Dom
rodzinny wpajał mi od dziecka ostrożność, wybór pewnych
znanych bezpiecznych ścieżek. Dlatego przez wiele wiele lat właśnie
takie były moje wybory w różnych aspektach życia. Do szkoły średniej
poszłam tej, do której szła moja przyjaciółka, studia wybrałam takie,
jakie podpowiedziała mi mama (chociaż miałam swoje inne pomysły, ale nie
zaryzykowałam ich wypróbowania...), po studiach zasiedziałam się na
etacie w korporacji i z własnej woli nic z tym nie chciałam zrobić. Nie
zastanawiałam się nad sobą za bardzo, nie brałam odpowiedzialności za
moje wybory, tylko płynęłam na bezpiecznej fali środkiem rzeki, bez
przyspieszania, bez gwałtownych ruchów, bez ryzyka. Nie mówię, że tak
jest źle, jeśli to ci się właśnie podoba, ale mnie to uwierało.
Patrzyłam czasami na koleżanki, które łapały życie za gardło i wyciskały
jak cytrynę, z uśmiechem na twarzy, a ja się bałam. Nie podejmowałam
żadnych działań, żeby to zmienić, bo bałam się zmiany. Potem już jako
dorosły człowiek podjęłam kilka odważniejszych decyzji i zawsze reakcją
mojego otoczenia rodzinnego było
"to nie jest bezpieczna opcja",
"lepiej by było z tego zrezygnować i wrócić do tego co znane".
My parents always taught me to be careful, to choose the known and safe paths. That's why I lived my life along those rules for a long long time. To be on the safe side I chose the same highschool as my best friend did, studies were suggested by my mother (I had my own ideas but never dared to follow my dreams...), later I got stuck behind the desk in a company and never wanted to do anything about that. I never thought about what to do with my life, didn't want to make my own choices and take responsibility for them, I just went with the flow at a medium pace. I'm not saying it's always wrong, but I didn't like it, it was like a breadcrumb under my shirt but never tried to do something about it. I remember watching my friends grab the life by the throat and squeeze it like a lemon till the last drop to achieve what they wanted, but I didn't venture, I was too scared of changes. Then when I was an adult I managed to make a few risky steps and my family's reaction was always "it's not a safe option", "it would be better to leave it and go back to what you know".
Co powiedziałabym sobie 18-stoletniej, gdybym mogła?
Nie bój się życia! Próbuj! Nie wszystko się uda, ale próbuj!
Testuj, smakuj, sprawdzaj siebie. Przekonasz się, że coś jest dla
Ciebie a coś innego nie jest, ale dopóki nie spróbujesz, to nie będziesz
wiedziała. Wybierz studia, jakie Cię interesują, jedź zbierać truskawki
do Norwegii, idź na spotkanie z nowymi ludźmi o podobnych do Twoich
zainteresowaniach. Nikogo tam nie znasz? To poznasz! Najwyżej ich nie
polubisz i wrócisz do domu. Świat się nie skończy! ^^*~~
What would I tell the 18-years old me if I could? Don't be afraid of life! Try! You will not always succeed but try anyway! Try, taste, test yourself. You will find out what's your cup of tea and what's not but you won't know that before you try. Choose studies you're interested in, go to Norway to pick up strawberries, go out and meet new people that have interests similar to yours. You don't know anybody there? So what? You will get to know them. The worst thing that can happen is you won't like them and go back home. The world won't stop because of that! ^^*~~
Kiedy
straciłam pracę na etacie, zamiast szukać nowej na rok założyłyśmy z
przyjaciółką firmę i sklep. Czy odniosłyśmy sukces? NIE! *^v^* Z wielu
powodów, ale nabrałyśmy nowych wartościowych doświadczeń i wiecie co?
Ona teraz od kilku lat ma swoją firmę i sklep, bo nauczyła się na
naszych złych doświadczeniach. Ja też wiele dowiedziałam się wtedy o
sobie, spróbowałam i już wiem, że sklep to niej jest opcja dla mnie.
