Wednesday, August 29, 2012

Dom jabłkami pachnący II / Apple scented home II

Jabłka wciąż spadają mi z nieba (to znaczy, z działki *^v^*), więc wciąż je przetwarzam. Na przykład, zrobiłam ostry chutney według tego przepisu. Efektem jest słodka jabłkowa marmolada z nutką Orientu, idealnie pasuje do wieprzowych kotletów albo pieczonego drobiu, lub jako dip do ciasteczek serowych - już przetestowane i coś czuje, że będę go robić jeszcze raz, bo za szybko znika...  ^^*~~
I still have a lot of apples coming so I keep preserving them. For example, I made a hot apple chutney from this recipe. The result is a sweet apple marmalade with an Oriental character, perfect with pork chops or roasted chicken, or as a dip for the homemade cheese crackers - all those combinations were already tested and I think I'll be making more of this chutney because it may disappear quickly... ^^*~~



Ulubioną kuchnią mojego męża jest kuchnia indyjska, więc sięgnęłam też po przepis na chutney jabłkowy według tego pomysłu - jest inny od powyższego, bo bardziej w kawałkach, a bengalska mieszanka przypraw panch phoran nadaje mu prawdziwie indyjskiego charakteru i będę go podawać właśnie do dań tej kuchni.
My husband's favourite cuisine is Indian cooking so I made the apple chutney from this recipe - it's a bit different from the previous one because it's chunky and Bengali panch phoran spice mixture adds a special flavour to it. 



Zrobiłam też jabłkowe chrupacze. Chciałam je ususzyć metodą mojego taty - plasterki nawleczone na patyczki, zawieszone na słonecznym balkonie na kilka dni, ale gdy je robiłam pogoda mi się zepsuła, przez kilka dni było pochmurnie albo wręcz lał deszcz, więc musiałam znaleźć inny sposób. Usunęłam gniazda nasienne, pokroiłam jabłka w cienkie plasterki, posypałam szczyptą cynamonu i suszyłam rozłożone na blasze do pieczenia na pergaminie w piecyku nagrzanym do 50 stopni przez ok. 5 godzin. Nie wysuszyły się na wiór, więc jeszcze lekko wilgotne pojadaliśmy przed telewizorem.
I also made the apple chips. I wanted to dry the apple slices like my father did - on a stick in the full sun, but the weather was bad recently so I chose the oven method and placed the slices of apples on a baking tray, sprinkled with some cinnamon, for about 5 hours in 50 degrees C. They didn't come out very dry so I decided not to keep them but eat while watching tv.



A to coś, co już kiedyś pokazywałam na blogu - cytryny marynowane w soli, dodaję je do dań kuchni marokańskiej.
And here is something I've shown on my blog - lemons pickled in salt which I add to Moroccan dishes.


Cytryny myjemy (można sparzyć), nakrawamy w ćwiartki, ale nie do końca, i w powstałe szczeliny wsypujemy sól - ok. 1 Ł na sztukę. Następnie układamy w słoikach i zalewamy sokiem z cytryn, ilość zależy od tego, jak bardzo soczyste cytryny kupimy, u mnie tym razem wyszło 1 cytryna cała/sok z 2,5 szt. Odstawiamy w ciemne chłodne miejsce na co najmniej 3 tygodnie.
Wash the lemons, cut them into quarters but not entirely and rub some salt in the slits - about 1 Tsp per lemon. Then put them in the jars and cover with lemon juice - the number of lemons for juice depend on how juicy they are, in my case I used 2.5 lemons for juice to cover one salted lemon. Put the lids on and store the jars in cool dark place, use after 3 weeks.

Zabrałam się też wreszcie za pomidory - kupiłam dla eksperymentu dwie odmiany: podłużną Limę i małe Gargamele.
I also bought some tomatoes for a paste - long Lima and small Gargamel.


Pokroiłam je w kawałki i gotowałam na małym ogniu około półtorej godziny, pod koniec dodałam 1 Ł soli na garnek do smaku (na 3 kg pomidorów) i zmiksowałam wszystko ręcznym mikserem. Jak widać Lima (po lewo) dała ciemniejszy czerwieńszy sos, a i smakiem nieco się różnią, nazwałabym to dwoma odmianami słodyczy. ~*^o^*~ Z pomidorami to dopiero początek, bo ta ilość na pewno nie zaspokoi naszym pomidorowych potrzeb jesienno-zimowych. ^^
I cut them into pieces and cooked on slow heat for about 1,5 hr, at the end I added 1 Tsp of salt per pot (3 kg of tomatoes) and mixed everything with a hand mixer. As you can see, Lima (on the left) gave me the darker more red sauce and the taste differes a bit, I would call them two types of sweetness.  ~*^o^*~ It's only the beginning with tomatoes because that amount wouldn't satisfy our Autumn and Winter needs. ^^


I na koniec - wielka premiera prezentu, jaki dostałam od mamy na nowe mieszkanie - sokownik! ~*^v^*~
And to sum up - a great premiere of the present I got from my mum for a new apartment - a juice maker! ~*^v^*~


Ponieważ trafiłam na niedrogą aronię postanowiłam go na niej wypróbować i oto proszę - mam butlę domowego soku z aronii do jesiennych i zimowych herbat. ^^*~~ (Na 2 kg aronii dałam 1 szkl. cukru.)
Because I found a cheap aronia berries I decided to make the first juice out of it and here it is - a bottle of homemade aronia juice for Autumn and Winter teas. ^^*~~ (For 2 kg of berries I added 1 cup of sugar.)


