Today I decided to write some reviews on the Polish cookbooks I bought recently. They're mainly about groats in our menu - how to choose them for different purposes, how to properly cook them and what to serve them with. Generally I'm very pleased with the recipes and I'm going to share the ideas on the blog. *^v^*
Wbrew tytułowi wpisu mam nadzieję, że żadna kasza nam nigdy nie wykipi, potem jest problem z myciem kuchenki....
Dzisiaj o książkach, które kupiłam w na początku tego roku, już pokazuję, co tym razem zamieszkało w mojej kuchni.
Od niedawna przeżywam mały renesans kaszowy - częściej niż kiedyś sięgam po różne kasze: mój ukochany pęczak i drobną kaszę jęczmienną, mniej ulubioną gryczaną, odkrywam nowe kasze - bulgur, który pokochałam od pierwszego ziarenka (gotowaną pszenicę lubię od dawna), jaglaną, która podobno jest super zdrowa, mograbieh czyli gigantyczny kuskus (który jest w zasadzie makaronem, nie kaszą, hihi....). Żeby lepiej poznać smaki i pomysły na różne kasze kupiłam kilka książek z przepisami i oto moje pierwsze wrażenia na gorąco.
Po pierwsze, wybrałam książkę Mai Sobczak "Qmam kasze czyli powrót do korzeni". Maja Sobczak prowadzi bloga kulinarnego pod adresem qmamkasze.pl i tam znajdziemy wiele przepisów nie tylko z udziałem kasz.
Książka od razu zaintrygowała mnie nietypowymi zdjęciami - to nie są pięknie wystylizowane fotografie kulinarne a często skrawki rzeczywistości złapane w kadr niby przypadkiem, ale to dobrze, bo pięknie oddają ogólną atmosferę książki i smakowitość potraw, a patrząc na niektóre blogi lub książki kulinarne można powiedzieć, że ilość bibelotów na zdjęciach i sposób ich aranżacji sprawia, że to one są ważniejsze od składników i samej potrawy.
Książka jest napisana w taki sposób, w jaki zostały zrobione zdjęcia - czuć osobistą perspektywę autorki, a i podział na rozdziały jest nietypowy, bo mamy tu Początek (śniadanie lub przystawkę), Środek (sycące dania obiadowe) i Słodki Koniec (desery lub podwieczorki). *^o^*
Dodatkowo podoba mi się, że przepisy są pomyślane na "1-2 porcję od razu do zjedzenia". Jest nas w domu dwoje i czasami mam problem z dużą ilością jakiejś potrawy, bo nie wszystko dobrze się przechowuje i odgrzewa, no i nie zawsze mamy ochotę jeść kilka razy pod rząd to samo... Tutaj nie ma tego problemu, dania są akurat na jeden posiłek! *^v^*
Książka jest napisana w taki sposób, w jaki zostały zrobione zdjęcia - czuć osobistą perspektywę autorki, a i podział na rozdziały jest nietypowy, bo mamy tu Początek (śniadanie lub przystawkę), Środek (sycące dania obiadowe) i Słodki Koniec (desery lub podwieczorki). *^o^*
Dodatkowo podoba mi się, że przepisy są pomyślane na "1-2 porcję od razu do zjedzenia". Jest nas w domu dwoje i czasami mam problem z dużą ilością jakiejś potrawy, bo nie wszystko dobrze się przechowuje i odgrzewa, no i nie zawsze mamy ochotę jeść kilka razy pod rząd to samo... Tutaj nie ma tego problemu, dania są akurat na jeden posiłek! *^v^*
Jedyne, co mogę tej książce zarzucić, to fakt, że większość przepisów jest świetnych... do ugotowania na wiosnę i latem! Dobór warzyw i owoców sugeruje nowalijki i świeże egzemplarze, prawie nie ma potraw z zimowymi warzywami korzeniowymi. Na pewno będę często sięgać do tej książki w cieplejsze miesiące roku. Przetestowałam już jedną z sałatek i był to świetny wybór!
Gotujemy kaszę jęczmienną, pieczemy kilka marchewek skropionych olejem sezamowym, filetujemy pomarańczę, prażymy na sucho łyżkę czarnego sezamu, siekamy garść liści bazylii. Mieszamy wszystko i łączymy dressingiem z oleju sezamowego, soku z pomarańczy, pieprzu i soli. Pycha!!!
