Mam do polecenia filmy z Netflixa! *^v^* Po pierwsze, obejrzeliśmy "Najmro. Kocha, kradnie, szanuje" - film o Zdzisławie Najmrodzkim, "królu złodziei" z przełomu lat 80-tych i 90-tych XX wieku. Produkcja zrealizowana podobnie do filmu o Kalinie Jędrusik, który widzieliśmy w zeszłym roku w kinie (ale bez piosenek oczywiście!) czyli z przymrużeniem oka.
Po drugie, polski serial "Krakowskie potwory" - świetny serial oparty na demonologii słowiańskiej, bardzo dobrze napisany scenariusz, nieźle zagrany, trzyma w napięciu i chce się oglądać kolejne odcinki żeby się dowiedzieć, co będzie dalej! Końcówka oczywiście taka, że zapowiada się drugi sezon, ciekawe czy powstanie.
Obejrzeliśmy jeszcze koreański serial o epidemii zombie w szkole średniej "All of us are dead", dla miłośników tematu, bardzo dobrze zrealizowany. *^w^*
Poza tym, wiosna! *^O^* Zrobiło się tak ciepło, że zaczynam na poważnie popatrywać w kierunku sukienek a w weekend nawet wykroiłam elementy na nową kieckę i mam w planach ją zszyć w kolejnym tygodniu. Tym razem jednokolorowa, w kolorze o który bym siebie kiedyś w ogóle nie podejrzewała, a jednak wpadł mi w oko. ^^*~~
Dużo też pracowałam z farbami. Poczułam chęć powrotu do szkiców z przestrzeni miejskiej, wyszukuję zdjęcia z naszej ostatniej wyprawy do Japonii w 2019 roku i przenoszę wybrane kadry na papier. W poniedziałek czekają mnie zakupy w sklepie plastycznym bo wyrysowałam do końca cienkopis 0,5 mm i tak jak zawsze miałam w domu zapas to tym razem zostały mi same grube pisaki!... Na szczęście plastyka mam przez ulicę, uff!... *^o^*
Marcowy turniej sumo skończył się przegraną naszego faworyta o włos!... Pozostaje nam teraz czekać do maja na kolejny turniej. Zrobiliśmy też plany (i rezerwację) na kilkudniowy wyjazd w czerwcu, który po części jest prezentem z okazji rocznicy ślubu dla mojego męża, ale na razie nic więcej nie piszę, żeby nie spalić niespodzianki! (o wyjeździe wie oczywiście, w pracy musiał wziąć urlop, ale nie zna szczegółów). Kolejny tydzień wegański za nami, gotowe obiady z WegeMichy niezmiennie królują na naszym stole na zmianę ulubieńcami z poprzednich lat, nie eksperymentujemy za bardzo i tradycyjnie nie kupujemy dużo gotowych "wędlin" czy "serów" starając się utrzymać prostotę posiłków. Nie będę oszukiwać, są kryzysy. Tęsknimy za pieczonym kurczakiem i jajkami. Boczniaki w panierce to fajna alternatywa, ale jednak to nie jest to samo, o jajkach nie wspomnę... Jeszcze trzy tygodnie przed nami, damy radę! *^0^*
***
21 marca, poniedziałek
Na śniadanie był menemen - cebulka, pomidory z puszki, czosnek, bazylia, tofu, to ostatnio moja ulubiona potrawa z patelni, cieszę się też na wersję z jajkami, którą zrobię za kilka tygodni. *^o^*
Na lunch klopsiki z zielonego groszku kupione w Lidlu (kilka tygodni temu, miałam w zamrażarce), ziemniaki, duszona młoda kapusta.
Kolacja: ja spotkałam się z przyjaciółkami na ploty i zamówiłyśmy jedzenie z Vegan India (wegańska część restauracji Best of India, ul. Postępu 5) a Robert zrobił sobie na kolację kaszę gryczaną smażoną z cebulką i tofu marynowanym z tymiankiem (GoVege).
22 marca, wtorek
Na śniadanie kanapki "trzy pasty" - hummus, bez-jajeczna (z przepisu ErVegan), i z pastą bezmakrelową (z przepisu Molomo Vegan).
Na lunch danie z WegeMichy - "energetyczne zielone curry z bieługą (czarną soczewicą), cukinią, domową garam masalą, szpinakiem i skórką z limonki " z ryżem basmati. O dziwo, pierwsze małe rozczarowanie daniem obiadowym z WegeMichy, smak niezły ale jednowymiarowy.
Na kolację zjedliśmy kanapki z hummusem i pastą bezjajeczną, nie mam zdjęć.
23 marca, środa
Na śniadanie tortille wypełnione plackami warzywnymi z mąką z cieciorki (VeganRicha) i awokado, do tego surówka z pomidora z cebulką i granatem.
