W związku z tym zdecydowaliśmy wyrwać się na chwilę z Warszawy i pojechaliśmy na weekend do Kazimierza Dolnego. Nigdy tam nie byłam, Robert tylko przejazdem, a to takie piękne miasteczko!!! *^0^* Oczywiście, ultra-turystyczne, więc po pierwsze, należy się nastawić na tłumy wszędzie, szczególnie latem i w weekendy, co na przykład oznacza, że niesamowicie trudno znaleźć miejsce parkingowe. Są miejskie parkingi, są prywatne na podwórkach, wszystko płatne, a kiedy rezerwujecie pokój na kwaterach prywatnych to koniecznie upewnijcie się, że zapewniają miejsca parkingowe, bo nie wszyscy to robią, a potem może być bieda (my mieliśmy takie miejsce). Pierwszy raz byłam w miejscu, gdzie naprawdę NIE MA gdzie zaparkować na dziko, na piątego, tylko się przytulę na chwilę. Uliczki są wąskie, płoty posesji dochodzą do chodnika albo jezdni, wszędzie zobaczymy tabliczki z zakazem parkowania. I dobrze, bo inaczej całe to piękne miasteczko byłoby zaklejone samochodami!...
Kiedy szukaliśmy noclegu zależało nam na odrobinie dorosłego minimalistycznego fajnego luksusu, w końcu to była nasza rocznica ślubu! Cena w zasadzie nie grała roli, chcieliśmy dać się trochę porozpieszczać przez dwie noce. I tu było nasze pierwsze zdziwienie - w Kazimierzu nie za bardzo istnieje coś takiego jak luksusowy butikowy hotel... Szukaliśmy na agoda.com i booking.com, na jakichś polskich serwisach noclegowych, szukaliśmy po mapie wybierając co nam się wyświetliło... Niezależnie czy był to duży hotel czy pokoje do wynajęcia, wystrój przeważnie był obrzydliwy - seledynowe lub pomarańczowe ściany, dywany i pościel w obrzydliwe mazaje albo meble jak pozbierane na wyprzedaży garażowej, paździerz i tandeta. Czy Polakom jest naprawdę wszystko jedno, w jakich warunkach spędzają wakacje/wolne dni?... *^n^* Udało nam się wyszukać dwa miejsca oferujące przyjemne dla oka apartamenty, i w jednym z nich zarezerwowaliśmy pokój, mianowicie w Marine Rooms.
Poniżej widok na nasz taras z bulwaru nad Wisłą, który widzicie na zdjęciu powyżej. ^^*~~
Nasz apartament miał 21 m kw, taras wychodzący na Wisłę, klimatyzację, ogólnie był super tylko miał jedną zmorę polskich hoteli i kwater do wynajęcia - dwa pojedyncze zsunięte łóżka z miękkimi materacami, które rozsuwały się przy najmniejszym poruszeniu się! (tak, zarówno łóżka się rozjeżdżały jak i materace odpływały z łóżek!...) Tego nie potrafimy zrozumieć, co jest z tymi pojedynczymi łóżkami... To nie był pokój dla rodziny z dzieckiem, tylko apartament dla pary, dlaczego nie można było tam wstawić normalnego podwójnego łóżka? A poduszki to już w ogóle zaczniemy wozić swoje, bo my śpimy na profilowanych poduszkach zapewniających podparcie dla szyi i stabilizację głowy, a w hotelach i kwaterach prywatnych przeważnie trafiają się płaskie placki z luźnymi gulami wypełnienia w poszewce...
Nasze drugie zdziwienie związane z Kazimierzem - w piątek wieczór restauracje były pustawe, w sobotę bardziej zapełnione, ale bez problemu mieliśmy stolik w restauracji przy rynku o godz. 18:00. Nasze podejrzenia potwierdziła pani z recepcji hotelu - do Kazimierza walą tłumy głównie w sobotę w trakcie dnia i w niedzielę od rana, nie są to nocujący, tylko odwiedzający na pół dnia. Nie polecam wycieczki do Kazimierza w niedzielę po 12:00 samochodem, bo raz, że są tam wtedy tłumy, a dwa - na parkingach już szpilki się nie wciśnie! My wtedy właśnie wracaliśmy do domu. ^^*~~
Z restauracjami była inna zabawna historia - znalazłam dla nas dwa miejsca podające kuchnię żydowską (Bajgiel, U Fryzjera) i postanowiłam zrobić rezerwację. Obydwie restauracje mają strony internetowe a na nich system rezerwacji online, więc super! Wypełniłam dane, wysyłam - strona Bajgla ani drgnie... Dzwonię pod podany numer telefonu i mówię, że kliknęłam, ale nic się nie wydarzyło, a pan mi odpowiada, że... "a taaaaak... to nie działa, proszę pani..."
