Monday, June 12, 2023

Obsesje codzienności


 

Czy Wasz zeszły tydzień też był taki długi?... Czy to tylko tak u mnie?...   Był wypełniony wieloma fajnymi rzeczami więc nie narzekam (i jedną niefajną - mąż się przeziębił i chorował podczas kilku wolnych dni...), na przykład spotkałam się z koleżanką na kawę i plotki (tak, i na bezę też... ^^*~~)!



Zrobiłam tatuaż (pochwalę się, jak się zagoi),  a tydzień zaczęłam od umycia okien! (Oczywiście następnego dnia spadł gwałtowny zacinający z boku deszcz, ale to już inna historia... 0w0*~~)

 


 

Istne szaleństwo, wiem, ale chyba po wyjeździe opanował mnie Duch Sprzątania. Wstaję o 7:00, toaleta, zęby, prysznic, kubek ciepłej zielonej herbaty, medytacja albo/i skrobię coś w dzienniku, a potem łapię za odkurzacz i oblatuję na szybko całe mieszkanie (duże nie jest więc długo to nie trwa... ^^*~~). Przy dwóch kotach odkurzanie co najmniej raz dziennie to dla mnie konieczność. Lubię widok posprzątanego mieszkania, więc chcąc nie chcąc sprzątam na bieżąco, na przykład myję naczynia podczas gotowania i tuż po zjedzeniu posiłków, żeby nie stały w zlewie i nie męczyły swoim widokiem. 



 

Wieczorem przed snem ok. 22:00 nastawiam herbatę na cold brew - odmierzam 10 g herbaty hojicha albo 15 g senchy, zalewam litrem zimnej wody, zostawiam na blacie kuchennym do 7:00 rano, kiedy wstaję - wtedy wyjmuję sitko z liśćmi i mam chłodną herbatę na cały dzień, zaliczka do tych zalecanych 2 litrów dziennie.

 


 

Trafiłam niedawno na zdanie, które bardzo mnie poruszyło. Oglądam kanał Nao (z japońskimi napisami, ale można włączyć też angielskie) i w ostatnim filmie Nao przekazała coś, co dało mi do myślenia i bardzo mi się spodobało. 

When you live an ordinary life with no change, you sometimes envy those taking on big challenges and growing visibly.
But I want to be a person who finds small opportunities for growth and enjoyment in everyday life that only I can understand, and I want to be able to recognize them for myself properly. 

Uświadomiłam sobie niedawno, że całe życie na coś czekałam, na "coś innego", "coś lepszego" co miało się wydarzyć, kiedy ja w międzyczasie ogarniałam codzienność. Tak jak się czeka na wygraną w Totolotka, i "jak się wygra, to dopiero zacznie się żyć"... Nie chcę już być tamtą osobą, która "przelatuje wzrokiem" każdy dzień, chcę się zatrzymywać i zachwycać, chcę się otaczać tym co mnie cieszy, choćby to były najmniejsze drobiazgi. Chcę, żeby droga też była celem podróży. Czuję, że od kiedy tak myślę, moja codzienność stała się inna, lepsza, zatrzymuję się i skupiam na rzeczach ważnych - ważnych dla mnie, bo przecież każdy z nas ma swoją drogę i inne sprawy postawi na pierwszym miejscu, inne sposoby spędzania czasu, inne priorytety, każdy ma inną otwartość na dostęp świata zewnętrznego do swojego wnętrza. 

Oglądam kilka japońskich kanałów i zastanawia mnie ich fenomen - ludzie nie robią niczego niesamowitego, pokazują jak wstają rano w normalnym domu pełnym zwyczajnych sprzętów, robią śniadanie, parzą kawę, sprzątają, przynoszą ze sklepu warzywa i bukiet kwiatów, idą na spacer do parku, bawią się z kotem - i mają setki tysięcy obserwujących i miliony wyświetleń. Nie wiem, skąd ta popularność zwyczajnego życia ale sama czekam na kolejne filmy, to mnie cieszy, uspokaja, nastraja pozytywnie do mojego życia, uczy radości z drobnych codziennych czynności. Czuję, że nie chcę oglądać szalonego życia Ozbornów i Kardaszianów w ich pałacach, wolę popatrzeć jak ktoś kroi kapustę, odkurza, parzy kawę. W sumie to tylko od nas zależy, jakie treści wpuszczamy do naszych głów i co to robi z naszymi umysłami. Nie ma czegoś takiego jak "trzeba o tym wiedzieć, bo inaczej..." No właśnie, bo inaczej co? Jeśli wydarzy się coś bardzo ważnego, to na pewno się o tym prędzej czy później dowiem, ktoś mi powie, przeczytam na Instagramie, świat zadba, żeby nie ominęła mnie ta wiadomość. A na razie "ja wysiadam" jak śpiewała Anna Maria Jopek, albo może nie wysiadam, ale przesiadam się do ciuchci, która sobie powoli turkocze po torach obok w moim tempie. *^-^*


A druga rzecz, na której też moje oko zahaczyło się gdzieś w Sieci - reklama gogli do rzeczywistości alternatywnej i hasło "Reality. Avoided"...

