Człowiek sobie planuje spokojny tydzień pełen gotowania i innych przyjemności, a potem dostaje desperacką prośbę o pomoc i... siada i pomaga, no bo jak można inaczej... *^o^* Pod koniec zeszłego tygodnia odezwała się do mnie zaprzyjaźniona grupa odtwórstwa historycznego - osoba, która zawsze wypisywała dla nich glejty dla nowych członków grupy w tym roku nie mogła tego zrobić, a coroczne spotkanie miało się odbyć za siedem dni! Przyjęłam zlecenie na dziewięć glejtów i jak zaczęłam nad nimi pracować to znikałam dla świata na dobre kilka godzin każdego dnia... (w sumie wyszło 22 godziny faktycznej pracy)
Niestety, cierpiało na tym moje gotowanie, po prostu nie miałam czasu na wyszukiwanie fajnych nowych przepisów i ich gotowanie, a dodatkowo Robert pracował na drugą zmianę, więc jadaliśmy razem śniadanie, lunch zabierał do pracy a na kolację zjadał kilka kanapek przed północą, kiedy wracał do domu.
You may plan a calm week full of cooking and other pleasantries, but then you get a desperate cry for help and... you sit down and help of course... *^o^* At the end of last week a colleague from a friendly historic reenactment group contacted me and asked for a rescue - the person who usually made the diplomas for their Annual Meeting refused to do so this year, and they needed nine decorative medieval diplomas in a week's time! I agreed to make them and then I kept disappearing for the world for several hours each day... (I worked 22 hours in total)
Unfortunately, my cooking suffered from it, I had no time nor strength to search for new recipes and try them out, also Robert had a later shift at work so we ate breakfasts together, he took lunch to the office and for dinner we had sandwiches, separately because I didn't want to wait till almost midnight to eat.
Zeszły tydzień miał swoje bardzo przyjemne momenty, na przykład śniadanie z mężem w Organic Coffee. *^v^* Albo paczka od Eri, w której znalazłam trzy książki z wykrojami, piękny materiał w koty - KOTY! ^^*~~ i piękną saszetkę z lusterkiem (że o słodyczach nie wspomnę, ale na razie poszły do lodówki, bo muszą poczekać na koniec DOJadania, ech...). Znowu chce mi się szyć, mam nowe pomysły, mam wykroje i materiały, i mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu wygospodaruję wreszcie czas, żeby usiąść do maszyny do szycia!
Last week had its nice moments too, like breakfast with Robert at Organic Coffee. *^v^* Or parcel from Eri, in which I found three sewing books, a piece of fabric with cat pattern - CATS! ^^*~~, and a pretty bag with a mirror (I won't even mention sweets because they went straight to the fridge and will stay there till Easter). I feel like sewing again, I have new ideas and fabrics, I hope to sit at the sewing machine next week!
Projekt #100kwiatówwkolorze trwa, mimo, że byłam przez kilka dni zajęta kaligrafią i malowaniem dyplomów, dałam radę każdego dnia znaleźć chwilę na kwiatek.
#100flowersincolour project is up and running, although I was busy with diplomas for a few days I managed to draw one flower a day.
W weekend postanowiliśmy sprawdzić, czy kwitną już drzewa wiśniowe w parku na Służewiu. Nie plannowałam robić tego na rowerze, chciałam długiego spokojnego spaceru, ale jakoś tak wyszło, że znalazły się dwa rowery miejskie do wypożyczenia i pojechaliśmy. Tak więc, jeśli ktoś widział w niedzielę babę pędzącą na rowerze, w kolorowym makijażu, z czerwoną buzią od wiatru i przerażeniem w oczach na zakrętach, to byłam ja! *^v^*
During the weekend we decided to check whether cherry trees are already in bloom in my district. I didn't plan to do it on a bike, I wanted a long smooth walk towards the trees, but we somehow ended up on the two last city bicycles available at the nearest station, and so we went. *^v^*
Niestety, wiśnie jeszcze nie kwitną. Sprawdziłam zdjęcia z zeszłego roku i robiliśmy je 22 kwietnia, czyli mają jeszcze dwa tygodnie na otworzenie pączków. ^^*~~ Tak samo sąsiadujące z wiśniami kasztanowce, na razie mają wielkie piękne pąki!