Na lunch wegańskie mapo tofu, zamiast mielonego mięsa użyłam tradycyjnie do tej potrawy granulatu sojowego. (ten drobniutki granulat jest świetny, natomiast nie lubimy większych wersji, takich kęsów, nie umiem ich dobrze przyprawić i wychodziły takie sobie...)
Na kolację placki ziemniaczane z jabłkiem (wersja wegańska bez jajek, "Hazana" Paola Gavin, str. 141), podane z cukrem! *^V^*
24 marca, czwartek
Na śniadanie, inarizushi z grzybami, groszkiem i umeboshi, zupa miso z kapustą, marchewką i yubą, hiyayakko (silken tofu na zimno z sosem sojowym i szczypiorem), surówka z ogórków.
Na lunch, danie z WegeMichy - "klasyczne żółte curry: pieczone bataty, ciecierzyca, melon, szpinak, mleko kokosowe, kurkuma i liście curry", do tego makaron (Lidl).
Na kolację zamówiliśmy pizzę z Vegan Pizza (ul. Gutta, dostępne na pyszne.pl i UberEats). Wybrałam Capriciosę i Rucolę, obydwie pizze z wegańskim serem i z salami lub szynką. Werdykt?
Nie. To nie to.
O ile pizze miały fajne ciasto, dobre składniki warzywne, nieistniejące smakowo wędliny, to jeśli chodzi o ser... Dziwaczna lepka bezsmakowa struktura przyklejająca się do zębów i podniebienia. Nie. Poczekamy na prawdziwą pizzę.
25 marca, piątek
Na śniadanie kanapki - z guacamole, z wegańską mortadelą i rzodkiewkami, z pastą warzywną meksykańską.
Na lunch ziemniaki, fasolka i kotlety z fasoli (OlgaSmile).
Na kolację były resztki dań w tygodnia - zamawianego hinduskiego jedzenia i hummusa, nie zrobiłam zdjęć.
26 marca, sobota (Robert spędził sobotę na wyjeździe)
Na śniadanie kanapki: guacamole, pasta bezjajeczna z przepisu ErVegan, warzywna pasta meksykańska (Sante).
Na obiad miałam pierogi wegańskie z ziemniakami i tofu (Virtu) i młoda kapusta kiszona! *^v^*
Na kolację dokończyłam paczkę pierogów.
27 marca, niedziela
Na śniadanie placek koreański w mojej interpretacji: 1 szkl. kimchi własnej produkcji, 1/4 szkl. mąki z ciecierzycy, 1/4 szklanki mąki pszennej, duża garść posiekanej natki/szczypioru, 100 g silken tofu. Sos do maczania zrobiony z sosu sojowego, octu ryżowego i mirinu.
Na obiad domowy makaron mężowej roboty z pesto z czosnku niedźwiedziego (z lokalnego bazaru) i orzechami włoskimi. *^v^*
Na kolację kanapki jak wcześniej, nie mam zdjęć.
Jesteś moim guru sukienkowym. i do tego biję pokłony pełne zachwytu nad twoją kuchenną kreatywnością. Jak ja bym chciała, aby ktoś mi tak gotował! Nie muszę jeść mięsa, różnorodność twojego menu jest niewiarygodna. M
ReplyDeleteMiałam przyjaciółkę Małgosię, która w kuchni była czarodziejka i uwielbiała to. ja jedynie kocham jeść, nie gotować:)
Czerwienię się, bo pochwały niezasłużone!... *^-^*~~~ Mnie też się czasami nie chce, stąd te gotowe dania albo zamówione. Ale czasami lubię przetestować przepis żeby zobaczyć, jak to będzie smakowało!
DeleteA za nową sukienkę biorę się w piątek, będę miała stół do szycia wolny. *^v^*
Mnie też imponujesz różnorodnością menu, pomysłami, umiejętnościami i tym, że chce Ci się to wszystko (przy)gotować. Ja gotuję kiepsko, od niechcenia i mało pomysłowo. Zazdroszczę Twojemu mężowi, on ma po prostu rajskie życie z Tobą:)))) Ale dziś chciałam spytać o Twoje wspaniałe rysunki: skąd czerpiesz inspiracje? Ta pierwsza ryba na przykład, widziałaś taką na jakichś ilustracjach?
ReplyDeletePozdrawiam, Maria
Bardzo mi miło! ^^*~~ Czasami mi się nie chce... Wtedy coś zamawiamy, albo idziemy na miasto, albo odgrzewamy gotowe dania (porządnej jakości). Ale jak widzę jakiś fajny przepis to od razu chcę ugotować i zjeść to co tam opisują, dlatego nigdy nie będę chuda, bo ja żyję, żeby jeść!... *^O^*
DeleteA rysunki są z życia wzięte, miejskie kadry to moje zdjęcia z miejsc gdzie byłam, a ryby, grzyby, kwiaty to inspiracje znalezione w Sieci, rzadko maluję zupełnie z wyobraźni, chociaż czasami łączę elementy różnych obrazków.