Maj dobiegł końca i dobrze, bo nie będę go szczególnie miło wspominać.
Po pierwsze, zeszłoroczny majowy wyjazd do Japonii przełożyliśmy na maj 2021, i niestety znowu nic z tego nie wyszło... Pandemia się ciągnie jak flaki z olejem, granice (które nas interesują) wciąż pozamykane dla turystów, a co najgorsze - sama Japonia, stawiana w zeszłym roku za przykład kraju, który tak świetnie radzi sobie z koronawirusem, bo ma mało zachorowań, i w ogóle, okazuje się kompletnie nieogarnięta jeśli chodzi o zaszczepienie Japończyków (brak sprawnie działającej infrastruktury) czy organizację służby zdrowia. Do tego zbliżają się przełożone o rok Igrzyska Olimpijskie, wobec których narasta coraz większy sprzeciw społeczny (nawet do 80% pytanych jest na "nie") - czemu się specjalnie nie dziwię, skoro obecnie zaszczepionych jest ok. 5% Japończyków i to z grupy 65+, a co z kolejnymi rocznikami nie wiadomo. Podczas, gdy wycofują się wolontariusze i brak jest wystarczającej ilości personelu medycznego do zabezpieczenia potrzeb okołoolimpijskich, władze miotają się, żeby ogarnąć wszystko i jednak zorganizować te Igrzyska, bo w grę wchodzą olbrzymie pieniądze, a wypowiedzi padające z ust władz MKO-lu w rodzaju "Igrzyska się na pewno odbędą! Wszyscy musimy coś poświęcić dla zorganizowania igrzysk w tym roku za wszelką cenę!" wywołują tylko kolejne fale protestów ze strony obywateli Japonii, którzy pytają pana Bacha co na przykład on osobiście zamierza poświęcić, bo w ich przypadku może to być zdrowie albo życie, kiedy do nie zaszczepionej Japonii bez wystarczającego zaplecza szpitalnego przyjedzie 15 000 sportowców i 90 000 ludzi z ekip/sędziów/itd z najróżniejszych krajów... Inna sprawa, że myślę sobie, że te Igrzyska będą niesamowicie smutne, to zawsze był festiwal sportu ale też kultury danego kraju, a już wiadomo, że Japonia nie wpuści do kraju widzów zagranicznych, w czerwcu zdecydują, czy pozwolić miejscowym widzom wejść na trybuny stadionów, a sportowcy dostali już wytyczne, że będą się poruszać wyłącznie między Wioską Olimpijską a obiektami sportowymi bez możliwości wyjścia na miasto, zwiedzenia czegokolwiek, i bez kontaktów z innymi ekipami. No i tak...
Poza tym, to był wyjątkowo zimny maj! Zwiedziona którymś cieplejszym dniem zmieniłam nam kołdrę na letnią i to był błąd, bo kaloryfery już nie grzeją a ja w nocy marznę, dorzucając na cieniutką kołderkę grubości prześcieradła narzutę (i jak tak dalej pójdzie, to rozważę jeszcze wełniany koc!...) Rowerowo maj nie był tak bogaty jak kwiecień, jeździłam w zasadzie tylko wtedy, kiedy musiałam coś załatwiać na mieście czy zrobić zakupy, mało robiliśmy wycieczek krajobrazowych. Pierwszy tydzień był zimny, mokry i wietrzny, a ponieważ 6 i 9 maja mieliśmy pierwsze dawki szczepionki, to nie chcieliśmy się pozaziębiać przed szczepieniem i odpuściliśmy rower. Potem do końca miesiąca "chodziły" po nas mniejsze i większe katary, i tylko Robert cisnął, żeby znowu zrobić 400 km, ja nie byłam taka twarda. W ogóle, kwiecień i maj pokazały nam jedną rzecz - jeżdżenie na rowerze jest super, można pojechać na wycieczki w piękne miejsca i załatwić dużo spraw bez korzystania z komunikacji miejskiej/samochodu, ale 400 km/miesiąc to nasza górna granica do przejechania. Rower jest fajny, ale jeżdżenie zabiera dużo czasu, a my nie jesteśmy rowerowymi fanatykami, nie budzimy się z nadzieją na jeżdżenie na rowerze i nie kładziemy spać planując kolejne trasy. Mamy też inne zainteresowania, na które chcemy poświęcać czas, a przecież pojechanie na wycieczkę rowerową to nie tylko czas na siodełku - to przygotowania sprzętu i wybór trasy, ubranie się i wyposażenie, a po jeździe - zadbanie o rower (czyszczenie, oliwienie łańcucha, itp), pranie, prysznic.
Projekt remont zaczyna wchodzić w fazę realizacji - dostaliśmy już wstępną wycenę podstawowych prac remontowych, teraz musimy spotkać się z naszą firmą, ustalić konkrety (chcemy dokonać kilku zmian w kosztorysie) i podpisać umowę. I oczywiście przekazać klucze, żeby prace się rozpoczęły! To jeszcze nie jest ten fajny etap wybierania czegokolwiek (oprócz okien, które też wymieniamy), na razie będzie burzenie ścian, zrywanie starych podłóg, skuwanie kafelków, usuwanie kuchni i łazienki.
