Wednesday, April 30, 2008

Zmiany/Changes

Jakoś smutno, kiedy coś się zmienia w ulubionej knajpce. A wczoraj byliśmy w japońsko-koreańskiej Akasace (w Landzie na Służewie) i... zmieniło się bardzo dużo. Na niekorzyść. Na początek zmieniły się kelnerki - na ponure i leniwie powłóczące nogami po całej sali. Potem okazało sie, że nie ma na stołach bambusowych podkładek pod talerze ani buteleczek sosu sojowego. I zorientowaliśmy się, że zniknęły specjalne stoliki do koreańskiego grilla, z wbudowanym piecykiem po środku (a z karty zniknęło to danie). Zamówiliśmy - Robert - tempurę z ryżem (okazała się mniejsza niż na obrazku i tłusta), ja - Udon Kimchi, czyli pikantną zupę z grubaśnymi kluchami udon i ostrą marynowaną kapustą kimchi (porcja była mniejsza niż te, które jadałam do tej pory i wcale nie była pikantna, taki rosołek...). Zamówienie złożyliśmy w tym samym czasie, ale porcja Roberta przyszła pierwsza, a na moją musiałam czekać jeszcze z 10 minut, patrząc mu w zęby, (a restauracja była w zasadzie pusta, więc kucharz nie miał urwania głowy), zreszta moja porcja trochę też postała na "wydawce", bo nasza kelnerka gdzieś sobie poszła. Na koniec, przy płaceniu, NIE dostaliśmy jak zawsze gratisowej porcji lichi w syropie. I cały czas leciało w tle dość głośno radio RMF FM z polskim pop'em, a to raczej nieodpowiednia muzyka do japońskich dań.
Nie wiem, co się stało z Akasaką, czy zmienił się właściciel, czy polityka tej sieci restauracji, ale na razie nie mamy ochoty tam się znowu stołować. Japońskie jedzenie w Polsce jest drogie, więc płacąc wysoki rachunek człowiek spodziewa się pewnego poziomu, tym bardziej, jeżeli przychodzi do tej restauracji po raz kolejny i jest do pewnych rzeczy przyzwyczajony. Ech...

It's sad when something changes in your favourite restaurant. Last evening we went to our favourite Japanese-Korean restarurant Akasaka and ... a lot changed there. For worse. For a start, they changed the waitresses, who were gloomy and slowly trudged along the room. Then it turned out that there are no bamboo placemats and soy sauce bottles on the tables. And some special tables for the Korean grill with the ovens built in were also gone (the dish was gone from the menu).
We ordered - Robert - tempura with rice (it turned out smaller than in the menu picture and fatty), me - Udon Kimchi, that is a spicy soup with thick noodles and hot kimchi cabbage (the portion was smaller than I ate before and wasn't spicy at all, just a bowl of broth...). We ordered at the same time, but Robert got his dish first, and I had to sit and watch him eat for another 10 minutes, (and the restaurant was practically empty, so the chef wasn't too busy), plus my dish was left unattended on the counter for some time because our waitress went away for a while. When we paid the bill, we DIDN'T get a free litchi desert, as was always the custom at this restaurant. And all the time they had the Polish radio station on, with some pop songs, which is not suitable for the Japanese restaurant, I think.
I don't know what caused all the changes, maybe it's a new owner or maybe it's a new policy of lower standards, but we don't feel like eating there any time soon. Japanese food in Poland is rather expensive so when I pay a high bill I expect some quality and style. Sigh...

Nie wyszliśmy z pustymi rękami, bo odwiedziliśmy sklepik przy restauracji i kupiliśmy ryż, sos sojowy i słodycze! ^^

We didn't leave empty handed because we stopped at the oriental shop next to the restaurant and bought some rice, soy sauce and some sweets! *^v^*

***

Na pocieszenie pojechałam dzisiaj na zakupy na targ - (dla warszawiaków - pod Halę Mirowską *^v^*). wydałam zaskakująco mało pieniędzy, a kupiłam całkiem sporo: przede wszystkim różne warzywka - ach, szpinak! ach, rzodkiewki! ach, młode ziemniaczki! (tu za Roberta:) ach, szparagi! *^v^*

To cheer myself up I went to the food market today and bought some good food for a reasonable sum of money. First of all, vegetables - oh, the spinach! oh, the radishes!, oh, young potatoes! (now, in Robert's voice:) oh, the asparagus! *^v^*


Następnie wędlinki z domowego wyrobu - szynka wędzona, pasztet, kiełbasa czosnkowa i kiełbasa surowa dojrzewająca (moja ulubiona! ^^).