Kiedyś
nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że dane mi będzie
wyjechać do Japonii - kraju który znałam z książek i filmów, i który
kochałam od dziecka. Wyobrażałam sobie tysiące przeszkód - finanse, brak
znajomości języka, egzotyczność tego kraju, itp, itd. Kilka lat temu
nadarzyła się okazja wyjazdu i gdybym dała zawładnąć sobą mojemu
strachowi przed obcym i nieznanym to nigdy nie dowiedziałabym się, że
TAM jest moje miejsce na ziemi! ^^*~~ I od tamtej pory wracam tam, kiedy
tylko się uda.
To tylko dwa przykłady z mojego życia, kiedy
pokonałam mój strach przed nieznanym i przed porażką, i przyniosło to
pozytywne wyniki, w taki czy inny sposób.
When I lost my desk job instead of looking for a new one me and my best friend decided to have a shop together. Was is a total success? NO! *^v^* Because of many reasons but we gained new experiences and you know what? My friend has had her own successful shop now for a few years because she learnt from our bad experiences. I found out some things about me too, like - the shop is not a good option for me.
As long as I remember I loved Japanese culture and dreamt about visiting this country but I was sure it'd never happen. I imagined various cons, like money, language, ect. A few years back the circumstances lead us to the opportunity to go to Tokio and if I allowed my fears and prejudices win I'd never find my place on Earth! ^^*~~ Since that time I keep coming back to Japan as often as I can.
Those two examples from my own life show that when I managed to overcome my fears it gave positive results, one way or the other.
Powiedziałabym sobie nastoletniej -
nie czekaj! Nawet
jeśli jesteś osobą młodą, zdrową i bogatą, to nigdy nie wiesz, ile masz
czasu przed sobą. Zakładamy, że będziemy żyć o ile nie wiecznie, *^v^*,
to na pewno do późnej starości, i
na wszystko znajdziemy jeszcze czas.
Często człowiek, który usłyszał od lekarza, że ma śmiertelną chorobę i
zostało mu kilka miesięcy życia, zaczyna nadrabiać niewykorzystane lata i
żyć tak jak naprawdę chciał, oglądaliśmy to w milionie hollywoodzkich
filmów. A dlaczego nie zacząć już dzisiaj, młody zdrowy człowieku? Skąd
wiesz, ile masz czasu? Może jutro lub za tydzień wpadniesz pod samochód i
twoje życie się skończy? Dlaczego nie wykorzystać każdej dostępnej nam
chwili i cieszyć się nią?
Makneta napisała
bardzo ciekawy wpis dotykający tej kwestii, polecam Wam serdecznie!
To the teenage me I would say - don't wait! Even if you're young, healthy and wealthy, you never know how much time you have left, noone knows. We always presume that, if not forever *^v^*, we will live till very old age, long enough to find the time for everything we want to do. It's often the case that a person hearing a terminal diagnose and having a few months to live starts to make up for the lost time and do what he/she really wanted, we've seen it in many Hollywood movies. But why not start today when you're still young and healthy? How do you know you have plenty of time? Maybe your life ends tomorrow or next week in an accident or something? Why not try to live in every moment to the fullest? Enjoy our lives in every second? My friend Makneta wrote a very interesting piece about this (in Polish), if you can I recommend it for you to read.
Oczywiście nie mam na myśli rzucania się w
przepaść z zamkniętymi
oczami, to byłaby głupia brawura, ale chodzi mi o nasze częste dylematy
życiowe, od których ja uciekałam w nudne i znane bezpieczeństwo, i w
związku z tym nie doświadczyłam wielu rzeczy, które być może na mnie
czekały, które by mnie kształtowały, rozwijały, pokierowały w stronę
nowych doświadczeń życiowych - dobrych i złych, oczywiście, nie
twierdzę, że za każdym rogiem czeka na nas tylko miód i skowronki. Ale
nigdy się tego nie dowiem, bo nie spróbowałam.
Of course I'm not saying one should just close his/her eyes and jump into the abyss, that would have been a stupid bravado. I mean our life dilemas that we often sweep under the carpet and choose not to venture anything. I often hid in the "known" so "safe" solutions and so I didn't experience many things that might have waited for me, might have shaped me, developed me, directed me towards the new life paths - good and bad probably, I'm not saying that's life is always a bed of rose petals. But I'll never know that because I didn't try.
Postępuj z rozwagą ale nie daj się zniechęcić głosom trzymającym Cię w kokonie bezpieczeństwa!
