Wracam dziś z tematem dbania o siebie na różnych poziomach i znowu mam przemyślenia. Może ktoś wie i mi powie, bo sama nie potrafię znaleźć odpowiedzi na takie pytania:
Dlaczego w sytuacjach kryzysowych, pełnych nerwów zapominam o sobie?
Dlaczego, gdy przyjdzie smutna poważna wiadomość albo pojawia się duży problem, odcinam część mojej rutyny, która mi służy i pogrążam się w rozmyślaniach i snuciu scenariuszy, zamiast tym bardziej pamiętać o zadbaniu na przykład o swoje zdrowie i kondycję?
Od początku listopada codziennie dzielnie ćwiczyłam jogę, poświęcałam czas na medytację i robiłam raz dziennie przynajmniej 15-minutowy spacer. Aż do 8 listopada, kiedy to przyszła do nas nagła wiadomość o chorobie prowadzącej do śmierci członka rodziny, i o różnych potencjalnych kłopotach, jakie mogą być tym wydarzeniem spowodowane. I co? I ja, zamiast nadal utrzymywać tę rutynę zaczęłam odpuszczać, a zamiast tego zabrałam się za siedzenie na kanapie i rozmyślanie, i wymyślanie co będzie, jak będzie, i co dalej, i w ogóle... Nie mając wszystkich faktów, nie znając każdej sytuacji do końca. Z góry założyłam, że jest się czym martwić tak więc ja martwić się będę, i kropka!
Chcę zmienić takie moje zachowania raz na zawsze, bo to nie może być tak, że każdy większy problem przejmuje nade mną władzę i dosłownie mnie obezwładnia. Że przestaję robić to, co mi służy, co jest inwestycją w moje zdrowie i szczęśliwą sprawną przyszłość! A zamiast tego daje mi myślówę, gryzienie się, rozgrywanie w głowie scenariuszy nie popartych żadnymi faktami! Też tak macie? Jak sobie z tym radzicie?
Przyszedł nasz nowy garnek do nabe, ale też do innych potraw, bo jest to po prostu żeliwny gar z pokrywką (kupiłam go na allegro). Średnica 26 cm to nadal jest dużo i nie wiem dlaczego myślałam, że to będzie to dużo mniejsza pojemność od średnicy 28 cm... No, ale wyboru nie było, zależało mi na naczyniu płaskim, a płaskie były dostępne tylko w tym rozmiarze. W niedzielę zrobiliśmy próbne nabe (czyli danie z mięsa i warzyw w bulionie, gotowane w nabe, czyli garnku). *^v^* Klopsiki wieprzowe, paluszki krabowe, do tego grzyby, daikon, dynia, konjak cięty z bloku, makaron shirataki, tofu, wakame i kiełki fasoli mung. Wydaje się, że to ogromna porcja, ale to dużo warzyw/glonów i niewiele kalorii. Pożarliśmy wszystko ze smakiem! ^^*~~
Skończyłam czytać "Ciepło" i teraz zabiorę się za tę książkę jeszcze raz, powoli. Znalazłam tu dużo informacji z dziedziny Ajurwedy, czego wcześniej nie znałam, i chcę sobie to usystematyzować, rozpoznać mój typ ajurwedyczny i wynotować sobie korzystne dla mnie zalecenia, a potem zastanowię się, co z tego mi pasuje i z czego skorzystam na co dzień. Jest tu też kilka przepisów kulinarnych, żadne fikuśności, tylko takie domowe ciepłe gotowanie, na przykład żółte curry z tofu i mlekiem kokosowym. Autorka jest wegetarianką, ale nie zieje nienawiścią do mięsożerców i z nimi nie walczy tylko proponuje, podpowiada jak komponować dania, gdzie mięsa użyć jeśli je jadamy, pokazuje nam swoje ścieżki i daje wybór, i to mi się podoba.