Then, some homemade cold meats: smoked ham, pate, garlic sausage and raw sausage (my favourite! ^^)

I cały mendel świeżych jaj ze wsi! *^v^*
And a whole mendel (15) of fresh country eggs! *^v^*

Kupiłam także mięso, to jest wątróbkę dla kota, kawał szynki wieprzowej do pieczenia i jagnięcinę na tagine, które będę robić jutro na obiad. ^^
Chyba zacznę tam jeździć regularnie, chociaż to dla mnie niezła wyprawa przez całe miasto.

I also bought some meat, namely pork liver for the cat, a big portion of pork ham for a roast and some lamb for a tagine I'm making tomorrow for dinner. ^^
I may make a habit of buying at that market, although it's quite a trip for me from where I live.

***

Dopadły mnie nowe dzierganiowe inspiracje i korzystając z odrobiny pieniędzy więcej na koncie kupiłam sobie (całkiem niedrogo) dwa nowe magazyny (dzięki blogowi Herbatki) - Lana Grossa Merino 2 i Lana Grossa Cotone 1. Obydwa po niemiecku, ale czy ja znam niemiecki? Ależ skąd! I czy to mnie powstrzymało? Ależ skąd! *^v^* No, jakoś sobie dam radę, a kilka rzeczy mnie urzekło i po prostu musiałam mieć do nich wzory, rozumiecie to, prawda? ^^





I caught some new knitting inspirations recently and because we had some extra money this month I bought two new magazines (thanks to Herbatka's blog): Lana Grossa Merino 2 i Lana Grossa Cotone 1. Both are in German, but do I speak German? Not at all! Did it stop me from buying them? Not at all! *^v^* I believe I would cope somehow, several models were so cute that I just had to have the patterns for them, please say you understand my behaviour!^^

Drugą rzeczą, która mi wpadła w oko jest najnowszy numer Knit 1, muszę sprawdzić w Empiku, czy jest już może w Polsce. Bardzo podobają mi się te dwa modele poniżej, i mam nadzieję, że będzie więcej fajnych wiosennych wzorów, zresztą przejrzę sobie ten magazyn na żywo zanim go kupię.



Another inspiration comes from the new edition of Knit 1 magazine,mainly those two patterns above. I must check the Empik bookstore if they already have it.

***

Na najbliższe kilka dni zostaję sama w domu, bo Robert jedzie na turniej do Iłży (120 km od Warszawy), a ja nie (bo tak), więc będę dziergać, malować, czytać książki, jeść o dziwnych porach dnia i nocy kaszę manną na mleku i ryż z sosem sojowym. *^v^* I być może o tym napiszę, więc wpadnijcie do mnie, żeby się o tym przekonać. ^^

For the next few days I'm going to be home alone, because Robert is going to the medieval event to Iłża (120 km from Warsaw) and I don't want to go (just because), so I'll be knitting, painting, reading books, eat at strange hours of day and night semolina with hot milk and rice with soy sauce. And I may even write about it so please visit my blog to find out. ^^

Sunday, April 27, 2008

Weekend

Czy to tajemnicze zwierzęta polskich łąk lub lasów? Nie, to moje rękawy do Lupin'a! *^v^* Zaczęłam je grzecznie według wzoru, a kiedy skończyłam obydwa (rzeczy podwójne robię w tym samym czasie, unikam powtarzania tego samego), to przymierzyłam je i stwierdziłam, że w zasadzie to nie chce takich krótkich - rękawy 3/4 daja mi wrażenie, że zaożyłam sweter za mały na mnie, po starszej siostrze. A ponieważ nie używam włóczki zaleconej w modelu, i nie robię podwójną nitką, to mój sweter nie ma tego ciężaru, jaki powinien mieć ten kadigan, więc zmieniłam koncepcję i postanowiłam wydziergać tunikę wkładaną przez głowę. *^v^* Jeszcze nie wiem, czy będzie miała frędzelki, natomiast idzie dosyć wolno, a w dodatku bardzo boli mnie dziś lewa ręka po wczorajszym dzierganiu, więc szybko się z tym nie uporam, niestety. Lords&Ladies leży nieskończony, chociaż co jakiś czas dorabiam kawałek koronki na drugim mankiecie - nie jest to ażur łatwy, lewa strona przeważnie też jest według rozpiski, a nie same lewe, jak zazwyczaj w prostych ażurach, więc trochę mi się z tym schodzi, bo muszę być cały czas skupiona na tym, co robię.

