Monday, April 15, 2019

Płynne złoto



W poniedziałek obudziłam się o 8 rano po nieprzespanej nocy. Strasznie nie chciało mi się wygrzebać z pościeli. Ale wstałam, założyłam buty do biegania i wyszłam z domu. Było niesamowicie ciężko... Nie wiem, jak to jest, że każdy powrót do regularnego biegania po dłuższej przerwie jest dla mnie taki trudny. Czy to kwestia mojego wieku? Czy tak zaniedbuję moją kondycję, kiedy przestaję biegać, że coraz trudniej mi na nowo zacząć?
Ale nie porzucam nadziei, że za kilka tygodni znowu dam radę przebiec kilka kilometrów bez wypluwania płuc i przerw na marszobieg. W zeszłym tygodniu zaczęliśmy ćwiczyć w domu program 300 przysiadów, możemy to robić niezależnie od pogody i mojego kichania i kasłania. I tak trochę liczę na to,  że te przysiady trochę pomogą mojemu bieganiu, a bieganie przysiadom, a wszystko to zwalczy mój cellulit, ha! *^V^* (pobożne życzenia)
On Monday morning I woke up at 8 am, after a sleepless night. I really didn't want to leave the bed. But I got up, put on my running shoes and went outside. It was incredibly difficult... I don't know why is it so hard to go back to running after a longer break. Maybe it's me age? Maybe it's because my stamina goes down when I stop running?
But I don't give up my hopes it'll get better in a few weeks and I'll be able to run more metres without coughing my lungs out. Last week we started the 300 squats program with Robert and we do that at home so weather is not a problem with me still sneezing and coughing. And I count on running helping my squats, and squats helping my running, and them both getting rid of my cellulite! *^V^* (well, wishful thinking)




Natomiast Jagoda była tak kochana, że dla podbudowania mojego zdrowia podzieliła się ze mną domowym syropem z rokitnika. *^0^* To prawdziwe płynne złoto i nie rozumiem, jak to się stało, że nigdy na niego nie trafiłam! Chociaż... szczerze mówiąc trochę nie wierzę w jego dobroczynne właściwości, bo to jest takie pyszne, że na 1000% nie może być lekarstwem!... (Żartuję! ^^*~~) Syrop jest słodki, ale jednocześnie kwaskowy, owocowy, rześki, niczym słońce w płynie. A jak poczytałam ile dobrego robi w organizmie (m.in. opóźnia starzenie skóry i zapewnia naturalną ochronę przeciwsłoneczną, o działaniach prozdrowotnych nie wspomnę!) to już wiem, że zawsze już będzie w moim jadłospisie. *^o^*
Jagoda was so great that she sent me some homemade sea buckthorn syrup to help with my stamina. *^0^* It's a real liquid gold, I have no idea how come I've never come across this product! Although... it's way to tasty to have any healthy properties!... (Okay, I'm joking! ^^*~~) The syrup is sweet but also sour, fruity, fresh, as if it was a liquid sun. And when I read what good it does to an organism (among others it helps make our skin younger, is a natural sun blocker, not to mention anti-cancer attributes!) I know that I'll be having a bottle in my kitchen till the end of time. *^o^*




Jagoda dorzuciła do paczki mydełka robione przez jej córkę, i ja w ogóle nie rozumiem, dlaczego to jeszcze nie jest zarabiający biznes!... Mydła w niczym nie ustępują mydłom, które kupowałam w tym roku - mają przyjemne delikatne zapachy (moim favorytem jest biało-czarne mydło z węglem i shea), bardzo dobrze się pienią, mają dobre składniki - masło shea, glinkę, macerat z rdestowca, dziewczyna wyraźnie zna się na robieniu mydeł. No i popatrzcie na tę myszę i serek (tego jeszcze nie mydliłam)!... *^O^*~~~
Jagoda added to the parcel the soaps her daughter makes and the girl really knows what she's doing! Her products have nice scents, make good foam, have good ingredients - shea butter, loam, knotweed essence, and just look at that mouse and cheese!... *^O^*~~~





#100kwiatówwkolorze wciąż na tapecie, chociaż miałam jedno potknięcie - w piątek tyle się działo, że nie zdążyłam z kwiatkiem... Ale nadrobiłam w sobotę, siadam i szkicuję, chociaż wciąż pracuję nad tym, żeby była to regularna praktyka o stałych porach, żeby wpaść w rutynę rysowania.
 #100flowersincolour are still on although in Friday there was so much going on in my day that I didn't manage to squeeze in the sketching... But I made two pictures on Saturday, I sit down everyday and do one sketch, although I still struggle to make it a regular practice at the same times of the day to fall into a routine.


