Sunday, February 26, 2017

ミカン



Wspominałam, że przerabiam niekochane swetry, i to jest pierwszy z nich - Piórkowy Koralowy. Podobał mi się w zeszłym roku, ale w tym znalazłam dla tej włóczki o niebo lepsze zastosowanie!
I mentioned that this year I started to reknit the unloved sweaters and here is the first one - Featherweight Coral. I liked it last year when I made it but now I found a better use for that yarn!



Model to Redy autorstwa Ankestrick. Wzór jest świetnie napisany i w przyszłości na pewno sięgnę po inne propozycje tej projektantki. Podoba mi się sposób modelowania dekoltu i główek rękawów, całą resztę dzierga się już zupełnie na prosto zakańczając ściągaczami. 
It's Redy by Ankestrick. The pattern is really nicely written and I'm sure I want to try other designs by this author in the future. I like the way you make the neckline and the top parts of the sleeves, all the rest is knit straight and finished with ribbing.




Włóczka to oczywiście Drops Brushed Silk Alpaca, zużyłam około 150 gm bo sporo idzie na sam kołnierz, dziergałam na drutach 4 mm. W oryginale Redy jest noszony na lewą stronę, ale ja nie lubię moich lewych oczek więc założyłam go na prawo. *^v^* 
The yarn is of course Drops Brushed Silk Alpaca, I used aprox. 150 gm because a lot goes into that funnel neckline, on 4 mm needles. Original Redy should be worn inside out but I don't like my purl stitches so I decided to stick to the right side. *^v^*




Po wczorajszych urodzinach kolegi - Bardzo Śpiąca królewna... *^w^*
After last night's friend's birthday party - one Very Sleepy Beauty... *^w^*



"You talkin' to me?....." ^^*~~



Patrzymy w świetlaną przyszłość!...
Let's look into the future!...



Dla porządku, na ustach mieszanka dwóch pomarańczowych szminek - Avon Matte Fever Coral i Golden Rose Matt nr 15, obydwie bardzo trwałe i nie wysuszają ust mimo matowej formuły. ^^*~~

PS.: Tytuł wpisu czytamy "mikan", a po japońsku oznacza to mandarynkę.

Thursday, February 16, 2017

Chcę wyciskarkę do robienia soków!!!

Tak, to ten czas w roku, kiedy już czuję nadchodzącą wiosnę (uwierzcie mi, ona już do nas powolutku idzie!... *^v^*), a wraz z nią zaczyna mi się chcieć wyciskarki wolnoobrotowej. Na przykład takiej - bo jest nieduża, niedroga i czytałam dobre opinie. Na razie będę rozważać, czy na pewno jej potrzebuję, czy mam na nią miejsce, jak często będę jej używać, i pewnie na razie przeproszę się z sokowirówką, chociaż wiem, że wyciskarka daje nam lepsze zdrowsze soki i więcej możliwości smakowych. Wiadomo, lepsze takie niż żadne, ale ogólnie rzecz biorąc, lepsze wolnoobrotowe niż szybkoobrotowe. Jest jeszcze opcja sklepowych soków, ale kiedy odrzucimy te z koncentratów z dodatkiem cukru, to zostaje niewielki wybór wyciskanych - jabłko, cytrusy (których mi nie wolno), wieloowocowe. A dodatek warzyw?  Tak więc, jak co roku mam dylematy sokowe. ^^*~~
Yes, that's the time of the year when I start to feel Spring in the air. *^v^* Believe me, it's coming already! And as always I start to think about buying the slow juicer. Something not very expensive and what's more important - small, because my kitchen is tiny. I'll be thinking about it this month and probably I'll dig out the normal fast juicer and use it, but I know that the slow juicer makes more healthy juices and gives more flavour choices. Yes, I can buy the pressed juices from the shop but they're limited in flavours and what's homemade is better - more fresh. Not to mention the addition of vegetables which is not the case in store-bought juices.