Is this some kind of a mysterious animal living in the Polish meadows or woods? No, these are my Lupin's sleeves! *^v^*
I started them according to the pattern but when I finished them (both of them at the same time0 I decided that I don't like the 3/4 sleeves, I feel like I'm wearing a too small sweater from my older sister... Because I'm not using the Rowan cotton suggested in the pattern and I don't knit with double threads, my version doesn't have the weight of the original and it's not really suitable for the cardigan, so I decided to change the concept and knit a longer tunic. *^v^* I'm not sure about the fringe yet. It's growing quite slowly and moreover I'm having a bad left hand ache after last night's knitting, so I won;t be wearing this any time soon. Lords&Ladies is also unfinished, because the lace on the cuffs and around the front hem is not an easy one so I have to really concentrate while knitting it.



W piątek zrobiłam sobie namiastkę ogrodu i kupiłam cztery zioła, które dziś przesadziłam do nowych doniczek - poznajcie moich nowych lokatorów: rozmaryn, lebiodka (oregano), macierzanka (tymianek) i szałwia. Mam w planach wiele smacznych posiłków z wykorzystaniem moich owych znajomych. *^v^*

On Friday I made myself a substitute garden and bought four herbs, which I replanted today into the new pots: meet my new lodgers - rosemary, oregano, thyme and sage. I plan many happy meals with the addition of my new friends! *^v^*


No dobrze, czekacie pewnie na wiadomości z oglądania nowej działki i domu. No cóż...

All right, you are probably waiting for the news from the house viewing. Well...


Przyjechała pani agentka, otworzyła nam dom, obeszliśmy całość w środku, zrobiłam sporo szczegółowych zdjęć, wieczorem Robert dokładnie wyrysował bryłę domu ze wszystkimi pomieszczeniami. Mamy kilka wniosków:
1. dom na pierwszy rzut oka okazał się w dużo lepszym stanie, niż się spodziewaliśmy,

2. ale jednak jest to domek letniskowy, więc sporo jest w nim do zrobienia, chociażby nowa pompa wody, kaloryfery, ocieplenie budynku, wymiana i wybicie kilku nowych okien, nowe pokrycie dachu, itd.,

3. niektóre pomieszczenia są w porządku (kuchnia, jadalnia), niektóre zupełnie bez sensu, i już wiemy, co musielibyśmy częściowo przebudować/zaadaptować na nowo,

4. zakochałam się w nim kompletnie, chociaż widzę jego wady i potencjalne problemy budowlane

5. chcemy oczywiście zbić cenę, nawet o 1/4, jeśli się uda,

6. jeszcze zupełnie nie wiemy, z czego się tam utrzymamy (gdybyśmy się tam przeprowadzili), bo to niemożliwe, żeby Robert codziennie dojeżdżał 120 km w jedną stronę do pracy...
Teraz czeka nas jeszcze jedna wizyta, tym razem z jakimś specem budowlanym, żeby sprawdził, w jakim naprawdę dom jest stanie, czy nie ma wilgoci, itd. Co pewnie nastąpi za jakieś dwa tygodnie. A pod koniec maja zaczynamy procedury pożyczek bankowych.
Tak bardzo chcę mieć dom z ogrodem. Tak bardzo boję się wieloletniego wielkiego kredytu.
O, bogowie!... Życie dorosłego człowieka jest takie strasznie skomplikowane...