Tak, ja rozumiem, że ktoś wymyślił takie hasło, żeby podkreślić, że ich gogle są tak dobre, że skutecznie odcinają Cię od otoczenia i możesz kompletnie uniknąć świata dookoła, zatapiając się w świecie wymyślonym. Ale dotarło do mnie, że ja NIE CHCĘ unikać rzeczywistości!!! 

 


 

Szłam niedawno wieczorem do domu moją stałą trasą od stacji metra i jest taki kawałek, gdzie chodnik przecina rozległy trawnik,  na szczęście rzadko koszony (ma nawet tabliczkę "tu kosimy rzadziej"). Aktualnie jeszcze nic nie jest skoszone a roślinność w maju rozszalała się gdzie tylko mogła, więc są tam wysokie trawy, polne kwiaty, krzaki rozmaite. I kiedy szłam tamtędy po 20:00 w ciepły wieczór czerwcowy, to zachwyciłam się, JAK ta zielenina PACHNIE!... *^0^*~~~ Byłam w środku miasta, ale nie czułam spalin i betonu tylko wilgotną trawę, mieszankę kwiatów, nagrzaną przez cały dzień ziemię... Jak mogłabym chcieć uciekać od takiej rzeczywistości zakładając gogle odcinające mnie od świata?!... ^^*~~ 

 


 

Jestem zapachowcem, kto też tak ma? Zapachy zawsze mocno kojarzą mi się z miejscami, wydarzeniami, i po czasie wystarczy delikatna nitka jakiejś woni, żebym odbyła całą sobą sentymentalną podróż w czasie! Majowa Japonia pachnie dla mnie azaliami, rosną wszędzie - w parkach, wzdłuż chodników na ulicach. Ta odmiana jest piękna i niesamowicie aromatyczna, pachnie jak... marihuana! >0< I ten zapach będzie mi się już zawsze kojarzył z nasza pierwszą wyprawą do Japonii w 2011 roku, zapisało mi się w głowie i wyskakuje z szufladki ze skojarzeniami za każdym razem, kiedy pojawi się chociaż cień tego aromatu. ^^*~~

 


 

Albo smakowanie jedzenia (co też w sumie po części wiąże się ze zmysłem węchu). Gdzież tam przeszłoby mi przez myśl, żeby się odseparować od tych smaków, zapachów, tekstur!... Truskawki i szparagi już są na porządku dziennym, w zeszłym tygodniu na stół wjechała fasolka szparagowa. Młodą kapustę trochę przegapiłam przez nasz wyjazd w maju, ale czekam teraz na polskie czereśnie. Ryż dobrej jakości ugotowany tak jak trzeba nagle przestaje być białym bezosobowym wypełniaczem dla sosu i staje się poezją pojedynczych okrągłych smakowitych ziaren!...


 

Słodki pachnący miodem melon!... Lada dzień zacznę dźwigać ze sklepu arbuzy. *^V^* I przyznam się Wam po cichutku, że tak już trochę czekam na jesienne polskie jabłka... Ale największą moją aktualną obsesją są pomidory, mogę je jeść do wszystkiego, do kotleta i do ciasta!... *^0^*~~~



Podam Wam pomysł na super sałatkę! Pomidory i truskawki kroimy w kawałki, liście rukoli rwiemy na mniejsze fragmenty (jeśli nasza rukola jest z bazaru, czyli duża), mieszamy to wszystko doprawiając oliwą, octem balsamicznym, solą i pieprzem, obficie posypujemy kruszonym w palcach serem feta albo sirene, na wierzch można rzucić kilka plasterków szynki dojrzewającej wedle gustu. Zjadamy z grzankami z chleba na zakwasie i kieliszkiem schłodzonego wina, pasuje tu nawet szprycer albo prosecco! ^^*~~
 
 

 

