Wracam dziś z tematem dbania o siebie na różnych poziomach i znowu mam przemyślenia. Może ktoś wie i mi powie, bo sama nie potrafię znaleźć odpowiedzi na takie pytania:
Dlaczego w sytuacjach kryzysowych, pełnych nerwów zapominam o sobie?
Dlaczego, gdy przyjdzie smutna poważna wiadomość albo pojawia się duży problem, odcinam część mojej rutyny, która mi służy i pogrążam się w rozmyślaniach i snuciu scenariuszy, zamiast tym bardziej pamiętać o zadbaniu na przykład o swoje zdrowie i kondycję?
Od początku listopada codziennie dzielnie ćwiczyłam jogę, poświęcałam czas na medytację i robiłam raz dziennie przynajmniej 15-minutowy spacer. Aż do 8 listopada, kiedy to przyszła do nas nagła wiadomość o chorobie prowadzącej do śmierci członka rodziny, i o różnych potencjalnych kłopotach, jakie mogą być tym wydarzeniem spowodowane. I co? I ja, zamiast nadal utrzymywać tę rutynę zaczęłam odpuszczać, a zamiast tego zabrałam się za siedzenie na kanapie i rozmyślanie, i wymyślanie co będzie, jak będzie, i co dalej, i w ogóle... Nie mając wszystkich faktów, nie znając każdej sytuacji do końca. Z góry założyłam, że jest się czym martwić tak więc ja martwić się będę, i kropka!
Chcę zmienić takie moje zachowania raz na zawsze, bo to nie może być tak, że każdy większy problem przejmuje nade mną władzę i dosłownie mnie obezwładnia. Że przestaję robić to, co mi służy, co jest inwestycją w moje zdrowie i szczęśliwą sprawną przyszłość! A zamiast tego daje mi myślówę, gryzienie się, rozgrywanie w głowie scenariuszy nie popartych żadnymi faktami! Też tak macie? Jak sobie z tym radzicie?
Przyszedł nasz nowy garnek do nabe, ale też do innych potraw, bo jest to po prostu żeliwny gar z pokrywką (kupiłam go na allegro). Średnica 26 cm to nadal jest dużo i nie wiem dlaczego myślałam, że to będzie to dużo mniejsza pojemność od średnicy 28 cm... No, ale wyboru nie było, zależało mi na naczyniu płaskim, a płaskie były dostępne tylko w tym rozmiarze. W niedzielę zrobiliśmy próbne nabe (czyli danie z mięsa i warzyw w bulionie, gotowane w nabe, czyli garnku). *^v^* Klopsiki wieprzowe, paluszki krabowe, do tego grzyby, daikon, dynia, konjak cięty z bloku, makaron shirataki, tofu, wakame i kiełki fasoli mung. Wydaje się, że to ogromna porcja, ale to dużo warzyw/glonów i niewiele kalorii. Pożarliśmy wszystko ze smakiem! ^^*~~
Skończyłam czytać "Ciepło" i teraz zabiorę się za tę książkę jeszcze raz, powoli. Znalazłam tu dużo informacji z dziedziny Ajurwedy, czego wcześniej nie znałam, i chcę sobie to usystematyzować, rozpoznać mój typ ajurwedyczny i wynotować sobie korzystne dla mnie zalecenia, a potem zastanowię się, co z tego mi pasuje i z czego skorzystam na co dzień. Jest tu też kilka przepisów kulinarnych, żadne fikuśności, tylko takie domowe ciepłe gotowanie, na przykład żółte curry z tofu i mlekiem kokosowym. Autorka jest wegetarianką, ale nie zieje nienawiścią do mięsożerców i z nimi nie walczy tylko proponuje, podpowiada jak komponować dania, gdzie mięsa użyć jeśli je jadamy, pokazuje nam swoje ścieżki i daje wybór, i to mi się podoba.
Przypomniałam sobie też o innej książce, którą przeczytałam 10 lat temu ale cały czas stoi na nocnej szafce obok łóżka i postanowiłam do niej wrócić. To "Different kind of luxury" Andy Couturiera i jest to 11 historii Japończyków, którzy wybrali życie proste ale pełniejsze i bardziej ich satysfakcjonujące. A ponieważ chcę ograniczyć gapienie się w telefon wieczorem, a książki głównie czytam na telefonie (bo kupiłam abonament w Legimi), to chcę mieć takie specjalne książki na wieczorne czytanie w łóżku przed snem. No i znowu piję złote mleko, znacie? Lubicie? Mnie on przypomina się zimną jesienią, a wiosną odchodzi w zapomnienie. Badania wskazują, że jest to świetny środek na wzmocnienie układu odpornościowego, ma m.in. właściwości przeciwzapalne, przeciwbakteryjne, antydepresyjne, wpływa na trawienie, na mocne kości, poprawia stan serca i poziom cukru we krwi, a ja po prostu lubię jego smak i właściwości rozgrzewające!
Przepis jest bardzo prosty - najpierw robimy pastę: 1/2 szkl. mielonej kurkumy mieszamy z 1 ł mielonego pieprzu i 1 szkl. wody, podgrzewamy ok 3 minut mieszając, żeby się nie przypaliło. Potem zdejmujemy z ognia i dodajemy 4 Ł oleju kokosowego. Pastę przekładamy do słoika i trzymamy w lodówce, spokojnie wytrzyma kilka miesięcy.
A żeby zrobić napój, mieszamy 1 szkl. dowolnego mleka (zwierzęcego, roślinnego) i 1/2 ł pasty, można do tego dodać cukier i szczyptę cynamonu. Podgrzewamy na mały ogniu ok. 1 minuty i gotowe. Ja po przelaniu do kubka dodaję łyżeczkę miodu.
Przy okazji, farbowanie wełnianej chusty się udało! *^v^* Wcześniej była nieładnie żółtawo-beżowa, teraz jest buraczkowo-wiśniowa, nie jest to jednolity kolor bo widocznie nie wymieszałam dobrze barwnika, ale mi to wcale nie przeszkadza. Użyłam 11 litrowego garnka i farby Simplicol do wełny i jedwabiu, a chusta ma wymiary 100 cm na 250 cm. Można farbować też w pralce, ale bałam się, żeby barwnik nie został do następnego prania... Gotowałam 1 godzinę w 65-70 stopniach (trzeba mieć termometr).
To ja teraz pójdę nabrać wreszcie oczka na te skarpety bez palców i pięt, a Was zostawiam z pozytywnymi wibracjami na weekend! *^V^*