Tyle się naszyliśmy tych toreb na zakupy ze starych firanek, nakupowaliśmy dizajnerskich kubków termicznych, żeby nam w kawiarniach kawę na wynos lali nie w jednorazowy plastik, rurek metalowych zamiast plastikowych - ja akurat zaliczam się tylko do grupy "toreb", bo nie kupuję kawy na wynos i nie używam słomek. I co? I przyszedł koronawirus, i na całym świecie wielorazówki szybciutko poszły w odstawkę! W sklepach nakazane jest robienie zakupów w jednorazowych plastikowych rękawiczkach (które przynajmniej w Warszawie fruwają po całym mieście, bo ludzie jakoś nie potrafią zdjąć ich wychodząc ze sklepów i wyrzucić do przygotowanych do tego celu koszy...), w USA pojawił się zakaz używania własnych toreb z tkaniny jako potencjalne źródło zakażenia, opóźniono wprowadzenie ustaw zakazujących używanie plastikowych opakowań, plastik wraca do użytku pełną parą, dostarczane jedzenie też wróciło do plastikowych opakowań, bo biodegradowalne są trzykrotnie droższe.
Z jednej strony wszyscy w ekstazie, że powietrze nad miastami się oczyściło, bo ludzie nie wychodzą z domów od miesiąca czy dwóch, więc nie jeżdżą tyle samochodami, przemysł tak nie zanieczyszcza, a z drugiej - plastik w natarciu zaraz nas znowu zaleje ze zdwojoną siłą...
We made so many reusable shopping bags from old curtains, we bought so many designer reusable coffee cups and metal straws instead of the plastic ones (well, I only made the bags, I don't buy coffee to go or use straws like at all). And what now? The coronavirus came and all around the world reusables went into oblivion! In the shops they make us wear plastic gloves and use plastic bags (the gloves fly all over Warsaw in the streets because people apparently aren't able to remove them before leaving the shop and throw them into the prepared bins!...), in the USA there's a ban on using fabric bags as a potential source of infection, the anti-plastic regulations has been postponed, food is being delivered in the plastic containers because the biodegradable ones are three times more expensive, plastic is in full comeback now.
On one hand, everybody's ecstatic that the air over the big cities has cleared because for the past one, two months people stayed at homes and didn't use cars so much, the industry wasn't poluting as much as usual. On the other hand - more and more plastic will cover the Earth... Just saying.
***
Ostatni tydzień DOJadania.
Śniadania
Śniadania
- scones według tego przepisu, z jedną zmianą, nie miałam borówek więc dodałam pokrojone drobno jabłko i łyżeczkę cynamonu. Zjedliśmy je z jogurtem kokosowym i syropem klonowym.
Obiady
- gobi mutter keema według przepisu Vegan Richa, kalafior, czerwona papryka i groszek w gęstym kremowym curry na bazie kolendry, cebuli, chilli i indyjskich przypraw
- wegańskie maki: z ogórkiem, shitake w sosie teriyaki, tofu w ostrej marynacie z gochujang, z natto, z burakiem pieczonym,
- udon z fasolką szparagową, tofu i shitake w koreańskim słodko-ostrym sosie (gochujang, sos sojowy, ocet jabłkowy, cukier, olej sezamowy, ziarna sezamu, siekana dymka), kokosowy "bekon"
- zupa z soczewicy z tego przepisu, dorzuciłam łyżkę silken tofu, i indyjskie chapati (gotowe mrożone, tylko upiec na suchej patelni)
- mapo tofu według tego przepisu, mielone mięso zamieniłam na proteinę sojową i to jest moja ulubiona wersja tego dania! *^0^*
Wnioski końcowe - tegoroczne DOJadanie było o wiele łatwiejsze niż zeszłoroczne! Jedliśmy smacznie, sycąco, powtórzyliśmy kilka sprawdzonych potraw i odkrywaliśmy nowe. Wielką niespodzianką okazała się proteina sojowa, która na stałe stanie się w naszej kuchni zamiennikiem mielonego mięsa w sosach typu Bolognese albo w mapo tofu. Raz kupiliśmy wegańskie parówki i oczywiście były obrzydliwe... Za to kilka razy kupowaliśmy wegańskie "sery" w plasterkach (firmy Violife i Łowicza - marka Bez Deka Mleka, dostępne w Lidlu i Biedronce), tradycyjnie jedliśmy burgery roślinne i inne produkty z Dobrej Kalorii, piekłam pyszne wegańskie precle i smażyłam wegańskie naleśniki! Po zeszłym roku zostały nam w menu margaryny czystoroślinne (nie każda margaryna jest wegańska!!!), za to teraz zachowamy proteinę sojową, majonez Wege Majo.
