Tydzień pod znakiem wizyt na fizjoterapii, niestety poblokowały mi się mięśnie w lewej ręce i trzeba było je rozruszać masażami i zabiegami rehabilitacji. Dodatkowo fizjoterapeutka zwróciła mi uwagę, że dobrze by było opracować moją bliznę po operacji, bo mnie ściąga i się garbię a mój ból w lewej ręce wynika ze zrostów blizny po lewej stronie, i zaproponowała masaż i igłowanie, na co się niezwłocznie zapisałam. Także tak. Jakbyście mieli jakieś blizny pooperacyjne - nawet bardzo stare, to skonsultujcie ich fizjoterapię, bo mogą one wpływać na resztę ciała, postawę i potencjalne bóle. Nikt mi tego w szpitalu nie powiedział, a szkoda, bo mogłam się tym zająć wcześniej czyli zapobiegać zamiast teraz leczyć...
W związku z tym dobrze, że mieliśmy zapas gotowych obiadów z WegeMichy bo ryż wstawiałam przed wyjściem z domu na zabiegi i czekał ugotowany w ryżowarze a warzywa w sosie wystarczało na szybko odgrzać po moim powrocie.
Nasze wegańskie DOJadanie powoli dobiega końca i jak co roku mam poczucie, że minęło za szybko i nie zdążyłam wypróbować wszystkich nowych przepisów, powtórzyć ulubionych potraw. Niby nikt mi nie zabrania gotować wegańsko poza DOJadaniem, ale jakoś to się za często nie udaje... Może w tym roku? W każdym razie, przed nami ostatnie 5 dni diety wegańskiej! *^o^*
***
04 kwietnia, poniedziałek
Na śniadanie menemen ze szpinakiem i silken tofu w roli jajka.
Na lunch ryż basmati i danie z WegeMichy - czarna fasola po irańsku z grillowanym bakłażanem, suszoną cytryną i kuminem, pycha!
Na kolację kanapki - ze szpinakiem i falafelem z LoveVege na zimno (pyszny!), z rzodkiewkami, z dżemem truskawkowym.
05 kwietnia, wtorek
Na śniadanie congee/ryżanka - z suszonymi grzybami shitake, groszkiem cukrowym, yubą, szczypiorkiem i mikrolistkami słonecznika. Do tego kiszonki (w tym domowe wegańskie kimchi).
Na lunch makaron fusilli szpinakowy Italiamo z Lidla ze szparagami w kremowym sosie z przepisu Vegan Richa. Pojawia się co roku, bo to prawdziwy hit!!! *^0^*
A na poobiedni deser wegańska drożdżówka z piekarni Putka! *^0^*
Na kolację kanapki: pasta bezrybna, pomidor i u mnie dżem truskawkowy a dla Roberta masło orzechowe i miód (weganie zazwyczaj nie jadają miodu jako produktu odzwierzęcego ale my zdecydowaliśmy, że z niego nie rezygnujemy).
06 kwietnia, środa
Na śniadanie kanapka - grillowany chleb, awokado, pomidor, mikroliście słonecznica i kapusty czerwonej, majonez i placek z warzywami z mąką z ciecierzycy (przepis Vegan Richa).
Na lunch ryż basmati i danie z WegeMichy: subtelne namak curry z dynią hokkaido, szpinakiem, mlekiem kokosowym, soczewicą, fasolką szparagową i liśćmi limonki.
Na kolację mieliśmy gościa i podałam domowe precle i orientalną michę rozmaitości głównie kupnych: hummus (z delikatesów u Andreasa, stacja metro Natolin od strony Płaskowickiej), baba ganoush, muhammara z przepisu Ottolenghiego, dolma, makdous, oliwki. Robert zrobił obazdę z domowego twarożku sojowego.
07 kwietnia, czwartek
Na śniadanie kanapki na szybko z tego co w lodówce - obazda z ogórkiem małosolnym i pasta bezrybna z mikrolistkami.
Na lunch makaron szpinakowy Italiamo (Lidl) z muhammarą (z przepisu Ottolenghiego).
Na kolację zamówiliśmy jedzenie z VegeLove - burgera Classic Jalapeno i noodle teriyaki.
08 kwietnia, piątek
Na śniadanie inarizushi z grzybami mun, yubą, groszkiem, umeboshi, do tego hiyayakko i awokado z sosem sojowym i szczypiorkiem, zupa miso z korzeniem lotosu, daikonem, marchewką i groszkiem cukrowym i kiszonka.
