Miało być dzisiaj o czytaniu i dzierganiu, ale czytam wciąż to samo co w zeszłym tygodniu a na drutach nie mam nic. Skończyłam czwartego Piórkowego (czeka na wciągnięcie nitek i zblokowanie), o dziwo skończyłam coś jeszcze - bardzo starego UFOka, któremu muszę tylko doszyć rękawy do korpusu i zdecydować, czy mi się podoba i czy będę go nosić... ^^*~~ Tak więc, wkrótce spodziewajcie się zdjęć nowych udziergów!
I wanted to write about reading and knitting today but I still read what I did last week and I have nothing on my needles. I finished my fourth lightweight pullover (it awaits blocking) and I also finished some very old UFO. Now I need to decided whether I like it and am I going to wear it at all... ^^*~~ So please expect photos soon!
***
Jeśli ktoś chciałby mi zrobić prezent, to co aktualnie najbardziej by mnie ucieszyło?
Dwie rzeczy - praca w Tokio i przeprowadzka tamże albo coś związanego z rysowaniem/malowaniem. ^^*~~
Pimposhka wybrała drugą opcję i obdarowała mnie pięknym szkicownikiem do akwareli firmy Fabriano (ciekawe, czemu u nas nie ma tego produktu w sklepach dla plastyków?...) - rozmiar kieszonkowy A6, twarde okładki, kartki 200 gsm, cudo! Najchętniej już bym się do niego dobrała ale zdyscyplinowałam się i najpierw wykończę szkicownik Derwenta, który zaczęłam kilka dni temu. Tamten też jakoś sobie radzi, chociaż kartki 165 gsm nieco falują pod wpływem wody.
If you want to give me something, what would be the best choice right now?
Two things - job in Tokyo and moving there or something connected with drawing/painting. ^^*~~
Pimposhka chose the latter and sent me a beautiful watercolour sketchbook by Fabriano (why don't they sell it in Poland?...) - pocket size A6, hard bound, pages 200 gsm, wonderful! I'd love to start drawing in it already but I told myself to use what I have first. I've been working in a Derwent Journal for a few days and it's okay, not that good for watercolours with 165 gsm paper but it'll manage.
Ale to nie koniec ludzkiej życzliwości, bo
Iza pomogła mi w zakupie i transporcie do Warszawy szkicownika do akwareli Leuchtturm w sklepie w Poznaniu, dzięki czemu oszczędziła mi płacenia sporej kwoty za kuriera! *^v^* Zdobycz pokażę, jak tylko odbiorę tu na miejscu.
That's not the end of human kindness! Iza helped me buy the Leuchtturm watercolour sketchbook in Poznań and sent it to Warsaw with her friends so I didn't have to pay the courier postage price! I'll show it when it gets here.
Dziewczyny, strasznie Wam dziękuję, jesteście kochane!!!
Girls, I couldn't thank you enough, you're precious!!!
***
Today the promised culinary recipes, one Korean and one Thai.
The Korean dish is a sanjeok and I got inspired by those recipes: this one, this one and this one.
The Thai stir-fry spinach was inspired by this recipe.
Dziś obiecane potrawy - jedna koreańska i jedna tajska.
Najpierw Korea.
Koreańskie kulinaria znam nie od dziś a jednak to danie, serwowane tylko w jednym stoisku na Festiwalu w sobotę, zaskoczyło nas prostotą pomysłu i świetnym smakiem! Mówię o sanjeok 산적, czyli szaszłykach.
Istnieją różne wersje, zazwyczaj jest w nich wołowina, marchewka i dymka, bywają grzyby, szparagi, kluski ryżowe tteok a nawet paluszki krabowe! Takie szaszłyki mogą być przed smażeniem zanurzone w cieście albo nie. Moja wersja jest kompilacją kilku przepisów z moich ulubionych blogów o kuchni koreańskiej, różne wersje znajdziecie tutaj, tutaj i tu.
Zaczynamy od przygotowania składników, u nas dziś wołowina, marchewka, dymka i paluszki krabowe.
Najpierw marynujemy pokrojone w cienkie laseczki mięso (150 g) - 1 tarty ząbek czosnku, 1 ł miodu, 1/2 Ł sosu sojowego, 1 ł oleju sezamowego, pieprz. Odstawiamy do lodówki na kilka godzin.
