UPRZEDZAM LOJALNIE, ŻEBY NIE ZABIERAĆ SIĘ DO CZYTANIA TEGO WPISU Z PUSTYM ŻOŁĄDKIEM!!!
*^V^*~~~
Nupkowa zapytała o mój ranking książek kucharskich, no to proszę bardzo. Podzieliłam ten wpis na dwie części, bo dużo się zrobiło do opisania... *^-^*
Książek kucharskich mam sporo, ok. 30 sztuk, chociaż znam osobę, która ma ich tysiąc (tak twierdzi), tak więc nie jest ze mną jeszcze tak źle!... *^-^*~~
Nie wszystkie były zakupem udanym, od jakiegoś czasu bardzo uważnie czytam recenzje tych, które mi wpadną w oko, idę do księgarni zajrzeć do środka i przekonać się, że na pewno dana książka musi się znaleźć w moim domu. Także, nie każda książka, która zachwyciła mnie kilka lat temu, cieszy mnie tak samo i dziś (więcej o tym w dalszej części).
Poza tym zauważycie, że w większości to książki o kuchni wegańskiej i wegetariańskiej. Od lat prawie nie jadamy mięsa. "Prawie" oznacza kawałek boczku do jajecznicy w weekend, raz czy dwa razy w tygodniu trochę smażonego kurczaka albo garść duszonej wołowiny, jeśli gotuję dania japońskie (chicken karaage, gyuudon), kilka plasterków prosciutto gdy robię pizzę, może raz w miesiącu upiekę całego kurczaka albo zjemy rybę z frytkami. Nie kupujemy wędlin, na kanapkach lądują u nas pasztety warzywne/pasty i najróżniejsze sery, zupy gotuję jarzynowe, makarony czy risotto podaję z najprostszymi sosami czy dodatkami (np.: aglio olio, risotto z kurkami). Gdy robię coś z kuchni indyjskiej czy bliskowschodniej zawsze są to dania oparte na warzywach.
Jestem zafascynowana kuchnią wegańską która w ciągu ostatnich pięciu lat wybuchła i rozkwita, zarówno pod względem dostępności wysokiej jakości jedzenia na mieście jak i ciekawych przepisów na dania do samodzielnego przygotowania. Wiele kuchni za bazę żywienia od wieków miało właśnie zieleninę a nie mięso, to oczywiste, mięso było na pańskich stołach, a zwyczajni ludzie jadali warzywa i zboża w najróżniejszych formach. Z zaciekawieniem obserwuję, jak można te same składniki warzywne podać na różne sposoby w zależności od regionu czy pomysłu kucharza, czasami są to niesamowite kontrasty totalnej prostoty z daniem zbudowanym na skomplikowanych mieszankach przypraw. Odkrywam nowe zestawienia smaków, składniki, których sama bym nie połączyła a ktoś to zrobił i wychodzi genialne jedzenie! To są właśnie powody, dla których wybieram takie książki kucharskie. *^v^*
Dla porządku dodam też, że nasze ukochane kuchnie to: indyjska, japońska, koreańska (ja bardziej niż Robert, o dziwo nie mam żadnej książki o koreańskim gotowaniu!... ale obserwuję kilka bardzo dobrych blogów. *^v^*), Bliski Wschód i Gruzja, z kuchni włoskiej makarony i pizza. W skrócie można powiedzieć, że bliski i dalszy wschód po przepłynięciu morza Śródziemnego. *^0^* Niezbyt nas kulinarnie interesuje Europa, większość Afryki (oprócz północnej części) ani obydwie Ameryki. Ostatnio Robert zaczął odkrywać kuchnię Meksyku, ja jeszcze nie jestem przekonana.