Oraz butlę soku z malin.
I kilka słoiczków malinowych konfitur, bo po oddaniu soku maliny okazały się jeszcze całkiem soczyste, więc dosypałam 1 szklankę cukru i zagotowałam, a potem napełniłam słoiczki i zapasteryzowałam w piekarniku (120 stopni przez 20 minut). I oficjalnie zużyłam wszystkie małe i średnie słoiki! *^v^*
Then I made a bottle of raspberry juice.
And some jars of raspberry jam because after the juiced stopped coming out there was a lot of moist berries left so I added 1 cup of sugar to them, brought them to a boil, poured the jam into the jars and pasteurised them for 20 minutes in the oven, 120 C. And I officially used up all small and middle size
jars from my stash! *^v^*



PS.: Ryszard zaczyna poznawać swój koci mega-drapak! *^o^*
PS.: Ryszard has started to get acquainted with his cat tree! *^o^*

Monday, August 27, 2012

A teraz, coś z zupełnie innej beczki... III

Dzisiaj ostatnia część kosmetyczna, czyli odżywiamy naszą skórę.

Na oczyszczoną skórę twarzy, szyi i dekoltu, przygotowaną do odżywiania tonikiem możemy nałożyć maseczkę.


Mamy do wyboru najróżniejsze maseczki - kremowe odżywcze, oczyszczające z glinkami, sklepowe i własnoręcznie przygotowane z produktów spożywczych. Takie na płatku flizeliny, takie, które tworzą na buzi wysychającą warstewkę do ściągnięcia, takie do rozsmarowania i wklepania/usunięcia nadmiaru. Bardzo lubię maseczki i staram się nakładać je raz w tygodniu (albo kiedy mam na to ochotę ^-^*~~).
Dla skóry przed czterdziestką wybieram maski z witaminą C, kolagenem i kwasem hialuronowym (razem albo osobno). 

Jeśli akurat nie nakładam maski, zaraz po toniku wybieram jedno z dwóch rozwiązań:
- rano krótkim masażem drenującym skórę wklepuję serum z witaminą C It's Skin Power 10 Formular VC Effector. Cudownie pachnie cytrusami, nawilża i uelastycznia moją buzię. Jedynym minusem jest wydajność, lada dzień mi się skończy i chyba poszukam czegoś podobnego na naszym rynku, może w sklepie Kalina?


- na wieczór wybrałam produkt z kwasem hialuronowym, Hada Labo Super Hyaluronic Hydrating Acid Lotion. Jest to podobno kosmetyk kupowany co 4 sekundy, tak jest popularny, i ja rzeczywiście jestem z niego zadowolona - nawilża, napina skórę. (taniej mi wyszło kupić refill 200 ml a wraz z nim dostałam buteleczkę do przelania kosmetyku ^^). I co ważne, jest NIESAMOWICIE wydajny - używam go od dwóch miesięcy a ubyło go troszeczkę, dwie krople wystarczają na nawilżenie twarzy i szyi.


Obydwa te kosmetyki są w formie półpłynnej, więc po nałożeniu/wmasowaniu daję im kilka chwil na wchłonięcie (w tym czasie myję zęby).


Ostatnim krokiem w pielęgnacji cery jest nałożenie kremu. Tutaj też mam dwie różne strategie na rano i wieczór:

rano: 
- jeśli dzień jest pochmurny albo wiem, że na słońcu będę krótko, nakładam przeciwzmarszczkowy krem Mizon 92% All-In-One Snail Healing Cream wymieszany z kroplą kremu Kanebo Freshel MoistLift BB Cream SPF23 PA++





- natomiast jeśli dzień jest słoneczny albo zamierzam spędzić na zewnątrz dużo czasu, np.: biegając po mieście lub pracując na działce, wtedy zamiast kremu Mizon kładę na buzię fitr La Roche Posay Anthelios XL SPF50+ UVB+UVA Melt-In Cream wymieszany z kroplą Kanebo (Anthelios jest dość tłusty ale Kanebo ładnie go tonuje i matuje po kilku minutach).


Teraz już mogę omieść buzię pudrem bambusowym, musnąć policzki różem, pociągnąć rzęsy czarnym tuszem a całość zaakcentować tu i tam rozświetlaczem, i jestem gotowa stawić czoła rzeczywistości. ~*^o^*~


- na wieczór odkryłam coś, co robi furorę na azjatyckich rynkach a nazywa się Sleeping Pack - to takie połączenie idei kremu na noc i maseczki. Ja wybrałam Holika Holika Honey Sleeping Pack Acerola a testowałam również Tony Moly Sleeping Pack i jest równie dobry.
Kosmetyk ten ma cudownie apetyczny zapach, konsystencję delikatnego kisielu, szybko się wchłania zostawiając na skórze cienką warstewkę i porządnie nawilża moją buzię.


Kiedy wykończę Holikę miodowo-acerolową i fundusze pozwolą, zamierzam kupić wersję z czerwonym winem dla cery dojrzalszej.


Nie zapominajmy o odżywianiu od wewnątrz, bo nic nam nie da wklepywanie serum i kremów, jeśli będziemy jedli śmieciowe jedzenie!