Estate agent came, opened the house, we checked every room, I took lots of detailed pictures, in the evening Robert drew the whole house on a piece of paper and we have the following conclusions:
1. the house is in a much better condition than we thought,
2. althought it's just a summer cottage so it needs some serious work to be done, like a new water pump, radiators, warming the walls, exchange and adding some new windows, changing the roof covering, ect.,
3. some rooms are okay (kitchen, dining room), some need rebuilding/readaptation
4. I'm totally in love with this house, although I am aware of its flaws and potential building problems,
5. we want to go down with the price with almost 1/4,
6. if we moved there, we have no idea how we could cope financially, because it would be impossible for Robert to live there and commute to work 120 km every day...


Now we have to go there once more with some house expert, so he could check the real state of the building, the dampness, ect, which will probably happen in two weeks time. At the end of May we are starting to arrange for the bank loan.
I so much want to have a house with a garden. I am so much scared to have a huge bank loan.
Oh, gods!... Adult life is so complicated...

Friday, April 25, 2008

Niespodziewany zwrot akcji/Unexpected turn of the action

Na drutach, oczywiście. Lupin zaczął się całkiem poprawnie, a następnie rękawy mu się wydłużyły, a teraz to już w ogóle jest całkiem inna historia... *^v^*
Obiecuję zdjęcia jutro po powrocie z działki i oglądania domu, a tymczasem zostawiam Was na balkonie z moim rozleniwionym kotem. Papatki! ^^



On my needles, of course. Lupin started perfectly correct, then its sleeves grew longer and now - it's quite a different story... *^v^*
I promise some photos tomorrow when we come back from the cottage and house viewing, for now relax with my cat on the sunny balcony. Bye-bye! *^v^*

Wednesday, April 23, 2008

Światowy Dzień Książki/World Book Day



Dziś obchodzimy Światowy Dzień Książki - z tej okazji zapisałam się do biblioteki osiedlowej! *^v^* Więcej na ten temat tutaj.

Today is the World Book Day so to celebrate I joined the local library. More about it on my book blog (in Polish).

Tuesday, April 22, 2008

Dom/A house

Dziś zupełnie nie o robótkach...

Today absolutely not about crafts...


Przearanżowałam nieco moją Tablicę Marzeń (chyba taka polska nazwa będzie najlepsza dla tego projektu), stworzoną w ramach
Wyzwania 100 Dni. Niektóre elementy pozostały z poprzedniego sezonu, ale dodałam dużo nowych, bo tym razem zmieniły się moje priorytety.

I rearranged the Vision Board for my second season of 100 Day Challenge. Some elements stayed there but I also added some new ones according to my new priorities.


Pamiętam, jak dobre kilka lat temu nasza znajoma siedziała u nas na kanapie, w mieszkaniu, które wtedy wynajmowaliśmy na Powiślu, i płakała, tak bardzo chciała mieć dziecko. Już. Natychmiast. Tu i teraz. Instynkt macierzyński ją pchał i szarpał za rąbek spódnicy. (Miała wtedy 20 lat, była w połowie studiów, bez pracy, bez mieszkania, bez tzw. perspektyw. Miała też rozsądnego chłopaka, który gasił te jej wybuchy. Potem zaszła w ciążę z kimś innym, ale to zupełnie inna historia...)

I remember when several year ago our friend was sitting on the couch, in a flat we rented, and she was crying because she wanted to have a baby. Right now. Immediately. Here and now. Maternal instinct was pushing her and pulling the hem of her skirt. (She was 20 at that time, in the middle of the studies, no job, no flat, no perspectives. She also had a very reasonable boyfriend who tried to calm down her outbursts. She then got pregnant with someone else, but that's a different story...)

Od jakiegoś czasu czuję się tak, jak prawdopodobnie czuła się owa moja koleżanka. Tylko nie chodzi o dziecko - chodzi o dom. Chcę mieć dom. Potrzebuję. Muszę. Teraz. Nie w odległej przyszłości, nie w marzeniach, nie na emeryturze. Niebawem. Już tej wiosny. I nie mieszkanie, jakkolwiek duże/luksusowe by ono nie było. Właśnie dom. Z ogrodem. Chcę grzebać w ziemi, sadzić kwiaty, zrobić kompostownik, wytyczać ścieżki i rabatki, posadzić pnącą różę i posiać cukinię. Zaprosić znajomych na weekend do mnie - na grillowanie, leżenie na leżakach na tarasie, rozłożenie koca na trawie, podglądanie ptaków, chcę ich żegnać koszykiem warzyw i bukietem ziół.