Przypomniałam sobie też o innej książce, którą przeczytałam 10 lat temu ale cały czas stoi na nocnej szafce obok łóżka i postanowiłam do niej wrócić. To "Different kind of luxury" Andy Couturiera i jest to 11 historii Japończyków, którzy wybrali życie proste ale pełniejsze i bardziej ich satysfakcjonujące. A ponieważ chcę ograniczyć gapienie się w telefon wieczorem, a książki głównie czytam na telefonie (bo kupiłam abonament w Legimi), to chcę mieć takie specjalne książki na wieczorne czytanie w łóżku przed snem. No i znowu piję złote mleko, znacie? Lubicie? Mnie on przypomina się zimną jesienią, a wiosną odchodzi w zapomnienie. Badania wskazują, że jest to świetny środek na wzmocnienie układu odpornościowego, ma m.in. właściwości przeciwzapalne, przeciwbakteryjne, antydepresyjne, wpływa na trawienie, na mocne kości, poprawia stan serca i poziom cukru we krwi, a ja po prostu lubię jego smak i właściwości rozgrzewające!
Przepis jest bardzo prosty - najpierw robimy pastę: 1/2 szkl. mielonej kurkumy mieszamy z 1 ł mielonego pieprzu i 1 szkl. wody, podgrzewamy ok 3 minut mieszając, żeby się nie przypaliło. Potem zdejmujemy z ognia i dodajemy 4 Ł oleju kokosowego. Pastę przekładamy do słoika i trzymamy w lodówce, spokojnie wytrzyma kilka miesięcy.
A żeby zrobić napój, mieszamy 1 szkl. dowolnego mleka (zwierzęcego, roślinnego) i 1/2 ł pasty, można do tego dodać cukier i szczyptę cynamonu. Podgrzewamy na mały ogniu ok. 1 minuty i gotowe. Ja po przelaniu do kubka dodaję łyżeczkę miodu.
Przy okazji, farbowanie wełnianej chusty się udało! *^v^* Wcześniej była nieładnie żółtawo-beżowa, teraz jest buraczkowo-wiśniowa, nie jest to jednolity kolor bo widocznie nie wymieszałam dobrze barwnika, ale mi to wcale nie przeszkadza. Użyłam 11 litrowego garnka i farby Simplicol do wełny i jedwabiu, a chusta ma wymiary 100 cm na 250 cm. Można farbować też w pralce, ale bałam się, żeby barwnik nie został do następnego prania... Gotowałam 1 godzinę w 65-70 stopniach (trzeba mieć termometr).
To ja teraz pójdę nabrać wreszcie oczka na te skarpety bez palców i pięt, a Was zostawiam z pozytywnymi wibracjami na weekend! *^V^*
Lubię te Twoje jesienne rozkminy. Mi bardzo pomogła bardzo 'odkrywcza' myśl, że nasz mózg jest po prostu skonstruowany w pewien sposób. Tak samo jak nasze ciało jest skonstruowane w pewien sposób, więc na przykład nie oczekujesz od swojego ciała, że będzie latać. To byłoby niedorzeczne. Podobnie z mózgiem, nasz mózg jest zbudowany tak, że nie mamy nieskończonej silnej woli (a często winimy siebie jeśli będąc na diecie ulegamy pokusom), nasz mózg lubi się 'zamartwiać', automatycznie skupia się na negatywach itd. To jest po prostu naturalne, uwarunkowane fizjologią itp. Mnie się taka myśl wydaje bardzo wyzwalająca. Mózg tak ma i tyle. (DISCLAIMER: oczywiście to jeszcze nie oznacza, że masz po prostu poddawać się temu co mówi Ci mózg, np. jeśli męski osobnik jest 'zaprogramowany' na hmmm 'krycie każdej samicy, którą napotka na swojej drodze' to jeszcze nie znaczy, że naprawdę ma to zrobić ;)
ReplyDeleteAle to jest Twoja myśl czy to jest jakoś zbadane naukowo, że zamartwianie się jest naturalnym stanem mózgu do którego dąży? Nie chcę takiej odpowiedzi! *^n^* Chciałabym wierzyć, że jednak takie negatywne myślenie jest chwilowe i można się go łatwo pozbyć!