No i jeszcze kilka oczywistości, o których przecież każda z nas dobrze wie:
- nie palę papierosów!
- nie nadużywam alkoholu (np.: czerwone wino w rozsądnych ilościach jest bardzo korzystne dla naszego zdrowia i skóry)
- nie opalam się - słońce wysusza i postarza skórę, a jego nadmiar może być niebezpieczny dla zdrowia (rak skóry), dlatego chronię buzię filtrami i noszę czapki z daszkiem lub słomkowe kapelusze z szerokim rondem
- wysypiam się - wiem, że czasem trudno to pogodzić z nawałem obowiązków i koniecznością wczesnego wstawania, ale niestety nasza skóra około 40-stki nie lubi zarwanych nocy, widzę to po sobie bardzo wyraźnie, gdy położę się spać później niż o północy
- w ogóle nie jadam w fast foodach i nie kupuję gotowych dań, pełnych cukru, soli, konserwantów i czego tam sobie ich producent zażyczył dodać, 
- nie piję słodzonych napojów gazowanych, za to piję wodę, mleko, różne herbaty, naturalne soki owocowe
- nigdy nie kładę się spać z niezmytym makijażem! - żebym nie wiem jak bardzo była zmęczona, ZAWSZE przed snem zmywam porządnie makijaż, nasza skóra podczas snu odpoczywa i regeneruje się, i nie można na niej zostawić powłoki z kosmetyków kolorowych, równie dobrze mogłybyśmy owinąć twarz folią

Thursday, August 23, 2012

Pierwsze / First

I've written about our apartment's renovation and some problems with workers and moving in. Photos and more info about what's happening in our lives soon! *^v^*

Pierwsza noc w naszym mieszkaniu z niedzieli na poniedziałek.
Czy obudziło mnie trzaskanie drzwiami wejściowymi do bloku obok, znajdujące się naprzeciwko okna naszej sypialni? Nie. ^^ Czy obudziły mnie pijackie krzyki dochodzące z lumpen-ławeczki naprzeciwko naszego balkonu? Nie. ^^ A może gadający na cały głos ludzie chodzący tam i z powrotem chodnikiem pod naszymi oknami, gryzące się puszczone luzem psy albo dzieci na placu zabaw? Też nie! ^^


Obudził mnie, jak zwykle, głodny Ryszard. *^v^* Przywieźliśmy go od kolegi w niedzielny wieczór, po trzech tygodniach rozłąki, i od razu zafundowaliśmy mu niespodziankę - meble te same, ale mieszkanie inne, o co chodzi?!... Rysiek spróbował się schować pod łóżko (ale cała przestrzeń pod spodem jest zastawiona rzeczami, więc się tam nie wcisnął ^^), naprychał i nasyczał na regał z książkami, a potem schował się pod kanapą w pokoju dziennym i miauczał.
Miauczał tak też następnego dnia, dodatkowo nie opuszczając nas na krok i przeszkadzając w pracach remontowo-sprzątaniowych. Zasnął dopiero późnym popołudniem, kompletnie wyczerpany wrażeniami a był zmęczony do tego stopnia, że nie obudziły go ani prace w łazience (ekipa przyszła poprawić, co zepsuła...), ani wiercenie dziur w ścianie (mocowaliśmy wsporniki pod półki w szafie). Następnego dnia był już tak pełen wigoru, że aktywnie zwiedzał całe mieszkanie łącznie z balkonem. Nie do końca podoba mu się to wszystko, ale już widać, że się przyzwyczaja. ~*^o^*~


Złożyliśmy wielki koci drapak, kupiony dla Rysia jeszcze w czerwcu i teraz zastanawiamy się, jak nakłonić go do korzystania z niego... Do tej pory obejrzał go raz i drugi, i nic, a wsadzany na półeczki szybko z nich złazi. Być może okaże się, że był to nietrafiony zakup, ale poczekamy z decyzją jeszcze jakiś czas, może kot musi się najpierw przyzwyczaić do samego nowego miejsca, a dopiero potem będzie miał ochotę na brykanie po kocim słupku.

Remont, zgodnie ze wszystkimi prawami Murphy'ego, jest drogą po wybojach. Wspominałam już o dodatkowych nieplanowanych pracach w toalecie - nie wiedziałam, że będzie to robione na bardzo szybko, w ostatniej chwili, w związku z tym trochę niedbale i ze szkodą dla niektórych kafelków i okleiny drzwiowej... (a i tak pan, który to robił, był chyba najlepszy z całej ekipy). Ale wygląda to jako-tako i jest funkcjonalne, więc bardzo nie narzekamy, chociaż kwestie hydrauliczne musieliśmy poprawiać sami.
W ogóle nie jesteśmy zbytnio zadowoleni z ekipy... Szef ekipy się chwalił, że już składał szafki kuchenne z IKEA, a wyszło na to, że tego nie umie, nie zna podstawowych rozwiązań Ikeowskich i trzeba było po nim poprawiać (niektórych rzeczy nie dało się poprawić, ech...). Jego ludzie są pewnie świetni w kwestiach elektryczno-budowlanych, ale za nic mają detale i robią na odwal się, na chama, na szlifierkę i klej oraz nie czytają instrukcji... Podłączyli nam zlew do złego odpływu i ciekł, założyli drzwi do prysznica odwrotnie i woda podczas kąpieli lała się na łazienkę, spłuczka działała na dwa przyciśnięcia - pierwsze spuszczało wodę, drugie zatrzymywało wodę, która inaczej nie przestawała lecieć, i inne takie.

