Wiosny z każdym dniem coraz więcej!... *^V^*~~~ W Lidlu była promocja na pomidory, to nakupiłam i robimy sałatki. Na drzewach coraz więcej pączków, trawa się zieleni, przestałam już wbijać się w zimową pikówkę i przestawiłam na wełniany płaszcz, mając nadzieję na rychłe ocieplenie i zmianę wełny na ramoneskę. ^^*~~
Drugi tydzień DOJadania w zdjęciach.
Śniadania:
- szakszuka inaczej, czyli mniej pomidorów, dużo cukinii, do tego cebula i papryka, zioła oraz silken tofu zmieszane z płatkami drożdżowymi i czarną solą Kala Namak
- grzanki z awokado, podsmażonym szpinakiem z czosnkiem, wędzonym tofu, zielonym groszkiem i chili
- szakszuka zielona - dymka, czosnek, zielona papryka, kawałek brokuła, szpinak, kminek, silken tofu wymieszane z płatkami drożdżowymi i solą Kala Namak.
- po japońsku - zupa miso, inarizushi, hiyayakko (zimne tofu z przyprawami), kiszonki
- szakszuka zielona - dymka, czosnek, zielona papryka, kawałek brokuła, szpinak, kminek, silken tofu wymieszane z płatkami drożdżowymi i solą Kala Namak.
- po japońsku - zupa miso, inarizushi, hiyayakko (zimne tofu z przyprawami), kiszonki
Obiady:
- chińskie mapo tofu (z tego przepisu) zamiast mielonego mięsa dodałam pokrojonego drobno bakłażana, do tego koreańska sałatka z kiełków kongnamul (z tego przepisu)
- kartoflanka - nic wymyślnego, posiekana cebula, czosnek, garść mrożonej włoszczyzny, łyżka mąki, do tego 2 szkl. bulionu warzywnego, 2 szkl. mleka owsianego, 3 spore pokrojone w kostkę ziemniaki, liść laurowy, łyżka suszonego tymianku, koper, sól i pieprz do smaku.
- kartoflanka - nic wymyślnego, posiekana cebula, czosnek, garść mrożonej włoszczyzny, łyżka mąki, do tego 2 szkl. bulionu warzywnego, 2 szkl. mleka owsianego, 3 spore pokrojone w kostkę ziemniaki, liść laurowy, łyżka suszonego tymianku, koper, sól i pieprz do smaku.
- ramen - na bulionie z grzybów i konbu, z dodatkiem boczniaków kakuni (obsmażone i krótko duszone w zalewie, aż się skarmelizowała), shitake, pak choi, wędzonym tofu, gotowanym w bulionie daikonem, kukurydzą.
Bulion zrobiłam w następujący sposób: poprzedniego dnia wieczorem zalałam 50 g suszonych grzybów shitake 1 litrem zimnej wody, zostawiłam w lodówce do następnego popołudnia. Dodałam 1 szkl. wody (grzyby wciągnęły ^^) i sproszkowany bulion z kombu do smaku. Można użyć samego wyciągu z grzybów ale chciałam dodać odrobinę odmiennego smaku a miałam taki wegański bulion kupiony w zeszłym roku w Japonii.
Co do makaronu - ostatnio odkryłam sekret jeszcze lepszego domowego makaronu do ramenu: po wyrobieniu ciasta zostawiłam go nie na 2 godziny, ale na 24 godziny zawinięte w folię spożywczą w lodówce (z konieczności, mieliśmy jeść tego dnia ramen, ale zmieniły się plany a miałam już zagniecione ciasto). Makaron wyszedł bardziej sprężysty! Jednak gdy ciasto poleży dłużej niż dobę gluten przestaje pracować i makaron się rozłazi, więc te 24 godziny to jest maksymalny czas, jaki bym zalecała.
- placki ziemniaczane - ziemniaki starte na grubych oczkach tarki, posiekana cebula, zamiast jajka dodałam 1 Ł mielonego siemienia lnianego wymieszanego z 3 Ł wody. Ja zawsze jem placki ziemniaczane z cukrem! ^^*~~
Przy okazji odkryłam naprawdę smaczny kefir sojowy, który ma świetny skład, jest organiczny, i ma tylko jedną wadę - kosztuje 9,5 zł za 250 ml... No więc, nie, dla mnie to za drogo.