Obsesja numer dwa - ghee od Pasiek Sadowskich! Ich miody kupuję od dawna, pierwszy raz wzięłam ghee i jestem zakochana w jego orzechowym aromacie, od kiedy pierwszy raz go użyłam to smażę tylko na nim, oleje poszły chwilowo w odstawkę. ^^*~~ Na przykład jajka smażone na ghee to P-O-E-Z-J-A! (o ile lubicie jajka bez dodatków w postaci bekonu czy szynki, ja bardzo lubię)

Upiekłam ciasto. To znaczy, w ryżowarze je upiekłam, czyli raczej uparowałam?... W każdym razie, ciasto wyszło całkiem smaczne, *^V^*, polukrowałam i zjedliśmy z herbatą i ze smakiem! Następnym razem zmodyfikuję przepis (był dołączony w instrukcji obsługi maszynki) i zrobię coś z herbatą matcha, a przede wszystkim ubiję białka przed połączeniem ich z resztą masy, bo bez tego ciasto prawie wcale nie urosło.

 

 

Za to koniec tygodnia był gwałtowny, stłukłam fajną szklankę, wywaliłam pudełko śmietany na podłogę... Tak mnie strofuje nieuważność, za dużo chciałam na raz zrobić, za szybko... W takich chwilach wiem, że muszę zwolnić, wręcz zatrzymać się na chwilę, skupić się na jednej rzeczy na raz, skończyć ją i dopiero zabrać się za kolejne. 

 


 
W tym tygodniu w planach rzeczy fajne i konieczne... Z tych fajnych - 17 czerwca wraca piknik z kulturą japońską w Domu Kultury Służew nad Dolinką! *^V^* Z tych koniecznych - wizyta u dentysty, ech... Ale cóż, pogoda piękna, koty puchate, nie ma co narzekać. Pięknego tygodnia Wam i sobie życzę, i do przeczytania następnym razem! *^0^*~~~

6 comments:

  1. Hyhy, a św. Augustyn mówił, że jak chcesz dotrzeć do celu, jeżeli zachwycasz się drogą. Akurat też uważam, że nie miał racji, o ile droga jest piękna.
    A zapachy to chyba najsilniejszy nośnik pamięci. 😅
    U mnie pogoda beznadziejna, kotów brak, ale też jest fajnie 🥰

    ReplyDelete
    Replies
    1. Och, nie zgodzę się ze świętym Augustynem zupełnie!... Po pierwsze, sama droga też jest super i można podczas podróży cieszyć się różnymi fajnymi rzeczami, widokami, smakami, odczuciami! A po drugie, jeśli mówimy o podróży przez życie, to przecież nikt z nas nie wie dokąd tak naprawdę podróżujemy, jaki jest nasz cel i kiedy go osiągniemy, więc tym bardziej trzeba się cieszyć drogą do niego, bo a nuż okaże się, że nie ma żadnego celu a tylko droga była celem samym w sobie, i potem będzie nam głupio, że przeszliśmy ją z zamkniętymi oczami. *^o^*
      Pogoda u mnie dziś też się popsuła, 10 stopni i siąpi, ale przetrwałam 3 godziny u dentysty, także jestem radosna! Zjadłam czereśnie, nic mi dziś więcej do szczęścia nie potrzeba. *^v^*~~~

      Delete
  2. Bardzo ciekawy wpis.
    Pozdrawiam, Maria2

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję! Mam ostatnio dużo przemyśleń i przelewam je w słowa, żeby mi nie umknęły. *^v^*~~

      Delete
  3. Bardzo to wszystko jest zbieżne z moim podejściem do życia :). Cieszą mnie drobiazgi, staram się być uważna i spokojna w zwyczajnych codziennych czynnościach, i też chcę, żeby droga była celem podróży (a przynajmniej jednym z celów). Może do tego trzeba dojrzeć, bo kiedyś było trochę inaczej. Jak to ktoś powiedział - sukces to osiągnięcie tego, czego się pragnie, a szczęście to cieszenie się tym, co się ma.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Miło mi to słyszeć! Chyba rzeczywiście trzeba do tego dojrzeć, w takim razie ciesze się, że udało mi się wreszcie w 49 roku mojego życia! Jak to mówią, lepiej późno niż wcale, znam osoby, które nigdy tego nie zrozumiały aż do śmierci...
      A co do cieszenia się tym, co się ma - ludzie często mylą to z cieszeniem się tylko tym co się ma i nie dążenie do czegoś innego, a to przecież nie tak! Można mieć marzenia, plany, cele, tylko niech osiągnięcie ich nie stanie się jedyną radością życia, bez której siedzimy naburmuszeni i nieszczęśliwi. *^V^*~~~

      Delete