Poza tym zauważycie, że w większości to książki o kuchni wegańskiej i wegetariańskiej. Od lat prawie nie jadamy mięsa. "Prawie" oznacza kawałek boczku do jajecznicy w weekend, raz czy dwa razy w tygodniu trochę smażonego kurczaka albo garść duszonej wołowiny, jeśli gotuję dania japońskie (chicken karaage, gyuudon), kilka plasterków prosciutto gdy robię pizzę, może raz w miesiącu upiekę całego kurczaka albo zjemy rybę z frytkami. Nie kupujemy wędlin, na kanapkach lądują u nas pasztety warzywne/pasty i najróżniejsze sery, zupy gotuję jarzynowe, makarony czy risotto podaję z najprostszymi sosami czy dodatkami (np.: aglio olio, risotto z kurkami). Gdy robię coś z kuchni indyjskiej czy bliskowschodniej zawsze są to dania oparte na warzywach.
Jestem zafascynowana kuchnią wegańską która w ciągu ostatnich pięciu lat wybuchła i rozkwita, zarówno pod względem dostępności wysokiej jakości jedzenia na mieście jak i ciekawych przepisów na dania do samodzielnego przygotowania. Wiele kuchni za bazę żywienia od wieków miało właśnie zieleninę a nie mięso, to oczywiste, mięso było na pańskich stołach, a zwyczajni ludzie jadali warzywa i zboża w najróżniejszych formach. Z zaciekawieniem obserwuję, jak można te same składniki warzywne podać na różne sposoby w zależności od regionu czy pomysłu kucharza, czasami są to niesamowite kontrasty totalnej prostoty z daniem zbudowanym na skomplikowanych mieszankach przypraw. Odkrywam nowe zestawienia smaków, składniki, których sama bym nie połączyła a ktoś to zrobił i wychodzi genialne jedzenie! To są właśnie powody, dla których wybieram takie książki kucharskie. *^v^*
Dla porządku dodam też, że nasze ukochane kuchnie to: indyjska, japońska, koreańska (ja bardziej niż Robert, o dziwo nie mam żadnej książki o koreańskim gotowaniu!... ale obserwuję kilka bardzo dobrych blogów. *^v^*), Bliski Wschód i Gruzja, z kuchni włoskiej makarony i pizza. W skrócie można powiedzieć, że bliski i dalszy wschód po przepłynięciu morza Śródziemnego. *^0^* Niezbyt nas kulinarnie interesuje Europa, większość Afryki (oprócz północnej części) ani obydwie Ameryki. Ostatnio Robert zaczął odkrywać kuchnię Meksyku, ja jeszcze nie jestem przekonana.
W książkach kucharskich cenię jakość przepisów, ale równie ważny jest dla mnie pomysł i strona wizualna, bo lubię siadywać z książką kucharską i ją przeglądać, inspirować się, karmić najpierw oczy - "kupi mnie" książka, w której będą apetyczne interesujące zdjęcia, która będzie opowiadać historię autora, która ma jakiś motyw przewodni. Dlatego cieszę się, że kupiłam "Nową Jadłonomię" Marty Dymek, bo tu właśnie taki motyw przewodni jest - korzystamy z naszych rodzimych sezonowych składników ale przyrządzamy je na sposób egzotyczny - azjatycki, afrykański, itp, itd.
Nie kupiłam pierwszej książki tej autorki bo uznałam, że na jej blogu jest wystarczająco dużo podstawowych przepisów na dania warzywne, żebym musiała mieć ich więcej na półce. Druga pozycja to inne podejście, które mnie zaintrygowało i rzeczywiście często sięgam do tej książki!
Drugim hitem kuchni wegańskiej jest "Vegenerata sposób na zdrowie" Przemysława Ignaszewskiego. Kuchnia wegańska ale tym razem jak najbardziej rodzima. Przemek gotuje tak, jakby gotowali nasi dziadkowie i rodzice, gdyby byli weganami!... *^o^* No, nie potrafię tego lepiej określić, ale tak właśnie to czuję, takie swojskie smaki, które wspomina się po latach dorosłym będąc - szare kluchy ze skwarkami z tofu, pasztet z kapusty kiszonej, zapiekane naleśniki z pieczarkami, pierogi z bobem i suszonymi pomidorami, zupa szczawiowa z klopsami ryżowymi...