DeleteNie pamiętam szczegółów, ale czytałam, że w mózgu mamy specjalny obszar do zamartwiania się.
DeleteTeż tak mam, czekam wtedy na kanapie i czekam aż przejdzie. Jeżeli długo nie przechodzi, to wyznaczam sobie krótkie chwile na niemyślenie. I wtedy działam. Szybko, bo jak miną, to znowu się martwię.
Jest też taka metoda - stosowałam i działa - "co jeśli". Zakładasz najgorsze i opracowuje są plan w konkretnych krokach.
Pozdrawiam!
Oooooo!.... To mi się nie podoba! Można się zapisać na operację usunięcia tego obszaru martwienia się z mózgu? Mogą mi w to miejsce powiększyć część odpowiedzialną za niczym nieuzasadnioną radość! *^V^*
DeleteCo najlepsze, ja zawsze zakładam najgorsze scenariusze, a potem w zasadzie nigdy te najgorsze rozwiązania się nie zdarzają! Może powinnam usiąść w spokoju, spisać na kartce wszystkie moje najgorsze myśli i przewidywania, a potem kartkę wyrzucić i już będzie to przepracowane, i będę mogła zabrać się za normalne codzienne działania.
łatwo się natrętnych myśli o nieszczęściu pozbyć nie da. Medytacja bardzo pomaga.
DeleteStaram się jej nie pomijać bo czuję, że mnie uspokaja i wycisza.
DeleteZgadzam sie z Gosia ale tylko po czesci. Jesli nie znasz to polecam posluchac czy poczytac o tym, jak nasz mozg reaguje bo jest tak zaprogramowany u Eweliny Stepnickiej. Ona fajnie to tlumaczy przywolujac analogie podana przez kogos, ze nasz mozg na rzeczy dobre, przyjemne, ktore mimo wszystko nie sa nam konieczne do przetrwania reaguje jak teflon-splywa po nim. A na wszelkie zagrozenia: potencjalne i rzeczywiste reaguje swoja atawistyczna reakcja:zagrozenie, trzeba sie na nim skupic. Stad jesli spotka nas cos przyjemnego to nie chodzimy calymi dniami wspominajac to, zachwycaja sie i plawiac w tym(no chyba, ze jestesmy w pierwszej fazie zakochania) a jak nas spotka cos zlego to nurzamy sie w tym, nie mozemy o tym przestac myslec. Jak ktos skmplementuje twoje piekne rysunki to nie budzisz sie o 3 w nocy i nie przezywasz tego komplementu znowu i znowu przewracajac sie na lozku bezsennie :) Polecam ci to video ale tez inne z tej serii: https://www.youtube.com/watch?v=ZDKLxbPgp0M
DeleteEeeeee.... To mi się tak nie podoba! Rozumiem, że to ma jakieś zastosowanie praktyczne do przeżycia całego organizmu, ale wolałabym, żeby było odwrotnie, mogę się budzić o 3 w nocy i rozpamiętywać miłe wydarzenia!... *^o^*~~~
DeleteAle to podobno mozna wycwiczyc i "oslabic" te naturalna tendencje, wyrobic inne nawyki, reakcje zeby w zarodku to zdusic. Ale tak, jak pisala wyzej Gosia, sama swiadomsoc, ze mozg tak ma czasami pomaga mniej sie tym przejmowac. Albo w sytuacjach stresowych umiec od razu reagowac-kiedy sie przydazaja i jest pierwszy szok od razu swiadomie wlaczyc inne myslenie niz te czarne scenariusze i rezygnacja z nawykow, ktore nam sluza. Pewnie, ze kazdy by wolal, zeby ta czesc mozgu mu sie minimalnie rozwinela lub zanikla ale ...latac tez nie umiemy, ani nie mamy ogonow jak koty (to moja osobista obsesja od lat: zastanawianie sie jakby to bylo miec taki fajny, koci ogon).