***
Druga książka wpadła mi do koszyka przypadkiem, bo księgarnia "podpowiedziała" mi ten wybór i nie żałuję. To "Kipi kasza" Pawła Łukasika i Grzegorza Targosza. Znowu są to blogerzy kulinarni, można ich znaleźć pod adresem gotowaniezpasja.pl.
Książka zaczyna się porządnym kaszowym almanachem - charakterystyka kasz z notkami historycznymi i dietetycznymi, sposoby przechowywania i przygotowywania kasz. Dalej przepisy są podzielone na kategorie: sałatki, zupy, dania główne, kolacje i desery. Przy każdym przepisie mamy ilość porcji, czas przygotowania oraz takie informacje jak: danie wegetariańskie/z mięsem, bez glutenu. Dania są nieskomplikowane (po kilka składników) ale autorzy proponują niebanalne połączenia, a zdjęcia są smakowite i zachęcają do gotowania!
Z tej książki wypróbowałam na razie przepis na placki z kaszy manny i serka homogenizowanego, z pomarańczami i miodem. Pomysł super smaczny, jednak 300 g serka i 10 łyżek kaszy manny nie wykarmią czterech osób, jak uważają autorzy! Z tych ilości wyjdzie nam osiem placuszków - one są naprawdę niewielkie, na każdy z nich zużyłam czubatą łyżkę masy.
Następnie książka, którą chciałam kupić już od dłuższego czasu, "Swojsko. Karolina na tropie polskich smaków" Karoliny i Macieja Szaciłło.
Autorzy dosłownie wyruszyli w Polskę i przejechawszy 2500 km zbierali wegetariańskie przepisy próbując odpowiedzieć sobie na pytanie czym tak naprawdę było polskie chłopskie jadło. Odpowiedzi następnie przedstawili w rozdziałach: zboża, warzywa i owoce, ziemniaki, strączkowe, orzechy i pestki, oleje i inne tłuszcze, sery i nabiał, zioła przyprawy i miód oraz Wigilia. Dużo jest w tej książce historii do poczytania, bo ludzie, do których zawitali autorzy mieli sporo do opowiedzenia. Niektóre przepisy są proste, swojskie, ale duża część to interpretacje autorów i współczesna kuchnia niektórych z bohaterów ich książki, bo coś mi się nie chce wierzyć, żeby chłopi na polskiej wsi 100 czy 200 lat temu używali w kuchni klarowanego masła, oleju kokosowego, asafetidy, curry, tofu, gotowali dal albo halawę.... *^w^*
Z tej książki jeszcze nie testowałam żadnego przepisu.
Na koniec zostawiłam książkę, która mnie trochę zaskoczyła... "Jaglany detoks" Marka Zaremby kupiłam w celu oswojenia naszej kuchni z kaszą jaglaną.
Ta podobno najzdrowsza z kasz nie mieszkała w naszej spiżarce. Nie jadało się jej w moim domu rodzinnym, sama też jakoś po nią nie sięgnęłam, raz ją ugotowałam i była niesmaczna... Postanowiłam więc kupić książkę dedykowaną temu rodzajowi kaszy i poznać wroga, nauczyć się, jak się to dziwadło gotuje i z czym najlepiej zjada.
Autor jest dietoterapeutą co zapowiadało rzetelność zawartych w książce informacji i rzeczywiście rozdziały charakteryzujące kaszę jaglaną, inne kasze, rośliny i przyprawy wyglądają na bardzo fachowe. Znajdziemy tu mnóstwo informacji o kuchni makrobiotycznej i medycynie holistycznej Św. Hildegardy z Bingen, bo to są podstawy odżywiania na jakich opiera się autor. Postuluje on sezonowość potraw i odżywianie zgodnie z zegarem biologicznym narządów (z tą teorią spotkałam się po raz pierwszy). Mądrze pisze o aktywności fizycznej, o psychologii nadmiernego kupowania jedzenia, o wpływie pożywienia na każdy z naszych narządów i usprawnianiu ich pracy odpowiednim jadłospisem. Pomysł kilkudniowych jaglanych postów wydaje się interesujący ale do mnie takie posty nie przemawiają, szczególnie, że zabronione są wtedy m.in. produkty mleczne a ja nie istnieję bez mleka, kefiru czy jogurtu, więc potraktowałam to jako ciekawostkę.