Unfortunately, cherries are still not blooming. I checked the last year's photos and then the cherry tress started to open flowers on 22nd April, so there's still two weeks to go. ^^*~~ As well as the chestnut tree next to the cherries, they have huge buds ready to bloom!
Na lunch znowu poszliśmy do Dżungli, bo Robert bardzo chciał spróbować owoc chlebowca w kanapce (zdjęcia poniżej), a potem spacerkiem wróciliśmy do domu i.... kupiłam buty.
*^0^*
We went to Dżungla for lunch because Robert wanted to try their pulled jackfruit (photos below), and then we started to slowly walk towards home and... I bought a pair of shoes on the way.*^0^*
No właśnie, po drodze okazało się, że pod ursynowskim Ratuszem w każdą pierwszą niedzielę miesiąca jest pchli targ. O 16:00 większość sprzedających już się zbierała, ale na jednym ze stoisk zobaczyłam buty. Miłość od pierwszego wejrzenia. ^^*~~ Bardzo chciałam, żeby były bardzo drogie i kompletnie niewygodne (były już w moim rozmiarze, więc nie mogłam zagrać sama ze sobą tej karty... *^n^*). Ale nie, kosztowały kilkadziesiąt złotych, a kiedy je założyłam i zaczęłam chodzić w te i we wte po chodniku, okazały się zaskakująco wygodne! W sumie mogła się spodziewać, bo mam już czarne szpilki New Look i to są jedne z wygodniejszych butów na obcasie jakie kiedykolwiek miałam (chociaż nie są aż tak wysokie, bo te mają 14 cm i platformę pod palcami! ^^*~~).
No to może je wreszcie pokażę...
Well, it turned out that on every first Sunday there is a flea market next to the district townhall. At 4 pm most of the sellers were packing up, but at one stall I saw the shoes. Love at first sight. ^^*~~ I really really wanted them to be very expensive and totally uncomfortable (they were in my size so I couldn't play that card with myself from the beginning... *^n^*). But no, they were rather cheap and when I put them on and walked for a while along the pavement they turned out to be quite comfortable! I should've expected this because I already had a pair of black high heel peep-toes from New Look and they're one of the most comfortable pumps I've ever had (although they're not that high, these have 14 cms heel and a platform under the toes! ^^*~~)Okay, so let's see them already...
I tym kraciastym akcentem zakończyła się nasza niedziela. *^-^*~~~
And that was the checkered end to our Sunday. *^-^*~~~
***
Piąty tydzień DOJadania w jadłospisie. Robert pracował na 14:30, stąd wspólne śniadania w domu przez cały tydzień. Przez tą drugą zmianę posiłki w tym tygodniu były nudne - kasza z warzywami albo hinduskie na lunch, kanapki na kolację. Nie lubię tych zmian, bo razem jadamy tylko śniadania, nie czekam z moją kolacją do 23:30...