For some time now I've been feeling what she probably felt. But it's not about a baby in my case - it's about the house. I want a house. I need it. I must have it. Now. Not in some distant future, not in my dreams, not when we'll retire. Soon. This Spring. And not the apartment, irrespective of how big/luxurious it would be. Just the house. With a garden. I want to work in the soil, plant flowers, make a composting place, create paths and flower beds, plant a rambling rose and sow zucchinis. I want to invite friends over for a weekend - for a barbecue, for resting on the deck chairs or on the blanket laid on the grass, bird watching, I want to greet them farewell with a basket full of vegetables and a bunch of herbs.

Nie jestem typem osoby, która musi mieszkać w mieście - nie chadzam do klubów, nie biegam po centrach handlowych, większość zakupów wszelakich i tak od lat robię wysyłkowo. Zamiast wyjść gdzieś wieczorami wolę zostać w domu z książką lub robótką. Jestem nudna? No cóż, dobrze mi z tym. *^v^*
Za to coraz
bardziej denerwuje mnie wiecznie hałasujący sąsiad który mieszka nade mną, ludzie zaglądający mi w okna (bo to parter), ciągle brzęczący domofon (bo to pierwsze mieszkanie na klatce, więc dzwoni sobie każdy - hydraulik, facet z ziemniakami, ulotkarze...). Potrzebuję mojej spokojnej, odosobnionej przestrzeni.

I'm not the city type of person - I don't go clubbing, I don't spend time in the shopping malls, in fact I've been doing most of my shopping online for years now. I'd rather stay inside with a book or knitting than go out in the evening. Am I boring? Well, I'm quite comfortable with that. *^v^*
Moreover I'm getting more and more angry with a constantly noisy neighbour above me, people peeking into my flat through the windows (it's a first floor flat), entry phone ringing all the time (it's a first flat in the block so everybody chooses to call me - a plumber, a guy with potatoes, a leaflet boy...).
I need my own calm separate space to live.

Czuję, że od jakiegoś czasu nic nie jest dla mnie ważniejsze od tego domu. Co mnie trochę przeraża, bo zmienił mi sie sposób myślenia, kompletnie nastawiłam się na ugruntowanie, ukorzenienie, osiedlenie. Być może jest to pierwszy krok do posiadania potomstwa - można by powiedzieć, że czuję potrzebę budowania gniazda, a jak się już wybuduje, to wiadomo - można zaludniać. I w końcu czemu nie? A czas w moim przypadku - tak jakby najwyższy.

For some time now I've had a feeling that nothing is more important for me than this house. Which is terrifying because my thoughts completely changed, I'm aiming at grounding, having roots, settling down. Maybe it's the first step towards having children - you can say I feel the need for nesting. And when you build a nest - you can populate it. And why not? It's high time for me.

Nigdy wcześniej nie myślałam o domu - zawsze mi się wydawało, że jakoś gdzieś będziemy mieszkać, w jakimś mieszkaniu - wynajętym czy po rodzinie. Nie miałam żadnych planów, oczekiwań - teraz sobie trochę pluję w brodę. Bo kupienie mieszkania 10 lat temu było o niebo tańsze niż jest teraz, a teraz moglibyśmy to mieszkanie sprzedać z dużym zyskiem i kupić ziemię i dom. Tylko, co mi teraz da takie gdybanie?... Pokierowałam moim życiem w taki a nie inny sposób i mogę mieć pretensje tylko do siebie (albo sobie dziękować). Lepiej działać i myśleć pozytywnie. *^v^*

I've never before thought about having a house - I always knew that we would live somewhere, in a rented flat or with a family. I had no plans or expectations - now I'm a bit angry with myself for that. If you bought a flat in Warsaw 10 years ago, it was much cheaper than today, so we could have bought a flat then, and now sell it with a good profit and buy a piece of land with a house. But what's good about saying now "I could have done this and that...". I led my life the way I did and only I am to blame (or to thank for). It's better to act now and think positive. *^v^*


