Monday, March 06, 2023

DOJadanie, tydzień II

 


Wiosna idzie!!! *^V^* Przynajmniej taką miałam nadzieję na początku zeszłego tygodnia... Mam tak dosyć zimy w tym roku, tej szarówki, pluchy, beznadziei za oknem... Ale już chyba o tym było niedawno, prawda? W każdym razie, pojawiają się słoneczne dni i staram się je wykorzystać na spacery. Jeszcze okutana w zimową kurtkę i szal, ale wierzę, że lada dzień będę śmigać z gołymi łydkami w lnach i muślinach!... ^^*~~



 

Czekałam na tę książkę i się wreszcie doczekałam! Kupiłam ją w przedsprzedaży w wydawnictwie, oficjalna premiera dopiero 8 marca. "Ciepło" Niny Czarneckiej czytałam z dużym zainteresowaniem, to dla mnie pierwszy kontakt z ajurwedą, wiedza jest podana umiejętnie i z wyczuciem, zachęca do dalszego szukania i zdobywania informacji, a sama książka prowadzi nas przez zimny i ciemny czas jesieni i zimy, są pomocne zimoumilacze, są przepisy kulinarne. "Rześko" to przewodnik na wiosnę i lato, poza wstępem jeszcze niczego nie czytałam, zamierzam delektować się tą częścią powoli zapoznając się z kolejnymi rozdziałami odpowiadającymi nadchodzącym miesiącom. Na pewno mogę już powiedzieć, że zdjęcia są zmysłowe i apetyczne, nadają książce magiczną atmosferę, ich autorką jest Maia Sobczak z bloga Qmamkasze.

 


 

Przeczytałam niedawno książkę Ireny Wielochy, którą znam z Instagrama jako Kobietę Zawsze Młodą. Pani Irena na pewno może być dobrym przykładem dla wielu z nas, zmieniła swoje życie będąc po 50-tce, bo przestało jej się podobać, że ma sporą nadwagę, która przeszkadza jej chodzić po ukochanych górach i zagrożenie cukrzycą. Radykalnie zmieniła swoją dietę i zaczęła ćwiczyć pod opieką profesjonalistów, a potem zaistniała w mediach społecznościowych, co krok po kroku doprowadziło do całkiem nowych doświadczeń życiowych, m.in. w wieku 70 lat została modelką! Czy to ciekawa lektura? Podobała mi się część opisująca historię życia pani Ireny, jej młodość, życie rodzinne, pozwala nam to zrozumieć jaką jest osobą i dlaczego udało jej się dokonać tak radykalnych zmian. Początek książki trochę przynudza, szczególnie ciągłe przepisywane cytaty z własnych wpisów na Instagramie.

 

 

A teraz zanurzyłam się w świat skandynawskich kryminałów, połknęłam "Niegodziwość ojców" Asy Larsson i pod koniec książki znalazłam informację, że jest to szósta ostatnia część cyklu... Na pewno poszukam innych pozycji tej autorki!

 
 

***

DOJadanie w toku. W zeszłym tygodniu na stół wjeżdżały na przykład takie pomysły - śniadanie według formuły: 

ugotowane ziarna 

przyprawy/zioła suszone 

pomidory 

silken tofu doprawione solą kala namak

+

świeże zioła/kiełki

 

Na pierwszej pozycji mogą się pojawić: różne fasole, ciecierzyca, soczewica, bób, możemy je sami wcześniej ugotować albo wybrać te puszkowane. Doprawiamy gotową mieszanką przypraw, czosnkiem, curry, garam masalą, itd. Pomidory mogą być świeże lub z puszki, zamiast nich albo razem z nimi można dodać paprykę, szpinak.


 

Robert smażył rosti, grzyby i szpinak z czosnkiem i gałką muszkatołową.

 


 

W niedzielę usmażyłam naleśniki. Nie korzystałam z żadnego wegańskiego przepisu, za to użyłam zamiennika jajka Veggs, który nadaje się do wszystkich potraw, w których jajko spełnia funkcję lepika. Sprawdziło się świetnie! Firma Veggs jest polska, z siedzibą w Puławach i fabryką w Piasecznie pod Warszawą.




Poszliśmy też na tofucznicę do Paprotki, w zeszłym roku bardzo nam smakowała. W tym - jakoś tak mniej... Zdecydowanie tym razem ich izraelski bajgiel z hummusem i dodatkami był dużo smaczniejszy!