- spaghetti Nonny Teresy - z najnowszej książki Jamiego Olivera "Jamie Cooks Italy", gotowałam to danie już wcześniej
Jedzenie na mieście
W sobotę poszliśmy do nowej na Ursynowie knajpki Victory Lap z wegańskim jedzeniem bliskowschodnim i wypróbowaliśmy Falafel Box z masą warzyw, hummusem, oraz zupę z soczewicy z ziemniakami i marchewką, wszystko super! Właściciel poczęstował nas własnej roboty piklami z zielonego chili i chutneyem z jabłek, pyyyycha!
A niedzielę, po obejrzeniu do śniadania pierwszego dnia zawodów sumo wybraliśmy się do Muzeum Etnograficznego, a potem do Bao Bar na bardzo smaczne ostre frytki i bułeczki na parze bao z nadzieniem - smażone tofu i bakłażan.
Bao Bar nie był naszym pierwszym wyborem, najpierw odbiliśmy się od kolejki przed wegańskim barem azjatyckim na Chmielnej, a potem... Potem poszliśmy na Emilii Plater do baru Chwast Polski, w którym serwują tradycyjną kuchnię polską w wersji wegańskiej. 3/4 stolików było zajętych, część gości pałaszowało smakowicie wyglądające obiady a kiedy stanęliśmy w kolejce do złożenia zamówienia przed nami stało kilka osób. Niestety, pan przyjmujący zamówienia sprawiał wrażenie najbardziej nieogarniętego człowieka na świecie... Był on jednocześnie barmanem i kelnerem, i w momencie, kiedy podeszliśmy do kolejki wyszedł zza baru z talerzami jedzenia i zaczął krążyć po restauracji szukając tego, kto owe dania zamówił. I tu nastąpił zonk, bo okazało się, że nikt się do tych potraw nie przyznaje!... Prawdopodobnie facet pomylił zamówienia i najgorsze jest to, że krążył po sali jak zdezorientowana mucha w smole, zaglądając ludziom w oczy i podstawiając pod nos talerze z jedzeniem, którego nikt nie zamówił. W kuchni na zapleczu snuły się ze trzy osoby, które nawet nie próbowały mu w żaden sposób pomóc. I nawet wołania osób z początku kolejki, że one z przyjemnością kupią te właśnie dania, skoro nie ma innego chętnego, nie wywoływały żadnej reakcji. Barmanokelner tak się zasklepił we własnym świecie, że nie zauważał nikogo i niczego, zawisł w półkroku na sali z dwoma talerzami w dłoniach niczym postać w grze komputerowej, która nam się złośliwie zawiesiła... Nikt inny z obsługi nie zwracał uwagi na kolejkę zamawiających. Na ten smutny obrazek włożyliśmy z powrotem okrycia wierzchnie i powędrowaliśmy dalej w poszukiwaniu innego miejsca, w którym mamy szansę zjeść cokolwiek przed następnym porankiem........
Wnioski po półtora tygodnia DOJadania - czuję się lżejsza! Faktem jest, że nie tylko odstawiliśmy pewne grupy produktów ale też zmniejszyliśmy porcje, unikamy dokładek, deserów, słodyczy, więc chyba nie ma się czemu dziwić. Nie mam kryzysów na zasadzie "to bym zjadła! tamto bym zjadła! tego mi brakuje!", Robert za to owszem, tęskni za jajkami i mięsem.
Bulion zrobiłam w następujący sposób: poprzedniego dnia wieczorem zalałam 50 g suszonych grzybów shitake 1 litrem zimnej wody, zostawiłam w lodówce do następnego popołudnia. Dodałam 1 szkl. wody (grzyby wciągnęły ^^) i sproszkowany bulion z kombu do smaku. Można użyć samego wyciągu z grzybów ale chciałam dodać odrobinę odmiennego smaku a miałam taki wegański bulion kupiony w zeszłym roku w Japonii.
