Pomyślałam sobie, że moi Odwiedzający nie mają ze mną lekko...
Wchodzi sobie taki Ktoś na mojego bloga, widzi sweter na drutach, myśli "O, lubię dzierganie, poczytam sobie." W następnym wpisie jest o szydełkowaniu, a potem o hafcie krzyżykowym, a potem piekę chleb czy pakuję mięso do galarety, a potem maluję obrazy, albo tkam, czy rozważam kolejne lalki do zakupienia, ewentualnie wybieram się na średniowieczny wyjazd i szyję ręcznie ciuchy, albo na maszynie śmigam sobie kolejną spódnicę czy gorset, próbuję patchworku, itd, itd... Jestem strasznie niezdyscyplinowanym blogowiczem, ale cóż poradzić - łapię tyle srok za ogon, że potem o wszystkich tych srokach muszę napisać na blogu.
I nie zamierzam się w tej kwestii poprawić! *^v^*
I thought that the Readers of my blog don't have an easy life with me...
When Somebody reads a post, about let's say, knitting, he/she thinks "Oh, I like knitting, I'll read this blog in the future." But in the next post there is a lot about crocheting, then about cross-stitching, next I bake breads or place roasted meat in the jelly, I then paint pictures or weave or consider buying dolls, or I handsew clothes for my medieval events, or make a skirt or a corset, I try patchwork, ect, ect... I am a very undisciplined blogger, I have millions of interests and I write about all of them on my blog.
And I'm not going to change it, mind you! *^v^*
Dzisiaj obrazki na desce.
To zupełnie dla mnie nowa forma ekspresji, raczej nie zastąpi mojego "Tajemniczego Ogrodu" ale muszę przyznać, że w tworzeniu tych obrazków jest coś inspirującego i poruszającego nowe struny w mojej artystycznej duszy - może to kwestia nowego warsztatu, nowych technik i środków wyrazu, uporządkowania tego, co zazwyczaj w moich pracach jest rozbałaganione, przywołania siebie samej do twórczego porządku i praca na na prostych liniach zamiast poszarpanych niespokojnych powierzchni.
Today - paintings on wood.
This is a form of expression for me, it won't replace my "Mysterious Garden" but I must admit that there is something inspiring and intriguing in making such works of art. Maybe it's the idea of the new way of working, new techniques, some straightening up of what usually is very messy in my art, putting myself and my thinking in some order and working along the clean lines instead of the uneven surfaces.
W każdym razie - oto seria "Drzewa".
Deska sosnowa (wymiary 6 cm na ok.25 cm - wysokości nieco się różnią), papier, akryl, inne elementy, werniks matowy.
Anyway - here are "The Trees".
Pine wood (2,5" x about 10" - there are three heights), paper, acrylic paints, other objects, matte varnish.
Obrazki i półeczka na przyprawy już są na moim ETSY.
They are already available on my ETSY, together with the spice rack.
Tak przy okazji pomyślałam sobie, że ciekawe, jak wyobrażacie sobie mnie przy pracy nad obrazem. Piszę o tym, bo ja zawsze myśląc o znanych mi (z blogów) artystach malujących, mam przed oczami obraz osoby zdyscyplinowanej, zasiadającej do czystego blejtramu i tworzącej swoje dzieło od początku do końca, na raz, z góry zaplanowanymi technikami.
A ja?... Rozkładam stół, na nim folię, wyciągam buteleczki farb, pędzle, słoik z wodą, papiery, stempelki, itp, itd. To już nieco wyczerpuje mój zapał (tym bardziej, że mam świadomość, że po malowaniu będę musiała to wszystko ładnie poskładać i posprzątać, bo dzieje się to w naszym pokoju dziennym, czyli do wszystkiego...). Siadam nad pustym podobraziem i zaczynam kombinować, patrzę w okno, drapię się po głowie, wyciągam kilka papierów i naklejam je w różnych miejscach - mamy pierwszą warstwę! ^^ Teraz należy poczekać, aż klej wyschnie - ide do komputera, albo na zakupy, robię przepierkę czy zmywanie. Druga warstwa - biorę kilka kolorów, paćkam, mieszam, maluję pędzlami i paluchami, wycieram, przecieram, stempluję, ogólnie robię dużo bałaganu na płótnie. Wtedy często robi się już na tyle późno, że czas już wszystko sprzątnąć, bo zaraz Robert przyjdzie z pracy i stół będzie potrzebny do kolacji.
