Po pierwsze, ważna wiadomość - piekarnik naprawiony!!! *^v^*
Po wymianie czujnika temperatury w drzwiach zaczął działać a ja wróciłam do pieczenia. Zaczęłam od precli, potem był placek ze śliwkami i foccacia, nastawiłam też nowy zakwas na chleb bo poprzedni dawno zdążył się zepsuć.
Nasze weekendowe kolacje - włoskie wędliny, sery - nasze ostatnie odkrycie: słona ricotta!, oliwki, karczochy w oliwie (zwariowałam na ich punkcie i lada dzień upiekę z nimi pizzę!!! *^V^*), czerwone wino, w piątek dołączyła do tego wszystkiego domowa foccacia. ^^*~~
Kontynuując temat robienia serów, poddam Wam pomysł na wykorzystanie serwatki pozostałej po zrobieniu sera - można na niej ugotować na przykład chrzanową zupę o nazwie sodra. Zaleca się wykorzystanie do niej surowego korzenia chrzanu ale naszym zdaniem zamiast długiego gotowania posiekanego korzenia (co powoduje koszmarne zgorzknienie zupy!...) lepiej pod koniec gotowania dodać utarty chrzan. To trochę taka chrzanowa, trochę coś na podobieństwo żurku.
Nasz przepis na sodrę (dla dwóch głodomorów):
- 100 g wędzonego boczku pokroić w dużą kostkę, wysmażyć w garnku
- dodać 4 pokrojone w kawałki surowe białe kiełbaski, Wasze ulubione (u nas Sokołów), obsmażyć
- dolać 1 l serwatki i 1 marchewkę drobno pokrojoną, pogotować wszystko ok. 30 minut
- doprawić do smaku solą i pieprzem, tuż przed podaniem dodać tarty chrzan (u nas 3 Łyżki), 2 Ł śmietany, majeranek do smaku
- podać z jajkami na twardo pokrojonymi w ćwiartki
***
W sobotę wybraliśmy się na wycieczkę rowerową po okolicy i znowu odkryliśmy piękny park - tym razem nad Jeziorem Powsinkowskim. Zaczynam się wyrabiać w jeżdżeniu po leśnych i polnych drogach, tym bardziej, że tam spotyka się dużo mniej ludzi niż na miejskich ścieżkach! Objechaliśmy też Jezioro Wilanowskie od drugiej strony - tej dzikiej, którą zazwyczaj ogląda się z daleka spacerując po alejkach wokół Pałacu, i zajechaliśmy na obiad na Festiwal Foodtrucków na Plaży Wilanów.
O ile pogoda pozwoli, jesteśmy już umówieni na pierwszego grilla z przyjaciółmi w plenerze w przyszłym tygodniu, mamy też zaplanowane wyprawy rowerowe na kolejne weekendy, bo zaczynają się pojawiać wydarzenia na świeżym powietrzu (nie będę oszukiwać, głównie związane z jedzeniem... ^^*~~). Zaczynam też popatrywać w kierunku maszyny do szycia i dwóch zaczętych projektów - sukienki i pary spodni, kto wie, może znowu zmobilizuję się do szycia? Czekam na wysyp polskich szparagów i na truskawki! Lato idzie, proszę państwa!
Ten uśmiech mówi wszystko! W końcu doczekałaś się! I widzę, że korzystasz z piekarnika w pełni- oby teraz służył jak najdłużej!
ReplyDeletePiękne okolice, ale i tak najbardziej podobają mi się zdjęcia z jedzeniem- takie lubię najbardziej- włoskie :)
Idzie lato, powoli wraca normalność- po prostu juhuuuu i z optymizmem do przodu! 😆
Za każdym razem jak go włączam, to z nieśmiałością i napięciem, czy będzie działał czy się może znowu zepsuje?... >0<
DeleteGdyby nie rower, to nigdy bym tych pięknych miejsc nie poznała, bo one są za daleko na spacer, a na dwóch kółkach to się tylko śmiga i już się jest na miejscu! *^V^*
Czekam oczywiście na możliwość wyjazdu do Japonii, ale to raczej perspektywa przyszłego roku, a w te wakacje liczę na ponowny wyjazd ze znajomymi do Czech! Czeka na nas odpuszczony w zeszłym roku Czeski Raj do obejścia i pyszne jedzenie do zjedzenia (o piwie nie wspominając... ^^*~~).