Wyszła druga książka kucharska Vegeneraty i przymierzam się do jej zakupu.
Trzecia wegańska autorka jaką lubię i polecam to Maia Sobczak. Najpierw kupiłam jej "Qmam kasze czyli powrót do korzeni", drugie były "Przepisy na szczęście", obydwie pozycje są już mocno międzynarodowe w zawartości, znajdziemy tu zarówno składniki bazowe jak i przyprawy z całego świata, ale w prostych zestawieniach.
Nie ma długaśnej listy zakupów, jest warzywo, jakieś zboże, kilka ziół, oliwa. Pierwszą książkę uznałam kiedyś za bardziej przydatną wiosną i latem, bo ma dużo przepisów na sałatki i lekkie dania, druga jest już bogatsza w sycące dania na zimniejsze miesiące, zupy. Pierwsza jest podzielona na Początek (śniadania), Środek (lunche, obiady) i Słodki koniec (desery). Druga to Ogień (smażenie), Powietrze (pieczenie, suszenie) i Woda (gotowanie), Ziemia to składniki.
Przy każdej potrawie jest napisane, ile porcji w sobie zawiera, w pierwszej książce znajdziemy nawet dania dla jednej osoby, co jest fajne, bo ja w tygodniu gotuję lunch tylko dla mnie jednej. *^v^*
Trzecia książka Mai Sobczak "Qmam Kasze. Do ostatniego okruszka" to przepisy w duchu zero waste - wykorzystujemy wszystkie resztki, jakie nam pozostają. Robimy panierkę ze startej dupki suchego chleba z przyprawami, gotujemy kompot ze spadów jabłkowych, z końcówki podeschniętej upieczonej kilka dni wcześniej brioszki wyczarowujemy super śniadanie z orzechami i korzennymi przyprawami, z resztek warzyw i świeżych ziół robimy raitę. Niby oczywistości, ale pomysłowe.
W ogóle muszę o tym wspomnieć, że książki Mai Sobczak mają piękną oprawę graficzną - to nie są dopieszczone Instagramowe fotosy, na których widać na pierwszy rzut oka, że ta niedbale rzucona łyżka była przez pół godziny pracowicie ustawiana z linijką dokładnie w TYM miejscu!... *^W^* Tutaj zdjęcia pokazują życie złapane w przelocie, kadry czasami są dziwne, nieeleganckie, rozwiane dziecięce włosy i opalony nos, brudne paluchy od dżemu, obtłuczona emaliowana miska, ale czuć autentyczność i apetyczność, takie same zdjęcia mogłam mieć ja 40 lat temu, gdy spędzałam z babcią lato w Pomiechówku w wynajmowanym pokoju u pana Kuleszy! ^^*~~ (z kuzynostwem biegaliśmy całe dnie po wsi, a gdy nam się zachciało, zrywaliśmy w szklarni soczyste pełne smaku ogórki albo kroiliśmy grube pajdy chleba, moczyliśmy je wodą i posypywaliśmy cukrem, chociaż ja wolałam z masłem i solą! O, właśnie takie uczucia wywołują u mnie te zdjęcia!)
Nawet, kiedy jadaliśmy jeszcze sporo mięsa, zamawiając dania kuchni indyjskiej wybieraliśmy dania bezmięsne. Dlaczego? Może dlatego, że mięso w indyjskich sosach zawsze wydawało się być dodane na siłę, w ostatniej chwili, bez związku z całością dania. Woleliśmy zjeść curry z serem paneer albo ciecierzycą niż z kurczakiem, i tak jadamy do dzisiaj. W tej książce znajdziemy zestaw potraw tak bogaty jak przeciętna karta restauracji indyjskiej - czyli bardzo bogaty! *^0^* Są tu przepisy na chlebki i mieszanki przypraw, na curry suche i mokre, na przekąski i przystawki, dania główne, dale, dania jednogarnkowe, nawet na śniadania!