DeleteKoci ogon brałabym w ciemno! I umiejętność pływania/oddychania pod wodą, latanie też byłoby fajne, śniło mi się kilka razy że latam! ^^*~~
DeleteA wiesz, że joga i medytacja zaczynają mi pomagać. *^O^* Obserwuję siebie od początku 2022 roku i już widzę, że regularne ćwiczenia coś mi przemeblowały w głowie - miałam mocno stresujące sytuacje i nie reagowałam na nie taką paniką, jak kiedyś. Bardzo mi się to podoba!
Czy to się czasem nie nazywa STRES? I co poradzisz? niewiele da się zrobić -albo włącza się tryb ochronny (no to się teraz pomartwię ale nie będę dokładać dodatkowych bodźców) albo tryb waleczny (nie poddam się tej frustracji i będę biegać/ćwiczyć/malować sufit/inne do wyboru żeby zmęczyć ciało i oszukać głowę)... tak mi się to układa bo dbanie o siebie jest przyjemne a jak się człowiek stresuje to przyjemności jakoś nie chcą się "wchłaniać" ... szkoda prawda?
ReplyDeleteNo, pewnie to jest stres, ale jak zrobić, żeby mu się nie poddawać?... Naprawdę wolałabym malować sufity zamiast mielić w głowie kolejne scenariusze na przyszłość, mniej i bardziej prawdopodobne...
DeleteMądrze mówisz, jak jest stres to człowiek nie chce nawet sięgnąć po ten krem z napisem "relaks", "sport", "odetchnięcie"... Ale będę się zmuszać, nie dam się sterować własnym złym myślom! *^v^*
Jest tak, jak napisałaś - odpuszczamy, tworzymy scenariusze. Przygotowujemy się? Jeśli mamy silną wolę, to wracamy do siebie...
ReplyDeleteMożesz mieć rację, że to mechanizm przygotowywania się na potencjalne wydarzenia. Tylko muszę się nauczyć jednocześnie i przygotowywać i nie zaniedbywać sytuacji aktualnej, bo jak np.: zaniedbam jogę, to mnie ściśnie rwa kulszowa i żebym była jak najlepiej przygotowana do działania w mojej głowie, to ciało nie ruszy się z miejsca i tyle będzie z mojego rozmyślania!... *^0^*
DeleteIm jestem starsza, tym mniejszą mam skłonność do zamartwiania się i przerabiania w głowie wszystkich możliwych czarnych scenariuszy. Tak w skrócie rzecz ujmując, to mam takie przekonanie, że nie w takich czarnych du... już byłam i jakoś dałam radę, więc teraz też jakoś to się ułoży. Skupiam się raczej na pozytywach i szukaniu światełka w tunelu, niż zastanawianiu się nad głębokością przepaści.
ReplyDeleteChusta wygląda świetnie :). Lubię takie niejednolite farbowanki :).
O, to ciekawe, bo ja im jestem starsza tym więcej stresujących sytuacji mi się zdarza (choroby moje i członków rodziny, śmierci bliskich) i tym mniej jestem na takie wydarzenia odporna. Muszę się nauczyć przestać gdybać i widzieć tylko czarne scenariusze, ech...
DeleteA z chusty jestem bardzo zadowolona, kolor wyszedł super i cieszę się, że nie zmieniła rozmiaru ani się nie sfilcowała w gorącej kąpieli!
No właśnie zaskoczyło mnie, że farba do wełny i jedwabiu, a trzeba gotować!
DeleteJa mówię właśnie o doświadczeniu, które wpływa na oswajanie pewnych sytuacji. Jakoś sobie trzeba poradzić z - dajmy na to - pierwszą śmiercią w bliskiej rodzinie, potem jest ciut łatwiej przyjąć kolejny cios. Traktuję to jako zwyczajną kolej rzeczy. Po kryzysie w czasach zmiany ustroju - z mniejszym lękiem odczytuję informacje o inflacji, podobnie z innymi sprawami. Na zasadzie - co nas nie zabije, to nas wzmocni. Owszem, lubię mieć wszystko pod kontrolą, ale nie panikuję i nie rozpaczam na zapas, bo życie mnie nauczyło, że większość czarnych scenariuszy i tak się nie spełnia.
