Kiedy powiedziałam
Squirk, że kupiłam książkę "
Japanese women don't get old or fat", dla porównania pożyczyła mi
"Francuzki nie tyją" autorstwa Mireille Guiliano, a ja obiecałam
Hannah, że napiszę, co o tej książce myślę.
Obydwie książki zaczynają się tak samo - bohaterki pojechały na studia do USA i po roku wróciły do swoich krajów o 10 kilo cięższe. Uznałabym to za cliche na potrzeby chwytliwego wstępu, gdyby nie to, że moja własna kuzynka pojechała na studia do USA i po roku wróciła ... o 10 kilo cięższa! *^-^*
Powody są oczywiste - gargantuiczne porcje, ciągłe sięganie po przekąski, brak warzyw i owoców (w rodzinie, u której mieszkała moja kuzynka, matka nie lubiła warzyw i owoców, więc się ich w ogóle nie kupowało i nie jadało, a była tam trójka dzieci!...), tłuszcz i cukier, brak ruchu, i tu autorki się ze sobą zgadzają.
Dalej jednak książki prezentują odmienne podejście do tematu jedzenia.
Książka Moriyamy opisuje domową codzienną kuchnię japońską i pokazuje, dlaczego na takim jedzeniu Japonki pozostają szczupłe i młodo wyglądające przez wiele lat.
Guiliano zastrzega się, że jej książka nie opisuje kolejnej cudownej diety i ... zaczyna się od diety, jaką zastosował u niej lekarz domowy, żeby zgubiła nadmiarowe kilogramy (przez całą książkę ciągle o niej wspomina), a na początek serwuje nam dwa kompletnie dziwaczne przepisy - "magiczną zupę z porów" - wygotowany bez przypraw wywar, który należy pić przez trzy dni rozpoczęcia diety, a same rozgotowane pory podjadać przez ten czas... Oraz szarlotkę na liściach kapusty zamiast ciasta (?!...)
Ideą szarlotki jest równowaga między kruchym słodkim ciastem, kwaskowymi jabłkami z cynamonem i może jeszcze kulką lodów waniliowych albo łyżką kwaśnej śmietany. Jeśli chciałabym schudnąć, to zamiast dużej porcji szarlotki zjadłabym małą. Albo schrupałabym surowe jabłko. A nie piekłabym jabłek z cynamonem na liściu kapusty (który Guiliano pozwala nam nie zjadać ^^).
(ale i tak moim "faworytem" jest przepis na croissanty z dalszej części książki, które są łatwe do przygotowania pod warunkiem, że poświęcimy im trochę czasu w piątek, trochę czasu w sobotę i około 4 godzin (!!!) w niedzielny poranek - na wałkowanie, wyrastanie, wycinanie, pieczenie i studzenie, żeby zjeść świeże rogaliki na leniwe niedzielne śniadanko po porządnym wyspaniu się, he, he...... ^-^)
Kolejnym etapem diety odchudzającej według Guiliano (a przecież ta książka wcale nie jest o żadnych dietach... *^w^*) jest "znalezienie naszych wrogów" - czyli zidentyfikowanie w swoim jadłospisie takich potraw, którymi się obżeramy i od których tyjemy. Nie lubię patrzenia na jedzenie jako na "wroga" - nie stosuję żadnych diet eliminacyjnych bo jem wszystko, tylko w rozsądnych porcjach i ilościach, więc żadne produkty żywnościowe nie są moim wrogiem. Uważam, że takie myślenie, nastawianie się w taki sposób do jedzenia jest błędne bo programujemy nasz organizm na obronę przed "atakiem jedzenia", a nie na czerpanie z niego przyjemności. Ja tak nie patrzę na żywienie się.
Czy ta książka nie ma według mnie dobrych stron?
Ależ nie. Znajdziemy w niej zdroworozsądkowe porady dotyczące jedzenia, z którymi jak najbardziej się zgadzam i sama je praktykuję: jedzenie niewielkich porcji podanych na ładnej zastawie (nawet, jeśli jem sama!), niejedzenie "na stojąco" i "z pudełek i garnków", różnorodność składników i potraw, produkty sezonowe, regularny ruch zamiast ciągłego siedzenia - na kanapie, przy biurku czy w samochodzie. Znalazłam w niej kilka ciekawych przepisów do wypróbowania, np.: halibut en papillote, cykoria z szynką w sosie pomidorowym czy kurczak w szampanie. Pod rozdziałem 12 Etapy życia mogłabym się podpisać obiema rękami! Opisuje on kolejne etapy życia kobiety i podpowiada, jak np.: wyrobić w dziecku przyzwyczajenie do zdrowego urozmaiconego jedzenia, jaki jadłospis pasuje nam w okresie dojrzewania, dojrzałości i w starszym wieku. Gdyby wyjąć z tej książki 80% przegadanego tekstu chwalącego, jakie to Francuzki są mądre i sprytne, ach, och, ą, ę, i w ogóle, *^o^*, to byłaby to bardzo wartościowa pozycja kulinarna i światopoglądowa. (być może w taki właśnie sposób pisze się książki na rynek amerykański?...)
Na koniec: zauważyłam, że autorka przyznaje: "(...)znałam jedną czy dwie grube Francuzki" a wcześniej przez całą książkę co chwilę powtarza "Francuzki nie tyją, Francuzki nie tyją", natomiast światowe badania otyłości pokazują, że wskaźnik otyłości dla Francji to ok. 16% populacji. (dla porównania np.: Japonia, Korea i Chiny to ok. 3 %, UK 22%, Ameryka 33% a Polska 18 %). *^w^*~~~~