Niestety niektóre z moich obrazów na tym etapie zamierają na kilka tygodni, bo moją głowę zaprzątają inne rzemiosła...
I w takim tempie i takim sposobem powstają moje prace, czasami mam w głowie jeden kolor, czasami jakiś element, do którego dopasowuję resztę, albo reszta dopasowuje się sama podczas procesu tworzenia. ^^ Szczerze mówiąc wiążę duże nadzieje z pracownią w nowym mieszkaniu, bo będzie to pokój, w którym będę mogła zostawić rozłożone na stole malowanie i wrócić do niego w dowolnej chwili, po południu, w nocy, następnego ranka. To bardzo ułatwi mi bardziej zdyscyplinowanie podejście do mojej sztuki. *^v^*
By the way I wonder how you perceive my working on a painting. I'm writing about it because when I think about other artists (I know from their blogs), I have a picture of a disciplined person, sitting at an empty canvas, knowing from the start what to paint and how to do it.
And me?... I prepare the living room table, lay the foil, take out the paint bottles, brushes, water, papers, stamps, ect. That is already a bit tiring (what's more I know that I'll have to tidy it all later because it all happens in our living room, that is all-purpose room...). I sit down at the empty canvas and start to think, I look outside the window, I scratch my head, I take some papers and glue them down in different places - we have the first layer! ^^ Now I have to wait till it's dry so I wander off to the computer, go shopping, do some laundry or wash the dishes.
The second layer comes - I randomly choose come colours, I mix, paint with brushes and my fingers, I wipe it off, make stamps, and generally I make a lot of mess on the canvas. And it's usually already so late that it's time to clean up the table and use it to serve supper when Robert comes home from work. Unfortunately many paintings get frozen at this stage for weeks because I got distracted with other crafts...
So, that's how I create my paintings, sometimes I have one colour in my head and I add all other elements to it, sometimes there is one item on my mind and I build a picture around it during the process of painting. ^^ Frankly speaking I have high hopes for the craft room in our new flat, because it will be a place where I'll be able to leave the painting on the table for as long as I need and come back to it in the afternoon, in the middle of the night or the next morning. It will definitely make my art life much easier and more disciplined. *^v^*
Przepisy na nalewki zapisuję, zgromadzę je w jednym wpisie na koniec stycznia. (z wiadomych względów nie dam rady ich teraz na szybko wykonać do spróbowania i sfotografowania, ale co się odwlecze to nie uciecze! *^v^*).
Acha, tak jak mój mąż pisał w komentarzu, whisky się jak najbardziej nada do ajerkoniaku! =^v^= Rzeczywiście, z mlekiem jest pyszna, a ja się nie znam.
Anek, truskawkową nalewkę robił kiedyś nasz znajomy, ciekawe, że każda butelka (otwierana co jakiś czas, kiedy poprzednia już była pusta... ^^) smakowała nieco inaczej. Raz nawet na niej zrobiłam fondue, bo myślałam, że to resztka wiśniówki. ^^ Przepisy poproszę, na pigwówkę też. A co do za mocnej kawowej - dodaj puszkę mleka skondensowanego, będziesz miała domowego Bayley'sa.
Anno, ja też już nie mam ani grama wolnego czasu. Lecz cóż z tego? Nie powstrzymuj mnie to przed zabieraniem się za coraz to nowsze rzemiosła, taki ze mnie roztrzepaniec! *^v^*
Agnes, ale bez paniki! Tak od razu nie zrobi nam się epoka lodowcowa, jej szczyt naukowcy przewidują na rok 2200, a tyle żyć nie zamierzam, więc tym się wcale nie będę przejmować! *^v^* Jednak zapas zimowych swetrów zawsze może się przydać. ^^
Kath, u Roberta to już trzeci tydzień! To stanowczo za długo! U nas od trzech dni - 12 w dzień, kot z oburzeniem patrzy przez dziurę w obudowie balkonu i zaraz wraca na nasze kolana grzać łapki i nos!