...
Wiedzą o tym, i nic z tym nie robią!
"A na kiedy chce pani stolik? Na sobotę po 18:00? To na pewno będą miejsca, bo obłożenie mamy między 12:00 a 16:00" - i rzeczywiście był!
U Fryzjera było inaczej - wypełniłam dane rezerwacji, klikam, poszło! Czekam na potwierdzenie. Kiedy minęła doba i nic się nie wydarzyło, w piątek już z drogi zadzwoniłam do nich i mówię, że nie mam potwierdzenia rezerwacji a pani mi na to "ach, tak, bo to szef ma dostęp do komputera ale on wyjechał i nic nam nie przekazuje"....
No powiedzcie mi, jak można w ten sposób robić biznes?!!!......
Jeśli chodzi o jedzenie - U Fryzjera mamy mieszankę kuchni staropolskiej i żydowskiej, my wzięliśmy śledzie siekane po żydowsku (z jajkiem na twardo, bardzo smaczne), gęsie pipki z ziemniaczkami i mizerią, i kreplach z wołowiną, z cymesem i farfelkami. Jedzenie poprawne, do lubelskiej Mandragory mu daleko, ale niestety już zawsze będziemy do niej robić porównania, bo to według nas modelowa restauracja żydowska, pod wieloma względami!
W Bajglu zamówiliśmy na przystawkę również śledzia, tym razem śledziki cackies - kawałki śledzia matias ze złocistą cebulką smażoną na gęsim smalcu, w zalewie nalewkowo-miodowo-cytrynowej z bakaliami, podane z macą i chałką. Potem wybraliśmy pierś gęsią pieczoną i kaczkę duszoną w rosole z sosem wiśniowym - bardzo fajny pomysł, bo była mięciutka! Na deser wzięliśmy paschę. Wszystko było pyszne, ale znowu powtórzę - wciąż tęsknimy za lubelską Mandragorą... *^0^*
Ceny w restauracjach wysoko warszawskie... Nie wiem, jakie były kiedyś i czy jest to efekt odbijania sobie po zamknięciu koronawirusowym, czy zawsze tak było. W każdym razie, trochę mnie to zaskoczyło. Natomiast dużym plusem było w obydwu miejscach to, że w tle leciała muzyka dostosowana stylem do miejsca (polskie przeboje z lat 90-tych, muzyka żydowska), i to w takiej przyjemnej głośności, że było ją słychać ale nie trzeba było się z nią przekrzykiwać podczas rozmowy. *^o^*
Śniadania jedliśmy w Botanice (nie polecamy, drogo i ogólnie średnio, trzy półtosty to całe pieczywo, jakie każdy z nas dostał do śniadania, nie licząc kawałka suchego placka drożdżowego...) i w piekarni Sarzyński - tu zdecydowanie lepiej, zarówno jakościowo jak i cenowo!
Kazimierz jest bardzo ładny, zadbany, jest pełno pięknych domów. Widać, że mieszkają tam ludzie, którym zależy na tym, jak wygląda ich podwórko i ich miasteczko. Sporo się tam dzieje - wystawy obrazów, koncerty, nie tylko plastikowa tandeta dla turystów (co oczywiście też znajdziemy). W sobotę zrobiliśmy sobie 5-kilometrowy spacer, najpierw uliczkami Kazimierza a potem krótki kawałek przez las i powrót nad jednym z kazimierskich wąwozów. Jest jeszcze spora część miasta, której nie widzieliśmy, upał trochę dał nam się we znaki i wróciliśmy do klimatyzowanego pokoju na sjestę wcześniej niż planowaliśmy. Robiliśmy mało zdjęć, chyba potrzebowaliśmy się trochę oderwać od codzienności i po prostu pobyć w danym momencie i chłonąć otaczającą nas rzeczywistość bez jej ciągłego dokumentowania.
Przy okazji utwierdziliśmy się w przekonaniu, że klimatyzacja w nowym mieszkaniu to świetny pomysł! *^v^* Teraz mamy tylko wiatraki, fajna sprawa, ale to jednak nie to samo. W nowy tydzień weszłam z jakąś energią sama nie wiem skąd, chyba to słońce i upały tak mi naładowały akumulatory!