Na koniec jeden z rogów mojej Tablicy Marzeń - dobrze jest czasem przypomnieć sobie o ważności tego zdania: *^v^*

And last but not least, one of the corners of my Vision Board - it says: "Enjoy the moment!". It's good to remember how important this sentence is! *^v^*


W sobotę jedziemy z agentem oglądać wnętrze domu na działce obok działki Dziadka. *^v^*

This Saturday we are meeting with the agent to see the inside of the house on the land next to Grandfather's cottage. *^v^*

Sunday, April 20, 2008

Z frontu robót(ek)/Knitting news

No proszę - jest już pierwsza korzyść z prowadzenia mojego bloga w dwóch językach, Krissie z dalekiej Australii poćwiczy sobie język polski! *^v^*

Z wiadomości dziewiarskich - 14 czerwca odbędzie się jak co roku Światowy Dzień Dziergania na Drutach w Miejscach Publicznych, szykujcie druty i kłębki, jako i ja szykuję! (w zeszłym roku akurat byłam na wycieczce w Pradze Czeskiej, zresztą widać mnie z robótką w ręku w ogródku kawiarenki na zdjęciu w poprzednim poście.)


There you go - we have the first advantage of my blog being written in two languages, Krissie from Australia can practice understanding Polish! *^v^*

From the knitting front - World Wide Knit In Public Day is happening again - 14 June, prepare your needles and yarn! (Last year I was in Czech Prague at that time, you can see me knitting in a outdoor cafe in the previous post's picture.)


Wczoraj z samego rana przyszedł do mnie listonosz i przyniósł mi nowe zapasy włóczki - motek zielonej Luny - będę mogła dokończyć Lords&Ladies,

Yesterday early morning I had a visit from a postman, who brought me some new yarn supplies - I'll be able to finally finish Lords&Ladies cardigan,


ponadto włóczkę Samara, z której zamierzam wkrótce zacząć Lydię z Rowana 41 - niestety nie było nigdzie odcieni niebieskiego, więc wybrałam jasny wrzos.
Trochę obawiałam się mohair'owego podgryzania i błyskawicznie rozpakowałam przesyłkę z włóczkami, żeby pomiziać się kłębkiem Samary po szyi i rękach, i na szczęście nie gryzie! =^v^=

there was also Samara yarn for Lydia (Rowan 41), unfortunately I couldn't find any blue shades anywhere, so I decided upon the light heather.
I was a bit worried about the softens of this yarn so I immediately unpacked the parcel just to touch my neck and hands with Samara skein - lucky me it doesn't bite! =^v^=


i a koniec kilka motków Elian Izabel w kolorze zieloniutkim, który zamierzam połączyć z niebieską Himalayą Ultra Kasmir, żeby otrzymać - sweterek Lupin (także z Rowana 41). *^v^*
Nie był to zamierzony projekt, ale skoro już miałam pół kilo niebieskiej włóczki, która okazała się za gruba na Lydię, to nie mogła tak sobie bezczynnie leżeć i czekać na niewiadomo jaki projekt. ^^


and last, but not least - several skeins of Elian Izabel in light green, which I'm going to combine with blue Himalaya Ultra Kasmir to knit Lupin from Rowan 41.
It wasn't an intended project for now, but I had in stash half a kilo of blue yarn which turned out to be too thick for Lydia, I couldn't let it wait for some unknown project for ages! ^^


Znikam zrobić sobie herbatkę i wziąć się za druty! *^v^*

Now I'm off to make myself a cup of tea and knit! *^v^*

Friday, April 18, 2008

Wind of change

When I started blogging 2 years ago, I didn't know any Polish craft blogs, only the ones in English, so I decided that I wanted to join that multinational community and started to write in English, too. With time I found many great on-line friends and grew into the English speaking blogosphere, neglecting the Polish fellow crafty guys. Recently I realized that I cut off myself from them and it's not good, because I can learn and get inspired from them, too. So, because I would like to invite Polish crafty bloggers to visit and comment on my blog and not everyone is fluent in English I decided to write in both languages - I don't want to loose you, all my English speaking friends! *^v^*

So, without further ado, here are my first whole sentences in Polish on this blog - a bit of introduction for the Polish readers *^v^* :