Za to zupełnie nie mam dylematów robótkowych! Na przedwiośniu przerabiam. Nie ma u mnie miejsca dla swetrów średniolubianych, więc staram się, żeby stały się ulubionymi. Aktualnie jestem na etapie przerabiania dwóch zimowych ocieplaczy a w kolejce czeka Mały Sweterek, który chyba stanie się Małym Pulowerkiem (albo nie takim małym, wyjdzie w dzierganiu *^v^*).
I czytam jak szalona, jest siódmy tydzień a ja przeczytałam już piętnaście książek! ^^*~~ Aktualnie między innymi zagłębiam się w najnowszą książkę kucharską Mai Sobczak z bloga qmamkasze.pl "Przepisy na szczęście" - pierwsza część bardzo mi się spodobała i drugą kupiłam jak tylko pojawiła się na stronie wydawcy i nie zawiodłam się, zresztą widać ile przepisów zaznaczyłam do ugotowania. *^v^*
On the other hand, I have no knitting dilemas! I started to reknit the unloved, so I have two Winter pullovers in the remaking and the Tiny Cardigan that will probably be turned into a Small Pullover (on not that small, we'll see *^v^*).
I've been reading like there's no tomorrow this year, it's the seventh week and I have already finished fifteen books! ^^*~~ Nowadays I've been reading the second cookbook by the vegetarian blogger Maia Sobczak (qmamkasze.pl) - "Recipes for happiness". I love the first book by Maia and I bought her second book as soon as it was available on the publisher's webpage. And of course I love it! As you can see I placed many stickers on the recipes I want to try out. *^v^*




Jeszcze jesienią zrobiłam trochę zapasów na zimne miesiące i chyba Wam ich nie pokazywałam, a warto. Jeśli znacie mnie choć trochę to wiecie, że jak coś jest kiszone albo marynowane, zjem to na pewno! Nie wszystko lubię w takim samym stopniu ale np.: ogórki czy kiszoną kapustę mogę zajadać jak inni chipsy czy ciastka. ^^*~~ Kwaśny smak jest moim ulubionym, eksperymentuję z warzywami fermentowanymi na różne sposoby polskie i zagraniczne, wspomagając się odpowiednią literaturą.
Kilka lat z rzędu nie udawały mi się kiszone ogórki, więc w tym roku nie zawracałam sobie nimi głowy, za to znalazłam nowe smakowite pomysły!
Po pierwsze, zrobiłam kiszonkę eksperymentalną z tego, co znalazłam w lodówce - pokroiłam w kostkę selera, kilka łodyg selera naciowego i marchewkę, zalałam zalewą jak do ogórków (1 Ł soli na 1 l wody), dołożyłam liść laurowy i gorczycę. Po kilku dniach pięknie zmętniało. Najpierw wszystko było chrupiące, po miesiącu zaczęło się robić miękkie, ale nadal smakowite.

I prepared some preserves for the cold months in the Autumn and I haven't shown them yet. If you know me you can tell that I will anything that has been fermented or pickled in vinegar! I'm not fond of everything but there are some preserves that I can eat like other people nible on chips - sauerkraut or pickled cucumbers for example. ^^*~~ The sour flavour is my favourite and I experiment with Polish and foreign fermented vegetables. 
For a few years my pickled cucumbers didn't turn out tasty so this year I gave up on them and made an experimental pickle jar - I cut into big cubes the celeriac, some cellery stalks and a carrot, and then I added the brine (1 Ł salt per 1 l water), mustard seeds and a laurel leaf. It went beautifully cloudy after a few days. First the veggies were crunchy, after a month they started to go soft but they're still tasty.