Można farbować w pralce na jakimś programie do prania, ale wolałam nie, bo mamy sporo białych ubrań i jakoś bałam się, że mogą zostać resztki barwnika w pralce... Wiem, ktoś to opracował specjalnie do użycia w pralce, ale jestem cykor i co poradzę?... ^^*~~
DeleteA tu masz absolutną rację!!! Ja też wielokrotnie doświadczyłam tego, że moje czarne scenariusze się nie sprawdziły, zazwyczaj sprawy układały się jakoś, nie zawsze idealnie ale nigdy tak tragicznie jak zakładałam! No to muszę samą siebie przekonać, żeby nie dramatyzować na zapas... *^n^*
Mnie się wydaje, że w kryzysowych sytuacjach, mózg (i cały organizm) oswaja nową rzeczywistość, która gdzieś tam kształtuje się na horyzoncie. Jest impuls, że może być gorzej więc należy jakoś się do tego przygotować czyli rozpracować wroga aby go w razie nadejścia sprawnie odeprzeć. Takie przygotowanie jest zajmujące więc nie ma się chęci ani sił na nic innego. Ale to mija samoczynnie, czego Ci szczerze życzę.
ReplyDeleteBardzo dziękuję!
DeleteWolałabym, żeby mój mózg nie zakładał od razu samych najgorszych scenariuszy, tylko odłożył załamywanie rąk na później jak już byłyby powody do tego... Muszę go jakoś wytresować! ^^*~~
Moja znajoma powiedziałaby, że za mało kochasz sama Siebie, dlatego przestałaś ćwiczyć i dbać choć wiesz ze to Ci pomaga. A może to po prostu wina obecnej pogody która tak nastraja. Mam nadzieję że wrócisz do codziennych ćwiczeń. Ja staram się nie myśleć o czymś na co wiem że itak nie mam wpływu i choć czasem chęci brak to się mobilizuje. No dobra czasem zezrem cała czekoladę a dopiero potem wracam na orbitrek. Powodzenia
ReplyDeleteTo mi przypomniało wymianę zdań na jakimś forum kobiecym: "moja koleżanka ma niesamowicie bolesne okresy", "to dlatego, że za mało kocha siebie i za mało akceptuje swoje ciało", ""ale naprawdę jest ze sobą w relacji pełnej zgody i miłości", "jakby tak było to by nie miała bolesnych okresów!"...
DeleteCzasami to po prostu dużo miłości i endometrioza, i tyle.
Pogoda nie ma na mnie wpływu bo ja lubię każdą pogodę, nawet listopadową. A do ćwiczeń wróciłam, powiedziałam sobie, że mam ćwiczyć i już! Tylko teraz muszę nauczyć się odganiania tych czarnych myśli... Czekolada pomaga na chwilę niestety! *^V^*
A w dużym stresie dobrze znaleźć coś, co angażuje Twój mózg na sto procent. Mnie pomagało organizowanie rzeczy - sortowanie, układanie. Dla Ciebie to może być gotowanie właśnie. Trzeba uruchamiać w sobie takiego robota. Czekolada jest zgubna, bo tucząca. :)
ReplyDeletePozdrawiam gorąco!
Ja w dużym stresie robię te wszystkie rzeczy codzienne bez problemu, ale właśnie odpuszczam takie działania, które są "dodatkowe", moje - malowanie, jogę, szycie, dzierganie. Kiedyś rozmawiałam o tym z psychoterapeutką i usłyszałam, że ponieważ przez wiele lat te moje rękodzielnicze działania były bagatelizowane przez moją mamę ("co robisz? a, bawisz się") to teraz trudno mi je postawić na równi z np.: odkurzaniem i pewnie dlatego odpuszczam je jako pierwsze. Muszę się nauczyć tego nie robić.