Najdroższym pojedynczym elementem całego naszego remontu jest markowa bateria podtynkowa z prysznicem, dyszami i deszczownicą, bardzo specyficzna, bo musi doprowadzać wodę jednocześnie do kilku miejsc w łazience więc zależało nam na tym, żeby to co idzie w ścianę pod kafelki było bardzo dobrej jakości i porządnie zamontowane, bo ma tam przetrwać lata użytkowania. Dostarczyliśmy ekipie instrukcję montażu, żeby nie mieli żadnych wątpliwości i trzeba było zobaczyć mojego męża - człowieka, który jest przyjacielem każdego - w stanie furii, kiedy okazało się, że pokrętła są źle pozakładane (pierwotnie pod prysznicem mieliśmy tylko gorącą wodę...), a kiedy się je zdejmie, widać poklejone grudami kleju maskownice, porżnięte śruby mocujące, zawory porysowane narzędziami.

Pomijam już taki drobny fakt, że od soboty jeździmy po mieście po sklepach budowlanych, dokupując brakujące elementy tego czy owego oraz przewozimy resztki naszych rzeczy z poprzedniego mieszkania psującym się z dnia na dzień samochodem, który nawet raz nam zgasł w środku miasta bez wyraźnej przyczyny... I modlimy się o ładną pogodę, bo nie da się prowadzić auta w ulewie bez wycieraczki od strony kierowcy, a ta nam się urwała... Jego naprawy obecnie w ogóle nie wchodzą w grę, bo nie mamy na to funduszy, więc jak się ostatecznie zepsuje, to będzie stał i czekał na lepsze czasy.

Ponarzekałam, a teraz pozytywy. ~*^o^*~
Przyzwyczajamy się do odnowionego mieszkania, które zmieniło się tak bardzo, że osoby czytające mojego bloga od lat chyba nie rozpoznają tych samych pomieszczeń w nowej szacie. ^^*~~ Dodaliśmy kilka ścian, które zostały ustawione w taki sposób, że stwarzają optyczną iluzję małego labiryntu i przez to nasze malutkie mieszkanie wydaje się większe, bo z każdego punktu widać kawałek tego, co jest dalej - trudno mi to opisać, może uda mi się pokazać to na zdjęciach. *^v^*


Na razie, ze względu na mały budżet mieszkamy bez klamek, bez jakichkolwiek szaf ubraniowych czy łazienkowych, bez wszystkich lamp, ale da się już mieszkać. Rośliny zniosły przewożenie bezstresowo, a jak zniosą warunki na nowym miejscu, to się dopiero okaże z czasem (mam tu na przykład zupełnie inną wodę niż w starym mieszkaniu, tamta była okropnie twarda). Z niespodzianek ogrodniczych - okazało się, że papryki wyhodowane z sadzonek, które kupiłam jako "czerwona słodka" są jednak lekko ostre... *^o^* Wyjadamy pomidory i zioła (na zdjęciu poniżej klasyczne śniadanie niskobudżetowe remontowe: mortadela, paprykarz szczeciński, pasztet podlaski, pasta jajeczna, upiększone pomidorami, papryką i ziołami z własnych upraw ^^*~~), chillisy ustawiłam na parapetach w kuchni i pokoju dziennym, gdzie mają warunki zbliżone do poprzednich (bezpośrednie światło do południa).


Jedyne, co pozostało prawie niezmienione to balkon, który został odmalowany i ma nowe parapety, i co do balkonu to czeka go jeszcze trochę pracy, planowanej na przyszłą wiosnę - musimy koniecznie zmienić tam podłogę, bo gres, który własnoręcznie położyłam na niej kilka lat temu okazał się złym wyborem, bo jest porowaty i chłonie każdą wilgoć (czy to smar czy zwykła woda), osiadającą na nim w postaci okropnych plam i smug, a poprzedni lokator nie zwracał uwagi, co mu się na podłogę wylewa.

Na razie wciąż ustawiamy, zawieszamy, montujemy, dokupujemy, sprzątamy, sprzątamy, sprzątamy...  Jestem tak zmęczona, że czuję, że mogłabym przez tydzień po prostu leżeć.
Obiecuję niebawem pokazać co nieco, jak już będzie coś do pokazania, czyli naszą najfajniejszą na świecie łazienkę w japońskim stylu, gotowanie w nowej kuchni i prezent, jaki dostałam od mamy z okazji przeprowadzki. Zostawiam Was z moją "słodką" ostrą papryczką i do następnego razu! *^o^*



Friday, August 17, 2012

Prostota / Simple


W zalewie skomplikowanych, wieloskładnikowych dań zapominamy o takich prostych acz genialnych połączeniach - ziemniaki odsmażone na tłuszczu z pieczenia kurczaka i zsiadłe mleko (moim zdaniem Krasnystaw robi najlepsze sklepowe zsiadłe mleko *^v^*). 
In the vastness of complicated multi-ingredient dishes we often forget about the simple yet genius combinations - boiled potatoes fried on the fat from the previously baked chicken and sour milk.