Ukisiłam też kapustę, ale nie tak zwyczajnie, tylko z dodatkiem ananasa (1 główka kapusty plus 1/2 świeżego ananasa), tartego imbiru (2 Ł) i kurkumy (1 Ł). Wszystko razem posiekane, ugniecione z solą, zapakowane do słojów i dodatkowo zalane zalewą (1 l wody, 1 Ł soli, 1 Ł octu jabłkowego). I ta wersja jest przepyszna!!! Kurkuma daje nam kolor, ananas i imbir dodają pazura, interesującej nuty, która cudnie podkręca smak, a całość jest bardzo zdrowa. I w przeciwieństwie do warzyw korzeniowych kapusta długo pozostaje jędrna i chrupiąca.
I also made the cabbage, but not the traditional way. I shredded one cabbage and half of a big pineapple, I added 2 Tbsp of grated ginger and 1 Tbsp turmeric powder. I put everything in a big jar, mixed with some salt and thoroughly kneaded. Then I also added a brine (1 l water, 1 Tbsp salt, 1 Tbsp apple cider). That version is sooooo delicious!!! Turmeric gives a beautiful colour, pineapple and ginger add a certain zing, the flavour that takes this pickle to a whole new level, and the whole dish is very healthy. And unlike the root vegetables, cabbage stays crunchy for a long time.




Możecie się spodziewać następnych kiszonek, bo będę teraz prowadzić nowe eksperymenty. Jak wyjdzie pysznie, to się podzielę pomysłami!
You can expect more pickles soon because I'll be carrying some new experiments. If it's tasty I'll definitely share it with you!

A na zdjęciu jedna z naszych niedawnych kolacji, wszystkie warzywa z Leclerca - buraki chioggia (upieczone), zwyczajne i fioletowe ziemniaki (ugotowane), pak choi i grzyby shimeji (kilka minut na parze), polane sosem z tartego ząbka czosnku i tartego kawałka imbiru, do tego sos sojowy, mirin, sake, olej sezamowy. A surówka to pokrojone pomidory wymieszane ze śmietaną z tartym czosnkiem plus sól.
Mówiłam, że chodzi już za mną wiosna? *^o^* Powoli odchudzam nasze talerze, a przy okazji robią się bardziej kolorowe!
And to sum up one of our recent diners, all the vegetables from my local supermarket - chioggia beets (baked), normal and violet potatoes (boiled), pak choi and shimeji mushrooms (steamed for a few minutes), with an Asian inspired sauce: grated clove of garlic and a piece od ginger, soy sauce, mirin, sake, sesame oil. And the salad is just chopped tomato with grated garlic clove and some cream and a pinch of salt. 
Can you see the Spring is in the air? *^o^* I make our food lighter and more colourful!



Friday, February 03, 2017

Nie bój się życia!!!

Dzisiaj chciałbym trochę filozoficznie i bardzo osobiście, bo nachodzą mnie ostatnio "różne psie myśli" i takie tam... ^^*~~ A myślę sobie, że często przeżywamy nasze życie bez sensu.
Today will be a personal philosophical post because recently I've been thinking about different things, for example about the way we live our lives. 