 
 


Przed nami ostatni tydzień weganizmu. Czy było łatwo czy ciężko? Czy chodziliśmy głodni?.. Czego nam brakowało a czego zupełnie nie? Czy weganizm spełnił nasze oczekiwania i przyniósł wymagane rezultaty? Czy pozostaniemy przy takim sposobie odżywiania? 
O tym wszystkim już za tydzień! *^V^*
Our last week of vegan diet ahead of us. Was it easy or hard? Were we hungry?... Was was missing and what wasn't? Did the plant based diet live up to our expectations? Will we stay vegan or go back to flexi eating?
All these answers and more next week! *^V^*

***

Przedostatni tydzień DOJadania, już widzę jajka na miękko na horyzoncie!... *^-^*

poniedziałek, 08 kwietnia (Robert zrobił sobie pół dnia niejedzenia)
śniadanie: owsianka z mlekiem migdałowym, łyżką nasion chia, cynamonem i garścią mrożonych wiśni i czarnych porzeczek
lunch: ryż z japońską śliwką umeboshi, zupa miso na wegańskim bulionie, ogórek kiszony
kolacja: mapo tofu z bakłażanem zamiast wieprzowiny i dodatkiem groszku cukrowego, zjedliśmy je z makaronem soba



wtorek, 09 kwietnia
śniadanie: ćwiczyliśmy rano więc Robert na szybko chwycił kanapkę z guacamole i pomidorem, i pobiegł do pracy; ja zjadłam owsiankę na mleku owsianym, z łyżką nasion chia, łyżką kakao, rozgniecionym bananem i garścią mrożonych wiśni i czarnych porzeczek,
lunch: Robert - hinduskie dania z poprzedniej soboty, ryż basmati; ja kupiła w Leclercu wegańskie pierogi ruskie, bardzo smaczne! *^V^*

 

kolacja: ramen na wegańskim bulionie (oparty mniej więcej na tym pomyśle) z mayu - olejem z palonym czosnkiem (pomysł stąd: https://www.youtube.com/watch?v=1w62nkRb8q8), z dodatkiem tofu, grzybów mun, marchewek w paście miso, młodej kapusty, cebuli w piórkach, do tego szczypior a makaron razowy


środa, 10 kwietnia (Robert pracował z domu)
śniadanie: smażony jarmuż z cebulą, silken tofu, z ostrą pastą gochujang, i surówką z pomidorów


lunch: zupa ogórkowa z dodatkiem oleju na palonym czosnku

kolacja: kanapki z pomidorem oraz z masłem orzechowym i domowymi konfiturami

czwartek, 11 kwietnia
śniadanie: hobak buchim czyli kolejna wersja koreańskich placków z tartej cukinii, tym razem z zielonym chili i bez dodatku mleka roślinnego, wychodzą najbardziej zwarte i chrupkie


lunch: hinduskie dania kupne (dal palak, matar tofu, sklep Namaste obok stacji metro Stokłosy), domowy dal z czarnej soczewicy, ryż basmati, papadamy
kolacja: kanapki

piątek, 12 kwietnia (dzień wolny Roberta)
śniadanie: tofu smażone z jarmużem, szalotką i groszkiem cukrowym, surówka z pomidora
lunch: znowu Dżungla, bo zostało jeszcze tyle rzeczy do zjedzenia *^v^*, na przykład Mac'n'Cheese (sos ma kawałki pysznego brokuła!) i boczniak w stylu jerk w kanapce! Oraz zupa marchewkowa.