Edi, Robert był już trzy razy u lekarza, za każdym razem dostawał nowe leki, ha!
Wchodzi sobie taki Ktoś na mojego bloga, widzi sweter na drutach, myśli "O, lubię dzierganie, poczytam sobie." W następnym wpisie jest o szydełkowaniu, a potem o hafcie krzyżykowym, a potem piekę chleb czy pakuję mięso do galarety, a potem maluję obrazy, albo tkam, czy rozważam kolejne lalki do zakupienia, ewentualnie wybieram się na średniowieczny wyjazd i szyję ręcznie ciuchy, albo na maszynie śmigam sobie kolejną spódnicę czy gorset, próbuję patchworku, itd, itd... Jestem strasznie niezdyscyplinowanym blogowiczem, ale cóż poradzić - łapię tyle srok za ogon, że potem o wszystkich tych srokach muszę napisać na blogu.
I nie zamierzam się w tej kwestii poprawić! *^v^*
I thought that the Readers of my blog don't have an easy life with me...
When Somebody reads a post, about let's say, knitting, he/she thinks "Oh, I like knitting, I'll read this blog in the future." But in the next post there is a lot about crocheting, then about cross-stitching, next I bake breads or place roasted meat in the jelly, I then paint pictures or weave or consider buying dolls, or I handsew clothes for my medieval events, or make a skirt or a corset, I try patchwork, ect, ect... I am a very undisciplined blogger, I have millions of interests and I write about all of them on my blog.
And I'm not going to change it, mind you! *^v^*
Dzisiaj obrazki na desce.
To zupełnie dla mnie nowa forma ekspresji, raczej nie zastąpi mojego "Tajemniczego Ogrodu" ale muszę przyznać, że w tworzeniu tych obrazków jest coś inspirującego i poruszającego nowe struny w mojej artystycznej duszy - może to kwestia nowego warsztatu, nowych technik i środków wyrazu, uporządkowania tego, co zazwyczaj w moich pracach jest rozbałaganione, przywołania siebie samej do twórczego porządku i praca na na prostych liniach zamiast poszarpanych niespokojnych powierzchni.
Today - paintings on wood.
This is a form of expression for me, it won't replace my "Mysterious Garden" but I must admit that there is something inspiring and intriguing in making such works of art. Maybe it's the idea of the new way of working, new techniques, some straightening up of what usually is very messy in my art, putting myself and my thinking in some order and working along the clean lines instead of the uneven surfaces.
W każdym razie - oto seria "Drzewa".
Deska sosnowa (wymiary 6 cm na ok.25 cm - wysokości nieco się różnią), papier, akryl, inne elementy, werniks matowy.
Anyway - here are "The Trees".
Pine wood (2,5" x about 10" - there are three heights), paper, acrylic paints, other objects, matte varnish.
Obrazki i półeczka na przyprawy już są na moim ETSY.
They are already available on my ETSY, together with the spice rack.
Tak przy okazji pomyślałam sobie, że ciekawe, jak wyobrażacie sobie mnie przy pracy nad obrazem. Piszę o tym, bo ja zawsze myśląc o znanych mi (z blogów) artystach malujących, mam przed oczami obraz osoby zdyscyplinowanej, zasiadającej do czystego blejtramu i tworzącej swoje dzieło od początku do końca, na raz, z góry zaplanowanymi technikami.