 


 

Przepyszny klasyk, po którego chyba w zeszłym roku nie sięgnęłam, aż dziwne!... Wegańska wersja kapuśniaku po żydowsku według przepisu Marty Dymek. Pierwszego dnia zjedliśmy go w formie zupy, natomiast kolejnego zupą już to nie było, bo kasza wchłonęła większość płynu, więc dorzuciłam kostkę pokruszonego w palcach tofu dla większej treści i dodatku białka, i powstała gęsta potrawka, równie pyszna!

 


 

Zrobiłam sałatkę ziemniaczaną, przepis jest prosty, mieszamy ziemniaki i cebulę z sosem, odstawiamy do lodówki, żeby się przegryzły. (Włożyłam ją w słoiki, bo tak  łatwiej ją pomieścić w lodówce a Robertowi wygodniej zabrać do biura.)

- 1 czerwona cebula, drobno pokrojona
- 6 ugotowanych dużych ziemniaków pokrojonych w dużą kostkę

Sos

- 2 Ł posiekanych kaparów, można dodać trochę zalewy do smaku
- 2 Ł musztardy francuskiej
- 6 Ł majonezu
- sól i pieprz do smaku
- 3 łyżki posiekanego szczypiorku 



I pastę bezjajeczną z przepisu ErVegana, nieco przeze mnie zmodyfikowanego.



Z ciekawych produktów sklepowych - kupiliśmy Majtasy! *^O^*~~

 

 

Oraz pierwszy raz jedliśmy wegańskie pyzy z nadzieniem od Prostych Historii, pyzy w porządku, nadzienie niesamowicie delikatne w smaku i giną w towarzystwie grubego treściwego ciasta, lepiej sprawdziłoby się w ravioli. Porządniej bym to doprawiła czosnkiem i gałką muszkatołową!



 

Zauważyłam też mój problem z wegańskimi kanapkami. Kiedy robię sobie kanapkę z wędliną albo serem, nawet jajkiem na twardo, to zawsze jest na chlebie element w miarę twardy, w który można zatopić zęby z pewnym oporem materii, jeśli wiecie co mam na myśli. Z kanapkami wegańskimi to tak nie wygląda, bo przeważnie na pieczywie lądują różne pasty, a nawet jeśli jest to wegańska mortadela, to ma ona konsystencję bardzo miękką. Owszem, pastom towarzyszy pomidor, ogórek, papryka, to są elementy twarde, chrupiące, ale zawsze towarzyszy im miękka paćka. Nie podoba mi się to. Zamiast płaskich kanapek wolę chyba wegańskie wrapy, w których pasta jest rozsmarowana na tortilli i na niej są różne twarde warzywa, a wszystko to jest i tak wymieszane bo zwinięte w rulon. Ot, taka moja kanapkowa rozkmnina. >0<


***

 

Na 4 marca zostaliśmy zaproszeni na ślub i wesele, odbywało się w hotelu Belotto w Warszawie. No i jak zobaczyliśmy termin, to od razu zapaliła się nam lampka - "Acha! Ciekawe, czy nasza dieta wegańska zostanie wzięta pod uwagę?..." Pan młody zapewnił nas, że kuchnia o nas zadba i nie mogłam się doczekać, żeby się o tym przekonać! *^V^*

 


 

Było nieźle, ale... Kilka dań było serwowanych do stołu, reszta stała w postaci szwedzkiego stołu. Na przystawkę dostaliśmy konstrukcję z duszonego bakłażana, cukinii, cebuli na poślizgu z zielonego sosu, z pomidorkami i pięknym przybraniem. Wygląd 10/10, smak, hm... bardzo delikatny, trochę niezauważalny.




Potem była zupa-krem z białych warzyw, wspólna dla wszystkich gości.



Na koniec podano danie główne - i trudno nam było nie odnieść wrażenia, że to są te same duszone bakłażany, cukinie i cebula pokrojone trochę inaczej, z dodatkiem papryki, selera naciowego i ciecierzycy, smak ten sam co przystawki czyli zestaw przypraw był identyczny. Tu się hotel Belotto nie popisał, naprawdę można było wymyślić coś ciekawszego. Pozostali goście dostali pieczone udo kaczki z pure ziemniaczanym i buraczkami duszonymi.