Dom rodzinny wpajał mi od dziecka ostrożność, wybór pewnych znanych bezpiecznych ścieżek. Dlatego przez wiele wiele lat właśnie takie były moje wybory w różnych aspektach życia. Do szkoły średniej poszłam tej, do której szła moja przyjaciółka, studia wybrałam takie, jakie podpowiedziała mi mama (chociaż miałam swoje inne pomysły, ale nie zaryzykowałam ich wypróbowania...), po studiach zasiedziałam się na etacie w korporacji i z własnej woli nic z tym nie chciałam zrobić. Nie zastanawiałam się nad sobą za bardzo, nie brałam odpowiedzialności za moje wybory, tylko płynęłam na bezpiecznej fali środkiem rzeki, bez przyspieszania, bez gwałtownych ruchów, bez ryzyka. Nie mówię, że tak jest źle, jeśli to ci się właśnie podoba, ale mnie to uwierało. Patrzyłam czasami na koleżanki, które łapały życie za gardło i wyciskały jak cytrynę, z uśmiechem na twarzy, a ja się bałam. Nie podejmowałam żadnych działań, żeby to zmienić, bo bałam się zmiany. Potem już jako dorosły człowiek podjęłam kilka odważniejszych decyzji i zawsze reakcją mojego otoczenia rodzinnego było "to nie jest bezpieczna opcja", "lepiej by było z tego zrezygnować i wrócić do tego co znane".
My parents always taught me to be careful, to choose the known and safe paths. That's why I lived my life along those rules for a long long time. To be on the safe side I chose the same highschool as my best friend did, studies were suggested by my mother (I had my own ideas but never dared to follow my dreams...), later I got stuck behind the desk in a company and never wanted to do anything about that. I never thought about what to do with my life, didn't want to make my own choices and take responsibility for them, I just went with the flow at a medium pace. I'm not saying it's always wrong, but I didn't like it, it was like a breadcrumb under my shirt but never tried to do something about it. I remember watching my friends grab the life by the throat and squeeze it like a lemon till the last drop to achieve what they wanted, but I didn't venture, I was too scared of changes. Then when I was an adult I managed to make a few risky steps and my family's reaction was always "it's not a safe option", "it would be better to leave it and go back to what you know".




Co powiedziałabym sobie 18-stoletniej, gdybym mogła? Nie bój się życia! Próbuj! Nie wszystko się uda, ale próbuj! Testuj, smakuj, sprawdzaj siebie. Przekonasz się, że coś jest dla Ciebie a coś innego nie jest, ale dopóki nie spróbujesz, to nie będziesz wiedziała. Wybierz studia, jakie Cię interesują, jedź zbierać truskawki do Norwegii, idź na spotkanie z nowymi ludźmi o podobnych do Twoich zainteresowaniach. Nikogo tam nie znasz? To poznasz! Najwyżej ich nie polubisz i wrócisz do domu. Świat się nie skończy! ^^*~~
What would I tell the 18-years old me if I could? Don't be afraid of life! Try! You will not always succeed but try anyway! Try, taste, test yourself. You will find out what's your cup of tea and what's not but you won't know that before you try. Choose studies you're interested in, go to Norway to pick up strawberries, go out and meet new people that have interests similar to yours. You don't know anybody there? So what? You will get to know them. The worst thing that can happen is you won't like them and go back home. The world won't stop because of that! ^^*~~




Kiedy straciłam pracę na etacie, zamiast szukać nowej na rok założyłyśmy z przyjaciółką firmę i sklep. Czy odniosłyśmy sukces? NIE! *^v^* Z wielu powodów, ale nabrałyśmy nowych wartościowych doświadczeń i wiecie co? Ona teraz od kilku lat ma swoją firmę i sklep, bo nauczyła się na naszych złych doświadczeniach. Ja też wiele dowiedziałam się wtedy o sobie, spróbowałam i już wiem, że sklep to niej jest opcja dla mnie.
Kiedyś nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że dane mi będzie wyjechać do Japonii - kraju który znałam z książek i filmów, i który kochałam od dziecka. Wyobrażałam sobie tysiące przeszkód - finanse, brak znajomości języka, egzotyczność tego kraju, itp, itd. Kilka lat temu nadarzyła się okazja wyjazdu i gdybym dała zawładnąć sobą mojemu strachowi przed obcym i nieznanym to nigdy nie dowiedziałabym się, że TAM jest moje miejsce na ziemi! ^^*~~ I od tamtej pory wracam tam, kiedy tylko się uda.
To tylko dwa przykłady z mojego życia, kiedy pokonałam mój strach przed nieznanym i przed porażką, i przyniosło to pozytywne wyniki, w taki czy inny sposób.
When I lost my desk job instead of looking for a new one me and my best friend decided to have a shop together. Was is a total success? NO! *^v^* Because of many reasons but we gained new experiences and you know what? My friend has had her own successful shop now for a few years because she learnt from our bad experiences. I found out some things about me too, like - the shop is not a good option for me.
As long as I remember I loved Japanese culture and dreamt about visiting this country but I was sure it'd never happen. I imagined various cons, like money, language, ect. A few years back the circumstances lead us to the opportunity to go to Tokio and if I allowed my fears and prejudices win I'd never find my place on Earth! ^^*~~ Since that time I keep coming back to Japan as often as I can.
Those two examples from my own life show that when I managed to overcome my fears it gave positive results, one way or the other.