Czy pozostaniemy przy weganizmie?
Nie. Powodów jest kilka, ale jest jeden najważniejszy - zrobiliśmy badania krwi tuż przed i po DOJadaniu, i niestety tak samo jak w zeszłym roku powtórzył się jeden element, który nas mocno zaniepokoił. Nie będę się wdawać w szczegóły, ale jeden ze współczynników, które wcześniej mieliśmy w normie albo lekko zawyżony - po siedmiu tygodniach diety wegańskiej poszybował nam o ponad 100% w górę, ponad normę!!! Będziemy jeszcze badać ten temat, ale najwyraźniej w naszym przypadku całkowite usunięcie z diety tłuszczy zwierzęcych powoduje, że organizmy wariują i jakoś to sobie rekompensują. Czujemy się bardzo dobrze, ale te wyniki badań nam się nie podobają, tym bardziej, że w zeszłym roku było tak samo, potem przez rok na diecie z niewielkim udziałem produktów odzwierzęcych wszystko się unormowało, a teraz była powtórka z rozrywki...
Dobrą wiadomością natomiast jest to, że bez problemu schudłam 3 kilogramy, co było jednym z moich celów na tegoroczne DOJadanie, a co zupełnie nie udało mi się w zeszłym roku! Wydaje mi się, iż upływ czasu spowodował, że po śmierci mamy wreszcie dochodzę do siebie psychicznie, więc i fizycznie zaczęło się u mnie normować i powoli wracam do mojej stałej wagi.
Tyle na dzisiaj, następne DOJadanie już za rok! A teraz udam się do kuchni, gdzie zjem wreszcie jajko na twardo! *^V^*~~~
***
Żeby zakończyć na pozytywną nutę, cytat z książki Marii Malewskiej. Kiedy już prawie nie była w stanie wysiedzieć podczas swojej pierwszej japońskiej tygodniowej medytacji, nagle znalazła rozwiązanie i przetrwała! *^0^*
Tak więc, polecam tę metodę tym wszystkim, którzy odchodzą od zmysłów siedząc w domu i zastanawiając się, jak długo jeszcze trzeba będzie w tych domach pozostać! "Dzisiaj zostaję!" a co będzie jutro, to się zobaczy w dniu jutrzejszym! *^V^*
"I nagle przypomina mi się metoda anonimowych alkoholików, (...). (...) każdego ranka mówi się sobie: dzisiaj nie piję (...). To dużo łatwiejsze, to tylko jeden dzień. A efekt życia w trzeźwości ten sam."
"Zen. Zamiatając skały, czeszącz mech" Maria Moneta-Malewska, s.41
Tak więc, polecam tę metodę tym wszystkim, którzy odchodzą od zmysłów siedząc w domu i zastanawiając się, jak długo jeszcze trzeba będzie w tych domach pozostać! "Dzisiaj zostaję!" a co będzie jutro, to się zobaczy w dniu jutrzejszym! *^V^*
To finish on the positive note, here's the quote from the book by Maria Moneta Malewska. When she almost couldn't bare sitting on her first week long meditation in Japan, she found the solution and survived! *^0^*
"And suddenly I recall the anonymous alcoholics' method, (...). (...) each morning you tell yourself: today I don't drink (...). It's much easier, it's just this one day. And the sobriety effect is the same."
"Zen. Sweeping the rocks, combing the moss" Maria Moneta-Malewska, p.41
So, I recommend this method to all of you who go crazy staying at home and thinking how long is it going to be like that! "Today I stay at home", and tomorrow? We'll see about that tomorrow! *^V^*
O! To Scarlett O'Hara miała ten sam sposób na codzienne trudności. Tylko ona w ogóle przekładała martwienie się na jutro. :)
ReplyDeleteI u mnie też cały dzień takie samo niebo cudownie niebieskie.
Dobrze, że robicie sobie badania, ale jak chcecie zgłębiać temat?
O swoich siatkach też myślałam, u mnie w małych sklepikach może by przeszły, ale nie noszę już. Trzeba przeczekać. Mnie za bardzo zdrowe powietrze nie cieszy, bo za duży koszt tego wszystkiego.
Trzymajmy się zdrowo i z nadzieją na powrót do naszych zwykłych, normalnych dni. :)
Pozdrawiam serdecznie!