Czy zrobiliście już zapasy siekanego mrożonego kopru na zimę? Teraz jest najtańszy i kupuje się go w dużych pęczkach, a te kroję drobniutko i wrzucam do plastikowego pojemnika (tak samo robię z natką pietruszki). Zimą nie będę skazana na drogie chuderlawe dwugałązkowe pęczki bez zapachu, tylko sięgnę do zamrażarki i zupy czy ziemniaki będą zawsze posypane świeżym koperkiem. ~*^o^*~
Pamiętajcie też o zrobieniu podobnych zapasów naci selera korzeniowego, nic tak nie dodaje smaku i aromatu jesiennym i zimowym rosołom jak kilka liści zieleniny z selera. ^^*~~
This is the time of the year when I prepare frozen chopped dill and parsley, it's now cheap and sold in big bunches, so I put them in the plastic container and store it in the freezer to add to soups and other dishes in Autumn and Winter. I do the same with the celeriac leaves, they add a lot of flavour to broths. ^^*~~

Dziś i jutro sprzątamy mieszkanie i ustawiamy meble, w niedzielę planowana pierwsza noc na nowym miejscu. ~*^o^*~
Today and tomorrow we will be cleaning the apartment and setting up the furniture, Sunday night will be the first one at our new place. ~*^o^*~

Monday, August 13, 2012

Dom jabłkami pachnący / Apple scented home

Jak to dobrze, że nie jestem aktorką filmów erotycznych! ^^*~~ W najdziwniejszych miejscach mam zadrapania i siniaki i jak by to wyglądało na ekranie?... ~*^v^*~ (poza tym jestem przeziębiona, a to już w ogóle dyskwalifikowałoby mnie do grania w scenach namiętności! )
A jest to efektem noszenia regałów i pudeł tam i z powrotem, po schodach w górę i w dół. Za to mam już pięknie urządzoną piwnicę (= trzy regały piwniczne upchane na styk w maleńkiej klitce, ale się zmieściły, uffff!.... ^^), a na półkach obok miliona różnorodności panoszą się słoiki z przetworami z zeszłego i tego roku.
It's good I'm not an erotic movies actress! ^^*~~  I have scratches and bruises all over my body and it wouldn't look too good on the screen, right?  ~*^v^*~ (I also got a cold and it's another no-no for the passionate scenes!)
This is the result of carrying furniture and boxes up and down the stairs, but we already arranged the new basement (= we managed to barely fit in three basement units in the teeny-tiny space, phew!.... ^^) and all the shelves are packed with stuff and jars with jams and pickles from last and this year.

Dodatkowo, dopadł mnie znienacka bakcyl przetwarzania, wspomagany przez czynniki naturalne czyli dwa wiadra jabłek z działki moich rodziców i od wczoraj jest u mnie jak u tego robaczka Brzechwy. Dwa darmowe wiadra jabłek, co jest niebagatelnym argumentem! ^-^ Coś trzeba było z tymi jabłkami zrobić, więc na dzień dzisiejszy mam:
Additionally, I suddenly caught the preserving bug, supported by the fact that I got two buckets of apples from my parents' plot of land. I had to do something with those apple so I ended up with this:


- baterię małych słoiczków wypełnionych musem jabłkowym z liśćmi mięty
- trzy litrowe słoje z duszonymi jabłkami z cynamonem, do szarlotki
- a lot of small jars with apple mousse with mint
- three 1 l jars of stewed apple pieces with cinammon, for apple pies

Z pozostałych jabłek zrobię jutro ostry chutney, a to na pewno jeszcze nie koniec jabłkowych pomysłów, bo w tym roku jabłonka wyjątkowo pięknie obrodziła i  są widoki na dużo więcej owoców, Robert już zaciera ręce na myśl o darmowym surowcu na domowy cydr! ~*^o^*~
I'm going to make a hot apple chutney using the rest of the apples and that's definitely not the end of ideas for apples because my parents' apple tree decided to give a lot of fruit this year! Robert is already happy with the free cider material! ~*^o^*~

Jabłka przetwarzałam na dwa sposoby:
Według pierwszego jabłka umyłam, usunęłam środek z pestkami, obrałam i pokroiłam w cząstki, a następnie udusiłam ze szklanką wody, dodałam cynamon i trochę cukru do smaku, i zapasteryzowałam.
Według drugiego sposobu, nieobrane jabłka bez środków ułożyłam  na blasze do pieczenia, po czym piekłam je w 180 stopniach przez ok. 40 minut. Owoce rozpadły się na mus, który musiałam wybrać z blachy spomiędzy skórek, i to jest moim zdaniem słaby punkt tego przepisu - następnym razem jabłka obiorę przed pieczeniem i będę je piekła w naczyniu żaroodpornym, w którym będzie mi wygodnie doprawić mus odrobiną cukru i cynamonu i z którego będzie mi potem łatwo przełożyć jabłkowy mus do słoików do pasteryzacji.
Takie jabłka można wykorzystać nie tylko do szarlotki, ale też jako dodatek do lodów, wsad do drożdżowych bułeczek czy do ulubionego dania z dzieciństwa - ryżu z musem jabłkowym. ^o^~~
I processed the apples two ways: first, I cleaned them, cored and peeled and cut them into chunks, and then stewed with a cup of water. Second way was to clean and core the fruit (but leave the peel on), and bake them on a tray in 180 degrees C for 40 minutes. The apples turned into a mousse but I had to scoop it from the flat tray omitting the peels so next time I'll do it like that: I'll peel the fruit and bake it in a baking form which will make it easier to spice it with sugar and cinammon, and then put into the jars.
Such apple mousse can be used for apple pies but also to add to ice-cream dessert, to fill in the sweet yeast buns or to eat with rice and cinammon. ^o^~~

Oprócz jabłek przetwarzam też inne rzeczy, bo im więcej pełnych słoików w piwnicy, tym ciekawsze i bardziej urozmaicone menu czeka nas jesienią i zimą, a wiadomo, że sklepowe przetwory kosztują, szczególnie te bardziej fikuśne. W przyszłym tygodniu zabiorę się na pewno za pomidory, cukinie i kabaczki - mam w planach przeciery, sosy i pikle, ale to już w mojej nowej kuchni, yikes! *^o^*
Chwilowo zrobiłam jeszcze słoik camemberta z ziołami w oliwie (do zjedzenia na bieżąco) - zioła oczywiście z własnego balkonu.
Apart from the apples I also preserve other things because I believe the more jars you have in the larder the more interesting your cooking can be in Autumn and Winter, when there are no fresh vegetables and fruit, and store-bought pickles can be expensive, especially the more exotic ones. Next week I'm going to start preserving tomatoes, zucchinis and eggplants - I'm planing mousses, sauces and pickles, already in my new kitchen, yikes!  *^o^*
At the moment I also made something for a quick breakfast - camembert with fresh herbs from my balcony, in olive oil.