Powiedziałabym sobie nastoletniej - nie czekaj! Nawet jeśli jesteś osobą młodą, zdrową i bogatą, to nigdy nie wiesz, ile masz czasu przed sobą. Zakładamy, że będziemy żyć o ile nie wiecznie, *^v^*, to na pewno do późnej starości, i na wszystko znajdziemy jeszcze czas. Często człowiek, który usłyszał od lekarza, że ma śmiertelną chorobę i zostało mu kilka miesięcy życia, zaczyna nadrabiać niewykorzystane lata i żyć tak jak naprawdę chciał, oglądaliśmy to w milionie hollywoodzkich filmów. A dlaczego nie zacząć już dzisiaj, młody zdrowy człowieku? Skąd wiesz, ile masz czasu? Może jutro lub za tydzień wpadniesz pod samochód i twoje życie się skończy? Dlaczego nie  wykorzystać każdej dostępnej nam chwili i cieszyć się nią? Makneta napisała bardzo ciekawy wpis dotykający tej kwestii, polecam Wam serdecznie!
To the teenage me I would say - don't wait! Even if you're young, healthy and wealthy, you never know how much time you have left, noone knows. We always presume that, if not forever *^v^*, we will live till very old age, long enough to find the time for everything we want to do. It's often the case that a person hearing a terminal diagnose and having a few months to live starts to make up for the lost time and do what he/she really wanted, we've seen it in many Hollywood movies. But why not start today when you're still young and healthy? How do you know you have plenty of time? Maybe your life ends tomorrow or next week in an accident or something? Why not try to live in every moment to the fullest? Enjoy our lives in every second? My friend Makneta wrote a very interesting piece about this (in Polish), if you can I recommend it for you to read.




Oczywiście nie mam na myśli rzucania się w przepaść z zamkniętymi oczami, to byłaby głupia brawura, ale chodzi mi o nasze częste dylematy życiowe, od których ja uciekałam w nudne i znane bezpieczeństwo, i w związku z tym nie doświadczyłam wielu rzeczy, które być może na mnie czekały, które by mnie kształtowały, rozwijały, pokierowały w stronę nowych doświadczeń życiowych - dobrych i złych, oczywiście, nie twierdzę, że za każdym rogiem czeka na nas tylko miód i skowronki. Ale nigdy się tego nie dowiem, bo nie spróbowałam.
Of course I'm not saying one should just close his/her eyes and jump into the abyss, that would have been a stupid bravado. I mean our life dilemas that we often sweep under the carpet and choose not to venture anything. I often hid in the "known" so "safe" solutions and so I didn't experience many things that might have waited for me, might have shaped me, developed me, directed me towards the new life paths - good and bad probably, I'm not saying that's life is always a bed of rose petals. But I'll never know that because I didn't try.