Jest to jakiś pomysł, każdego dnia przekładać martwienie się "na jutro!"... *^V^*
DeleteBadania zrobiliśmy prywatnie na własne życzenie, lekarz nam ich nie zlecił więc nie ma automatycznie lekarza, który by spojrzał na te wyniki i je ocenił. Jak się sytuacja izolacji uspokoi, wybierzemy się do naszego internisty w Medicover i poprosimy go o interpretację wyników i ewentualne dalsze kroki. Chcemy też po kolejnym półtora miesiąca czasu ponowić badania i zobaczyć, czy po powrocie na dietę flexi z udziałem tłuszczy pochodzenia zwierzęcego nasze wyniki wrócą do normy, tak jak było w zeszłym roku.
Trzymajmy się zdrowo i smacznie! *^0^*~~~
Siedem tygodni spelnionych postanowien - gratuluje i ciesze sie razem z Toba. A w skrytosci ducha zazdroszcze pedow groszku, bo choc mam raczej dobra reke do roslin, to ten cholerny groszek leci ze mna w kulki ;-)
ReplyDeleteW Niemczech nie ma szalenstwa plastikowego na taka skale - jak najbardziej moge nosic swoje siatki, nie musze uzywac rekawiczek (aczkolwiek kasy sklepow, bankow czy rejestracja u lekarza maja postawione ochronne "szybki"). Lekarze odradzaja nawet powszechne uzywanie rekawiczek (lateksowych), gdyz ich powierzchnia oddaje wiecej zarazkow niz skora.
Ten kalafior z groszkiem i papryka juz sobie notuje:-)
Usciski (calkiem legalne ta droga)
Dziękujemy! W tym roku było łatwiej niż w zeszłym bo już wiedzieliśmy jak będzie! *^v^*
DeleteCo do pędów groszku, jeden wysiany pojemnik ładnie mi wzeszedł, a w drugi większość nasion spleśniała... Trzeba próbować, któraś partia się uda!
U nas też są wszędzie szybki albo plexi, a rękawiczek trzeba używać właśnie tylko w sklepie podczas wkładania produktów do koszyka, płacenia, naprawdę nie rozumiem, dlaczego dużo ludzi wychodzi w tych foliówkach na rękach ze sklepów i potem wyrzuca je gdziekolwiek, trawniki upstrzone!...
He, he, no właśnie, jedyne legalne uściski to teraz na piśmie lub przekazywane głosowo!... *^W^*~~~
O, to u nas dalej można używać własnych toreb w sklepach i rękawiczki dalej są decyzją własną - choć przez specyfikę kraju zapewne zużyte sztuki nie walały by się aż tak masowo po ulicach.
ReplyDeleteJa cały czas jestem na pascawegetarianiźmie z przewagą kuchni czysto roślinnej i muszę przyznać, że poza tym cholernym niedoborem D3, który właśnie nadrabiam, to wyniki mam idealnie w normie.
ja zazwyczaj mielone robię z tofu, ale zastosowanie proteiny sojowej też zgłębiam, kurczaka już dawno dzięki niej wyparłam. eksperymentuję teraz z bulionami w których ją moczę ^v^
Mam nadzieję, że lada dzień ludzie się nauczą, żeby te rękawiczki wyrzucać w wyjściu ze sklepów (stoją kosze na śmieci!), bo inaczej na trawnikach zakwitną nam foliowe kwiatki... >0<
DeleteMy teraz jesteśmy fanami mielonych z białej fasoli, jest jeszcze kilka sztuk w zamrażarce, sialla la la!... ^^*~~
Ta proteina sojowa i pędy groszku... Proteinę będę próbować, brzmi interesująco, zwłaszcza do bolognese. Z groszkiem pewnie będzie gorzej, ale tak kusząco u Ciebie wyglądał...:). Ciekawią mnie te Wasze podejrzane wyniki, ja od wielu lat jestem okresowo albo wegetarianką albo flexi-wegetarianką i wyniki wciąż mam w normie. Suplementuję tylko sporadycznie witaminę D3 i B12.
ReplyDeleteW kwestii plastiku wczoraj właśnie dokładnie tak samo rozmyślałam, w tej materii wszystko się cofnęło. W osiedlowym sklepie warzywa czy owoce popakowane w foliówki w różnych porcjach. Owszem była mowa o pieczywie, żeby nie leżało luzem, ale niektórzy są nadgorliwi. Odgórnego nakazu foliowania i zakazu toreb materiałowych z pewnością nie było. Rękawiczki uważam też za przesadę, bardziej uzasadnione byłyby maseczki, nie wprowadzono od razu obowiązku chyba tylko z powodu ich niedoboru na rynku.