I nastawiłam borówki na sok - niestety na wielkim krzaku borówki na maminej działce słońce podsuszyło owoce i nie za bardzo nadają się do podjadania, ale zasypane cukrem (i uzupełnione wkrótce innymi owocami) powinny dać smaczny sok. (Kto wie, może za radą Maryli Musidłowskiej doleję tam do nich kapkę rumu?... *^o^*).
I also started the blueberry juice - there is a blueberry bush on my mother's alotment but the sun dried out most of the berries and they're not so tasty to eat raw, but covered with sugar (and with some other fruit added) they should produce a tasty juice. Who knows, I may even pour a glass or two of rum into this jar... *^o^*.


A z frontu balkonowego takie wieści -  w zeszłym tygodniu zjedliśmy pierwszego pomidorka RedCherry. Zrobiłam to ze wzruszeniem, bo w końcu wyhodowałam go od nasionka! *^v^* Teraz następne kiście się czerwienią i dojrzewają również pomidory GoldNugget. Pozostałe gatunki się nie postarały i przeszły już do historii.
Balcony garden news - last week we ate the first RedCherry tomato. I was a bit touched while doing this because I grew it from the seed! *^v^* Next tomatoes are getting red and the GoldNugget tomatoes are getting yellow, the other types didn't want to cooperate so we said goodbye.



Chilli Hungarian Wax, który okazał się być Jalapeno Purple (!) kwitnie jak szalony i owocuje! Wygląda na to, że na pewno będę miała w tym sezonie papryczki żółte (Bulgarian Carrot) i fioletowe (Jalapeno Purple). Co do pozostałych kolorów, to zobaczymy, bo czerwone chilli dopiero kwitną. Po cichu bardzo bardzo trzymam kciuki za odmianę Ciliegia, bo owocuje czerwonymi kulkami, które można nadziać serem i zalać oliwą, mniam! ^^*~~
Chilli Hungarian Wax which turned out to be Jalapeno Purple (!) has a lot of flowers and one pretty small pepper! It looks like I'm going to have yellow hot peppers (from Bulgarian Carrot) and purple hot peppers (from Jalapeno Purple), but the rest of the colours are still unsure to come. I'd really love to have Ciliegia chillis because they are red balls that can be stuffed with cheese and drowned in olive oil, yummy! ^^*~~




Tuesday, August 07, 2012

Co u nas / Update

Bujam się na dmuchanym materacu, słoneczko grzeje jak głupie, objadam się kanapkami z chleba, pasztetu z puszki i musztardy a jak sięgnę stopą poza materac to mogę dotknąć... nie, niestety nie chłodnej tafli mazurskiego jeziora, tylko podłogi w sypialni na starym mieszkaniu.
Laying on the air mattress, in the full sun, I eat sandwiches with pate and mustard, and when I reach out my foot I can touch... no, not the cool surface of the lake, but the floor in our old flat's bedroom.

Chwilowo wróciliśmy na stare śmieci. Chociaż nie takie to znów śmieci, bo przecież 90% naszego dobytku zostało 26 lipca spakowane i wywiezione do nowego mieszkania, żeby zgodnie z obietnicą złożoną teściom ten lokal został odmalowany i był gotowy do wynajęcia od 1 sierpnia. Okazało się, że niepotrzebnie tak się spieszyliśmy...
W nowym mieszkaniu leży sobie (ten nasz dobytek) i pokrywa się równą warstwą remontowego pyłu, a my obijamy się w pustym mieszkaniu jak przysłowiowy Żyd i żyjemy z jedną walizką ubrań. Rysiek wciąż u kolegi ale chyba lada dzień przywieziemy go z powrotem bo na ile czasu można komuś zrzucić swojego kota na głowę? My też zdecydowaliśmy się opuścić gościnne progi naszych przyjaciół, bo codziennie rano musiałam przyjeżdżać do starego mieszkania podlewać warzywa a w międzyczasie wyszło na to, że jeszcze trochę tak poprzyjeżdżam i popodlewam, a lada dzień nadejdzie czas częstego jeżdżenia na nowe mieszkanie i rozpakowywania, więc wylądowaliśmy z powrotem na Ochocie.
At the moment we got back to the old flat. 90% of our things were packed on 26th July and transferred to the new apartment so we could repaint the place and get it ready to be rent from 1st August, as we promised. It turned out that we could wait...
Our things are over there, being covered with dust from continued renovation and we live in the almost empty apartment, with only one suitcase of clothes. Rysiek has been staying at our friend's place but we will probably take him back soon because it's not polite to leave your cat with somebody for that long. We also decided not to trouble our other friends with our presence and go back to the old flat because I had to go back and water the vegetables everyday and it was tiresome.  


