Tydzień zaczęłam od ugotowania ścierek.
Nie, to nie jest nowa japońska potrawa!... >0< To tradycyjna metoda porządnego uprania ścierek kuchennych i powiem Wam, że byłam w szoku, bo do gotowania wrzuciłam ścierki PO PRANIU, a i tak woda była czarna... 3 l wody, kilka pompek płynu do zmywania naczyń i pół szklanki sody oczyszczonej, do tego wrzucam ścierki (mieści się 6-8) i gotuję ok. 20 minut od zagotowania, czasami ugniatając końcem drewnianej łyżki. Potem odcedziłam ścierki, przepłukałam zimną wodą, żeby dało się je przełożyć do miski, a potem do pralki, i puściłam normalne pranie z płynem do białego. No, nie powiem, jest różnica!
Poza tym, to był tydzień #niczymniewyróżniającysię.
Gyudon ugotowałam. Kupiliśmy świetną wołowinę krzyżową (w Beefshopie), więc ugotowałam gar cieniutko pokrojonych plastrów w japońskim sosie, prawie jak w naszym ulubionym barze Yoshinoya! ^^*~~ (Przy okazji, notatka dla siebie ku pamięci - 700 g wołowiny rozmraża się w lodówce 12 godzin, po tym czasie jest dobre do cieniutkiego pokrojenia.)
A w niedzielę mąż nawyciskał klusek z dziurką! *^V^*
Użyliśmy formierki do makaronu - przystawki do miksera i wyszedł przepyszny!!! Mamy sześć wykrojników dla różnych kształtów, wystarczy zagnieść kulę ciasta i potem tylko włączyć mikser, i kluski same wyłażą z maszyny! My tylko musimy obcinać je na wybranej długości, a potem oczywiście ugotować i podać z wybranym sosem - wczoraj było ragu z mielonej wieprzowej łopatki. *^v^*
Przyszła metalowa kasetka i półkostki, więc wycisnęłam gwasze do palety i zrobiłam kartę kolorów, ale jeszcze ich nie testowałam (poza drobnymi dodatkami do akwarelowego ptaka). Za to udało mi się usiąść do malowania akwarelami, co zamierzam powtarzać częściej w tym tygodniu, chociaż na poniedziałek zaplanowałam sprzątanie szafki łazienkowej, zobaczymy jak mi to pójdzie!...
Poniedziałek przywitał nas słońcem i całkiem ciepłym porankiem (przynajmniej w Warszawie, mam nadzieję, że u Was też tak było!). W tym tygodniu czekają mnie fajne rzeczy, nie mogę się doczekać! ^^*~~
W temacie prania: coraz bardziej skłaniam się ku tradycyjnym metodom. Był taki czas, kiedy - przekonana przez znajome - stosowałam kapsułki, aż stwierdziłam, że to straszny badziew, żel z tych kapsułek nie rozpuszcza się porządnie, oblepia włókienka, i prane rzeczy po kilku takich operacjach wyglądają jak szmaty, poszarzałe, sztywne. Miałam w życiu okres, kiedy sama robiłam proszki do prania i to było najlepsze, co można w praniu zastosować, ale trzeba się troszkę wysilić, żeby to "wyprodukować". No i właśnie niedawno sobie o tym przypomniałam, muszę odtworzyć te receptury. Pranie ścierkom czasem urządzam, ale nie pomyślałam o sodzie, a ona właśnie jest przecież składnikiem tych domowych proszków do prania.
ReplyDeleteSoda czyni cuda! ^^*~~ I do prania, i do precli.
DeleteJa też kiedyś używałam kapsułek, ale krótko, bo raz użyłam kapsułki do małej ilości prania i nie rozpuściła się porządnie, za to wkleiła w nogawkę spodni, nie zauważyłam tego od razu więc wyschła na kamień, potem usuwałam ją z kolejnymi kilkoma praniami... Dawno temu miałam też orzechy piorące, ale jakoś mnie do siebie nie przekonały, pranie było jakieś takie... jakby tylko z samej wody.
Teraz używam płynu do prania i to mi najbardziej odpowiada.
Mam propozycję następnego chwytliwego tytułu:
ReplyDelete"usmażyłam mopa". :-DDD
Rozbawiłaś mnie tytułem konkretnie.
Mopa smażyć nie będę, bo to raczej nie przyniosłoby fajnych efektów, tym bardziej, że mam mopa parowego więc zamiast smażenia byłoby powolne duszenie... *^W^* A gotowanie ścierek daje błyskawiczną gratyfikację, jest o niebo lepsze! ^^*~~
Deleteteraz gotuję już tylko ścerki :-) dodaję do gara szklo wodne, perhydrol i trochę proszku E. Płuczę w misce a do pralki wrzucam na odwirowanie.
ReplyDeleteMusiałam sprawdzić, co to jest szło wodne, bo nie znałam. Dodaję do prania ręczników wybielacz w proszku (kupuję w Rossmannie albo online), ale tego produktu nie znałam. Ale soda chyba zawsze pozostanie u mnie w użytku!
Deleteomatko, przygnębiłam się. :D Kiedy wspomniałyście o starych metodach prania, pomyślałam, że chodzi o tarę, nie o czasy przedkapsułkowe.
ReplyDeleteHyhy, ja od dawna jestem przekonana, że pralki to nie to samo co gotowanie. Pościel czy ścierki wygotowane w kotle a potem jeszcze umaglowane, to zupełnie inna jakość prania.
Natomiast tytuł skojarzył mi się z pewną starożytną lekturą dla dzieci, gdzie chłopak narzekał, że szkolne obiady śmierdzą ścierką. :D
Pozdrawiam!
PS. Ptaszki cudne!
Nie, no jaką tarę!... Aż tak to ja nie lubię prania... *^W^*~~~
DeleteNiby pierze się w 95 stopniach, ale to nie to samo co wygotowanie w 100 stopniach z dodatkiem sody. Ale pościeli to już mi się nie będzie chciało tak traktować... Pamiętam maglowanie, wszystko wracało z magla supersztywne i składałam to potem z mamą pół wieczora, rozciągając prześcieradła i obrusy w przedpokoju! Lubiłam ten zapach gorącej pary w maglu. ^^*~~
A te obiady musiały śmierdzieć brudną ścierką! No, to rozumiem, że nie był zachwycony. >0<
Bardzo dziękuję!
Jak ja uwielbiam Twoje malunki! Dziś w pracy na zajęciach z seniorami z Uniwersytetu Trzeciego Wieku wspominaliśmy życie codzienne w PRL, ale o gotowaniu prania nikt nie mówił, a szkoda - ja pamiętam z dzieciństwa kotły z praniem na kuchence gazowej. Pozdrawiam :-)
ReplyDeleteBardzo mi miło!
DeleteNiby pralki teraz nowoczesne ale jednak nie dopierają ścierek tak dobrze, jak pół godziny gotowania w sodzie! W zeszłym tygodniu znowu gotowałam. *^V^*