poniedziałek, 1 kwietnia
śniadanie: pieczarki smażone z cebulą, chlebek, pomidory
lunch: kasza gryczana z grzybami i przyprawami, z dodatkiem zielonej fasolki szparagowej ("Dania Babci Zosi")
kolacja: kanapki z guacamole i ogórkiem, z muhammarą i rzodkiewkami
wtorek, 2 kwietnia
śniadanie: tofu silken smażone z pieczarkami i cebulą - smak najbardziej zbliżony do jajecznicy!, chlebek, pomidory, rzodkiewki
lunch: kasza pęczak z z dodatkiem żółtej fasolki szparagowej, marchewki i groszku, z żółtą pastą curry ("Dania Babci Zosi")
kolacja: kanapki - kupne pasty: z buraka i śliwek suszonych, hummus, do tego ogórek, rzodkiewki
środa, 3 kwietnia
śniadanie: moja wersja koreańskich placków z warzywami na ostro buchimgae
- 1 szkl. mleka (u mnie owsiane)
- 1 szkl. mąki pszennej
- 1 Ł mielonych ziaren lnu
- szczypta soli
- 1 Ł pasty sambal oelek albo gochujang
- 6 dużych szparagów, przeciętych wzdłuż
- wielka garść młodych liści szpinaku
Wymieszać, porządnie usmażyć z obydwu stron (nakładać cienko i rozklepać), zajadać! *^v^*
- 1 szkl. mleka (u mnie owsiane)
- 1 szkl. mąki pszennej
- 1 Ł mielonych ziaren lnu
- szczypta soli
- 1 Ł pasty sambal oelek albo gochujang
- 6 dużych szparagów, przeciętych wzdłuż
- wielka garść młodych liści szpinaku
Wymieszać, porządnie usmażyć z obydwu stron (nakładać cienko i rozklepać), zajadać! *^v^*
lunch: kasza gryczana biała z soczewicą i pieczarkami, z dodatkiem groszku cukrowego ("Dania Babci Zosi")
kolacja: kanapki jak wczoraj
czwartek, 4 kwietnia
śniadanie: poszliśmy do Organic Coffee, ja zjadłam kokosową jaglankę z suszonymi owocami a Robert grillowaną kanapkę z hummusem i pieczonymi warzywami (zobaczcie, mają takie same talerze z IKEA co my w domu! ^^)
lunch: kupne wegańskie dania hinduskie (mamy niedaleko domu świetny sklep z produktami z Indii, w tym z jedzeniem wegańskim i wegetariańskim), ryż basmati, papadamy
kolacja: wrap z hummusem, ostrą pastą sambal oelek, podsmażonymi szparagami i papryką czerwoną z dodatkiem pasty miso; złożony w kopertę i przypieczony na patelni, podany z ketchupem i sałatką z pomidorów
piątek, 5 kwietnia
śniadanie: placki w nowej wersji:
- 1 szkl. mleka sojowego
- 1/2 szkl. mąki pszennej
- 1 tarte jabłko
- 1 dojrzały banan rozgnieciony
- 1/2 szkl. płatków owsianych błyskawicznych
- 1 Ł nasion chia
- 1/2 ł proszku do pieczenia
lunch: hinduskie dania z domowej zamrażarki ugotowane w poprzednim tygodniu - dal z czarnej soczewicy, curry z ciecierzycą, ryż basmati, placek naan
kolacja: kanapki - chleb wiejski, wegański ser gouda i pomidor, pasta z buraka i suszonych śliwek z ogórkiem kiszonym
sobota, 06 kwietnia
śniadanie: moja druga wersja koreańskich placków z cukinią na ostro buchimgae (zjedliśmy z guacamole i pomidorami)
- 1 szkl. mleka (u mnie migdałowe niesłodzone)
- 1/2 szkl. mąki pszennej
- 1 Ł mielonych ziaren lnu
- szczypta soli
- 1 Ł pasty sambal oelek albo gochujang
- 1 duża tarta cukinia (pamiętajcie, żeby porządnie odcisnąć startą cukinię z wody, która z niej wypłynie!!!)
lunch: thoran z kapusty i żółta soczewica ze szpinakiem (sookhi mung palak) - obydwa przepisy z książki "Wegańska kuchnia indyjska" Richy Hingle, str. 96 i 103, do tego ryż basmati superdługi z groszkiem, papadamy, domowe mango lassi
Domowe mango lassi (na dwie duże szklanice):
- 1,5 szkl. musu z mango (do kupienia w puszkach, ja kupuję na allegro wielkie puszki 800 g, i tak, mają one 4-5% dodatku cukru, ale mango lassi pijamy rzadko a weź i kup równo dojrzałe i słodkie mango w Polsce.......)