 


Na szwedzkim stole było kilka wegańskich opcji do wyboru, ze dwie sałatki, smażone gnocchi z cebulką, ryż z warzywami (wiem, te dwa dania pewnie były pomyślane jako skrobiowy dodatek do dań mięsnych stojących w sąsiednich bumarach, ale to nie przeszkadzało nam się nimi poczęstować. *^v^*) Na deser jedliśmy owoce, był duży wybór pokrojonych owoców na tacach. Nie było roślinnego mleka do kawy bo mleko było elementem wielkiego ekspresu do kawy i trudno, żeby były tam różne opcje. W sumie można było zapytać obsługę, czy mają na kuchni mleko roślinne i gdyby było to dolać je sobie do czarnej kawy, ale nie piliśmy kawy. Tort niestety nie był wegański, ale nie wymagajmy za wiele, i tak byliśmy chyba jedynymi gośćmi z odmiennymi wymaganiami żywieniowymi. 

Poniższe zdjęcie zrobiłam 28 lutego, kiedy na moment pojawiło się w Warszawie słońce. Dziś znowu jest zimno i wszystko przykrywa śnieg... Cóż, wygląda na to, że na wiosnę musimy jeszcze poczekać. Do wyjazdu do Japonii 57 dni! *^0^*~~~


(kliknij żeby powiększyć)

4 comments:

  1. A no właśnie, z jednej strony coraz więcej wegan a z drugiej strony na większych imprezach ich nie widać. Może unikają takich okazji? Ja byłam ostatnio na większym przyjęciu gdzie podano tatar z żółtkiem. Ostatni raz coś takiego jadłam w latach 70siatych, potem gdy nastała era salmonelli, raz na zawsze pożegnałam się z tatarem. Dodatkowo przeraża mnie surowe mięso... Jednak jak rozejrzałam się po sali to wszyscy pałaszowali ten tatar bez najmniejszego oporu...
    Napisz parę słów w jakim stroju wystąpiłaś na weselu.
    Pozdrawiam, Maria2

    ReplyDelete
    Replies
    1. W Warszawie jest bardzo dużo wegańskich restauracji a i te niewegańskie mają takie opcje w menu, więc czy to podczas wesela w hotelu, czy przyjęcia w restauracji można spokojnie wybrać wegańskie menu. Od miejsca zależy, czy kucharz będzie mniej czy bardziej pomysłowy, tutaj był ten mniej...
      Naprawdę nie jadasz tatara? Ja tatara z żółtkiem jadam raz w miesiącu, niedaleko mnie jest restauracja, która specjalizuje się w wołowinie (z własnej hodowli) i środa jest Dniem Tatara, podają wtedy dwie porcje w cenie jednej. Uwielbiam tatara, koniecznie z surowym jajkiem i nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłabym dostać salmonelli. Może dlatego, że zawsze jadam go w sprawdzonych miejscach.
      A na weselu miałam sukienkę, którą uszyłam w lipcu 2020, o tę: http://www.friendsheep.com/2020/07/blog-post.html Może dostaniemy jakieś zdjęcia, to pochwalę się całością, pozowaliśmy do zdjęć z parą młodą. *^v^*

      Delete
  2. No wiesz, jestem straszną panikarą, Tobie salmonella nawet nie przyszła do głowy a ja mam bardzo mocno ograniczone zaufanie.
    Ale przy okazji muszę Ci powiedzieć, że miałaś rację, wolnowar to garnek dla mnie:) Leniwej i mało pomysłowej w kuchni. Wrzuciłam produkty do bigosu, włączyłam ustrojstwo i zajrzałam tylko raz na godzinę przed końcem gotowania bo dorzuciłam białą kiełbasę. Bez mieszania, bez dolewania, bez włączania okapu (bo praktycznie nie paruje). A smak! Smak wyborny, nigdy w życiu nie jadłam tak dobrego bigosu:) No w sumie to dzięki Tobie bo gdyby nie ten zachwalany ryżowar...W każdym razie, dziękuję:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Może nie mam instynktu samozachowawczego?!... *^W^*~~~
      Tak zachwalasz wolnowar że aż zaczyna mnie kusić... Ryżowar jest dla mnie cudowną maszynką, bo zawsze miałam problem z ugotowaniem ryżu na gazie bez przypalenia, używam go też do innych ziaren. A taki bigos, co sam się robi? Albo duszone warzywa. Albo zupa. Fasolka w pomidorach... Muszę pomyśleć, chociaż zupełnie nie mam na to urządzenie miejsca w kuchni, ani do postawienia go podczas gotowania ani do przechowywania. Może po przeprowadzce? ^^*~~

      Delete