Zulko, trudno, niech wcina, mailem do mnie dochodzi więc Twój komentarz nie idzie w eter. ~^^~
Wanilianno, no i sobie nie poleżałam i nie popachniałam, bo wieczorem pobiegliśmy na zaproszone w ostatniej chwili zaręczynowe drinki do
PinUpCandy. ~^^~
Matyldo, no właśnie sama zadawałam to pytanie niedawno na blogu - nosiły spódnice conajmniej za kolano, ciepłe reformy i halki oraz długie płaszcze wełniane lub futra, nie krótkie kurtki.
Na dowód - zdjęcia z mojego albumu rodzinnego - moja ciotka z córkami:
(mam wrażenie, że dziewczynki mają coś na kształt zapinanych z boku nogi ciepłych getrów, to też jest jakiś fajny pomysł, bo takie getry można założyć na dotarcie do jakiegoś miejsca, a tam można je odpiąć i zdjąć, żeby się nie grzać w pomieszczeniu)
Moja babcia z moim ojcem:
(zauważcie stylowe gumofilce, jak sądzę... ^^)
Wczoraj sama testowałam podobny ubiór, bo na wieczorną imprezę o 20:00 (kiedy zaczynał łapać nocny mrozek) szłam w cienkich pończochach, ale miałam na sobie kozaki, wełnianą spódnicę
Grafitową, wełniany płaszczyk, który sięgał mi prawie do brzegu spódnicy i tyłek wcale mi nie zmarzł, a wracaliśmy o 23:00, kiedy było już całkiem mroźnie. ~^^~
Kalino, z gołymi piętami to takie buty a la salowa w szpitalu... Kiedyś takie były chyba na wyposażeniu szpitali. ^^
Effciu, może nie dobrałaś dobrego rozmiaru? Dziś na szczęście możemy wybierać, co nam najbardziej pasuje, ale ja uważam, że jest jakaś magia w pończochach nylonowych, nosi się je inaczej niż te współczesne, a już na pewno inaczej niż rajstopy, dla mnie są wygodniejsze i lepiej wyglądające na moich nogach niż rajstopy, może to zasługa nylonu, który nie jest rozciągliwy i lepiej trzyma fason? ~^^~
Feri, najważniesze, że spędziłaś dzień tak jak Ci się podobało! *^v^*
Makneto, testowałam wczoraj to zestawienie kolorystyczne na żywo i też nie jestem do końca przekonana, wolę jednak pończochy jednolite kolorystycznie, każde spojrzenie w lustro powodowało chwilowe zatrzymanie i zadumanie, co ja mam niebieskiego na stopach. ^^
***
Poległam sromotnie na mężowym swetrze, jest mi głupio i przyznaję się do tego publicznie... Miał nie być za luźny, ale... do diaska, gdzie ja miałam głowę, kiedy obliczałam rozmiar i ilość oczek?!... Zrobiłam plecy i obydwa przody, zszyłam je i założyłam na męża... Gdyby był o połowę chudszy, to może by pasowało, ale nie jest.
Muszę teraz ten sweter odłożyć na trochę, poprzemyślać, poprzeliczać oczka. :-<
I failed miserably at knitting my husband's cardigan, I feel ashamed and I thought I should say it out loud... It was supposed to be rather tight but... what the hell I've been thinking while choosing the size?!... I made the back and both fronts, I sewed them up and put the cardi on my hubby... Well, if he was half the size he is it would fit perfectly.
Now I have to give it some space, think thoroughly about the stitch count again. :-<
Za to przybywa mi skarpetek a na druty już ma ochotę wskoczyć następny Mały Sweterek, który zapoczątkuje erę sweterków morskich - na pewno powstaną conajmniej dwa, z czego jeden to pomysł własny, a drugi - prawdziwy rarytas bo oryginalne retro z 1958 roku! ~^^~
On the bright side, my socks are growing steadily and the next Tiny Cardigan is impatiently waiting to be started, it will be the first one of the marine type series, I'm planning to knit at least two, one - my own pattern, and the other - a real deal, 1958 original! ~^^~