- 0,5 szkl. jogurtu kokosowego albo sojowego
- 2 szkl. mleka roślinnego
Wrzucić do blendera, zmiksować.
kolacja: kanapki - fińskie pieczywo z Lidla, rukola, "ser gouda" z Polsoja, ogórki, masło orzechowe i domowe konfitury
niedziela, 07 kwietnia
śniadanie: duszone pieczarki z cebulą i 2 Ł płatków drożdżowych (dodają serowego aromatu), podsmażone szparagi (pod koniec dodałam na patelnię 1 Ł pasty miso i 2 Ł wody, i posypałam ziarnami sezamu), surówka z pomidorów i szczypioru
lunch: znowu poszliśmy do Dżungli, bo Robert chciał spróbować "szarpanego jackfruita", ja wzięłam ogórkową i spaghetti bolognese
kolacja: czyszczenie lodówki *^v^*, czyli tak: resztka frytek, kilka szparagów z wody, ogórki kiszone i coś pysznego - burger warzywny z Lidla!
czwartek, 4 kwietnia
śniadanie: poszliśmy do Organic Coffee, ja zjadłam kokosową jaglankę z suszonymi owocami a Robert grillowaną kanapkę z hummusem i pieczonymi warzywami (zobaczcie, mają takie same talerze z IKEA co my w domu! ^^)
lunch: kupne wegańskie dania hinduskie (mamy niedaleko domu świetny sklep z produktami z Indii, w tym z jedzeniem wegańskim i wegetariańskim), ryż basmati, papadamy
kolacja: wrap z hummusem, ostrą pastą sambal oelek, podsmażonymi szparagami i papryką czerwoną z dodatkiem pasty miso; złożony w kopertę i przypieczony na patelni, podany z ketchupem i sałatką z pomidorów
piątek, 5 kwietnia
śniadanie: placki w nowej wersji:
- 1 szkl. mleka sojowego
- 1/2 szkl. mąki pszennej
- 1 tarte jabłko
- 1 dojrzały banan rozgnieciony
- 1/2 szkl. płatków owsianych błyskawicznych
- 1 Ł nasion chia
- 1/2 ł proszku do pieczenia
lunch: hinduskie dania z domowej zamrażarki ugotowane w poprzednim tygodniu - dal z czarnej soczewicy, curry z ciecierzycą, ryż basmati, placek naan
kolacja: kanapki - chleb wiejski, wegański ser gouda i pomidor, pasta z buraka i suszonych śliwek z ogórkiem kiszonym
sobota, 06 kwietnia
śniadanie: moja druga wersja koreańskich placków z cukinią na ostro buchimgae (zjedliśmy z guacamole i pomidorami)
- 1 szkl. mleka (u mnie migdałowe niesłodzone)
- 1/2 szkl. mąki pszennej
- 1 Ł mielonych ziaren lnu
- szczypta soli
- 1 Ł pasty sambal oelek albo gochujang
- 1 duża tarta cukinia (pamiętajcie, żeby porządnie odcisnąć startą cukinię z wody, która z niej wypłynie!!!)
lunch: thoran z kapusty i żółta soczewica ze szpinakiem (sookhi mung palak) - obydwa przepisy z książki "Wegańska kuchnia indyjska" Richy Hingle, str. 96 i 103, do tego ryż basmati superdługi z groszkiem, papadamy, domowe mango lassi
Domowe mango lassi (na dwie duże szklanice):
- 1,5 szkl. musu z mango (do kupienia w puszkach, ja kupuję na allegro wielkie puszki 800 g, i tak, mają one 4-5% dodatku cukru, ale mango lassi pijamy rzadko a weź i kup równo dojrzałe i słodkie mango w Polsce.......)
- 0,5 szkl. jogurtu kokosowego albo sojowego
- 2 szkl. mleka roślinnego
Wrzucić do blendera, zmiksować.
kolacja: kanapki - fińskie pieczywo z Lidla, rukola, "ser gouda" z Polsoja, ogórki, masło orzechowe i domowe konfitury
niedziela, 07 kwietnia
śniadanie: duszone pieczarki z cebulą i 2 Ł płatków drożdżowych (dodają serowego aromatu), podsmażone szparagi (pod koniec dodałam na patelnię 1 Ł pasty miso i 2 Ł wody, i posypałam ziarnami sezamu), surówka z pomidorów i szczypioru
lunch: znowu poszliśmy do Dżungli, bo Robert chciał spróbować "szarpanego jackfruita", ja wzięłam ogórkową i spaghetti bolognese
kolacja: czyszczenie lodówki *^v^*, czyli tak: resztka frytek, kilka szparagów z wody, ogórki kiszone i coś pysznego - burger warzywny z Lidla!