DeleteCzekolada nie jest moich dużym problemem, raczej paczka pierogów ruskich 400 g pochłonięta na raz... >0<
No właśnie u mnie jest podobnie jak napisała Czajka. Jak mam duży problem to rzucam się w wir różnych prac, prasuje ( normalnie bardzo rzadko), czyszcze,szoruje. Nie potrafię wtedy siedzieć na kanapie, oszalała bym. Mam też wykształcona zdolność odłożenia problemu na później, na zasadzie-bede się martwić wtedy, jak będzie źle. Sytuacja jest dużo gorsza,
ReplyDeletegdy chodzi o chorobę osób najbliższych. Przeszłam przez śmierć rodziców ciężko, szczególnie mamy,która chorowała pół roku i wiadomo było że nie będzie lepiej. Praca,ruch i dodatkowe zajęcia uratowały mnie i pomogły normalnie funkcjonować. Na co dzień jestem osobą bardzo energiczna,gdy mam problem energia rośnie. Jedynie, największą moja zmorą są sny- koszmary i z tym nie umiem sobie sama poradzić.
No to Ci niesamowicie zazdroszczę, że potrafisz tak odłożyć problem! Mój maż tak ma, zawsze mówi - "zdecydujemy, jak już do tego dojdzie, a na razie reagujemy na bieżąco na to co się teraz dzieje".
DeleteTeż przeszłam wielomiesięczne choroby zakończone śmiercią mojej mamy i teściowej, oraz szybką śmierć mojego taty (zawał), zauważyłam, że często śmierć takiej osoby jest dla nas dopiero początkiem czegoś, bo trzeba sobie poradzić emocjonalnie z sytuacją straty ale też czasami pozostają problemy prawne, finansowe, sprawy urzędowe, do których nie jesteśmy przygotowani, których nie umiemy ogarnąć. W sumie powinni tego uczyć w szkole - jakie kroki należy podjąć, do jakich urzędów się udać, jakie papiery wypełniać na wypadek śmierci kogoś bliskiego, jakie przysługują nam prawa i jakie mamy obowiązki.
Smierc taty tez byla dosc nagla, piec miesiecy po odejsciu mamy. Gdy umarla mama i lecialam na jej pogrzeb(okolo 26 godzin) to wlasciwie plakalam prawie cala droge, wogole chcialam od poczatku otrzymania wiadomosci byc sama. Ta dluga podroz w pewnym sensie pozwolila mi zaakceptowac jej smierc (spodziewalam sie odejscia mamy od wielu miesiecy).Gdy umarl tata, nie uronilam ani jednej lzy. Dopiero pare miesiecy po jego smierci, bedac w pracy, zaczelam straszliwie szlochac i prawie plakalam przez wiekszosc dnia. Mysle, ze byla to wlasnie reakcja opozniona. Sprawy finansowo-spadkowe dlugo zalatwialysmy z siostra. Doszedl problem zmiany mojego nazwiska itd, jeden wielki koszmar. Na szczescie moj szwagier jest osoba niesamowicie obrotna w tych sferach i duzo nam pomogl.Mamy jeszcze do sprzedania jedna posiadlosc, okazalo sie, ze tylko czesc dzialki nalezy do nas, a reszta do miasta. NIe wiem, jakim cudem rodzice mogli kupic cos takiego, bez dokladnego sprawdzenia ksiag wieczystych. A tak wogole to uporzadkowanie domu po rodzicach i oproznienie go i sprzedanie, kosztowalo nas tyle wysilku i nerwow, ze nawet mi sie nie chce o tym myslec.
DeleteA no właśnie, ci co odeszli to już mają spokój, i od bólu i od spraw biurokratycznych, a ci co pozostali muszą się zmierzyć i z jednym i z drugim, a nic z tego nie jest łatwe. Szczególnie, jak wyjdą jakieś nieścisłości w papierach. Albo jak urząd się pomyli!... Od 4 sierpnia czekam na poprawienie nazwiska mojego taty w orzeczeniu sądu o spadku i wystawienie mi odpisów z właściwym nazwiskiem!