- powiedziałabym sobie nastoletniej. Ja wiem, że te wszystkie rady
zawsze pochodziły z dobrego serca i troski o mnie (oraz strachu wpojonego moim rodzicom przez poprzednie pokolenia), ale jednocześnie
podcinały mi skrzydła, uniemożliwiając popełnianie moich własnych błędów
i wyciągnięcia moich własnych wniosków. Nawet, kiedy wychodziłam poza
schemat, to czułam się otoczona atmosferą przerażenia, co
to będzie, jak jej się noga powinie... (Kilka razy się powinęła, ale
nie zmieniłabym tego na coś innego, bo jestem bogatsza w najróżniejsze
doświadczenia, które podpowiadają mi którędy
iść lub
nie iść dalej.) Nie czułam wsparcia, zagrzewania
do zrobienia kolejnego kroku. Raczej oczekiwanie na moment, kiedy można
będzie powiedzieć
"a nie mówiłam, że tak będzie? trzeba było tego nie
robić!". A decyzja o każdym nowym przedsięwzięciu była obudowana strachem z powodu braku oparcia, bo wiedziałam, że nie usłyszę
"tak! próbuj i gdybyś spadała to cię złapiemy!" tylko
"raczej
nie bierz się za to, to ryzykowne, nie wiadomo, co z tego wyjdzie, na
wszelki wypadek zrezygnuj i zostań tam, gdzie jesteś, bo to znasz na
wylot"... Dlatego postanowiłam wreszcie odrzucić tamte głosy - bo one są we
mnie, nie muszę ich codziennie słyszeć wypowiadanych, żeby pamiętać, że
otaczały mnie przez całe życie...
Be mindful but don't let the outside voices discourage you from trying! - I'd say. I know all the pieces of advice always came from my parents' good hearts and concern about me (and also fear engraved in them by their parents...), but it also cut my wings preventing me from making my own mistakes and drawing my own conclusions. When I went outside the safety zone I felt surrounded by the atmosphere of fright of what might happen when I fail... (I failed a few times of course but I wouldn't give it away what I went through because it taught me what to do or do not do later.) I didn't feel any support to do the next steps. Rather a standby to be finally able to say "I told you so! you shouldn't have tried it!". Every decision about any new undertaking was built on my fear because I knew I wouldn't hear the words: "yes! try and if you fall we'll be here to catch you!", but rather "don't even try it, it's risky, you don't know the result, give up just in case, stay where you are because it's known and safe"... I finally decided to stop listening to those voices - they are with me all the time, I don't have to hear them everyday to be haunted by them...
Gdzieś kiedyś
przeczytałam, że człowiek zmienia się co siedem lat - coś w jego
charakterze, nastawieniu do życia staje się nieco odmienne od tego, jaki
był przez poprzednio. Jesienią zeszłego roku zakończyłam kolejne siedem
lat mojego życia i jak nigdy poczułam, że coś się we mnie zmienia,
jakbym fizycznie odczuła przestawiające się tryby gdzieś w środku mnie.
Zaczęłam rozumieć wiele rzeczy, uświadamiać sobie błędy, jakie
popełniałam i nabrałam siły, żeby moje życie zmienić. Późno, bo już nie
mam osiemnastu lat, tylko jestem po czterdziestce? Chyba nie. Wydaje mi się, że
jeśli człowiek chce, to nigdy nie będzie za późno na przeżycie swojego
czasu tak
I read somewhere that a person changes one way or the other every 7 years of his/her life. In October 2016 I finished another seven years and felt something change in me, as if some clockwork changed it's preset state. I started to understand many things about me, realise the mistakes and I felt the strength to do something about my life. Is it too late, because I'm not 18 anymore, but in my 40's? I think not. I believe it's never to late to start living the way you want, irrespective of the age.