Mieszkamy bardzo po japońsku - wygrzebaliśmy ze sterty rzeczy na Ursynowie stoliki i poduszki, i tak sobie posiadujemy na podłodze w pokoju dziennym, rozmyślając nad rozciągnięciem naszego remontu w czasie i przestrzeni. Robert zaczął rozważać pozbycie się kanapy, tak mu się wygodnie siedzi na podłodze... ~*^o^*~ Faktem jest, że pustej przestrzeni w pokoju jest mnóstwo, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić oglądania filmów czy robienia na drutach kombinując, jak by tu najwygodniej usadzić się na poduszce na podłodze, hm...
We live an almost Japanese life now - we dug out small tables and pillows from the items stocked in the new flat and we arranged them on the livingroom floor. Robert even started to consider getting rid of the sofa but I'm not so sure... Yes, there is a lot of free space in the livingroom but I cannot imagine comfortable watching a movie or knitting, sitting on the pillow on the floor.  ~*^o^*~

Jakie jest ostatnio najczęściej wypowiadanie zdanie w naszym domu?
"Nie, to zostało spakowane i pojechało do nowego mieszkania. Jest w którymś pudle..."
Co oznacza, że do tej rzeczy dokopiemy się w kolejnej pięciolatce, bo remont trwa. Jak to zwykle bywa, wyszły różne nieprzewidziane trudności.
What is the most often heard sentence in our home nowadays?
"No, this thing has been packed and sent to a new flat. It's in some box..."
Which means we might find it in the next 5 years or so, bacause renovation continues. Just as expected, there are some unexpected problems.

Na przykład, zardzewiał nam nowy zlew ze stali nierdzewnej z IKEA... (już złożyliśmy reklamację) 
Albo podczas wymiany drzwi w wc (które było remontowane 6 lat temu i miało być nieruszane) okazało się, że kafelki położył fachowiec jak z koziej dupy trąba, i teraz odpadają jeden po drugim pod byle dmuchnięciem. (Co przedłuża nasz remont bo trzeba całe wc okafelkować na nowo... O dodatkowych kosztach nie wspominając.)
Z innych atrakcji, w poniedziałek jakiś pacan z UPC wyłączył nam dostęp do sygnału kablówki i sieci na starym mieszkaniu, bo w poprzedzającą go sobotę miało się odbyć przeniesienie usługi na nowe mieszkanie. Miało się odbyć, ale odwołaliśmy instalację, bo remont trwa i nie ma tam jak sprawdzić, czy cokolwiek działa. Monter o tym wiedział, a obsługa klienta nie, i nawet nie potrafią poprawnie wpisać naszych danych do systemu, normalnie ręce opadają!...
Like, the stainless steel sink from Ikea got stains... (we already filed a complaint)
Or,  while changing the door to the toilet it turned out that the previous builder who renovated it six years ago was a failure and all the tiles keep falling down one by one, so we have to retile the whole toilet room. (it makes the renovation last longer, not to mention the money we have to spend...)
Or, we lost cable tv and Internet signal for two days because some idiot thought we already transferred the service to the new place (and we didn't).

Z wieści ogrodowych - zaczynam typować kandydatów do nieprzeniesienia na nowy balkon. Czas płynie, w połowie sierpnia sezon na dojrzewanie warzyw będzie się miał ku końcowi a nie wszyscy postarali się tak, jakbym sobie tego życzyła. Na przykład, trzy pomidory pięknie owocują (Red Cherry, Gold Nugget, Red Alert), a dwa mizernie, tylko w górę urosły jak głupie i mają po kilka kwiatków (Black Cherry, White Cherry). Chilli Big Jim, Anaheim, Habanero Yellow i White też tylko rosną i rosną, w tym tempie nie ma szans na owocowanie w tym sezonie i raczej pójdą na kompost (w przenośni, bo nie mam pryzmy kompostowej! *^o^*).
Balcony news - I started to choose the candidates that won't be coming with us to the new balcony. Time keeps passing by, middle of August will be the moment to be fully ripe and not to start blooming, and not everyone fullfilled my expectations. For example, three tomatoes are doing great (Red Cherry, Gold Nugget, Red Alert), but two are doing poorly, growing high and having only a few flowers (Black Cherry, White Cherry). Chillis: Big Jim, Anaheim, Habanero Yellow and White the same, only growing higher and higher, and I cannot see them producing fruit this season.


Z chillisami to w ogóle jest śmiesznie, bo okazało się, że wyczekiwane przeze mnie kwiaty na Hungarian Wax otworzyły się purpurowe!... Skonsultowałam kolor ze Squirk (u niej kwitną na biało), porównałam wygląd krzaczków i wychodzi na to, że mam dwa egzemplarze Jalapeno Purple, a to ci heca! *^v^* Natomiast z pozostałych gatunków chilli jestem zadowolona, mam już 5 porządnych dużych papryczek Bulgarian Carrot, kilka malutkich a roślina kwitnie dalej jak szalona! ^^*~~, kwitną pięknie Jalapeno Purple (dwa krzaki, a ha ha ha...), Super F1, Ciliegia, Purple Tiger.
It's funny with those chillis - I thought I had a Hungarian Wax variety but when it opened purple flowers (!) I consulted with Squirk (hers are white) and compared the plants, and it turns out I have two Jalapeno Purple chillis. *^v^* I'm happy with the rest chilli plants, I already have 5 big strong peppers on Bulgarian Carrot (and several small ones more), and the other varieties are in bloom.