Postępuj z rozwagą ale nie daj się zniechęcić głosom trzymającym Cię w kokonie bezpieczeństwa! - powiedziałabym sobie nastoletniej. Ja wiem, że te wszystkie rady zawsze pochodziły z dobrego serca i troski o mnie (oraz strachu wpojonego moim rodzicom przez poprzednie pokolenia), ale jednocześnie podcinały mi skrzydła, uniemożliwiając popełnianie moich własnych błędów i wyciągnięcia moich własnych wniosków. Nawet, kiedy wychodziłam poza schemat, to czułam się otoczona atmosferą przerażenia, co to będzie, jak jej się noga powinie... (Kilka razy się powinęła, ale nie zmieniłabym tego na coś innego, bo jestem bogatsza w najróżniejsze doświadczenia, które podpowiadają mi którędy iść lub nie iść dalej.) Nie czułam wsparcia, zagrzewania do zrobienia kolejnego kroku. Raczej oczekiwanie na moment, kiedy można będzie powiedzieć "a nie mówiłam, że tak będzie? trzeba było tego nie robić!".  A decyzja o każdym nowym przedsięwzięciu była obudowana strachem z powodu braku oparcia, bo wiedziałam, że nie usłyszę "tak! próbuj i gdybyś spadała to cię złapiemy!" tylko "raczej nie bierz się za to, to ryzykowne, nie wiadomo, co z tego wyjdzie, na wszelki wypadek zrezygnuj i zostań tam, gdzie jesteś, bo to znasz na wylot"... Dlatego postanowiłam wreszcie odrzucić tamte głosy - bo one są we mnie, nie muszę ich codziennie słyszeć wypowiadanych, żeby pamiętać, że otaczały mnie przez całe życie...
Be mindful but don't let the outside voices discourage you from trying! - I'd say. I know all the pieces of advice always came from my parents' good hearts and concern about me (and also fear engraved in them by their parents...), but it also cut my wings preventing me from making my own mistakes and drawing my own conclusions. When I went outside the safety zone I felt surrounded by the atmosphere of fright of what might happen when I fail... (I failed a few times of course but I wouldn't give it away what I went through because it taught me what to do or do not do later.) I didn't feel any support to do the next steps. Rather a standby to be finally able to say "I told you so! you shouldn't have tried it!". Every decision about any new undertaking was built on my fear because I knew I wouldn't hear the words: "yes! try and if you fall we'll be here to catch you!", but rather "don't even try it, it's risky, you don't know the result, give up just in case, stay where you are because it's known and safe"... I finally decided to stop listening to those voices - they are with me all the time, I don't have to hear them everyday to be haunted by them...




Gdzieś kiedyś przeczytałam, że człowiek zmienia się co siedem lat - coś w jego charakterze, nastawieniu do życia staje się nieco odmienne od tego, jaki był przez poprzednio. Jesienią zeszłego roku zakończyłam kolejne siedem lat mojego życia i jak nigdy poczułam, że coś się we mnie zmienia, jakbym fizycznie odczuła przestawiające się tryby gdzieś w środku mnie. Zaczęłam rozumieć wiele rzeczy, uświadamiać sobie błędy, jakie popełniałam i nabrałam siły, żeby moje życie zmienić. Późno, bo już nie mam osiemnastu lat, tylko jestem po czterdziestce? Chyba nie. Wydaje mi się, że jeśli człowiek chce, to nigdy nie będzie za późno na przeżycie swojego czasu tak
I read somewhere that a person changes one way or the other every 7 years of his/her life. In October 2016 I finished another seven years and felt something change in me, as if some clockwork changed it's preset state. I started to understand many things about me, realise the mistakes and I felt the strength to do something about my life. Is it too late, because I'm not 18 anymore, but in my 40's? I think not. I believe it's never to late to start living the way you want, irrespective of the age.