DeleteJest takie powiedzenie:" Panie daj mi siłę bym mógł zmienić to, co jestem w stanie zmienić. Cierpliwość, bym mógł zaakceptować to czego zmienić nie mogę, oraz mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego."
ReplyDeleteZazwyczaj w takich sytuacjach włącza mi się tryb czynności zamiennych- sortowanie rzeczy, mycie okien, ale płacę za tobezsennymi nocami- budzę się o3-4 i mam gonitwę myśli. Staram się jednak analizować na co mam faktycznie wpływ i tu opracowywać strategię, od tego czego zmienić nie mogę i tu staram się odpuścić. Zazwyczaj się to udaje....
Czasem trzeba. Jednak wszystko wokół wyłączyć aby móc w spokoju sytuację przeanalizować... Każdy funkcjonuje inaczej..
Nabe to chyba to co tu Eintopf :)
Mielisz świeżą kurkumę czy bierzesz suszoną?
Pozdrawiam ciepło!
Też mnie dopada bezsenność, bo myślę, i myślę.... Muszę się nauczyć tego odpuszczania czarnych scenariuszy, no bo jaki z tego zysk, że ja się pomartwię na zapas? Żaden, a tylko stan zdrowia mi się pogorszy!
DeleteTak, nabe to jest rodzaj Eintopfa, z tym, że tu ważny jest też sposób jedzenia - garnek po wstępnym podgotowaniu składników stawia się na środku stołu na kuchence jednopalnikowej, zawartość sobie w nim bulgocze i się cały czas dogotowuje, bulion nabiera dodatkowego smaku pochodzącego od wszystkich składników, a ludzie siadają dookoła z miseczkami i każdy wyjada na co ma ochotę. Taki wieczór z nabe kojarzy mi się z powolną biesiadą w miłym towarzystwie, ze spokojnym delektowaniem się jedzeniem i rozmową. ^^*~~
Kurkumę biorę suszoną.
Jeśli chodzi o farbowanie w pralce... Ja używam tej farby i robię to w pralce. Instrukcja mówi, że po farbowaniu należy jeszcze zrobić "pranie czyszczące" na pusto . Moja ekologiczna dusza nie może znieść takiego marnowania wody, więc wrzucam do przeprania końcówki mopów, ściereczki do kurzu itp. Można spokojnie potem wkładać nawet białe pranie - nic nie zostaje. Pozdrawiam!
ReplyDeleteDziękuję za uspokojenie mojej wewnętrznej panikary! *^O^* Rozważam ufarbowanie czarnego płaszcza bawełnianego, który z czasem nieco stracił swą czerń (ale materiał wciąż jest bez przetarć, nitki nie pękają!) i w pralce byłoby najwygodniej.
DeleteMnie stres i poważne problemy na początku kompletnie rozkładają. Nie mam siły na jakiekolwiek działania. Po jakimś czasie zaczynam sobie w głowie wszystko układać i wielkość problemów nagle zaczyna maleć a ja rzucam się w wir działania. Mój mąż jest inny, jego problemy pobudzają, wyzwalają nowe siły. Bardzo bym tak chciała.
ReplyDeleteMój mąż też inaczej reaguje na problemy niż ja! On się na początku zatrzymuje, ja biegam w panice jak szalony chomik w kółku, a on milczy i myśli, i myśli. A potem dochodzi do wniosków i zaczyna działać, chciałabym tak umieć!
DeleteMój problem polega na tym, że ja nie uczę się na dowodach, które mam przed oczami - wiele razy było tak, że panikowałam a problemy nigdy nie okazywały się tak wielkie jak mi się wydawało! Mam milion sytuacji, które rozwiązały się z czasem z dobrym rezultatem, a wciąż gdy pojawia się następny duży problem to znowu reaguję tak samo...