Dałam się wreszcie namówić. Tyle razy kiedy mąż jechał w podróż służbową proponował, żebym pojechała z nim albo dojechała na kilka dni, ale jakoś się nie składało. Aż w końcu się zgodziłam i w zeszły piątek poleciałam do niego do Mediolanu, gdzie pracował od początku tygodnia.
Nie obyło się bez przygody, bo wieczorem w czwartek skasowali mi piątkowy poranny lot bezpośredni ale na szczęście szybko zamieniłam go na łączony lot przez Kopenhagę. Kastrup jest uroczym niewielkim lotniskiem ze świetną przytulną atmosferą, raz dwa byłam w Mediolanie, potem przejazd pociągiem z lotniska i metrem do hotelu. Pierwsze wrażenie to miasto zrobiło na mnie bardzo dobre, tym bardziej kiedy w piątkowy wieczór przypadkiem trafiliśmy idąc ulicą na restaurację Settembrini 18 - takich owoców morza to jeszcze nigdzie nie jadłam!!! *^V^*~~~ Przepyszny makaron z jeżowcami i risotto z karczochami! Świetna kawa! Limoncello i biscotti dostaliśmy gratis od figlarnego kelnera, który na Roberta mówił "Kapitane" i puszczał do mnie oczko kiedy namawiał na butelkę wina. ^^*~~
Mieszkaliśmy w hotelu Sanpi - piękne wnętrza wspólne, wygodne pokoje, nowoczesna łazienka. Byle tylko jeszcze nie padało!.... Niestety, prognozy były nieubłagane i rzeczywistość to potwierdziła - cały weekend lało!... W jednym ze sklepów powiedziano nam, że Mediolan to jest miasto deszczu i taka pogoda jest normalna.
Trochę pospacerowaliśmy po mieście, oglądając architekturę i zabytki, ale głównie spędzaliśmy czas jedząc pyszności i pijąc kolejne macchiato. ^^*~~
Kilka kadrów z deszczowego miasta.
Mediolan zrobił na mnie pozytywne wrażenie, mimo ulewnego deszczu, który padał przez prawie całe trzy dni mojego pobytu. Chciałabym tam kiedyś wrócić i pewnie mąż znowu będzie tam jechał służbowo, wtedy się dołączę na wycieczkę, albo po prostu sobie tam wyskoczymy na kilka dni, może uda się trafić na bardziej słoneczną porę! *^v^* Na pewno jestem zachwycona jedzeniem, co ciekawe najsłabszym punktem pobytu była pizza... Za to owoce morza bajeczne!!! Odwiedziliśmy trzypiętrowe centrum handlowe Eataly obok siedziby firmy Roberta, w którym można kupić jedzenie wszelakie - trufle, makarony, warzywa i owoce, mięsa i wędliny, sery, chleb, wina, są tam też restauracje. Jakbym mieszkała w Mediolanie to byłabym stałą klientką tego sklepu!!! *^O^*
***
Tyle wrażeń z podróży, a przed nami początek wegańskiego DOJadania, zaczynamy w środę! A jutro pokażę Wam jeszcze dwie nowe sukienki, które zabrałam ze sobą do Włoch i mimo deszczu udało mi się je obfotografować w naszym hotelu. ^^*~~
Ale cudnie! Sama bym pojechała, nawet w deszcz:). Przepięknie wyglądasz na tym zdjęciu, czy to jest jedna z tych nowych sukni?
ReplyDeleteJa w sumie nie żałuję, że pojechałam w deszcz, w restauracjach z owocami morza deszcz nie padał!... *^0^*~~~
DeleteTak to ta! Jutro wrzucę wpis z sukienkami. ^^*~~
Cudnie, ja do Włoch mogę zawsze, właśnie ze względu na jedzenie. Tam żałuję, ze mój żołądek ma jakieś ograniczenia, bo jadłabym wszystko. Akurat pizzy nie biorę, bo w ogóle za nią nie przepadam, ale makarony, owoce morza, risotta zawsze :)
ReplyDeleteZdecydowanie powinnaś częściej dawać się mężowi namawiać na wyprawy do Włoch ;)
Ptaszki śliczne.
Mediolan to w ogóle nie jest region pizzy, tam się jada risotto i ossobuco, ale jakoś tak nam ta pizza wpadła pod rękę... Lepszą pizzę zjedliśmy tuż po powrocie we włoskiej knajpce na warszawskim Wilanowie (prowadzona przez Włocha)! *^0^*
DeleteNastępnym razem jak będzie jechał, to też się z nim zabieram!
Zazdraszczam :-)
ReplyDeleteJuż nie ma czego, to było dwa miesiące temu!... ^^*~~
Delete