Przygotowujemy warzywa - marchew i dymkę tniemy na laseczki wielkości tych mięsnych, blanszujemy chwilę we wrzątku (tylko białe części cebulki).
Z paluszkami krabowymi nie trzeba nic robić poza wyjęciem z folii. ^^
Teraz nadziewamy składniki z jednego ich końca na patyczki do szaszłyków.
Jeśli robimy wersję maczaną w cieście przed smażeniem, robimy ciasto: mieszamy 1/2 szkl. mąki, 1/2 szkl. wody i 1/2 ł soli.
Rozgrzewamy olej na patelni, maczamy każdy szaszłyk w cieście i smażymy kilka minut na każdej stronie.
Podajemy z sosem do maczania: 1 Ł sosu sojowego, 1 Ł octu ryżowego, siekany szczypior.
My zjedliśmy szaszłyki z ryżem i domowej roboty piklami: kimchi bok choy, imbirem beni shoga i takuanem. Swoją drogą, po kilku pierwszych kęsach mąż wyraził opinię, że chodzenie do restauracji straciło sens, skoro w domu jadamy takie dobre rzeczy. Z jednej strony bardzo mnie cieszy, że smakuje mu moje gotowanie, ale z drugiej strony źle to wróży dla mojego odpoczynku od garów i nakarmienia nas poza domem, sesese........ *^o^*
Jeszcze anegdota z Koreańskiego Festiwalu - w jednej z kolejek za nami stało starsze małżeństwo, które głośno i dobitnie komentowało kuchnię koreańską. Pani w pewnym momencie powiedziała tonem znawcy "To ich jedzenie nie ma żadnego smaku! Dlatego oni wszystko doprawiają tymi sosami!...." *^W^*
Uwielbiam takie opinie, wygłaszane czy inni chcą tego słuchać czy nie...... Zastanawiam się, po co oni w ogóle przyszli na ten Festiwal, zamiast zostać w domu i jeść schabowe na sobotni obiad?........
Acha, ponieważ mąż zapostulował, że napisałam o Festiwalu i nie dałam żadnego zdjęcia pokazującego ten Festiwal, to nadrabiam zaległości. Nie to, żeby było co pokazywać, bo same kolejki do stoisk z jedzeniem, ale to Robert robił zdjęcia... ^^*~~
***
Teraz przenosimy się do Tajlandii.
Potrawa równie prosta i równie pyszna! Lubicie szpinak? My bardzo! Oczywiście nie mówię o rozmrożonej siekanej brei, ale o jędrnych liściach, które jadamy i na surowo w sałatkach i na ciepło, szybko przesmażone z czosnkiem.
Szpinak po tajsku ma charakter, jest ostry, pachnący czosnkiem i przyprawami. Wymaga szybkiego smażenia na dużym ogniu, to klasyczny stir-fry.
Wielką garść świeżego szpinaku (mocno się skurczy) płuczemy, odcinamy korzonki.
Przygotowujemy składniki do wrzucania na patelnię:
- siekamy na plasterki 4 duże ząbki czosnku i 1 zielone lub czerwone chilli
- robimy sos - mieszamy: 1/4 szkl. bulionu, 2 Ł sosu ostrygowego, 1 Ł sosu rybnego, 1 Ł mirinu lub chińskiego wina do gotowania lub sherry, 1 ł brązowego cukru
Rozgrzewamy w woku albo na patelni 2 Ł oleju, wrzucamy czosnek i chilli, i smażymy na dużym ogniu ok. 1 minuty mieszając.
Dorzucamy szpinak i smażymy ok. 30 sekund mieszając, aż pokryje się olejem i przyprawami.
Dolewamy sos. Smażymy całość ok. 3 minut, mieszając (w końcu to stir fry, prawda? ^^*~~).
Wykładamy gotowy szpinak na ciepły ryż, doprawiamy sokiem z cytryny, olejem sezamowym i siekanymi orzeszkami ziemnymi. My zjedliśmy go z czarnym ryżem i smażonymi grzybami shitake i boczniakami. Smacznego!