Z siedzeniem w domu nie mam problemu, co prawda od czasu do czasu idę do pracy (okazja, żeby się przejść na legalu!), ale szczerze mówiąc ta izolacja nawet mi się podoba. "Trening alkoholika" to coś w rodzaju mindfulness, ćwiczenia uważności, skupiania się na tym co tu i teraz. Pewien mistrz kierownicy mówił kiedyś, że nie myśli o tym, co czeka go na mecie, tylko o zadaniu, które ma w danym momencie w trakcie jazdy do wykonania (gaz, zakręt itd) - i dzięki temu osiąga sukcesy.
Ale jednak wegetarianizm zawiera pewne ilości produktów odzwierzęcych nawet, jeśli odstawiasz mięso, bo wciąż dostarczasz organizmowi nabiał, jajka. My na diecie flexi mamy dobre wyniki, pogarszają się po półtora miesiąca weganizmu... Jak już będzie można się normalnie wybrać do lekarza, to wszystko posprawdzamy!
DeleteMaseczki weszły teraz, są obowiązkowe od 16 kwietnia. Ciężko mi się w nich chodzi, bo okulary strasznie mi parują od oddychania, ale cóż... Mamy zapas japońskich maseczek plisowanych, uszyłam nam dodatkowe piękniejsze bawełniane, będziemy nosić! *^o^*
Chyba za bardzo zaczęliśmy żyć tym, co będzie w przyszłości, teraz musimy się nauczyć znowu żyć chwilą obecną ale ja też uważam, że to nie taka straszna sprawa! Czuję, jak się wyciszam, mózg mi się uspokaja, kiedy skupiam się na tym co robię w danym momencie i na planach krótkoterminowych - co ugotować na obiad. ^^*~~
U tej części USA, w której ja mieszkam nie ma zakazu używania siatek wielokrotnego użytku. Ja po powrocie z zakupów wrzucam je do pralki i piorę. Zawsze tak robiłam co kilka tygodni, teraz robię to po każdych zakupach. Ubrania, w których byłam w sklepie też zaraz ściągam i do pralki. Rękawiczki jednorazowe są nie do zdobycia u nas, a maseczki mają ci, którzy je sobieuszyli albo mieli z czasów pożarów kiedy to powietrze było bardzo zanieczyszczone. W moim mieście nadal obowiązuje zakaz używania plastikowych siatek - można w każdym sklepie kupić torby papierowe. Też ubolewam nad tym zwrotem w walce z plastikami. Biedna ta nasza Matka Ziemia. Tak jej nie szanujemy a potem wielkie zdziwienie jak broni się... ot chośby wypuszczając takiego wirusa...
ReplyDeletePozdrawiam!
Motylek
To dobrze, że u Ciebie już są takie przepisy, czytałam widocznie o stanach, w których dopiero szykowano się do ich wprowadzenia i nagle totalny odwrót...
DeleteJa też dziś uszyłam nam maseczki, jak mamy się obowiązkowo zamaskować, to niech to będzie przyjemne i ładne! ^^*~~
Piekny był okres Dojadania.Piękne potrawy ma blogu.Ciekawe z tymi wynikami
ReplyDeleteWszystkiego dobrego życze.
Bardzo dziękuję! *^v^*
DeleteMusimy się wybrać do lekarza, który rzuci okiem na wyniki i je zinterpretuje, ale poczekamy, aż się trochę sytuacja ogólnoświatowa uspokoi.
Dla mnie używanie masek nie jest problemem od sierpnia zeszłego roku. Indonezja i część wyspiarska Malezji, wypalała dżungle pod plantacje palm olejowych. Przez dwa miesiące nie można było wychodzić, bo powietrze było bardzo ciężkie i niebezpieczne. Pierwsze dwa dni w masce był koszmarem. Tak jak tobie, parowały mi okulary słoneczne, gorąco mi było okrutnie. Pociłam się strasznie. Potem się przyzwyczaiłam i teraz to nie jest dla mnie problemem ich noszenie. Oczywiście też uszyłam mężowi, bo to on jest jedyną osobą wychodzącą z domu i było mu w niej gorąco, bo więcej warstw, niż te zwykłe, podstawowe.
ReplyDeletePo raz kolejny zachwycam się twoim menu. Jest tak różnorodne! Aż się chce jeść:)))
Ja właśnie uszyłam nam bawełniane dopasowane maseczki i wydaje mi się, że będzie mi w takiej łatwiej z okularami niż w tych plisowanych. Pierwsze testy we wtorek, jak pójdę po warzywa! *^v^*
DeleteDzisiaj na obiad żurek, mąż gotuje! *^0^*