Today I'm philosophical, personal and a bit bitter, so I recommend a cup of sweet cocoa with it.
Przeczytałam właśnie ksiażkę Małgorzaty Kalicińskiej "Dom nad rozlewiskiem" (recenzja na moim blogu książkowym Czytelnia, zapraszam do poznawania moich gustów literackich). Książka jest piękna, szczera i bardzo trafiła w mój czuły punkt, czyli chęć posiadania domu nad jeziorem, gdzieś w jakimś pięknym zakątku Polski, natomiast chcę napisać o czymś innym.
I've just finished a book by Małgorzata Kalicińska "House at the Lake" (more about it on my book blog Czytelnia, only in Polish). This book is beautiful, honest and it touches my weak spot, which is the need to have a house at the lake, in some nice countryside, but I want to writre about something else.
Obrazek 1
(Uwaga - spoilery!)
Główna bohaterka traci pracę w agencji reklamowej, bo jest "za stara" (ma po czterdziestce), i pierwszy raz po latach odwiedza swoją matkę, która mieszka na Mazurach. Gosia szybko otrząsa się z depresji i wpada na pomysł rozszerzenia pojemności agroturystycznej gospodarstwa matki, przerabiając budynki gospodarcze na nowy duży pensjonat. Taka budowa, wiadomo - kosztuje. Ale nasza bohaterka oczywiście nie zostaje bez środków na realizację swojego planu - kiedy umiera jej teściowa, zostawia jej sporą sumę pieniędzy.
Picture 1
(Warning - spoilers!)
The main character lost her job at the advertising agency, because she was "too old" (she's bout 40), and for the first time after many years she visited her mother, who lived in the Great Lake area. Gosia quickly leaves her depression behind and has an idea to expand her mother's agrotouristic capacities by turning the existing farm animal buildings into a hotel. Such renovation of course costs a lot. But the lady isn't empty handed for long - when her mother-in-law dies she receives an inheritance - a substantial sum of money.
Obrazek 2
(oglądany kiedyś film)
Tata dwojga dziesięciolatków jest panem dyrektorem, i kiedy umiera mu żona, pogrąża się w depresji. Po różnych perypetiach wraca "między żywych", postanawia porzucić pracę dyrektora i od tej pory "żyć naprawdę", spędzając czas na żeglowaniu z dziećmi i nową przyjaciółką, bo o tym zawsze marzył.
Picture 2
(the film I've watched)
The father of two is the President of some big company, and when his wife dies he is depressed. After many events he comes back to life, decides to give up his job and from now on live to the fullest, spending time sailing with his children and his new girlfriend.
Do czego dążę? No właśnie... takie obrazki zawsze dają mi dużo do myślenia. Różne filozofie Wschodu, a teraz i Zachodu uczą nas, że należy żyć w zgodzie ze sobą, swoimi przekonaniami, swoim rytmem. Żeby nie wykonywać pracy, której się nie kocha, bo to zabija w nas duszę.
What am I aiming at?
Well... such pictures always give me a food for thought.
Different philosophies of the East, and also of the West nowadays, teach us how to live in agreement with ourselves, our views, our own rhythm. How not to do a job that we don't love, because it kills our souls.
Tylko ilu z nas jest dyrektorami, których stać na porzucenie ciepłej posadki z dnia na dzień, bo już mamy tyle odłożone na koncie, że możemy sobie żeglować do końca życia? Ilu z nas ma w perspektywie spadek na tyle duży, żeby sfinansował np.: wymarzony pensjonat agroturystyczny, który zapewni nam byt i pracę, którą pokochamy? Kto z nas na starcie w dorosłość może sobie od razu zafundować wymarzoną pracę i miejsce zamieszkania?
But, how many of us are Presidents, who can afford to leave the job overnight, because we have so many savings that we can sail till the end of our lives? How many of us has in perspective the inheritance so big that it could finance our dream agrotouristic boarding house, which would give us the means to live and job we love? Who can right from the start have a dream job and a dream place to live?
W filmach i książkach jest tak pięknie, problemy same się rozwiązują, szczególnie problemy finansowe, a w życiu? Żyjemy na kredyt, a niektórych nawet na ten kredyt nie stać, wtedy żyją z dnia na dzień.
In films and books life is so beautiful, and the problems solve themselves easily, especially financial problems. And in real life? We live on credits and those who cannot afford one - live day by day.
A może to tak jest, że najpierw przez lata musimy mieć znienawidzoną pracę, która daje nam wprawdzie kupę kasy, ale też stres, wrzody i niemożność spojrzenia sobie w oczy każdego ranka przed lustrem. A potem nagle przychodzi ten moment, gdy możemy sobie wreszcie powiedzieć, że od teraz żyjemy dla siebie, na całego, od teraz będziemy robić to, co chcemy - i zawsze znajdą się na takie życie środki?
Maybe it has to be like this - we have to have the hated job for a few years, which although gives us a lot of stress, stomach ulcers and inability to look into our own eyes in the mirror every morning, it also provides us with tons of money. And then it comes this moment when we can say that from now on we will live our way, to the fullest, we will do what we want - and we'll always find the means for such live?
