Saturday, May 31, 2025

Zimny maj, podsumowanie

 
Co można robić leżąc na podłodze pod szafą, z nogami w pionie i pupą przyklejoną do drzwi regału? Niewiele. Może słuchać radia albo podcastu, można oglądać telewizję o ile mamy korzystny układ mebli w pokoju, można od biedy czytać książkę. No i tyle, bo nie da się w tej pozycji przemieszczać, robić prania czy kroić warzyw do obiadu. Cóż poradzić, skoro taka pozycja przy rwie kulszowej jest dla mnie NAJWYGODNIEJSZA i przynosząca najwięcej ULGI, bo prostuję i rozciągam nerwy w stanie zapalnym i masuję oraz relaksuję odcinek lędźwiowy kręgosłupa (to plus rozgrzewanie bolących miejsc termoforem, piszę o tym, bo może ktoś też zmaga się z tą dolegliwością i te zabiegi nie przyszły mu do głowy). No to w maju mogliście mnie zobaczyć w takiej właśnie pozycji kilka razy dziennie każdego dnia...
 
 

 

Maj przyniósł mi radykalną zmianę w moim stanie zdrowia już na samym początku miesiąca... Do tej pory mogłam leżeć i chodzić bez bólu, za to duży problem stanowiło siedzenie, nigdy nie wiedziałam jakie siedzisko - miękkie czy twarde, okaże się wygodne albo kompletnie nie do zniesienia. Natomiast 2 maja coś się zmieniło, nagle mogłam bez bólu siedzieć na czymkolwiek, za to problematyczne i bolesne okazało się chodzenie i co gorsza - leżenie!!! Kiedy nie możesz wygodnie się położyć, to nie możesz beztrosko spać, czyli wypoczywać i się regenerować... W połowie maja siedzenie stało się znowu problematyczne i nieprzewidywalne. Natomiast tak jak pod koniec kwietnia wróciło mi normalne czucie w stopie, w połowie maja zaczęłam odzyskiwać normalną łydkę (ból skoncentrował się w pośladku, nie pytajcie jak silny.......).




Przestałam brać leki przeciwbólowe, one i tak niewiele pomagały. Przepuklina L5 i rwa kulszowa u mnie nie daje w zasadzie klasycznych objawów bólu, kręgosłup nie boli mnie WCALE, za to mam pojawiające się znienacka przy różnych pozycjach ciała strzały, impulsy idące wzdłuż nerwu kulszowego od pośladka do stopy, a na to leki przeciwbólowe nic nie dawały. Za to wypracowałam wieczorną rutynę przed snem - najpierw kilkuminutowe leżenie na podłodze pod szafą z nogami w pionie, żeby wyprostować lewe kolano i rozluźnić nerw kulszowy, a potem już w łóżku delikatny masaż pośladka i uda, dzięki temu udawało mi się zasnąć. Albo nie, wtedy brałam śpiwór i szłam spać na podłogę do salonu, aż poszłam po rozum do głowy i kupiłam bardzo twardy topper na materac, bo nasz materac po siedmiu latach zrobił się za miękki i o ile nie przeszkadzało mi to, gdy byłam zdrowa, to w trakcie zaostrzenia się rwy kulszowej leżenie na miękkim okazało się nie do zniesienia...

Były też dni piękne, jak środa 7go maja, kiedy po ciężkiej nocy obudziłam się z niewielkim bólem ćmiącym gdzieś w tle, na tyle znośnym że cały dzień funkcjonowałam prawie normalnie i po cichu miałam nadzieję, że to dzień przełomowy i od tego punktu będzie tylko lepiej. Niestety, nie było jeszcze tak pięknie... 