No właśnie, co z tą Japonią? Czytam z niedowierzaniem, że mają duży problem ze szczepieniami i to tuż przed igrzyskami. Sceptycznie nastawieni, to mnie bardzo zaskoczyło.
DeletePrzy okazji chciałam spytać czy szybko przyzwyczaiłaś się do roweru po przerwie (bo chyba długo nie jeździłaś). Ja mam problem, mówiąc prosto z mostu boli mnie tyłek do tego stopnia, że nie chce mi się ponawiać prób.
Pozdrawiam, Maria
Z Japonią jest kilka problemów - po pierwsze, cały świat przyjął szczepionki od producentów przyjmując producenckie badania za pewnik, Japonia musiała przeprowadzić swoje badania szczepionek, co potrwało trzy miesiące (zamiast standardowego roku). Po drugie, mają duże problemy z personelem medycznym (starzejące się społeczeństwo, brak chętnych do pracy w pewnych sektorach) i już ok. 5000 zachorowań dziennie przy 124 milionach obywateli to jest dla nich wielki problem, nie ma miejsc w szpitalach dla pacjentów covidowych. Po trzecie, nie ogarnęli tematu logistyki procesu szczepień, mają w magazynach miliony szczepionek które czekają na stworzenie punktów szczepień i ogarnięcie tematu rejestracji na nie... No i tak to wygląda mniej więcej. :(
DeleteA do roweru przyzwyczaiłam się dość szybko, natomiast dwie sprawy - po pierwsze, cieszę się, że zaczęłam w styczniu, bo mogłam się powoli przyzwyczaić do skręcania, mijania się z innymi, z małą ilością innych rowerzystów dookoła mnie. Gdybym ruszyła z rowerem od kwietnia, kiedy na ścieżkach były już tłumy, to bym uciekła z krzykiem po pierwszej jeździe! A po drugie, zmień siodełko na żelowe albo kup spodenki rowerowe ze specjalną wkładką na pupie. Robert takie kupił i bardzo sobie chwali dłuższe jazdy, ja jeszcze nie bo mam w miarę miękkie siodełko, ale rozważam.
Piękna okolica! CO za zdjęcia! Żyć się chce!
ReplyDeleteJak dobrze, że odzyskałąś piekarnik. Możesz szaleć.
Ja w sobotę zaprosiłąm znajomych na pizzę, ktrą spaliłam, bo nasz piekarnik od początku sprawia mnóstwo problemów. Agent kupił najtańszy, który muszę cały czas kontrolować. Dobrze, że chociaż ciasto udało mi się upiec i mieliśmy jeszcze sery:)))
Dzięki rowerowi mogę poznać te piękne miejsca! *^o^*
DeleteW sumie każdy piekarnik trzeba dobrze poznać, ja widzę po tym moim że on piecze inaczej niż poprzedni, muszę się go nauczyć. Dzisiaj wjeżdża chleb! *^v^* A pizza w piątek!!!
Bardzo lubię ten park. Jeszcze w liceum bywałam w nim prawie co weekend. Na wyprawę szczerze polecam Park przy Forcie Bema ( no może nie w weekend, bo jest oblegany) lub plaże San Diego w Wieliszewie. ( w ogóle okolice Wieliszewa są super)
ReplyDeleteCiszy mnie fakt, ze macie naprawiony piekarnik. Z Twoich poprzednich postów wiał smutek bezpiekarnikowy ;)
Zasiałaś mi ziarnko ciekawości tą maszynką do serów.
