych ludzi. Pracy w biurze czy bezpośrednio z klientem raczej bym nie dostała, bo Japonia stawia na uniformizm w takich środowiskach, ale jako przedstawiciel wolnego zawodu artystycznego może mogłabym być postrzegana jako ekscentryczka? *^V^*
      Kupiliśmy dziś komodę do sypialni i stoliki nocne, a w sobotę fotele do salonu, powoli zaczynamy się urządzać! ^^*~~ Pozdrawiam!

      Delete
  2. Z całej siły trzymam kciuki za przeprowadzkę i wszystko, co jest z nią związane.
    Wyobrażam sobie, jak zaciekawione będą kotki- w nowym miejscu tyle zakamarków do obwąchania i sprawdzenia :). A jak czytam "pracownia", to aż zazdroszczę, bo sama mam spory dom, ale kąta dla siebie właściwie nie posiadam, i noszę się z pudłami i zawsze czegoś szukam. Może pewnego dnia walnę pięścią w stół i zaanektuję jakiś pokój do wynajęcia na swoje potrzeby:).
    Tatuaże masz cudne. Pozdrawiam znad morza, akurat leje.....makaron jem ciepły, ale arbuzy, melony i borówki jak najbardziej włączone do menu, no bo kiedy jak nie latem?
    PS Moje kotki pozdrawiają Twoje kotki!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękuję!!!
      Ja chyba znowu zasiedlę róg salonu, bo w pracowni będzie miejsce na biurko do pracy Roberta i na stół do szycia, już nie zmieszczę biureczka do malowania... Zobaczymy po przeprowadzce.
      Dawno nie byłam nad morzem, połaziłabym po plaży, nawet w deszczu! Chyba czas się gdzieś wybrać nad wodę, nawet na chwilę...
      Koty dziękują za pozdrowienia i machają łapkami, chociaż niemrawo, bo w te upały są nieco nieżywe pod wiatrakiem! *^w^*

      Delete
  3. Asia, ta pszczoła jest jak żywa!!! No cudowna jest. Czad, po prostu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Prawda?!... ᕙ(‾̀◡‾́)ᕗ Umie ta moja Agata pięknie tatuować! Przyglądam się pszczole, jak tylko moja ręka odbija się w lustrach, bo ona jest z tyłu i nie mogę na nią popatrzeć bezpośrednio, chyba powtórzę taką pszczołę gdzieś na wierzchu ręki.

      Delete
  4. Tatuaż jest przepiękny, nawet taki świeżo malowany. Pozdrawiam :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękuję! W sumie szkoda, że tak nie zostaje na zawsze, takie żywe kolory. ^^*~~~

      Delete