Niestety, przepisy zaczynają się na 212 stronie z 330 stron, a cała wcześniejsza teoretyczna część książki, szczególnie od rozdziału o Świadomości, jest przesycona religijnymi poglądami autora, z których możemy się na przykład dowiedzieć, że joga jest dla chrześcijanina złem wcielonym, nie posmakujemy życia w pełni jeśli zerwaliśmy więzi z Bogiem i w ogóle nie mamy co siadać do stołu bez Bożej miłości... I w porządku, takimi zasadami w życiu kieruje się autor i bierze je za jedyne słuszne, ale na serio uważam, że na okładce powinien być podtytuł, że jest to poradnik dla chrześcijan.
Same przepisy z udziałem kaszy jaglanej w drugiej połowie są całkiem do rzeczy i na pewno będę z nich korzystać, i kto wie, może pokuszę się o wypróbowanie jednego czy dwóch dni z przykładowego detoksu, bo znajdziemy też w tej książce proponowane tygodniowe zestawy dań na trzy posiłki dziennie, wegetariańskie i dla wszystkożerców.
I to tyle na razie, moje pierwsze wrażenia z najnowszych zdobyczy kulinarnych. Obiecuję niebawem zebrać też w jednym wpisie śniadania mojego męża, które sobie dzielnie robi każdego dnia i czasami nawet uwiecznia aparatem, a jest na co popatrzeć. *^v^*
Patrzyłam niedawno na miesięczną prognozę pogody i wiecie, że zimy to już raczej nie będzie?... No, chyba, że zrobi nam siurpryzę i wróci śnieżycą na Wielkanoc, jak kilka lat temu! ^^*~~ Jestem mocno obrażona na anomalie pogodowe i planuję przeprowadzkę na Alaskę! Oraz powoli szykuję się do mniej zimowych uszytków, niestety wełniane kraciaste kiecki będą musiały poczekać w szafie do przyszłego sezonu (o ile w ogóle kiedyś zima do nas jeszcze przyjdzie, ech......).
I tym optymistycznym akcentem Was żegnam i do następnego przeczytania! *^-^*~~~~
Książka zaczyna się porządnym kaszowym almanachem - charakterystyka kasz z notkami historycznymi i dietetycznymi, sposoby przechowywania i przygotowywania kasz. Dalej przepisy są podzielone na kategorie: sałatki, zupy, dania główne, kolacje i desery. Przy każdym przepisie mamy ilość porcji, czas przygotowania oraz takie informacje jak: danie wegetariańskie/z mięsem, bez glutenu. Dania są nieskomplikowane (po kilka składników) ale autorzy proponują niebanalne połączenia, a zdjęcia są smakowite i zachęcają do gotowania!
Z tej książki wypróbowałam na razie przepis na placki z kaszy manny i serka homogenizowanego, z pomarańczami i miodem. Pomysł super smaczny, jednak 300 g serka i 10 łyżek kaszy manny nie wykarmią czterech osób, jak uważają autorzy! Z tych ilości wyjdzie nam osiem placuszków - one są naprawdę niewielkie, na każdy z nich zużyłam czubatą łyżkę masy.
***
Następnie książka, którą chciałam kupić już od dłuższego czasu, "Swojsko. Karolina na tropie polskich smaków" Karoliny i Macieja Szaciłło.
Autorzy dosłownie wyruszyli w Polskę i przejechawszy 2500 km zbierali wegetariańskie przepisy próbując odpowiedzieć sobie na pytanie czym tak naprawdę było polskie chłopskie jadło. Odpowiedzi następnie przedstawili w rozdziałach: zboża, warzywa i owoce, ziemniaki, strączkowe, orzechy i pestki, oleje i inne tłuszcze, sery i nabiał, zioła przyprawy i miód oraz Wigilia. Dużo jest w tej książce historii do poczytania, bo ludzie, do których zawitali autorzy mieli sporo do opowiedzenia. Niektóre przepisy są proste, swojskie, ale duża część to interpretacje autorów i współczesna kuchnia niektórych z bohaterów ich książki, bo coś mi się nie chce wierzyć, żeby chłopi na polskiej wsi 100 czy 200 lat temu używali w kuchni klarowanego masła, oleju kokosowego, asafetidy, curry, tofu, gotowali dal albo halawę.... *^w^*
Z tej książki jeszcze nie testowałam żadnego przepisu.