My do tej pory bywaliśmy w okolicy w zasięgu spacerów, a teraz rowery otworzyły nam nowe możliwości zwiedzania! *^v^* Dzięki za polecenie miejsc, jak nam się skończą okolice na południu Warszawy to zaczniemy jeździć na północ. ^^*~~
DeleteNajgorsze w tym oczekiwaniu na naprawę piekarnika było to, że czuliśmy się olewani przez Amicę, infolinia nic nie umiała powiedzieć, serwis się nie odzywał, bezradność i złość była, o!
Wyprawy rowerowe uwieńczone czymś smakowitym to chyba najlepsza motywacja, żeby się ruszyć :). Czekam na kolejne rowerowo-wiesenne wpisy. Ja też staram się odkrywać nowe zakątki w swojej okolicy - niby już ją objeździłam, kręcąc różne pętelki, ale zawsze coś nowego się znajdzie, jeśli się dobrze poszuka. Mnie zawsze nęci możliwość "eksploracji" nawet jeśli mam przejechać tylko kilka km inaczej niż zwykle. Lubię tę niepewność co to będzie, jak to będzie, jakie będą widoki. Poza tym też preferuję leśne ścieżki, choć czasem zęby dzwonią na wertepach i po kilku km mam dość. Ale las wspaniale uspokaja, zwłaszcza teraz, kiedy byle chaszcze zamieniają się w ptasie opery. Coś cudownego!
ReplyDeletePrzy okazji - bardzo dziękuję za odpowiedź pod poprzednim postem odnośnie braku efektów mlecznego odwyku. Chyba nie prędko zdecyduję się na podobny odwyk... ;) Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci przepysznych serów i jogurtów własnej produkcji! Pozdrawiam :)
No to jesteś jak mój mąż, on by najchętniej zawsze jechał kompletnie inną nową drogą! *^v^* Ja mogłabym codziennie jechać po tej samej trasie, nie lubię nieznanego, trzeba mnie do tego przekonywać... Tak samo, jak mam dokądś pojechać pierwszy raz rowerem, to muszę zobaczyć na mapie trasę, sprawdzić, gdzie mam stojaki rowerowe, itp. Ale cieszę się, że nie kupiłam roweru miejskiego, chociaż były piękne, jednak trekkingowy daje mi więcej możliwości i wyboru ścieżek off-roadowych.
DeleteCo do nabiału - może spróbuj?... Kto wie, jak zareaguje Twój organizm, skądś biorą się te opinie, że po odstawieniu nabiału katar znika. Tylko trzeba być rzeczywiście na to gotowym, nam pomaga determinacja, że na przedwiośniu przez 44 dni jemu wegańsko, i tyle, i nic nas nie kusi. ^^*~~ Latem byłoby gorzej, bo jak zjeść makaron z białym serem i truskawkami bez twarogu?!.... >0<
Widać, że Twój mąż ma dar przekonywania, bo jeździcie w coraz to nowe miejsca - taki mąż to skarb ;) Ale Twoja skrupulatność w planowaniu trasy też nie jest mi obca - ja nie ruszam się bez mapy papierowej (w ostateczności wspomagam się telefonem) i to właśnie dzięki niej wymyślam nowe trasy. A trasę typowo po mieście muszę mieć jeszcze lepiej obczajoną, bo nie lubię jeździć w miejskim zgiełku i kluczyć w zastawionych autami uliczkach. Tylko stojaków nie sprawdzam, po prostu i tak nie często się trafiają i muszę się dopinać do jakiejś latarni czy nawet rynny.
ReplyDeleteWybór roweru trekkingowego z pewnością był sensowniejszy, jeśli lubisz nawet niewielkie wycieczki. Miejskie rowery są ciężkie, a ich geometria sprawia, że sylwetka jest bardziej wyprostowana, co przy dłuższych przejażdżkach bardziej obciąża kręgosłup. Jeśli dobrze dobrałaś rozmiar ramy, a siodełko jest w miarę wygodne, będziesz w stanie wykręcić dziennie i ponad 100 km :) Pozdrawiam!