Z innych wiadomości - piekarnik Amica na razie nadal działa. Nie wiem, czy się cieszyć, bo po dłuższym użytkowaniu wiem, że dokonałam złego wyboru - po prostu ten piekarnik nie jest wygodny w obsłudze! Ma dwa pokrętła - jednym wybiera się rodzaj grzania - drugim ustawia temperaturę albo czas pracy. Żeby ustawić temperaturę, trzeba dość długo przyciskać przycisk z symbolem termometru, żeby na wyświetlaczu wartość temperatury zaczęła migać i wtedy pokrętłem możemy ją zwiększyć/zmniejszyć. Tak samo z czasem - mocno i dość długo naciskamy przycisk z symbolem zegara aż wartość zacznie migać, wtedy pokrętłem ustawiamy czas. I kiedy piszę "długo naciskamy" to nie jest to moje marudzenie, tylko jest to naprawdę zauważalnie długo, nie pyk! i już, tylko trzeba docisnąć i poczekać z 5 sekund, a jeszcze są chwile, kiedy najwyraźniej nie trafiam idealnie w pole przycisku i nic się nie dzieje, muszę naciskać ponownie... (mam porównanie z pralko-suszarką marki Haier z podobnym dotykowym wyświetlaczem, tam jest tylko muśnięcie i pralka włączona, funkcja wybrana, tutaj trzeba mieć ciężką rękę!...) Gdy ustawimy rozgrzanie piekarnika do danej temperatury, na wyświetlaczu pojawi się kropka oznaczająca, że piecyk się nagrzewa. Gdy dojdzie do zadanej temperatury, kropka gaśnie. Czego się tu czepiam? A tego, że nie daje żadnego sygnału dźwiękowego!!! Włączam piekarnik, krzątam się po kuchni, coś gotuję albo dokańczam danie do wstawienia do piecyka i co chwilę muszę patrzeć czy piekarnik już mi się rozgrzał!... Ostatnio Robert poczuł się nieswojo, bo usiadłam obok niego na kanapie i co chwilę zerkałam mu przez ramię do kuchni, a ja po prostu pilnowałam, czy piecyk już się nagrzał i czy mogę wstawiać precle!...
No i kwestia wyświetlacza - potrafi on wyświetlić tylko jedną rzecz na raz - albo aktualną godzinę albo temperaturę w piekarniku. Jeśli chcemy sprawdzić, ile zostało czasu do końca pieczenia, trzeba nacisnąć przycisk z zegarem - wtedy na chwilę pokaże się czas pieczenia jaki pozostał, ALE zaraz z powrotem zmienia się na temperaturę albo aktualną godzinę, co tam mieliśmy akurat wybrane. I to jest dla mnie niewygodne, wolałabym widzieć kilka parametrów na raz, a nie co jakiś czas sprawdzać, ile mi zostało do końca pieczenia! Jest jeszcze jedna funkcja, którą jak ten głupek zachwyciłam się przed zakupem, ale poznałam jej wadę - piekarnik ma opcję "otwieranie drzwi łokciem" i to rzeczywiście działa, zamiast ciągnąć za rączkę stuka się lekko łokciem w uchwyt i drzwi same się otwierają na oścież. Nie musimy otwierać piekarnika dłonią a dopiero potem sięgać po blachę do wstawienia. Jednak... żeby taka funkcja działała, drzwi nie mają zawiasów, które można zblokować w dowolnym ustawieniu, bo przecież by się same nie otwierały! Więc nie ma mowy o pozostawieniu czegoś do wystygnięcia (np.: Pawłowej) w uchylonym piekarniku, bo nie da się tych drzwi trochę uchylić, można je tylko zamknąć albo całkowicie otworzyć.
Także tak to wygląda.... Oczywiście do nowego mieszkania mam już wybrany nowy piekarnik z zupełnie innej firmy!!! *^w^*
***
Mam dla Was nowy przepis na chleb słodowy od niezawodnej Vildy Surdegen. Chleb jest łatwy, w smaku treściwy, słodkawy, bardzo ciekawa alternatywa dla zwyczajnego razowca.
Na 3 bochenki
Rano dokarm zakwas żeby mieć gotowe 300g aktywnego zakwasu.
120g płatków owsianych
60g mąki pszennej pełnoziarnistej 2000
160g mąki żytniej pełnoziarnistej
600g mąki pszennej chlebowej 750
1tbsp soli
- wymieszaj suche składniki w dużej misce.
1000g wody w temp. pokojowej
450g melasy (użyłam tej z morwy)
300g zakwasu
- w drugiej misce wymieszaj wodę z melasą i zakwasem.
Dodaj mieszankę płynną do suchych składników, wymieszaj porządnie szpatułką. Wyłóż trzy podłużne foremki papierem do pieczenia.
Wlej ciasto do foremek, ok. 1kg do każdej, przykryj i odstaw do wyrastania/dojrzewania w ciepłe miejsce (27°C na 8 godz. lub 24°C 12 godz.)
Piecz 15 min w 200°C, zmniejsz temperaturę do 175°C i dopiekaj chleb jeszcze przez ok. 1 godz. 15 minut.
3 Ł melasy/miodu
3 Ł wody
Wymieszaj melasę z wodą, posmaruj wyjęte z piekarnika bochenki. Przykryj i pozwól im stygnąć 2 godziny w formach, następnie wyjmij chleb na kratkę i wystudź do końca.
***
W czerwcu czeka nas początek prac remontowych, na ten miesiąc przypada też nasza rocznica ślubu i z tej okazji postanowiliśmy wyjechać na weekend do miejsca, które jest superturystyczne a ja jeszcze nigdy tam nie byłam! *^o^* Ale to w drugiej połowie miesiąca, a najpierw druga dawka szczepionek, pogoda mam nadzieję się poprawi i będzie więcej rowerowania dla przyjemności i pikników z przyjaciółmi! (jeden już był w maju) *^v^* Oraz czekam na truskawki! Bo szparagi już są! *^V^*