***
Ta podobno najzdrowsza z kasz nie mieszkała w naszej spiżarce. Nie jadało się jej w moim domu rodzinnym, sama też jakoś po nią nie sięgnęłam, raz ją ugotowałam i była niesmaczna... Postanowiłam więc kupić książkę dedykowaną temu rodzajowi kaszy i poznać wroga, nauczyć się, jak się to dziwadło gotuje i z czym najlepiej zjada.
Autor jest dietoterapeutą co zapowiadało rzetelność zawartych w książce informacji i rzeczywiście rozdziały charakteryzujące kaszę jaglaną, inne kasze, rośliny i przyprawy wyglądają na bardzo fachowe. Znajdziemy tu mnóstwo informacji o kuchni makrobiotycznej i medycynie holistycznej Św. Hildegardy z Bingen, bo to są podstawy odżywiania na jakich opiera się autor. Postuluje on sezonowość potraw i odżywianie zgodnie z zegarem biologicznym narządów (z tą teorią spotkałam się po raz pierwszy). Mądrze pisze o aktywności fizycznej, o psychologii nadmiernego kupowania jedzenia, o wpływie pożywienia na każdy z naszych narządów i usprawnianiu ich pracy odpowiednim jadłospisem. Pomysł kilkudniowych jaglanych postów wydaje się interesujący ale do mnie takie posty nie przemawiają, szczególnie, że zabronione są wtedy m.in. produkty mleczne a ja nie istnieję bez mleka, kefiru czy jogurtu, więc potraktowałam to jako ciekawostkę.
Niestety, przepisy zaczynają się na 212 stronie z 330 stron, a cała wcześniejsza teoretyczna część książki, szczególnie od rozdziału o Świadomości, jest przesycona religijnymi poglądami autora, z których możemy się na przykład dowiedzieć, że joga jest dla chrześcijanina złem wcielonym, nie posmakujemy życia w pełni jeśli zerwaliśmy więzi z Bogiem i w ogóle nie mamy co siadać do stołu bez Bożej miłości... I w porządku, takimi zasadami w życiu kieruje się autor i bierze je za jedyne słuszne, ale na serio uważam, że na okładce powinien być podtytuł, że jest to poradnik dla chrześcijan.
Same przepisy z udziałem kaszy jaglanej w drugiej połowie są całkiem do rzeczy i na pewno będę z nich korzystać, i kto wie, może pokuszę się o wypróbowanie jednego czy dwóch dni z przykładowego detoksu, bo znajdziemy też w tej książce proponowane tygodniowe zestawy dań na trzy posiłki dziennie, wegetariańskie i dla wszystkożerców.
***
I to tyle na razie, moje pierwsze wrażenia z najnowszych zdobyczy kulinarnych. Obiecuję niebawem zebrać też w jednym wpisie śniadania mojego męża, które sobie dzielnie robi każdego dnia i czasami nawet uwiecznia aparatem, a jest na co popatrzeć. *^v^*
Patrzyłam niedawno na miesięczną prognozę pogody i wiecie, że zimy to już raczej nie będzie?... No, chyba, że zrobi nam siurpryzę i wróci śnieżycą na Wielkanoc, jak kilka lat temu! ^^*~~ Jestem mocno obrażona na anomalie pogodowe i planuję przeprowadzkę na Alaskę! Oraz powoli szykuję się do mniej zimowych uszytków, niestety wełniane kraciaste kiecki będą musiały poczekać w szafie do przyszłego sezonu (o ile w ogóle kiedyś zima do nas jeszcze przyjdzie, ech......).
I tym optymistycznym akcentem Was żegnam i do następnego przeczytania! *^-^*~~~~