No, bez niego jeździłabym dookoła bloku... *^w^*
DeleteRozważam zakup ma papierowych, bo chociaż mamy zawsze trasę wcześnie ułożoną i wgraną w telefon, to ja lubię podróżować palcem po mapie i lubię widzieć całość okolicy na papierze. Są takie kawałki terenu do kupienia, np.: w okolicach Warszawy.
Siodełko mam nie najgorsze, być może dokupię spodenki rowerowe z miękką wkładką, Robert takie nosi i sobie chwali. 100 km to chyba dla mnie za dużo, ale ponad 40 na raz już zrobiłam, kto wie?... ^^*~~
Gatki z wkładką też mam (ale tylko takie tanie, lidlowe) i ogólnie są w porządku, ale w upały w nich nie jeźdżę - jest mi w nich za gorąco i jest mniejsza wentylacja. Co do map papierowych - polecam z całego serca, mimo, że niemal wszyscy uważają to za przeżytek i liczy się teraz nawigacja w telefonie. A dla mnie, tak jak mówisz - mapa papierowa daje lepszy ogląd całej okolicy. Dużo łatwiej i przyjemniej planuje się i modyfikuje trasy na bieżąco. A nawigacja oczywiście bywa bardzo pomocna, ale używam jej wtedy, kiedy faktycznie za dużo mam niewiadomych co do swojej lokalizacji i chcę oszczędzić czas na kluczeniu. Kiedy wybieram się na wycieczki weekendowe lub kilkudniowe, w zupełnie nowe tereny, dzięki mapie papierowej łatwiej zapamiętuję trasę, mam większą świadomość tego gdzie właśnie przebywam, bo nie jestem tylko "kropką" na nawigacji, stale na środku ekranu. Poza tym mózg też ma co robić, zawsze jakichś parę neuronów budzi się z odrętwienia :) Osobiście polecam Ci pooglądać mapy w jakimś sklepie z mapami (turystycznym lub w empiku), żeby zobaczyć szatę graficzną. Są mapy, które wizualnie są jakieś takie mętne, nawet nie wiem jak to określić, ale ciężko się w nich odnaleźć i z nich korzystać. Inne z kolei są dużo bardziej przejrzyste. Bardzo lubię estetykę i szczegółowość map wydawnictwa Compass, ale są tereny, na które nie ma jeszcze map od nich i wspomagam się wtedy innymi. Oczywiście ważna jest skala - do celów turystycznych najlepiej brać te skali 1:50 000, bo na takiej mapie każda pierdółka powinna być zaznaczona - przydrożna kapliczka, cmentarzyk, pomnik, szkoła, OSP, rodzaj drogi (asfalt czy gruntowa) - wszystko to, co pozwala się zorientować w przestrzeni i pomaga w planowaniu przejazdu. Jasne - zdarzają się błędy na mapach, albo nie są super aktualne, bo sprzed kilku lat, więc stan dróg i ich układ mógł ulec zmianie. Ale mimo wszystko zalet znajduję nieporównywalnie więcej niż wad. Jeśli zdecydujesz się na zakup - wybierz laminowaną, a jeśli takiej nie będzie, oklej od razu zgięcia mapy szeroką taśmą przezroczystą, bo takie zwykłe papierowe mapy po dwóch rozłożeniach zaczną się przecierać i rwać na zgięciach. Taka domowa "laminacja" sprawia, że mapa wytrzyma lata. Dobra, już kończę, bo mogłabym tak ględzić i ględzić o tych rowerowych sprawach bez umiaru... :)
ReplyDeleteA u Ciebie jak zwykle smacznie i zielono! :)
ReplyDeleteCieszę się niezmiernie, że masz już piekarnik naprawiony i zakwas od nowa :) Uściski!