Monday, June 10, 2024

Czyli można!

EDIT: do wszystkich, którym czasami moje wpisy wyświetlają się w dziwny sposób z pomieszanym niegramatycznym tekstem - być może Wasze przeglądarki mają włączoną opcję automatycznego tłumaczenia wszystkich stron na język polski i próbują tłumaczyć też strony po polsku, stąd to zamieszanie w tekście. Sprawdźcie ustawienia przeglądarki.

 


 

Rudy już po kuracji i wizycie kontrolnej u weta, stan zapalny wyleczony, teraz kontrola za miesiąc. Na szczęście kotu pasuje karma specjalistyczna, którą od teraz będzie jadł, i już wiem na przyszłość, że jedyną formą leku jaką mogę podać Akiemu z sukcesem w domu jest forma płynna strzykawką bezpośrednio do paszczy (pomijam zastrzyki, bo te tylko u lekarza).

Ta sytuacja wywołała u mnie stare reakcje na stres, ale udało mi się je zauważyć, opanować i skierować myślenie na nowe tory, czyli takie schematy są do przezwyciężenia! *^V^* 

 


 

Kiedyś byłoby tak: kot choruje, więc nerwy, choroba nie jest poważna, ale wymaga leków. Niestety nie da się podać mu antybiotyku w tabletkach - rozgnieciony z przysmakiem wywołuje u niego ślinotok niczym wielka fala w Kanagawa... a włożony w całości jest natychmiast wypluwany, a drugi antybiotyk w syropie podawany strzykawką do pyszczka przez pierwsze dwa dni wywoływał wymioty, więc kolejne nerwy. Karma antystruvitowa sucha wchodzi, ale mokra nie ma mowy, znowu się stresuję, że kot nie je tego co powinien. Kiedyś bym się załamała, odłożyłabym wszystkie aktywności, szczególnie takie jak malowanie czy sport, siedziałabym zadumana i załamywałabym ręce myśląc, co będzie, co będzie... 

 


 

Ale złapałam się tym, zanim wróciłam na tamte tory. Powiedziałam sobie, że trudno - pracujemy z tym co jest. Podajemy antybiotyk po troszku, tym bardziej, że nie jest on paskudny w smaku, kot się oblizuje, po prostu stresuje go podawanie dużej ilości płynu na raz ze strzykawki, przez kolejne dwa dni nie było już wymiotów po podaniu leku, a to było najważniejsze. Co do karmy - będzie dostawać suchą karmę specjalistyczną, bo mu smakuje, a mokrą - ukochanego tuńczyka z bezsmakowym zakwaszaczem moczu w proszku i probiotykami, i wszyscy będą zadowoleni. Rozłożyłam sytuację na elementy, przyjrzałam się, jakie są problemy i jakie ich rozwiązania, wybrałam to co byłam w stanie zrobić i postanowiłam nie biczować się za niemożność osiągnięcia 100%. 

 


 

I powiem Wam, że jestem z siebie dumna, bo nie weszłam w tę sytuację z pozycji bezradnego dziecka, który się boi, płacze i czeka aż ktoś inny załatwi sprawę za niego tylko zachowałam się, jak dorosły człowiek, który rozwiązuje problemy na miarę swoich możliwości. 

 


 

***

Z okazji Dnia Dziecka kupiłam nam czereśnie, ale jeszcze nie polskie, hiszpańskie, i były w porządku, chociaż to jeszcze nie jest TEN smak. Kilka dni później były już nasze polskie! *^v^*

 


 

REMONTOWO - działania w toku, rozmawiałam z koordynatorem i jesteśmy w czasie czyli nie przywidujemy opóźnień. 20 czerwca montują parkiet, kończymy część zasadniczą remontu według umowy w pierwszym tygodniu lipca, następnie wchodzi ekipa montująca kuchnię i meble w łazience i przedpokoju. *^V^*


Dużo ostatnio jemy japońskiego jedzenia. Kupiliśmy kawałek pięknej marmurkowej wołowiny ribeye pokrojonej w cienkie plastry i zrobiłam z niej najlepszy gyudon, jaki jedliśmy!... Mamy też piękną wołowinę i jagnięcinę w cieniutkich plasterkach, będą w sam raz do sukiyaki albo nabe w jakiś chłodniejszy deszczowy dzień, a takie się zapowiadają na ten tydzień. ^^*~~




A takie piękne ptaki znajdują się na bloku w mojej okolicy! Więcej o ursynowskich muralach można przeczytać tutaj. Trzymajcie się ciepło i do następnego wpisu!