A ja?... Rozkładam stół, na nim folię, wyciągam buteleczki farb, pędzle, słoik z wodą, papiery, stempelki, itp, itd. To już nieco wyczerpuje mój zapał (tym bardziej, że mam świadomość, że po malowaniu będę musiała to wszystko ładnie poskładać i posprzątać, bo dzieje się to w naszym pokoju dziennym, czyli do wszystkiego...). Siadam nad pustym podobraziem i zaczynam kombinować, patrzę w okno, drapię się po głowie, wyciągam kilka papierów i naklejam je w różnych miejscach - mamy pierwszą warstwę! ^^ Teraz należy poczekać, aż klej wyschnie - ide do komputera, albo na zakupy, robię przepierkę czy zmywanie. Druga warstwa - biorę kilka kolorów, paćkam, mieszam, maluję pędzlami i paluchami, wycieram, przecieram, stempluję, ogólnie robię dużo bałaganu na płótnie. Wtedy często robi się już na tyle późno, że czas już wszystko sprzątnąć, bo zaraz Robert przyjdzie z pracy i stół będzie potrzebny do kolacji.
Niestety niektóre z moich obrazów na tym etapie zamierają na kilka tygodni, bo moją głowę zaprzątają inne rzemiosła...
I w takim tempie i takim sposobem powstają moje prace, czasami mam w głowie jeden kolor, czasami jakiś element, do którego dopasowuję resztę, albo reszta dopasowuje się sama podczas procesu tworzenia. ^^ Szczerze mówiąc wiążę duże nadzieje z pracownią w nowym mieszkaniu, bo będzie to pokój, w którym będę mogła zostawić rozłożone na stole malowanie i wrócić do niego w dowolnej chwili, po południu, w nocy, następnego ranka. To bardzo ułatwi mi bardziej zdyscyplinowanie podejście do mojej sztuki. *^v^*
By the way I wonder how you perceive my working on a painting. I'm writing about it because when I think about other artists (I know from their blogs), I have a picture of a disciplined person, sitting at an empty canvas, knowing from the start what to paint and how to do it.
And me?... I prepare the living room table, lay the foil, take out the paint bottles, brushes, water, papers, stamps, ect. That is already a bit tiring (what's more I know that I'll have to tidy it all later because it all happens in our living room, that is all-purpose room...). I sit down at the empty canvas and start to think, I look outside the window, I scratch my head, I take some papers and glue them down in different places - we have the first layer! ^^ Now I have to wait till it's dry so I wander off to the computer, go shopping, do some laundry or wash the dishes.
The second layer comes - I randomly choose come colours, I mix, paint with brushes and my fingers, I wipe it off, make stamps, and generally I make a lot of mess on the canvas. And it's usually already so late that it's time to clean up the table and use it to serve supper when Robert comes home from work. Unfortunately many paintings get frozen at this stage for weeks because I got distracted with other crafts...
So, that's how I create my paintings, sometimes I have one colour in my head and I add all other elements to it, sometimes there is one item on my mind and I build a picture around it during the process of painting. ^^ Frankly speaking I have high hopes for the craft room in our new flat, because it will be a place where I'll be able to leave the painting on the table for as long as I need and come back to it in the afternoon, in the middle of the night or the next morning. It will definitely make my art life much easier and more disciplined. *^v^*
***
Przepisy na nalewki zapisuję, zgromadzę je w jednym wpisie na koniec stycznia. (z wiadomych względów nie dam rady ich teraz na szybko wykonać do spróbowania i sfotografowania, ale co się odwlecze to nie uciecze! *^v^*).
Acha, tak jak mój mąż pisał w komentarzu, whisky się jak najbardziej nada do ajerkoniaku! =^v^= Rzeczywiście, z mlekiem jest pyszna, a ja się nie znam.
Anek, truskawkową nalewkę robił kiedyś nasz znajomy, ciekawe, że każda butelka (otwierana co jakiś czas, kiedy poprzednia już była pusta... ^^) smakowała nieco inaczej. Raz nawet na niej zrobiłam fondue, bo myślałam, że to resztka wiśniówki. ^^ Przepisy poproszę, na pigwówkę też. A co do za mocnej kawowej - dodaj puszkę mleka skondensowanego, będziesz miała domowego Bayley'sa.