Na lunch curry udon z chrupiącym tofu katsu - super przepisy tylko polecam zanurzyć plastry tofu na godzinę w mieszance sosu sojowego/mirinu/imbiru/czosnku/papryki przed panierowaniem i smażeniem. Inaczej smakuje jak gąbka w panierce... *^0^*
Na kolację kanapki - z obazdą i prażoną cebulką, z muhammarą i mikrolistkami słonecznika, z hummusem i i oliwkami.
09 kwietnia, sobota
Na śniadanie fasolka w pomidorach Heinz z drobnicą sojową i mikrolistkami, do tego grzanki.
Na lunch kasza gryczana i danie z WegeMichy: burak po burgundzku - francuski przysmak w wersji wege: pieczony burak, warzywa korzeniowe, brunatna pieczarka, jałowiec, tymianek i czerwone wino. Do tego mizeria.
Na kolację grzanki - Robert z rzodkiewkami, ja z dżemem truskawkowym.
10 kwietnia, niedziela
Na śniadanie pojechaliśmy do Tel Avivu na Żoliborzu i zamówiliśmy: zestaw "hummus z czymś pysznym" (z sojowym "mięskiem" mielonym, chrupkami Ras El Hanout oraz świeżą kolendrą) oraz miskę kiszonek, chrupadełka z pity z zataarem i pierożki sambousek z zielonym groszkiem. Wszystko super, a kiszonki okazały się tak pyszne, że wzięliśmy drugą porcję na wynos do domu! *^V^*
Na lunch kasza bulgur i danie z WegeMichy: tagine (bakłażan, batat, papryka, morele, chili, ras el hanout) i pikle kupione w TelAvivie.
Na kolację kanapki, z serkiem sojowym i rzodkiewkami i z pastą bezrybną i musztardą, ale nie mam zdjęcia.
Dzień dobry. Bardzo lubię czytać Twój blog, choć nie komentuję. Ale dziś skomentuję - żaden lekarz nie powie, żeby iść do fizjoterapeuty. Być może mają w tym swój interes, bo oni przepisują leki a fizjoterapeuta pomoże i straci się pacjenta. Przekonałam się o wyższości fizjoterapii kiedy córka miała zerwane więzadło przednie i lekarze nie zalecali NIC, podczas gdy nie mogła chodzić. Fizjoterapeuta odpowiednimi ćwiczeniami postawił ją na nogi, podczas gdy wg ortopedy miała chyba przeleżeć czas do operacji, w związku z czym mięśnie by raczej całkowicie zanikły przez ten czas. Ja również zaczęłam korzystać z usług dobrej fizjoterapeutki i stwierdzam,że to jest to.
ReplyDeleteWygląda na to, że masz rację. Ja najpierw poszłam z tą ręką do ortopedy, on nią poruszał, stwierdził że to tajemnicza dolegliwość niewiadomego pochodzenia (nie zapytał o urazy czy operacje!...), przepisał leki przeciwzapalne i powiedział, że jak nie przejdzie za kilka dni to mam iść do fizjoterapeuty. No to poszłam, bo nie przeszło. Ale nie zlecił żadnych badań (rtg, usg)!...
DeleteJuż teraz będę pamiętać, że z takimi dolegliwościami to od razu do fizjoterapeuty, bo szkoda czasu i zdrowia! *^o^*
Ależ te Twoje ryby są piękne! Nie mogę od nich oka oderwać. Bardzo lubię Twoje rysunki i tylko szkoda, że nie jest to Twoim zawodem. Pamiętam jak szukałam naklejek ściennych w postaci wielkich róż w kolorze niebieskim i myślałam o Tobie, że byłabyś świetna w projektowaniu tego typu rzeczy.
ReplyDeleteCo do jedzenia się nawet nie wypowiadam bo musiałabym się powtarzać. I znowu nasuwa się stwierdzenie, że Pan Robert o ma życie:)
I pomyśleć, że kiedyś nie wierzyłam w fizjoterapię....
Pozdrawiam, Maria
Bardzo dziękuję! ^^*~~ Nie jest to mój zawód, bo zajęłam się tym stosunkowo niedawno, ale może kiedyś będzie pracą na cały etat? Tylko kto wtedy będzie gotował i szył sukienki?.... *^V^*~~~
DeleteA fizjoterapeutom i dietetykom to powinni w szpitalach pomniki stawiać, ale to dwie najmniej poważane w świecie lekarskim specjalizacje, a niesłusznie!