11 comments:

  1. Na szczęście kotu dopasowana karma specjalistyczna, która będzie teraz dostępna, i już wiem, że będzie w przyszłości, że dostępna postać może być akiemu z skutecznym w domu jest formą płynnej strzykawki bezpośrednio do paszczy (pomijam zastrzyki, bo te tylko u lekarza). Taki tekst się u mnie wyświetlił. Obiecałam, że pokażę, więc wklejam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jesteś jedyną osobą, która zgłasza mi takie problemy z treścią moich wpisów. Otwierałam bloga na innych komputerach niż mój i nic się takiego nie dzieje, nie umiem Ci pomóc...

      Delete
    2. Weszłam zobaczyć czy odpisałaś i widzę, że treść Twojego wpisu wygląda teraz normalnie.

      Delete
    3. Jeszcze coś mi przyszło do głowy - sprawdź czy Twoja przeglądarka nie ma włączonej opcji automatycznego tłumaczenia wszystkich stron na język polski, być może próbuje tłumaczyć też strony po polsku, stąd to zamieszanie w tekście.

      Delete
    4. Spokojnie, da się z tym żyć. :-)

      Delete
  2. U mnie też czasem Twoje wpisy wyglądają jakby przetłumaczone przez translator - to tak w nawiązaniu do komentarza powyżej.
    W kwestii podawania płynnego leku, o ile nie jest to paskudztwo, to może dodawać do jakichś smakołyków? U mnie kot miał zapisane kapsułki, którym się urywało koniuszek i wciskało zawartość kotu do pyszczka. Koty się okropnie stresowały, ale lekarstwo było smaczne, więc wystarczyło wycisnąć to na jedzonko i było w całości zjadane. Albo nauczyć się dawać zastrzyki, to nie jest trudna operacja u kota, mój mąż się w tym wyspecjalizował i teraz najchętniej dajemy leki sami właśnie w zastrzykach.
    Piękne murale! I cudowne Twoje obrazki! Podziwiam te szczególiki :).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że być może Wasze przeglądarki mają włączoną opcję automatycznego tłumaczenia wszystkich stron na język polski i próbują tłumaczyć też strony po polsku, stąd to zamieszanie w tekście. Sprawdźcie ustawienia przeglądarki.
      Z płynnym lekiem nie ma problemu, kot dostaje go ze strzykawki do pyska i po sprawie, gorzej z tabletkami - czy to rozgniecione czy w kawałkach, zmieszane z najukochańszym tuńczykiem nie wchodzi za żadne skarby świata, Aki ma szósty zmysł jeśli chodzi o leki!... *^w^* Na szczęście na razie nie ma potrzeby podawania zastrzyków, ale pewnie gdyby była taka konieczność, to się nauczę, taki zastrzyk pod skórę nie wydaje się być trudny.
      Bardzo dziękuję! ^^*~~

      Delete
    2. Nie mam automatycznego tłumaczenia, sprawdzałam to już wcześniej, bo też myślałam, że to taki problem. Poza tym ze wszystkich znajomych blogów to dotyczy tylko Twojego, ot takie dziwne zjawisko. Wszystkie opisy (notka "o mnie", daty wpisów i komentarzy, nazwy podstron itp) - widzę po angielsku. Dlatego podejrzenie było, że założyłaś kiedyś blog w wersji angielskiej. W sumie bardzo to wszystko nie przeszkadza, ja się przyzwyczaiłam i nie zwracam na to uwagi, ale faktem jest, że na innych blogach takiego zjawiska nie ma.

      Delete
    3. Masz rację, mój blog jest w wersji angielskiej, może dlatego przeglądarki wariują. Takie zjawisko nie występuje na moim telefonie czy komputerze, i nie wiem co na to poradzić.

      Delete
  3. Bardzo się cieszę, że nie dałaś się stresowi! Ptaszki Twoje po prostu obłędnie śliczne, a woda na Instagramie - myślałam, że to zdjęcie!
    U mnie tekst zawsze u Ciebie wyświetla się normalnie, ale ja mam wyłączone tłumaczenie z angielskiego, może dlatego.
    Pozdrawiam serdecznie!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Och, ta woda na Instagramie to było zdjęcie! ^^*~~ Ale kiedyś się nauczę tak malować wodę, tak sobie postanowiłam.
      Pozdrawiam!

      Delete