Wróciłam. Nie było łatwo wrócić.
Po pierwsze, wiadomo, musiałam wyjechać z Japonii a to zawsze jest dla mnie bolesne przeżycie. Po drugie, 12 godzin w samolocie, którym rzuca w turbulencjach... Nie przepadam za lataniem, a w takich warunkach atmosferycznych to już w ogóle jest niefajne. Nie udało mi się przespać ani chwili, wierciłam się tylko w fotelu i obejrzałam trzy części "Jurrasic Park" (oraz "Whiplash", przemiły film chociaż totalnie przewidywalny).
Wracaliśmy przez Paryż i jeszcze w Tokio dowiedzieliśmy się, że akurat na 27 lipca Air France zapowiedziało początek strajku... A my właśnie tą linią mieliśmy lecieć na drugim etapie podróży. Świetnie! Na szczęście na miejscu okazało się, że nasz samolot leci o czasie, ufff... Ale atmosfera na paryskim lotnisku była tak inna od Narity, nie potrafię tego dokładnie określić, obsługa była miła i w ogóle, ale coś innego wisiało w powietrzu. Samolot do Warszawy mały, ciasny, brudne stoliki, na pokładzie w większości Polacy, rozgadani na pełen regulator (facet obok nas przez dwie bite godziny opowiadał coś koleżance, na serio! Dwie godziny buzia mu się nie zamykała!...), płaczące non stop dzieci... (W tamtą stronę z Helsinek do Tokio lecieliśmy w samolocie w 90% wypełnionym Japończykami - cisza jaka nas otaczała była niesamowicie relaksująca, oni nawet jeśli rozmawiają w transporcie publicznym, to robią to dyskretnie, pozostawiają to między sobą.) Z wielką przyjemnością uwolniłam się wreszcie z samolotu na Okęciu!
So, I' back. It wasn't easy, it never is.
First, of course the reason was I had to leave Japan and it's always painful for me. Then, 12 hours on the plane in turbulences... I don't like flying much and in such weather conditions it was even less pleasant. I couldn't sleep at all so I watched three parts of "Jurrasic Park"'s, (and a "Whiplash", a nice one but very predictable).
We had a connection through Paris and in the morning while still in Tokyo we found out that on that very day the Paris cabin crew union decided to start a strike... And Air France was taking us home from Paris! Fortunately when we got to France our flight to Warsaw was on. But the atmosphere in the airport was so different from Narita's, I cannot explain it, everybody was nice and all, but you know, it was a different world! The flight to Warsaw wasn't good either, the plane was small, uncomfortable and dirty, people talked a lot and loudly (seriously! the guy next to us talked continuously for two hours!...), children crying all the time... (When we travelled from Helsinki to Tokyo the plane was filled with the Japanese in 90% and the silence was amazing - generally even when they talk to each other on public transport they do it silently and keep their conversations private.) I was so relieved when I was finally released from the plane in Warsaw!
No i teraz próbuję ogarnąć rzeczywistość wokół mnie. Nie będę się nad tym rozwodzić, bo nie po to tu przychodzicie, żeby czytać moje płacze i utyskiwania, zresztą można to sobie poczytać we wpisach z 2011 i 2014 roku, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Znowu było to samo co zawsze, z trudem uniknęłam rozjechania przez samochód na pasach dla pieszych i rozdeptania przez ludzi, którzy NATYCHMIAST muszą wsiąść do autobusu, zanim wysiadający wysiądą, o naburmuszonych sprzedawcach w sklepach nie wspomnę...
Ostatniego wieczora w Tokio, kiedy weszłam do toalety w centrum handlowym miałam najprawdziwszy podręcznikowy atak paniki... Poczułam, że nigdy stamtąd nie wyjdę, zabarykaduję się tam, bo dopóki tam siedzę, w kabinie, to nie muszę wyjeżdżać z Japonii... Jak się można domyślić oczywiście w końcu wyszłam. I wyjechałam.