Nie znam odpowiedzi na te pytania, sama się nad tym zastanawiam od jakiegoś czasu, od kiedy uświadomiłam sobie, że lata lecą a ja nie mam za bardzo możliwości realizacji tych zamierzeń, jakie sobie postawiłam. Też żyję od kredytu do kredytu (co doprowadza moją mamę do stanu największego przerażenia, bo największą pożyczką, jaką kiedykolwiek w życiu brała to 2 tys na telewizor, a np.: 400 tys na dwupokojowe mieszkanie na 35 lat to dla niej kwota niewyobrażalna...), nie jestem stworzona do kariery w korporacji i dlatego nie dorobiłam się w życiu jeszcze niczego materialnego poza kilkoma swetrami na drutach, uszytymi przeze mnie spódnicami i obrazami. Nie mam też widoków na duży spadek w najbliższym czasie.
I don't have answers to those questions. I've been thinking about it since I realized that time flies and I don't have abilities to fulfill my intentions. I live from credit to credit, (which makes my mother crazy, because the biggest loan she ever took was 2000 PLN for a tv, and eg.: 400 000 PLN for a one-bedroom flat for 35 years credit is absolutely unimaginable for her...), I'm not cut for a corporate career and that is why the only things I possess are several knitted sweaters, some sewn skirts and some acrylic paintings. I cannot count on a quick big inheritance either.
Zostawiam ten temat otwarty, bo nie mam na razie żadnych pomysłów, jak go podsumować.
I leave the subject open, because I have no idea how to sum it up.
***
A co do remontu, nikt nie chce się pokusić o małe zgadywanie, za jaki remont się właśnie biorę? Wprawdzie w tym konkursie nie ma żadnych nagród, ale dziś mała podpowiedź - jak przy każdym porządnym malowaniu obrazów, najpierw położyłam grunt. I oczywiście robię to sama, bez pomocy fachowej siły roboczej (oprócz książki, którą wczoraj pokazałam).
Więcej - jutro!*^v^*
As for my redecoration - nobody wants to take a guess?
Although I don't offer any prizes, here is clue no 2 - as it is with every proper picture painting, first I applied some base paint/gesso. And of course I'm doing it myself without any proffesional help (apart from the book you saw yesterday).
More clues tomorrow! *^v^*
Hmnm, to chyba nie tak, że jak praca na etacie, to zaraz musi być znienawidzona - człowiek cały czas się rozwija i na różnych etapach życia różne rzeczy są dla niego ważne i różnych rzeczy mu potrzeba - spędziłam 9 lat w korporacji - trochę za długo, bo pod koniec rzeczywiście przypłaciłam to wypaleniem, ale pierwsze 5 lat było wspaniałe - byłam "młodą wilczycą" ;-P uwielbiałam harować, uwielbiałam wyzwania, uwielbiałam gdy słupki i wskaźniki rosły i gdy mogłam powiedzieć, że ten sukces to "tymi ręcami". Ale później co innego stało się ważne i dlatego prawie dwa lata temu wskoczyłam na głęboką wodę samodzielności - teraz żyję spokojnie i szczęśliwie (tfu, tfu), choć czasem wpadam w tarapaty finansowe (ach ci dłużnicy, jak od nich kasę wyciągnąć na czas) i robię to, co było moim marzeniem od dawna, ale na co kiedyś nie miałam odwagi. 10 lat temu po prostu zbyt się bałam działać wyłącznie na własne ryzyko, a teraz już się nie boję, Chcę przez to powiedzieć, że może wszystko ma swój sens i prowadzi nas do celu, jeśli tylko odpowiednio wykorzystamy wszystkie doświadczenia i jesteśmy już gotowi na własne marzenia. A - majątku w korporacji też nie zbiłam, więc domek nad rozlewiskiem wciąż odpada ;-)
ReplyDeleteI have no idea...Maybe a bathroom wall? I like your philosophical post...it is a tricky thing to find what you love doing and have enough money from it. I had to chuckle (not the correct word though) with your mom not wanting anything on 'credit' (incl. a house) because here in America is is so common and 'normal' to be paying off your house in 30 years (rarely do people own a home free and clear)same way with our vehicles (although I always own mine much longer than most and enjoy not having car payments. Otherwise, I try to have the money needed for stuff and not use credit cards...where as most of America has THOUSANDS of dollars on credit. It's so easy to get... I always look at stuff as either a 'want' or a 'need' and go from there. Sounds like a great book although I don't speak Polish... ;} Can't wait to see another clue!
ReplyDeleteSo true in books and movies everything always falls into place but in real life you have to work hard and usually suffer through a job you hate-sometimes that job is the only way for you to get money. or maybe the job you want doesnt pay enough for you to live. My mom always wanted to be an artist-she kind of is but not full tim like she would like too.
ReplyDeletemy dad is the same way about credit especially now that h is closer to retiring but people here live of credit i mean almost everything you pay for its with credit-homes, college, cars-i wish i could live without it-maybe on day.
A wiesz, ja właśnie dojrzałam do tego, że życie (szczęście?) to sztuka rezygnacji. Może nawet popełnię o tym wpis na blogu, bo tak się w tym zapamiętałam, że podjęłam decyzję o zrezygnowaniu z drugiej już z kolei pracy dodatkowej. Nie dorobiłam się pensjonatu, nie mam prywatnego śmigłowca, nie mam starej ciotki miliarderki, której byłabym spadkobierczynią. Jestem za to pracoholiczką. A mimo to rezygnacja dała mi poczucie prawdziwego szczęścia i ogromnej ulgi.
ReplyDelete