Przeczytałam pozachwycałam się, ale jak obejrzałam buty to mnie zatkało i powiem tylko: piękne, ale jak w nich chodzić:)))?
ReplyDeleteNo więc właśnie, że tak brzydko stylistycznie zacznę to zdanie - chodzi się w nich dość wygodnie! To chyba przez tę platformę pod palcami, obcas wcale nie jest aż tak wysoki, jak się wydaje, to znaczy wygięcie stopy jest mniejsze niż można by się spodziewać. I peeptoe nie obrzyna palców, co mi się dzieje w innych szpilkach. Zabiorę je przy najbliższej okazji na spacer po mieście i zdam relację! *^V^*
DeleteButy genialne! Przebijają wszystko w tym wpisie! Kocham czerwone szpile, zwłaszcza takie na platformie (wiadomo o co chodzi, centymetry są, a buty całkiem wygodne).
ReplyDeleteTwoja kuchnia wpędza mnie w kompleksy, a może raczej wyrzuty sumienia, bo chyba tylko z lenistwa nie przyrządzam tak urozmaiconych potraw. Muszę częściej do Ciebie zaglądać i się inspirować :).
Kwitnące drzewa mam w ogrodzie, ale z wiśnią to na razie słabo, natomiast brzoskwinie szaleją, moja jeszcze malutka, ale po sąsiedzku mam wielkie drzewo obsypane różowym kwieciem, no bajka! W dodatku zakwitły dosłownie w jeden ciepły dzień, wieczorem były pączki a rano milion kwiatów!
Prawda, że NIE MOGŁAM zostawić ich na tej plandece na trawniku pod Ratuszem?... *^O^*
DeleteMoją kuchnią się inspiruj, ale nie dołuj!!! Przyznam szczerze, że gdyby nie Robert to ja bym aż tak nie kombinowała z gotowaniem, bo ja mogę i lubię zjeść to samo danie dwa, trzy razy pod rząd (np.: ta sama zupa na kolejne obiady), ale on już lubi coś nowego z dnia na dzień, więc wynajduję różne potrawy. Ale lubię gotować, więc wyrywam się ze szponów lenistwa i kombinuję. ^^*~~
Ja mam za oknem kuchennym wielki krzak bzu i z dnia na dzień obserwuję, jak się budzi do życia po zimie, jak mu się pojawiły malutkie pączki, teraz już otworzył zielone liście i kwiaty rosną, niedługo będzie fioletowo i biało za oknem! *^V^*
Burgery z Lidla będą moje! Jak się tam dokulam ;)
ReplyDeleteCałe to jedzenie mnie też wpędza w kompleksy. Na pocieszenie mam tylko to, ze gdybym coś zrobiła takiego w domu, to sama bym jadła. Reszta rodziny preferuje zupełnie tradycyjne smaki a szczytem wyrafinowania jest ryż przyprawiony curry i imbir w herbacie :D
Buty faktycznie piękne, takie wyraziste. Mam nadzieje, ze będą Ci dobrze służyć! A jeszcze zauważyłam, ze na zdjęciu z rowerem masz bardzo ładne spodnie.
Są jeszcze klopsiki z tej samej marki, też wypróbuję! *^v^*
DeleteNie wpędzać się, tylko gotować! Dla siebie samej też przecież gotuję, nie musi być od razu pułku wojska do wykarmienia, a resztki można zamrozić na kiedy indziej. A co do tradycyjnych smaków, to mnie się też ich zachciało i dziś na obiad ogórkowa! *^O^*
Bardzo dziękuję za komplement dla spodni, nieskromnie napiszę, że sama je sobie uszyłam w zeszłym roku (http://www.friendsheep.com/2018/09/niespodziewany-poczatek-jesieni.html), i nawet dostałam komplement na ulicy w Japonii od przechodzącej pani, która mnie zaczepiła tylko po to, żeby je pochwalić, yikes!... ^^*~~