Rozpakowałam walizki, są gotowe, żeby w kilka minut wrzucić do nich ciuchy i wracać z powrotem. Postaram się być dzielna, zacisnąć zęby i przeczekać do następnego wyjazdu, bo już oczywiście zaplanowaliśmy Japonię 2017. *^-^* Na razie próbuję dojść do siebie, bo kilka dni po powrocie zwyczajnie się rozchorowałam!... Jestem słaba, kręci mi się w głowie, mam problemy żołądkowe. Nie wiem, czy to kwestia aklimatyzacji czy złapałam jakiegoś wirusa, w każdym razie nie coś jest ze mną nie tak.
No i ja się pytam, kto nawypuszczał tyle komarów w Warszawie?!!!.....
Now I have to face the reality that surrounds me. I won't write about my fight because you don't come here to read my whining, you can always go back to my post-Japanese blues from 2011 and 2014 on the blog. Suffice to say, I got almost ran over by the car on the pedestrian crossing and squashed by the people who had to enter the bus RIGHT NOW before the ones leaving the bus had a chance to even wink. Not to mention the grumpy sales assistants in the shops. That's not the Japanese reality any more.
On the last evening in Tokyo I went into the bathroom in the shopping mall and suddenly I had a real textbook panic attack... I thought that as long as I sit in the toilet booth I don't have to leave Japan so I stayed there for a moment longer than necessary... As you can see I finally left, both the booth and the country.
I unpacked the suitcase right away, they're now empty and ready to be filled with clothes in a few minutes, and off I go back! I'll try to be brave and carry on somehow until Japan 2017, because we've already started to plan the trip. *^-^* At the moment I've been trying to get better because I suddenly got sick! I'm very weak, dizzy, I have stomach problems. Maybe it's the question of acclimatisation or maybe I just got some virus.
And who produced so many mosquitos in Warsaw?!!!!......
Jak zawsze, przywieźliśmy różne typowe i nietypowe japońskie pamiątki - herbatę, zupy miso, kiszonki, mnóstwo drobiazgów ze sklepów stujenowych, kilka kosmetyków, mam nowe szkicowniki do akwareli ^^*~~, trzy książki (w tym dwie kucharskie!), nie przywiozłam żadnej włóczki ani materiałów, hm...
Przyjechałam też z nowym pomysłem na balkon. Naoglądałam się ogródków japońskich, takich przydomowych, czyli stawiamy doniczki z roślinami wszędzie tam, gdzie się zmieszczą! Skoro na moim balkonie nie ma odpowiednich warunków świetlnych i nie mogę mieć warzyw, to będę miała zielony wilgotny gąszcz w półcieniu. ^^*~~ Wybieram gatunki roślin i powoli gromadzę sobie kolekcję, pochwalę się, jak już będzie co pokazać.
As always we brought back various typical and non typical Japanese souvenirs - green tea, miso soup, pickles, lots of bits and bobs from the 100 jen shops, some cosmetics, I have new watercolour sketchbooks ^^*~~, three books (two of them are cookbooks!), I didn't bring any yarn or fabric, well... Next time.
I came back with the new idea for my balcony. I saw so many tiny gardens in front of the houses, where there was some space they put pots big and small! So, if I cannot grow vegetables on my balcony because of the lack of light I'll have a wet and dark jungle there. ^^*~~ I started choosing the plants and collecting them, I'll show you the results soon.
***
Kartki z codziennika, będzie jeszcze trochę japońskich wspomnień, bo nie namalowałam wszystkiego, co chciałam, czasu mi zabrakło.
Daily journal pages, you'll keep seeing Japanese memories for some time more because I still have things I want to include in that sketchbook and didn't have the time to do that during the holidays.
Oraz pierwsze obrazki z nowego japońskiego szkicownika Vifart, kocham go od pierwszego pociągnięcia pędzla! ^^*~~
My first pages from the new Japanese sketchbook Vifart, I fell in love with it from the first brush touch on the page! ^^*~~