Jako dziecko i nastolatka bardzo dużo rysowałam, jednak nigdy nie było to traktowane jak coś poważnego, tylko jak zabawa (cytat dosłowny:
"co robisz?", "rysuję", "a, bawisz się..." i pobłażliwy uśmiech). Pewnie dlatego szybko nabrałam przekonania, że nie mam talentu więc nie ma sensu się tym zajmować, bo też nikt mi nie powiedział, że technikę można wyćwiczyć ciężką pracą a z drugiej strony nie trzeba do tego podchodzić tak śmiertelnie poważnie, można rysować dla siebie, dla relaksu, trenować rękę i umysł. Utrwaliło się w mojej głowie, że rysują dzieci, a sztukę tworzą profesjonalni utalentowani artyści, nie ma nic pomiędzy i nie należy w związku z tym zawracać sobie tym głowy i tracić na to czasu.
Do tematu wróciłam wiele lat później próbując swoich sił w malarstwie akrylami, a w zeszłym roku zabrałam się za kredki i akwarele. Nie tworzę wiekopomnych dzieł sztuki, ale to co maluję sprawia mi radość i nie uważam czasu poświęconego na malowanie za stracony. Dzisiejszemu wpisowi towarzyszą moje najnowsze prace ze szkicownika, który zapełniałam w styczniu tego roku (kliknij i powiększ). Nie robię rysunków codziennie, jak w poprzednich miesiącach, bo nie mam na to czasu, ale sięgam po niego wtedy, kiedy mam ochotę coś z danego czasu pozostawić.
(przy okazji, szybka recenzja notatnika Venezia Book, 200 g/m2 - bardzo dobry papier do akwareli, faluje pod wpływem wody ale potem zamknięty klamrą pięknie się prostuje po wyschnięciu. Mój jedyny zarzut to taki, że jest tak zszyty, że niezwykle trudno rozłożyć go na płasko, muszę naprawdę mocno przyciskać rozłożony notatnik a i tak cały czas próbuje mi się zamknąć. Mimo to polecam do farb wodnych!)
As a child and a teenager I used to draw a lot but it never was treated like something serious, just playing (literal citation: "what are you doing?", "I'm drawing", "oh, you're playing..." and a permissive smile). Maybe that's why I quickly understood that I have no talent so there's no point in doing it. Nobody told me that drawing technique comes with a lot of practice and on the other hand I don't have to treat it very seriously, I can draw just for fun, for relaxing, just training my hand and mind. I set my mind on the idea that drawing is just a children's play, real art is being created by real artists with real talent and there is nothing in between, so I shouldn't pay attention to this anymore.
I came back to making art many years later, first painting with acrylics, then taking up crayons and watercolours last year. I don't create the immortal pieces of art but what I come up with makes me happy and I don't think about the time devoted to painting as lost. In this post you can see my latest journal pages I created in January (click on each picture to enlarge). I didn't paint everyday like last year but I reach for the journal when I have time and inspiration.
(btw, my quick review of the Venezia Book, 200 g/m2 - very good paper for the watercolours, it wrinkles while wet but then it straightens nicely, only one thing - it's really hard to lay it flat, I have to press it really hard and it still wants to close)
Małymi krokami poznaję nową Joannę. Jeszcze nie wiem, co z tego wyniknie, bo zmiana nigdy nie zachodzi z dnia na dzień, czasami czuję, że mam już siłę, żeby góry przenosić, a za moment znowu chowam się do swojej bezpiecznej skorupy i przeczekuję. Wiadomo, wzorców wpajanych latami nie da się podmienić na nowe tak po prostu, człowiek to nie komputer, w który wgramy nowy system operacyjny (a i tak może on ryksztosować!... ^^). Dużo pracy przede mną, a pierwszym krokiem jest ten bardzo osobisty wpis, którym się z Wami dzielę, takie rozliczenie się z samą sobą. Mogę to teraz zostawić w przeszłości i spróbować ruszyć nową drogą. *^v^*
I'm getting to know the new Joanna step by step. I have no idea what happens next, changes don't finish overnight, sometimes I feel I have the strength of a giant and in the next moment I run away under the blanket and wait in silence. It's obvious you cannot erase the patterns engraved into you mind at one go, just like installing a new operating system on your computer (and sometimes even it has its problems... ^^). There's a lot of work to be done and my first step is this very personal confession, the reckoning with myself. Now I may leave the past in the past and go onto the new path. *^v^*
PS.: Następnym razem będzie włóczka i coś do jedzenia. ^^*~~
PS.: Next time I'll show you some knitting and food. ^^*~~