Uprzedzam, że jeśli ktoś nie miał wcześniej do czynienia z kuchnią indyjską może wpaść w przerażenie - listy składników są długie, obfitujące w przyprawy, bo tak się gotuje w Indiach. Jeżeli mamy w domu tylko sól, pieprz i majeranek to czekają nas spore zakupy. I polecam, żeby przed każdym gotowaniem zacząć od przygotowania i odmierzenia wszystkich składników, i najlepiej pogrupować je w kolejności dodawania, na przykład na wspólnych talerzykach, ja tak robię i to bardzo usprawnia pracę!
O "Ziemniaku" Joanny Jakubiuk pisałam niedawno, to zbiór 60-ciu bardzo podstawowych polskich przepisów z udziałem kartofli i bardzo fajnie mieć je zebrane w jednym miejscu pod ręką, polecam!
Następnie, Malka Kafka, założycielka wegańskiej restauracji Tel Aviv (aż wstyd, że jeszcze tam nie byliśmy!...).
Z ciekawością oglądałam jej serię programów o kuchni żydowskiej, o której wiem prawie nic. A teraz mam jej książkę i jest to prawdziwa uczta dla zmysłów! Jak mówi sama autorka, pisząc tę książkę odeszła już od bycia ortodoksyjną Żydówką, teraz światopoglądowo najbardziej liczy się dla niej dbałość o los zwierząt i naszej planety, ale też społeczny kontekst jedzenia. Dlatego przepisy są wegańskie a jedzenie przepyszne! *^0^*
Nie obawiajcie się tytułu "God Food", nie ma tu żadnych kazań religijnych! Przeciwnie! Bardzo podoba mi się podejście autorki do istoty boskiej i powstania świata, wspomina o tym we wstępie. *^o^* (ale nic na ten temat nie napiszę, bo to nie jest to wpis o czyichkolwiek wierzeniach religijnych, jeśli chcecie się dowiedzieć, to kupcie książkę Malki ^^)
Nie kupiłam pierwszej książki tej autorki bo uznałam, że na jej blogu jest wystarczająco dużo podstawowych przepisów na dania warzywne, żebym musiała mieć ich więcej na półce. Druga pozycja to inne podejście, które mnie zaintrygowało i rzeczywiście często sięgam do tej książki!
***
Wyszła druga książka kucharska Vegeneraty i przymierzam się do jej zakupu.
***
Trzecia wegańska autorka jaką lubię i polecam to Maia Sobczak. Najpierw kupiłam jej "Qmam kasze czyli powrót do korzeni", drugie były "Przepisy na szczęście", obydwie pozycje są już mocno międzynarodowe w zawartości, znajdziemy tu zarówno składniki bazowe jak i przyprawy z całego świata, ale w prostych zestawieniach.
Nie ma długaśnej listy zakupów, jest warzywo, jakieś zboże, kilka ziół, oliwa. Pierwszą książkę uznałam kiedyś za bardziej przydatną wiosną i latem, bo ma dużo przepisów na sałatki i lekkie dania, druga jest już bogatsza w sycące dania na zimniejsze miesiące, zupy. Pierwsza jest podzielona na Początek (śniadania), Środek (lunche, obiady) i Słodki koniec (desery). Druga to Ogień (smażenie), Powietrze (pieczenie, suszenie) i Woda (gotowanie), Ziemia to składniki.