Drodzy krajanie! Najwyższy czas nadszedł, żebym zwróciła się frontem do moich polskich wpółblogowiczek i popisała też dla nich w naszym języku ojczystym. *^v^* Zapraszam Was serdecznie do odwiedzania mojego robótkowo-artystycznego bloga, na którym znajdziecie dzierganie na drutach, malowanie obrazów, gotowanie, szycie, tkanie, rzemiosła średniowieczne, sprawy przyziemne i uduchowione oraz wszystko inne, co mi do głowy przyjdzie i o czym napisać zapragnę.
Mieszkam w Warszawie, mam biało-czarnego kota i męża (poniżej) *^v^*
Zapraszam też do mojej Czytelni, gdzie będę zamieszczać recenzje przeczytanych przez mnie książek i inne książkowe tematy.
Nie piszę o: dzieciach (bo nie mam), polityce (bo mnie wkurza), inne tematy wielce prawdopodobne. *^v^*

Tyle o mnie, a reszta wyjdzie w praniu.

***

Z rzeczy dziwnych - na moim książkowym blogu Czytelnia dostałam komentarz. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale... osoba, która wpisała ten komentarz sama prowadzi bloga, najwyraźniej jest z Rosji i pisze o... kampaniach reklamowych papierosów (głównie Pall Mall) produkowanych przez firmę British-American Tobacco Rosja. Czemu mnie to tak dziwi? Ponieważ cztery lata temu skończyłam pracować (po 6 latach) dla firmy... British-American Tobacco Polska! (byłam asystentką Prezesa) Cóż za zbieg okoliczności! *^v^*

Weird things happen every day - I got a comment on my book blog Czytelnia. It wouldn't be very strange but... the person who left me the comment has his/her own blog, apparently is from Russia and writes about... cigarettes ads campaigns (mainly Pall Mall) made by the company British-American Tobacco Russia. What's so weird about that? Four years ago, after 6 years I stopped being an employee of the company British-American Tobacco Poland! (I was President's PA) How about that?! *^v^*

Thursday, April 17, 2008

Czytelnia

I realized that somehow I stopped reading books this year...
Not entirely, I started several books and then put them away on the shelf, somewhere at the beginning or in the middle. I wasn't inspired to finish them.


I decided that this situation needs to be changed and joined (informally, because it already started in March) the Polish Books from 6 Continents challenge. You can see my list of books and read my reviews on my new blog called Czytelnia (Reading Room). Unfortunately it's only in Polish because I feel that it's easier for me to express my views and feelings about the books I've read in my own language.


While waiting for the yarn to arrive I'm ... not doing anything special (apart from reading books). In fact, I've been somehow uninspired lately and only finished one painting from the Mysterious Garden series, here it is (it's the last one from the small canvases, 25 cm x 35 cm):


The journal has been left untouched for some time, maybe I should make a spread about NOT being inspired to do anything?
The weather's not nice again, it's been raining since last night and the only good thing about it is that all the plants got some boost from the rain and started to grow like crazy, suddenly the whole lawn in front of my balcony is thick and green like there's no tomorrow!... I miss the countryside, fortunately we are going there next Saturday with the estate agent to check the inside of the house we want to buy.

And today is Robert's namesday, I bought a bottle of red wine for the evening! *^v^*

Monday, April 14, 2008

Of frogs and land


Bad news is: we won't be buying the land we were supposed to buy.


We checked the plans at the Community Office and it seems that the allotments are placed in the area of the National Park of the Narew river and the birds reservation area, so there is no way we could build anything there.


Good news is, nobody will build anything there, so the view won't be spoiled. *^v^*


Another good news is, we will try now to buy a different allotment, smaller but with a house (to renovate), directly next to the allotment with the Grandpa's cottage. ^^


This allotment looks much more sensible, it's rectangular, with a lot of trees, some fruit ones (I've been collecting apples from one tree last year, hush, don't tell anyone!... ^^), with a house and a garden shed, with a potential for some house extension. It's a better value for money.


Now we will try to get the house expert there asap to check the house and tell us the amount of renovation needed, because there is a price difference between painting the walls and fighting the damp...


River Narew can be rough, especially when there is a very strong wind, like yesterday.