Co do makaronu - ostatnio odkryłam sekret jeszcze lepszego domowego makaronu do ramenu: po wyrobieniu ciasta zostawiłam go nie na 2 godziny, ale na 24 godziny zawinięte w folię spożywczą w lodówce (z konieczności, mieliśmy jeść tego dnia ramen, ale zmieniły się plany a miałam już zagniecione ciasto). Makaron wyszedł bardziej sprężysty! Jednak gdy ciasto poleży dłużej niż dobę gluten przestaje pracować i makaron się rozłazi, więc te 24 godziny to jest maksymalny czas, jaki bym zalecała.
- placki ziemniaczane - ziemniaki starte na grubych oczkach tarki, posiekana cebula, zamiast jajka dodałam 1 Ł mielonego siemienia lnianego wymieszanego z 3 Ł wody. Ja zawsze jem placki ziemniaczane z cukrem! ^^*~~
Przy okazji odkryłam naprawdę smaczny kefir sojowy, który ma świetny skład, jest organiczny, i ma tylko jedną wadę - kosztuje 9,5 zł za 250 ml... No więc, nie, dla mnie to za drogo.
- spaghetti Nonny Teresy - z najnowszej książki Jamiego Olivera "Jamie Cooks Italy", gotowałam to danie już wcześniej
Jedzenie na mieście
W sobotę poszliśmy do nowej na Ursynowie knajpki Victory Lap z wegańskim jedzeniem bliskowschodnim i wypróbowaliśmy Falafel Box z masą warzyw, hummusem, oraz zupę z soczewicy z ziemniakami i marchewką, wszystko super! Właściciel poczęstował nas własnej roboty piklami z zielonego chili i chutneyem z jabłek, pyyyycha!
A niedzielę, po obejrzeniu do śniadania pierwszego dnia zawodów sumo wybraliśmy się do Muzeum Etnograficznego, a potem do Bao Bar na bardzo smaczne ostre frytki i bułeczki na parze bao z nadzieniem - smażone tofu i bakłażan.
Bao Bar nie był naszym pierwszym wyborem, najpierw odbiliśmy się od kolejki przed wegańskim barem azjatyckim na Chmielnej, a potem... Potem poszliśmy na Emilii Plater do baru Chwast Polski, w którym serwują tradycyjną kuchnię polską w wersji wegańskiej. 3/4 stolików było zajętych, część gości pałaszowało smakowicie wyglądające obiady a kiedy stanęliśmy w kolejce do złożenia zamówienia przed nami stało kilka osób. Niestety, pan przyjmujący zamówienia sprawiał wrażenie najbardziej nieogarniętego człowieka na świecie... Był on jednocześnie barmanem i kelnerem, i w momencie, kiedy podeszliśmy do kolejki wyszedł zza baru z talerzami jedzenia i zaczął krążyć po restauracji szukając tego, kto owe dania zamówił. I tu nastąpił zonk, bo okazało się, że nikt się do tych potraw nie przyznaje!... Prawdopodobnie facet pomylił zamówienia i najgorsze jest to, że krążył po sali jak zdezorientowana mucha w smole, zaglądając ludziom w oczy i podstawiając pod nos talerze z jedzeniem, którego nikt nie zamówił. W kuchni na zapleczu snuły się ze trzy osoby, które nawet nie próbowały mu w żaden sposób pomóc. I nawet wołania osób z początku kolejki, że one z przyjemnością kupią te właśnie dania, skoro nie ma innego chętnego, nie wywoływały żadnej reakcji. Barmanokelner tak się zasklepił we własnym świecie, że nie zauważał nikogo i niczego, zawisł w półkroku na sali z dwoma talerzami w dłoniach niczym postać w grze komputerowej, która nam się złośliwie zawiesiła... Nikt inny z obsługi nie zwracał uwagi na kolejkę zamawiających. Na ten smutny obrazek włożyliśmy z powrotem okrycia wierzchnie i powędrowaliśmy dalej w poszukiwaniu innego miejsca, w którym mamy szansę zjeść cokolwiek przed następnym porankiem........
Wnioski po półtora tygodnia DOJadania - czuję się lżejsza! Faktem jest, że nie tylko odstawiliśmy pewne grupy produktów ale też zmniejszyliśmy porcje, unikamy dokładek, deserów, słodyczy, więc chyba nie ma się czemu dziwić. Nie mam kryzysów na zasadzie "to bym zjadła! tamto bym zjadła! tego mi brakuje!", Robert za to owszem, tęskni za jajkami i mięsem.
No comments:
Post a Comment