Przy każdej potrawie jest napisane, ile porcji w sobie zawiera, w pierwszej książce znajdziemy nawet dania dla jednej osoby, co jest fajne, bo ja w tygodniu gotuję lunch tylko dla mnie jednej. *^v^*
Trzecia książka Mai Sobczak "Qmam Kasze. Do ostatniego okruszka" to przepisy w duchu zero waste - wykorzystujemy wszystkie resztki, jakie nam pozostają. Robimy panierkę ze startej dupki suchego chleba z przyprawami, gotujemy kompot ze spadów jabłkowych, z końcówki podeschniętej upieczonej kilka dni wcześniej brioszki wyczarowujemy super śniadanie z orzechami i korzennymi przyprawami, z resztek warzyw i świeżych ziół robimy raitę. Niby oczywistości, ale pomysłowe.
W ogóle muszę o tym wspomnieć, że książki Mai Sobczak mają piękną oprawę graficzną - to nie są dopieszczone Instagramowe fotosy, na których widać na pierwszy rzut oka, że ta niedbale rzucona łyżka była przez pół godziny pracowicie ustawiana z linijką dokładnie w TYM miejscu!... *^W^* Tutaj zdjęcia pokazują życie złapane w przelocie, kadry czasami są dziwne, nieeleganckie, rozwiane dziecięce włosy i opalony nos, brudne paluchy od dżemu, obtłuczona emaliowana miska, ale czuć autentyczność i apetyczność, takie same zdjęcia mogłam mieć ja 40 lat temu, gdy spędzałam z babcią lato w Pomiechówku w wynajmowanym pokoju u pana Kuleszy! ^^*~~ (z kuzynostwem biegaliśmy całe dnie po wsi, a gdy nam się zachciało, zrywaliśmy w szklarni soczyste pełne smaku ogórki albo kroiliśmy grube pajdy chleba, moczyliśmy je wodą i posypywaliśmy cukrem, chociaż ja wolałam z masłem i solą! O, właśnie takie uczucia wywołują u mnie te zdjęcia!)
***
Kontynuując temat wegańskiej kuchni, mam dwie perełki zagranicznych autorów kupione na początku tego roku.
Pierwsza to "Wegańska spiżarnia" Miyoko Schinner, z podtytułem "Sztuka przygotowywania wegańskich kremów, serów, sosów, lodów i zastępników mięsa".
To jest dokładnie to, o czym mówi tytuł - przewodnik po podstawowych składowych naszego jedzenia, ale w wersji czysto roślinnej. Pal licho zamienniki mięsa, ale jakie tu są cudowne przepisy na buliony! Takie do ugotowania z warzyw i przypraw o smaku drobiu, mięsa, grzybowy i rybny, ale też wersja instant, której użyjemy zamiast sklepowej "kostki" (zrobiłam, jest mocno grzybowy i bardzo sobie go chwalę! ^^*~~). Kilka wersji majonezu, musztardy smakowe, ketchup, sos ostrygowy!, sos rybny!..., dressingi, mleka roślinne, kilka rodzajów serów (ta sama autorka wydała inną książkę o samych serach!), tofu, yuba i tempeh, makarony i desery. Uważam, że ta książka przyda się w kuchni i wegańskiej i wszystkojedzącej, cieszę się, że na nią trafiłam bo na pewno będę z niej korzystać! *^V^*
To jest dokładnie to, o czym mówi tytuł - przewodnik po podstawowych składowych naszego jedzenia, ale w wersji czysto roślinnej. Pal licho zamienniki mięsa, ale jakie tu są cudowne przepisy na buliony! Takie do ugotowania z warzyw i przypraw o smaku drobiu, mięsa, grzybowy i rybny, ale też wersja instant, której użyjemy zamiast sklepowej "kostki" (zrobiłam, jest mocno grzybowy i bardzo sobie go chwalę! ^^*~~). Kilka wersji majonezu, musztardy smakowe, ketchup, sos ostrygowy!, sos rybny!..., dressingi, mleka roślinne, kilka rodzajów serów (ta sama autorka wydała inną książkę o samych serach!), tofu, yuba i tempeh, makarony i desery. Uważam, że ta książka przyda się w kuchni i wegańskiej i wszystkojedzącej, cieszę się, że na nią trafiłam bo na pewno będę z niej korzystać! *^V^*
Nawet, kiedy jadaliśmy jeszcze sporo mięsa, zamawiając dania kuchni indyjskiej wybieraliśmy dania bezmięsne. Dlaczego? Może dlatego, że mięso w indyjskich sosach zawsze wydawało się być dodane na siłę, w ostatniej chwili, bez związku z całością dania. Woleliśmy zjeść curry z serem paneer albo ciecierzycą niż z kurczakiem, i tak jadamy do dzisiaj. W tej książce znajdziemy zestaw potraw tak bogaty jak przeciętna karta restauracji indyjskiej - czyli bardzo bogaty! *^0^* Są tu przepisy na chlebki i mieszanki przypraw, na curry suche i mokre, na przekąski i przystawki, dania główne, dale, dania jednogarnkowe, nawet na śniadania!