Może życie zwolniło obroty a każdy dzień się uprościł - po obudzeniu zaczynałam od oceny, jak się danego dnia czuję, co mnie boli i jak mocno, na ile będę w stanie się poruszać i co w związku z tym mogę na ten dzień zaplanować. Jednocześnie starałam się żyć normalnie, każdego dnia coś się zmieniało - czasami na lepsze, czasami na trudniejsze, ale byłam zdeterminowana, żeby nie poddać się chorobie i nie zamknąć się w tym całym bólu i cierpieniu (tym bardziej, że nie było opcji, żebym schowała się w łóżku pod kołdrą i leżała dniami i nocami użalając się nad sobą, no bo, o ironio!,  leżenie zrobiło się bolesne.....). Bywały dni, kiedy nie wychodziłam z domu bo nawet krótki spacer był ciężki i bolesny, kiedy indziej  nie miałam wyjścia, bo musiałam pojechać do fizjoterapeuty, były też na szczęście takie dni, kiedy funkcjonowałam w miarę normalnie i wtedy spędzaliśmy czas na mieście czy z przyjaciółmi. Ogólnie rzecz biorąc, z każdym tygodniem czuję, że mi się poprawia. Czucie w stopie mam już od miesiąca normalne, w łydce ból i pieczenie pojawia się coraz rzadziej, w drugiej połowie maja wróciła możliwość siedzenia i chodzenia.

(Uprzedzając pytanie, dlaczego jednak nie zdecydowałam się na operację - nie wdając się w szczegóły medyczne powiem tylko, że kręgosłup nie boli mnie WCALE i przepuklina nie jest bezpośrednim powodem rwy kulszowej, więc grzebanie mi w kręgosłupie raczej nie gwarantuje żadnej poprawy w tej kwestii. A co jest powodem? Prawdopodobnie m.in. zrosty po operacji usunięcia macicy, a tego nikt mi nie zoperuje, na razie jestem pod opieką dobrego fizjoterapeuty i przy tym pozostanę.)

 ***

Majówkę zaczęliśmy smakowicie, najpierw trafiliśmy na pobliski bazarek do argentyńskiego El Czori na pyszne empanady i stek. *^0^*

 


 

Potem wypuściliśmy się na miasto do Jasia i Małgosi na Woli - polecamy ich rosół, wątróbkę z grillowaną chałką oraz rozpływającą się w ustach duszoną wołowinę ukrytą pod nazwą "stek".

 

 

Poza tym były spacery bliższe i dalsze, niespieszne gotowanie i słuchanie Polskiego Topu Radia 357.

 


 

Po głosowaniu 18 maja udało nam się wreszcie trafić do obleganej Samarkandy na przepyszny uzbecki obiad! 




W maju zajęłam się balkonem. *^v^*

 


 

Zamówiłam dwanaście dużych worków ziemi, kamienie i sadzonki bambusów, i obsadziłam dwie wielkie donice balkonowe i dodatkową doniczkę. Kamienie nie mają u nas wyłącznie funkcji ozdobnej, a raczej - przede wszystkim pełnią funkcję zabezpieczającą ziemię przed byciem wygrzebanym rudą kocią łapą..... *^w^* Aki uwielbia kopać dziury w ziemi, nie robi tego w żadnym konkretnym celu, po prostu wywala część ziemi z doniczki i odchodzi zadowolony do innych kocich obowiązków!... *^0^* Za to Fuki niestety obgryza rośliny i na to pomaga tylko pogonienie kociego szkodnika...

 


 

 

Trochę gotowaliśmy. Na przykład Robert dopracował pesto z czosnku niedźwiedziego więc zapisuję przepis ku pamięci:

- 20 g oleju z czarnuszki

- 10 g oliwy extra virgin

- 115 g czosnku niedźwiedziego

- 20 g pestek dyni

- 20 g orzechów włoskich

 


 

Składniki miksujemy do konsystencji wedle uznania, bardzo dobrze przechowuje się w lodówce (miesiącami!).  Zjadamy z makaronem takim czy innym, parmezanem i ze smakiem! *^V^*~~~~

 


 

Oglądając japońską telewizję trafiliśmy na przepyszną zupę! *^O^*~~~

Potrzebne są: bakłażan pokrojony na kęsy, boczniaki porwane w kawałki, kilka liści kapusty pekińskiej, kolendra, czosnek, trochę filetów rybnych, garść krewetek, mleko, woda i sos rybny do doprawienia. 