Pięknie wyrosły bazylie tajska i czerwona, stara się tymianek, oregano zwykłe i cytrynowe, rozmaryn, mitsuba, zioło oliwne i curry. Na pewno na nowy balkon pojedzie pachnotka i przesadzony do własnej doniczki szarłat green calaloo (bo koledzy z tej samej skrzynki, czyli mizuna i musztardowiec Golden Streak zakwitły i wyprodukowały nasiona, które wyzbieram do przeprowadzki). Skrzynie z miętami i szałwiami też pojadą, chociaż słabują jedne i drugie, ale może odżyją na nowym miejscu.
Nie wiem, jak mam postąpić z dwoma truskawkami ananasowymi - wcale nie owocowały, tylko przez cały sezon wypuszczały nowe liście i nowe odnóżki. Czy ma ktoś doświadczenie z truskawkami? Przechowa się toto przez zimę?
Lada dzień zbiorę pierwsze fasolki edamame i od razu zrobi się trochę miejsca w skrzynce. Papryki z pierwszego krzaka mam nadzieję dojrzeją przed przenosinami, wtedy drugi krzak przesadzę do osobnej donicy (kwitnie obficie, może jeszcze zdąży wydać owoce albo zatrzymam go w mieszkaniu). 
I have pretty Thai basil and red basil, thyme, oregano, rosemary, mitsuba, olive herb and curry. I'll be taking with me shiso and amaranth green calaloo (mizuna and mustard Golden Streaks from the same pot bolted and I'll collect all the seeds until moving out). I'll also take the sages and mints, they're a bit on the weak side but I'll give them a chance.
I don't know what to do with the pineapple strawberries - they didn't produce any fruit and just grew. Should I keep them till next year? Will they survive Winter on the balcony? Anyone knows?
I'll soon collect first edamame beans and red peppers, so I'll make some room in the pots.

Jestem zmęczona zawieszeniem w próżni. Nie miałam pojęcia, że tak to będzie. Kiedy przeprowadzaliśmy się trzy lata temu, większość naszych rzeczy pojechała do nowego mieszkania w sobotę, a już w następną sobotę skręciliśmy meble i po raz pierwszy nocowaliśmy na nowym miejscu. Teraz przeprowadzka się ciągnie a koniec niepewny, mieszkamy to tam, to tu, rzeczy gdzie indziej a kot zupełnie w innej lokacji. Nie czuję ugruntowania, które dla mnie wiąże się z ułożeniem naczyń, herbat i przypraw w kuchennych szafkach, postawieniem doniczek na parapetach, gazetek robótkowych na półkach regału. Trochę, jakby mnie chwilowo wcale nie było. Dlatego, skoro nie mogę się zajmować mieszkaniem, zajmuję się sobą - maluję paznokcie, robię sobie maseczki, powtarzam kanji, oglądam filmy, snuję plany.
I am tired with being suspended. I had no idea it would be like that. When we changed flats three years ago, most of our things went to the new place on Saturday and one week later we already set up the furniture and moved in. Now it goes on and on, and we are still unsure when we are going to finally live in our place, the three of us together. I don't feel grounded now, I need my plates, teas and spices in the kitchen cupboards, plants on the windowsills, craft magazines on the shelves. I can feel as if I didn't exist until then. So, because I cannot take care of my surroundings, I take care of myself - I paint my nails, put on facemasks, practice kanji, watch movies, make plans.

Mam dla Was gotowe dwa wpisy kosmetyczne - trzecią część pielęgnacji twarzy i podsumowanie włosowe po roku od zmiany kosmetyków, ale czekają jeszcze na kilka zdjęć. Poza tym, okazało się, że w ferworze pakowania został mi na starym mieszkaniu kawałek jeansu i białe nici z igłą, więc być może jest szansa na jakieś szybkie sashiko. ~*^v^*~
I have two posts about cosmetics ready - about facecreams I use and hair, but I need to add some photos. I also found out that I left with me a piece of jeans fabric and white thread so I may embroider some sashiko, who knows? ~*^v^*~

A na koniec kilka zdjęć z ostatniej soboty, kiedy postanowiliśmy oderwać się na chwilę od problemów remontowo-rodzinnych i odpocząć jak ludzie! ~*^o^*~
Last but not least, a few photos from Saturday's trip when we decided to forget about the renovation and family problems even if only for a moment and relax a bit. ~*^o^*~






Friday, August 03, 2012

幸せ

Jest tyle rzeczy, które mogą nas cieszyć każdego dnia. 
Na przykład, papryka mi się czerwieni.
There are so many things that can make us happy every day.
Like, my peppers keep getting red.  


Chilli Bulgarian Carrot ma już 8 papryczek, z czego dwie całkiem spore, ok. 6 cm długości.
Chilli Bulgarian Carrot already has 8 peppers, two of them are quite big, about 6 cm each.


Pomidorki RedCherry nabierają rumieńców.
RedCherry tomatoes have been blushing, too.


Gold Nugget owocuje jak szalony.
Gold Nugget keeps producing fruit like crazy.


A z kolei pomidory BlackCherry i WhiteCherry sięgają mi już do ramienia, ekhem... (i trochę kwitną) 
My BlackCherry and WhiteCherry, on the other hand, have reached the height of my shoulder, ekhem... (and started to bloom a bit)


A samochody mają rzęski! ~*^o^*~
And cars have long lashes! ~*^o^*~

Wednesday, August 01, 2012

Letni obiad / Summer lunch

Letni obiad - makaron, biały ser, śmietana, owoce. 
Na ochłodę. 
Smaki dzieciństwa.
Wakacje na wsi.
...
Remont trwa.
Summer lunch - pasta, cottage cheese, cream, fruit.
To cool down.
Childhood's flavours.
Holidays in the countryside.
...
Renovation continues.