Uprzedzam, że jeśli ktoś nie miał wcześniej do czynienia z kuchnią indyjską może wpaść w przerażenie - listy składników są długie, obfitujące w przyprawy, bo tak się gotuje w Indiach. Jeżeli mamy w domu tylko sól, pieprz i majeranek to czekają nas spore zakupy. I polecam, żeby przed każdym gotowaniem zacząć od przygotowania i odmierzenia wszystkich składników, i najlepiej pogrupować je w kolejności dodawania, na przykład na wspólnych talerzykach, ja tak robię i to bardzo usprawnia pracę!
***
***
Następnie, Malka Kafka, założycielka wegańskiej restauracji Tel Aviv (aż wstyd, że jeszcze tam nie byliśmy!...).
Z ciekawością oglądałam jej serię programów o kuchni żydowskiej, o której wiem prawie nic. A teraz mam jej książkę i jest to prawdziwa uczta dla zmysłów! Jak mówi sama autorka, pisząc tę książkę odeszła już od bycia ortodoksyjną Żydówką, teraz światopoglądowo najbardziej liczy się dla niej dbałość o los zwierząt i naszej planety, ale też społeczny kontekst jedzenia. Dlatego przepisy są wegańskie a jedzenie przepyszne! *^0^*
Nie obawiajcie się tytułu "God Food", nie ma tu żadnych kazań religijnych! Przeciwnie! Bardzo podoba mi się podejście autorki do istoty boskiej i powstania świata, wspomina o tym we wstępie. *^o^* (ale nic na ten temat nie napiszę, bo to nie jest to wpis o czyichkolwiek wierzeniach religijnych, jeśli chcecie się dowiedzieć, to kupcie książkę Malki ^^)
Jest za to sporo historii o ludziach, o jedzeniu, o stosunkach międzyludzkich, o podróżach, o rodzinie, o samej autorce, i dużo fajnego jedzenia do ugotowania. I nie, nie jest to kuchnia (wyłącznie) żydowska, to mieszanka smaków z różnych stron świata, ale tak sprytnie zestawionych, że chce się to wszystko gotować, sadzać ludzi przy stole i pożerać z mlaskaniem! *^v^*
***
Yotam Ottolenghi i jego "Cała obfitość" to ogromna dawka wegetariańskich smakowitych dań, podzielona ze względu na sposób obróbki, np.: na parze, blanszowane, gotowane, duszone, grillowane, smażone, gniecione i mielone, słodzone. Dania są pomyślane "na bogato", przeglądając chociażby pierwszą grupę sałatek i surówek człowiek łapie się za głowę widząc różnorodność składników w każdej z nich, ale kiedy przeczytamy sobie wszystko na głos to nasza wyobraźnia smakowa od razu uruchamia ślinianki i wiadomo, że to ze sobą zagra! ^^*~~
Przeglądając tę książkę po pierwsze chce się od razu złapać za widelec i zabrać do jedzenia, tak apetyczne są zdjęcia!... A poza tym porcje są ogromne i to nie chodzi o to, że autor namawia nas do pożerania wielkich ilości. *^v^* Raczej o to, że te przepisy tworzą specyficzną atmosferę gotowania dla grupy ludzi. Ta książka w sposób (być może) niezamierzony zachęca do porozsyłania zaproszeń, nakrycia wielkiego stołu i poustawiania na nim mis pełnych pyszności a potem delektowania się wspólną ucztą w gronie dużej wielopokoleniowej rodziny albo przyjaciół. *^o^* A jeśli zrobimy te dania dla samych siebie albo naszej dwójki, to zostanie wystarczająco, żeby zabrać do pracy na lunch następnego dnia, i o to chodzi!