I had an agreement with the Universe, to help me with buying the land if it was a good land for us. And very quickly we found out that it wasn't, which saved us a lot of time and money. For which I am very grateful. I'll be seeking help with the next transaction. =^v^=



I also took some pictures of my recent knitted items, here is Capri:
And here is Azalea:
Lords & Ladies
is growing, I've almost finished the lace on the first sleeve, but it's not an easy type of lace, oh no!, so it doesn't go as fast as I would like to. And I think I have found the perfect yarn for Lydia - I'm going to buy Turkish Samara (60% mohair, 40% acrylic) by Madame Tricote. I wasn't sure about the scratchiness of the mohair, but I got info from a Polish fellow blogger Agnieszka that it's nice and soft, so I'm going to give it a go. *^v^*


Polish readers, do you remember Oranżada Wyborowa? It can still be bought at the nearby village shop! *^v^*

Friday, April 11, 2008

New dimensions

Here are my new canvases I received yesterday (I already started to work on one of them):


As you can see, I moved on into the next dimension and grew in size (mug and my usual size painting for reference, Justyna.Ada wondered about the size of my recent Garden paintings, so here it is, about 25x35 cm). I like it! *^v^*

Recently I've received the inspiration from two different sources almost at the same time, one is the latest video by SuziBlu, in which she says:

"I own nothing, I have no life, (...) since I was 27 to I'm 40 now I painted everyday, I drew everyday, I didn't go out very much, (...) I just practiced my craft, I wanted to learn absolutely everything that I could, (...) It's Friday, Saturday night - I'm not at the bar,. There is a good movie "Crumb" - Crumb told his daughter - "if you want to be an artist you have to give up your social life", and I don't believe that you have to sacrifice, I don't like the word sacrifice, it implies giving up something that you want. If you're passionate about becoming a writer, an author - you're not giving up anything because that's what you want, that's where you want to be anyway. (...) But it might be uncomfortable at the beginning. It's a lot of hard work. It may not pay off, but it pays off in other ways, it pays off in a life worth living."


The second inspiration came from an article in the Polish newspaper "Wysokie Obcasy" ("High Heels"), where I read what Polish painter Maria Słojewska said about her life:

"I've always known that I'd be a painter. (...) When I was 13, I made a copy of Rembrandt, when I was 14 - Vermeer. When I was 19 I went abroad for the first time and and saw the originals. You can see layers on the originals. I had some revelation moments. So that's how you did it! I'm consequent. I learn slowly but never give up. I get up, eat breakfast, sit at the easel. It's like a ritual. (...) I don't hate the world for not buying my paintings, why would it do that? I don't need people to get excited about me. I just want to do what I can do best."

It's a food for thoughts for the weekend.
Today we are going to the cottage with some friends, and staying there till Monday, when we will visit some offices and check the papers of the land we want to buy. Keep you fingers crossed and have a great weekend! *^v^*

Wednesday, April 09, 2008

A dilema

Remember Quarry cardigan?


I bought the latest Rowan issue almost purely for this garment. It was the first on my to-knit list when I was waiting for the magazines to arrive.
But I didn't start with it, in fact, I'm considering not knitting it AT ALL.
Why?

Look at that:
(visible only when you have a big picture right in front of your eyes, the small thumbnail they show on Rowan's page doesn't show it...)


Maybe a close-up?

There is something weird going on just where you attach the body to the sleeves. I'm not sure whether it's the problem with this yarn and if I used different one it would look better, or the problem is in the pattern itself - if this is how it is supposed to look like, I don't like it. Blah...

I also wanted very much somebody to knit it first so I could see another version and read some knitting notes and I found this post by Puttermeister. She's not entirely happy with Quarry, either - "this sweater doesn't actually fit as well as it should in order to be truly wearable". She points out the shoulders loosening up and slipping off as the sweater relaxes with wear and the fact that "the weight of the bodice pulls the sweater down, straightening the ribbing over the shoulders and bringing the entire sweater down below the breast-line". Well...

I must think about it and maybe wait for another person to knit this cardi, I know one more girl is in progress with it right now (Ravelry is a great place, ne? *^v^*), but she's Japanese and I cannot read her blog.

Lucky me I have some knitting plans for a while.