Anno, ja też już nie mam ani grama wolnego czasu. Lecz cóż z tego? Nie powstrzymuj mnie to przed zabieraniem się za coraz to nowsze rzemiosła, taki ze mnie roztrzepaniec! *^v^*
Agnes, ale bez paniki! Tak od razu nie zrobi nam się epoka lodowcowa, jej szczyt naukowcy przewidują na rok 2200, a tyle żyć nie zamierzam, więc tym się wcale nie będę przejmować! *^v^* Jednak zapas zimowych swetrów zawsze może się przydać. ^^
Kath, u Roberta to już trzeci tydzień! To stanowczo za długo! U nas od trzech dni - 12 w dzień, kot z oburzeniem patrzy przez dziurę w obudowie balkonu i zaraz wraca na nasze kolana grzać łapki i nos!
Edi, Robert był już trzy razy u lekarza, za każdym razem dostawał nowe leki, ha!
Ja szczerze mówiąc na podstawie produkcji tv wyobrażałam sobie artystę umorusanego, w szale twórczym wymazanego farbą, pod wpływem środków odurzających. Musiał być bałagan. Jeszcze artysta miał burzliwe zycie towarzyskie (_kobiety_, czasem _mężczyźni_)I był nieszczęśliwy przeważnie, i nieprzystosowany. Nie przystajesz mi do wizerunku prawdziwego artysty ;)
ReplyDeleteChciałabym móc się takimprocesem bawić. Mnie proces twórczy wyczerpuje, najpierw męczę się szukając inspiracji, później męczę się bo chce jak najprędzej skończyć, jeszcze później, boto nie tak wychodzi, a na końcu - bo nie tak wyszło. Jeśli Ty czerpiesz z tego radość noto dla mnie klucz do szczęścia trzymasz w łapach.
A Robert to już dawno przekroczył termin przyzwoitego przeziębienia. Strach się bać co go za choróbsko wzięło. U nas dzisiaj chyba było -5 (jakby było mniej nie wyszłabym z Pszczołą),ale nocą, oj nocą to podobno spada do -20. Moje psy też nie chcą wychodzić, czasem wypadną z impetem na próg zaszczekają groźnie i myk spowrotem z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
-5? co to za temperatura? Prawie dodatnia :P W bstoku to jest tak mniej więcej -20 rano i po południu troszkę wzrasta tak mniej więcej do -15 :/ Jeszcze trochę a dogonimy Suwałki i niedźwiedzie polarne nam zaczną biegać.
ReplyDeleteDeseczka nr 3 na pierwszym zdjęciu jest piękna!
zgadzam się stanowczo, że - 5 to już prawie wiosna:)
ReplyDeletesłowo "dyscyplina" w przypadku twórcy kojarzy mi się z osobnikiem bez polotu, raczej pracowitym wyrobnikiem niż osobą natchnioną przez Muzy. wydaje mi się, że nie da się zaprogramować natchnienia na okres od 8 do 16 :)
najbardziej podoba mi się deseczka z czerwonym drzewem :)
Nie chce Cie martwic, ale jest niewiele nalewek, ktore mozna zrobic i sprobowac w 1 miesiac ... Nalewki musza dojrzec.
ReplyDeletesekutnica z rodziny nalewkowej
kurcze, a u mnie w lodowce whisky lezakowala ponad rok, bo nikt w domu nie lubi a zostala po jakiejs imprezie. Az w koncu zuzylam troche do ciasta a reszta zajeli sie goscie. Maz ma swieta racje. Powinnam wiedziec, ze Beyleys jest na whiskey, w koncu to irlandzki wyrob i na dodatek bardzo przeze mnie lubiany.
ReplyDeleteDzis cos mocniejszego. Krupnik (nie, nie podam przepisu na zupe):
Skladniki:
- szklanka miodu
- 250ml wody
- 500ml spirytu
- cwierc laski wanilii albo aromat w plynie
- troszke galki muszkatolowej
- okolo 10g cynamonu
- kawalek skórki cytrynowej albo pomaranczowej.