***
Samar Khanafer. Zwyciężczyni którejś edycji Master Chefa, o czym zupełnie nie wiedziałam kupując jej pierwszą książkę, bo nie oglądamy telewizji... *^o^* Pół Polka, pół Libanka, czerpie z obu tradycji chociaż chyba trochę więcej z libańskiej, co mi się akurat bardzo podoba. Jak pisze sama autorka, pierwsza książka była ukłonem w stronę kuchni libańskiej jej ojca i dziadków, druga to jedzenie podawane w jej domu, tak jada na co dzień z mężem, córką i przyjaciółmi.
***
Koniec części pierwszej!
***
Samar Khanafer. Zwyciężczyni którejś edycji Master Chefa, o czym zupełnie nie wiedziałam kupując jej pierwszą książkę, bo nie oglądamy telewizji... *^o^* Pół Polka, pół Libanka, czerpie z obu tradycji chociaż chyba trochę więcej z libańskiej, co mi się akurat bardzo podoba. Jak pisze sama autorka, pierwsza książka była ukłonem w stronę kuchni libańskiej jej ojca i dziadków, druga to jedzenie podawane w jej domu, tak jada na co dzień z mężem, córką i przyjaciółmi.
Dużo tu jest warzyw (są też przepisy na ryby i mięsa), mnóstwo przypraw i ziół - znajdziemy znane z kuchni polskiej miętę, tymianek, gałkę muszkatołową, natkę pietruszki, z hinduskiej kumin, kardamon czy kolendrę, ale też bliskowschodnie sumak, szafran, suszone płatki róż, pastę tahini, pestki granatu (które mnie najbardziej kojarzą się z kuchnią gruzińską), anyż (u mnie skojarzony z kuchnią chińską). Dowiemy się, jak zrobić za'atar, dukkah, ras el hannout, kiszone cytryny. Do czego stosować wody kwiatowe. Zdjęcia znowu tak smakowite, że chciałoby się wypróbować każdy z przepisów! *^W^*~~~
Koniec części pierwszej!
***
Sprzedam Wam jeszcze mój sposób na kupowanie książek (jakichkolwiek). Mam kilka ulubionych księgarni online i kiedy jakiś nowy tytuł wpadnie mi w oko otwieram stronę każdej z nich i sprawdzam, ile ta książka tam kosztuje. Czasami różnice są niesamowite! Książka pierwotnie kosztująca 60 zł potrafi kosztować między 40 a 15 zł!... (Czasami są to wyprzedaże sztuk powystawowych albo wygrzebanych gdzieś na dnie magazynu, więc mogą być troszkę zużyte, ale kosztują kilka złotych!) Kieruję się też kosztami wysyłki - najtańszy jest darmowy odbiór osobisty (np.: Bonito ma sporo punktów odbioru w wielu miastach) albo odbiór w punkcie/w kiosku. Książki anglojęzyczne kupuję na brytyjskim Amazonie, japońskie - podczas wakacji w Japonii, bo wysyłka z japońskiego Amazona wychodzi trochę drogo.
Moje ulubione księgarnie to:
ksiazkomat.pl
Za kilka dni zapraszam na drugą część wpisu o moich ulubionych autorach i książkach kulinarnych!