 
 


kolacja: bułki preclowe z Lidla, hummus, oliwki, korniszony, okrągłe fińskie chlebki z Lidla z masłem orzechowym i domowymi konfiturami

sobota, 13 kwietnia
śniadanie: smażona cebula z pieczarkami, sałatka: rukola, awokado, pomidor, ogórek, vinegrette, nasiona sezamu

 
lunch: kupne pierogi wegańskie z firmy Virtu (Lidl) - z ziemniakami i tofu, bardzo smaczne! Zjedliśmy ze smażoną szalotką i "bekonem" kokosowym (Jadłonomia)

 

kolacja: ponieważ cały dzień Robert warzył piwo a ja trochę chorowałam, na kolację odgrzaliśmy sobie kupne jedzenie indyjskie (sklep Namaste obok stacji metro Stokłosy), bardzo dobre składy, przepyszne, 7-8 zł za pudełko.



niedziela, 14 kwietnia (Robert w pracy)
śniadanie: ja - owsianka z mlekiem migdałowym, z rodzynkami, rozgniecionym bananem i mrożonymi czarnymi porzeczkami; Robert - kupne "kiełbaski curry wurst", korniszony
lunch:  mieliśmy gościa, który lubi jedzenie hinduskie, więc skorzystałam z niezawodnej książki "Wegańska kuchnia indyjska" Richa Hingle - kapusta z kokosem (str. 96), żółta soczewica z liśćmi bazylii (str. 103) i warzywa w wędzonym sosie pomidorowym (str. 174), papadamy, ryż basmati z przyprawami, mango lassi


kolacja: kanapki z masłem orzechowym i konfiturami

6 comments:

  1. Ja zupełnie nie mam melodii do biegania. Kiedyś biegałyśmy z sąsiadką, ale od jakiegoś czasu jest to już szybki marsz. Trochę tez dlatego, ze ona jest bardziej wytrzymała ode mnie. No i że gadałyśmy cała drogę, to nam potem po 300 metrach brakowało oddechu ;) A po nieprzespanej nocy, to już na pewno nigdzie bym nie poszła.

    Trzymam kciuki za Twoje bieganie i za te przysiady, co maja zniwelować cellulitis :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja nie daję rady gadać po drodze, i tak jestem kompletnie zasapana... Ale wsadzam słuchawki na uszy, puszczam sobie muzykę albo japoński i biegnę! ^^*~~ Muszę się zmusić, żeby wyjść z domu, potem jakoś idzie!
      Bardzo dziękuję za kciuki, na pewno nie zaszkodzą, a kto wie - może pomogą! *^V^*

      Delete
  2. Bardzo jesteś dzielna i w nagrodę zbliża się czas, w którym jajko jest znaczące. :))
    Kwiatki śliczne, pewnie na stu się nie skończy. :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Staram się jak mogę i dziś zjadłam jajecznicę na śniadanie! *^O^*
      Bardzo dziękuję za komplementy dla kwiecia, na razie zobaczymy, czy mi się uda znaleźć 100 gatunków, potem kto wie, może przerzucę się na ryby?...

      Delete
  3. moje buty do biegania maja podobny kolor ... i moj zapal tez podobny...cholernie ciezko wbic sie w rutyne....
    rokitnik znamy, naasza sasiadka robila z niego pyszna nalewke.
    Mydla sliczne, az szkoda uzywac!
    spodobala mi sie nazwa "papadamy"... mamy to co wieczor..ja padam i maz pada...a tak bardziej serio to nie mam bladego pojecia co to. Kuchnie wegetarianksa jakos bym przezyla- z trudem ale by sie dalo, ale weganska to dla mnie hardcore... bez jajek i nabialu byloby ciezko. Ale fajnie sie poinspirowac Twoim menu...
    do poprzedniego posta tez pisalam komentarz, nie wiem czemu zniknal... buty fantastyczne!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak już wyjdę spod kołdry i wbiję się w ciuchy i buty, to jakoś dalej idzie!... *^w^* Nie jest łatwo, ale w sumie cieszy mnie ten ból w mięśniach po bieganiu, czuję, że coś dobrego zrobiłam dla siebie. Na razie trzymam się planu i nie opuściłam żadnego dnia!
      Ja mam teraz fazę na rokitnik, kupiłam peeling do ust z olejem z rokitnika i krem do rąk z rokitnikiem! ^^*~~ A syrop piję nieustannie, może mi wreszcie przegoni katary!
      Papadamy to takie indyjskie płaskie placki z mąki z soczewicy, pieką się na ultra chrupko, bardzo lubię ich smak. Przyznaję, że bez jajek było ciężko, ale nabiału nam bardzo nie brakowało.
      Nie wiem, czemu zniknął Twój komentarz, niczego nie kasowałam i nic nie mam w spamie, sprawdziłam. :-(

      Delete