Zagotowac wode z miodem, wrzucic do niej zgniecione (poszatkowane albo potluczone na drobne kawalki) przyprawy (skórke z cytrusa mozna albo wrzucic w calosci albo zetrzec na tarce). Gotowac jakies 5 minut. Odstawic na ok pol godziny a pozniej przecedzic, zeby pozbyc sie plywajacych farfocli. Rozczyn zagotowac jeszcze raz i przelac do butelki. Dodac alkohol i szybko wymieszac. Podawac na gorąco (ale i w temperaturze pokojowej smakuje wysmienicie).
Aha... a co do mojej wizji artysty przy pracy - Artystyczny bałagan, czy twórczy nieład chyba najlepiej to podsumuje.
Deseczki cudowne, aż mi się zachciało malowania...tylko kto zechce na ten czas moja Julkę??? Przy niej to każdy artysta wysiada...musze chyba obfotografowac jej pokój , cały prawie wymalowany przez Julcię rzecz jasna.Ona uwielbia malowidła ścienne:))
ReplyDeleteChoroba zdecydowanie za długo trwa .
Szkoda ,że Szkocji tak nie skuje lodem na kilka dni:) , było by ciekawie oglądać jak to młode Szkotki paraduja w -20 stopmniwym mrozie w szpilkach i bosych ( gołych ) nogach. Nie wspomnę już co by było ze Szkotami w spódnicach, może pewne części ciała mogły by zamarznąć.
Pozdrawiam
Ja należę do tych odwiedzających, którzy zachwycają się wpisami dotyczącymi robótek maści wszelakiej, a już jak zamieszczasz zdjęcia lalek, to wzdycham od tych uroczych spojrzeń do końca dnia, i o parę dni dłużej. To właśnie u Ciebie zobaczyłam te stworzonka pierwszy raz :)
ReplyDeleteW weekend postaram się podesłać przepisy.... Jak pracuję, to nie mam na nic czasu :( A z tym mlekiem do kawowej to niezły pomysł - muszę spróbować - gorsza niż jest to na pewno nie wyjdzie :P
ReplyDeleteI actually like that your blog is about everything. makes me wonder what your doing next and inspires me.
ReplyDeleteYour paintings came out beautifully, whatever process you are using seems to be working very well for you ;) it will be really nice for you when you have that craft room. It will be nice to work spur of the moment. Have you already started doing work on the apartment?
to znowu ja, bo mi się przypomniało, że nie dałam wyrazu zachwytu nad Twoją haftowaną poduchą. bardzo mi się podoba -cud - miód :)
ReplyDeleteno i jeszcze coś - odgrzebałam słój z naleweczką - schowaną w kącie, bo z reguły jest próbowana tak zawzięcie, że nie ma czasu dojrzeć. ratafia się toto nazywa i zaczyna się robić już w czerwcu, kiedy pokażą się truskawki. metoda jest prosta : bierzesz słój, wrzucasz porządne dwie garści owoców, zasypujesz cukerem i zalewasz wódeczką (nie spirytusem, bo zetnie owoce i smak się nie wydobędzie w pełni). robisz tak z kolejnymi owocami sezonowymi. każda ratafia jest więc troszkę inna- w zależności od gustu producenta. ja lubię truskawki, czereśnie, wiśnie, koniecznie płatki róży, cynamon, gożdziki.
uwielbiam robić naleweczki, bo są mniej zawodne niż wino:)
Wyróżniłam Cię nagrodą "Kreativ Blogger" :) Pozdrawiam :)
ReplyDeleteJoanna, moim zdaniem Robert powinien zrobić prześwietlenie płuc, teraz szaleje dużo zapaleń płuc bezosłuchowych i tylko na zdjęciu wychodzi (pracuję w szpitalu więc wiem o czym mówię). Deseczki przepiękne, sama nie wiem która podoba mi się najbardziej. A opis Twojej twórczości idealnie mi się zgadza z moją wizją artysty. Pozdrawiam cieplutko.
ReplyDelete