Jestem z siebie dumna.
Przez całe życie w sytuacjach stresowych zamykałam się w sobie i zamrażałam większość moich działań. Wykonywałam tylko minimum koniecznych czynności, a resztę czasu poświęcałam na załamywanie rąk i przewidywanie straszliwej przyszłości. Na przykład przestawałam robić wiele rzeczy, które uspokajają i oczyszczają umysł z trosk, jak uprawianie sportów.
Od wczoraj tuż za naszą granicą dzieją się rzeczy straszne i moim pierwszym odruchem było oczywiście zastygnięcie w zamartwieniu, typowo dla mnie. Ale...
O 17:00 kopnęłam się mentalnie w tyłek, rozwinęłam matę i zrobiłam praktykę jogi, jak każdego dnia. Skoro każdego dnia myję zęby, to dlaczego miałabym nie poćwiczyć?... Dziś od rana mogłabym zwinąć się w kulkę na kanapie i mielić w głowie troski, ale poćwiczyłam, poszłam na zakupy, pozmywałam, zrobiłam dwa prania i jeszcze mam w planach usiąść z farbami do szkicu, nad którym pracowałam kilka dni temu.
Każdy z nas inaczej reaguje na zagrożenie, stres. Można szukać wsparcia i wspierać swoich bliskich, śledzić doniesienia w mediach albo wprost przeciwnie - kompletnie odciąć się od napływu niepokojących informacji i to też jest w porządku. Można modlić się/medytować, wyjść na spacer, pobiegać, sprzątać. Można zaangażować się w pomoc materialną dla uchodźców. Można nie przejmować się pouczeniami, jak mamy przeżywać obecną sytuację, co robić, co mówić. Grunt to znaleźć coś swojego na tę sytuację i nie dać się porazić strachowi i bezradności.
***
Dzisiaj wrzucam jeszcze dwa przepisy, może zechcecie zająć czymś ręce w kuchni.
Jesteśmy w ciągu oglądania starych czeskich filmów i seriali! *^v^* Po zakończeniu "Szpitala na peryferiach" (z seriami "po 20 latach" i "nowa generacja" włącznie! gorsze bo już bez doktora Strosmajera...) obejrzeliśmy komedię "Jak utopić doktora Mraczka albo koniec wodników w Czechach" - genialna! *^O^*~~~ A potem w kilka dni połknęliśmy "Kobietę za ladą", kocham ten serial!!! Podpatrywałam tam zaopatrzenie czechosłowackiego wzorcowego sklepu spożywczego z 1977 roku, pamiętacie te ich delikatesy, w których można było kupić smakowite kanapki i sałatki na wagę? Ja to widziałam na własne oczy, bo w późnych latach 80-tych nastolatką będąc dwa razy odwiedziłam Pragę. Teraz starałam się podpatrzeć, jakie sałatki sprzedaje Anna Holubova i obok ziemniaczanej z majonezem i włoskiej (coś na kształt sałatki greckiej, tylko zamiast fety jest tarty parmezan), znalazła się sałatka Budapeszt.
Poszukałam w Sieci przepisów i na jednej czeskiej stronie znalazłam. To jest moim zdaniem bardziej pasta do kanapek niż sałatka, po dopracowaniu proporcji okazało się całkiem smaczne! *^-^*
EDIT: Dzięki Ani wiem, że to był Liptauer. Widocznie w Czechosłowacji w latach 80-tych istniała nazwa "sałatka Budapeszt".
Sałatka Budapeszt
- 250 g serka mascarpone (oryginalny przepis mówi o pełnotłustym biały twarożku i takiego użyję następnym razem, pasta będzie bardziej zwarta)
- 1 Ł majonezu
- 1 Ł masła
- 2 Ł słodkiej papryki w proszku
- 1 mała cebula
- czerwona papryka
- sól, pieprz do smaku
Do blendera włożyć: serek, majonez, masło i paprykę w proszku, zblendować porządnie do połączenia się składników. Można też wymieszać wszystko łyżką, wtedy konsystencja będzie bardziej zwarta, nie tak wodnista i napowietrzona. Przełożyć do miseczki i dodać drobno posiekaną cebulę i posiekaną czerwoną paprykę. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
Tak przy okazji, zobaczcie na kadr z początku dziesiątego odcinka - pod koniec lat 70-tych w Czechosłowacji sprzedawano... ogórki pakowane pojedynczo w folię!!!
Pomyślałam, że wrzucę na bloga przepis na całonocny chleb bez wyrabiania. Mam do niego link w spisie przepisów, ale jak kiedyś zniknie z tamtej strony, to będzie tutaj.
Wymieszać łyżką:
- 3 szkl. mąki
- 1,5 ł soli
- 1/4 ł drożdży suchych
- 1,5 szkl. wody
Przykryć miskę folią, odstawić na 8 do 18 godzin na kuchenny blat.
Następnego dnia krótko wyrobić chleb minimalnie podsypując mąką, uformować bochenek i wrzucić go do miski/koszyka do wyrastania wyłożonego obsypaną mąką ściereczką. Odstawić do wyrastania na 1,5 - 3 godziny. (Ja stawiam koszyk na kaloryferze.)
Do piekarnika włożyć garnek żeliwny z pokrywą, rozgrzać piekarnik do 270 stopni. Kiedy osiągnie tę temperaturę wyjąć garnek z piecyka, zdjąć pokrywę, ostrożnie przechylić koszyk z chlebem żeby wrzucić go do środka garnka - UWAGA NA GORĄCY GARNEK!!! Nacinamy jeszcze wierzch chleba (albo nie), zamykamy pokrywkę i wstawiamy garnek do piekarnika. Zmniejszamy temperaturę do 230 stopni.
Pieczemy chleb 30 minut pod pokrywką, potem zdejmujemy pokrywkę i dopiekamy ok. 15 minut.