Jako dziecko i nastolatka bardzo dużo rysowałam, jednak nigdy nie było to traktowane jak coś poważnego, tylko jak zabawa (cytat dosłowny: "co robisz?", "rysuję", "a, bawisz się..." i pobłażliwy uśmiech). Pewnie dlatego szybko nabrałam przekonania, że nie mam talentu więc nie ma sensu się tym zajmować, bo też nikt mi nie powiedział, że technikę można wyćwiczyć ciężką pracą a z drugiej strony nie trzeba do tego podchodzić tak śmiertelnie poważnie, można rysować dla siebie, dla relaksu, trenować rękę i umysł. Utrwaliło się w mojej głowie, że rysują dzieci, a sztukę tworzą profesjonalni utalentowani artyści, nie ma nic pomiędzy i nie należy w związku z tym zawracać sobie tym głowy i tracić na to czasu.
Do tematu wróciłam wiele lat później próbując swoich sił w malarstwie akrylami, a w zeszłym roku zabrałam się za kredki i akwarele. Nie tworzę wiekopomnych dzieł sztuki, ale to co maluję sprawia mi radość i nie uważam czasu poświęconego na malowanie za stracony. Dzisiejszemu wpisowi towarzyszą moje najnowsze prace ze szkicownika, który zapełniałam w styczniu tego roku (kliknij i powiększ). Nie robię rysunków codziennie, jak w poprzednich miesiącach, bo nie mam na to czasu, ale sięgam po niego wtedy, kiedy mam ochotę coś z danego czasu pozostawić.
(przy okazji, szybka recenzja notatnika Venezia Book, 200 g/m2 - bardzo dobry papier do akwareli, faluje pod wpływem wody ale potem zamknięty klamrą pięknie się prostuje po wyschnięciu. Mój jedyny zarzut to taki, że jest tak zszyty, że niezwykle trudno rozłożyć go na płasko, muszę naprawdę mocno przyciskać rozłożony notatnik a i tak cały czas próbuje mi się zamknąć. Mimo to polecam do farb wodnych!)
As a child and a teenager I used to draw a lot but it  never was treated like something serious, just playing (literal citation: "what are you doing?", "I'm drawing", "oh, you're playing..." and a permissive smile). Maybe that's why I quickly understood that I have no talent so there's no point in doing it. Nobody told me that drawing technique comes with a lot of practice and on the other hand I don't have to treat it very seriously, I can draw just for fun, for relaxing, just training my hand and mind. I set my mind on the idea that drawing is just a children's play, real art is being created by real artists with real talent and there is nothing in between, so I shouldn't pay attention to this anymore.
I came back to making art many years later, first painting with acrylics, then taking up crayons and watercolours last year. I don't create the immortal pieces of art but what I come up with makes me happy and I don't think about the time devoted to painting as lost. In this post you can see my latest journal pages I created in January (click on each picture to enlarge). I didn't paint everyday like last year but I reach for the journal when I have time and inspiration.
(btw, my quick review of the Venezia Book, 200 g/m2 - very good paper for the watercolours, it wrinkles while wet but then it straightens nicely, only one thing - it's really hard to lay it flat, I have to press it really hard and it still wants to close)




Małymi krokami poznaję nową Joannę. Jeszcze nie wiem, co z tego wyniknie, bo zmiana nigdy nie zachodzi z dnia na dzień, czasami czuję, że mam już siłę, żeby góry przenosić, a za moment znowu chowam się do swojej bezpiecznej skorupy i przeczekuję. Wiadomo, wzorców wpajanych latami nie da się podmienić na nowe tak po prostu, człowiek to nie komputer, w który wgramy nowy system operacyjny (a i tak może on ryksztosować!... ^^). Dużo pracy przede mną, a pierwszym krokiem jest ten bardzo osobisty wpis, którym się z Wami dzielę, takie rozliczenie się z samą sobą. Mogę to teraz zostawić w przeszłości i spróbować ruszyć nową drogą. *^v^*
I'm getting to know the new Joanna step by step. I have no idea what happens next, changes don't finish overnight, sometimes I feel I have the strength of a giant and in the next moment I run away under the blanket and wait in silence. It's obvious you cannot erase the patterns engraved into you mind at one go, just like installing a new operating system on your computer (and sometimes even it has its problems... ^^). There's a lot of work to be done and my first step is this very personal confession, the reckoning with myself. Now I may leave the past in the past and go onto the new path. *^v^*




PS.: Następnym razem będzie włóczka i coś do jedzenia. ^^*~~
PS.: Next time I'll show you some knitting and food. ^^*~~