Przesmażamy bakłażana i boczniaki, potem dodajemy rozgnieciony czosnek, posiekaną kapustę, zalewamy wodą i mlekiem i dusimy chwilę, pod koniec wrzucamy rybę w kawałkach i obrane krewetki, gotujemy ze dwie, trzy minuty, przed podaniem doprawiamy sosem rybnym i kolendrą.



Na Ursynowie pojawiły się dwa sklepy z mięsem halal i produktami m.in. z Turcji, kupiliśmy na próbę marynowanego steka i zrobiliśmy w domu, po obsmażeniu na patelni wrzuciliśmy do piekarnika z termosondą, wyszło przepysznie!!! Planujemy kupić takie steki na grilla ze znajomymi, na którego jesteśmy zaproszeni w czerwcu. *^v^*

 


 

Na jeden niedzielny obiad dostałam spaghetti z klopsikami! *^0^* Wprawdzie tym razem makaron był kupny, ale mąż zrobił od zera klopsiki i sos pomidorowy. ^^*~~

 


 

Kiedy robiłam obiady w tygodniu, nie byłam w stanie długo stać w kuchni i bardzo często szłam na skróty - brałam elementy kurczaka, tytłałam je w gotowej przyprawie do pieczenia, pakowałam do rękawa i po godzinie w 200 stopniach w piekarniku mieliśmy przepyszne jedzenie. Winiary mają takie zestawy przypraw od razu z dołączonym jednorazowym rękawem. Do tego zblanszowane szparagi i brokuły albo sałatka z rukoli, gruszki, pomarańczy i pestek granata i chleb lub ryż, i obiad gotowy!




A mąż robił fikuśne śniadania.  *^o^*

 


 

I nawet pod koniec miesiąca ściągnęliśmy z pawlacza dawno nie używaną maszynkę do smażenia kulek z ciasta z nadzieniem, i zrobiliśmy takoyaki!



 

Szkicowałam.

 

 




Robert miał jechać na turniej w Czersku ale ze względu na mój stan zdrowia zrezygnował, bo nie chciał mnie zostawiać samej na trzy dni, na wypadek, gdyby mnie trzeba było podnosić z podłogi... (różnie bywało, czasami beztrosko kładłam się na macie do zrobienia kilku ćwiczeń i nagle okazywało się, że wchodził mi tak silny ból że nie byłam w stanie sama się podnieść i wyglądałam jak żółw przewrócony na grzbiet machający łapkami...... >0<). Tak więc, weekend w połowie maja spędziliśmy razem oglądając Eurowizję. *^V^* (Tak, wiem, niesamowicie upolityczniony konkurs ale co tam, ja po prostu słucham fajnych piosenek!)

Doczekaliśmy się dostawy szafki na buty do przedpokoju! *^V^* Nareszcie mam wszystkie buty pod ręką i wygodny do nich dostęp. 

 


 

 ***

Z czytelnictwem w pierwszej połowie maja było gorzej niż miesiąc temu, bo ja najczęściej czytam w łóżku przed snem, a ponieważ przez większość miesiąca nie mogłam wygodnie leżeć to nieczęsto sięgałam po książki... Potem nauczyłam się wygodnie trzymać czytnik kiedy leżałam z nogami do góry pod szafą (*^o^*) i zaczęłam nadrabiać lektury. Odeszłam na chwilę od polskich pisarek i przeczytałam szwedzką powieść komediowo-kryminalną "Głęboko mrożony mężczyzna w żółtych spodniach" Kalle Löfqvista. Spodobało mi się na tyle, że sięgnęłam po drugi tom przygód tych samych bohaterów "Odcięty palec i wścibski nos". Nie jest to literatura wybitna, ale miłoczytalna a bohaterowie sympatyczni, akcja dzieje się m.in. w Lund, które odwiedziłam wiele lat temu. ^^*~~




Potem wróciłam do polskiej autorki kryminałów Małgorzaty Rogali i połknęłam jej cykl "Pełnia tajemnic". Policjantka po przejściach, z nastoletnią córką, przeprowadzka na prowincję - do małego, odizolowanego, pięknego miasteczka, galeria miejscowych postaci i zbrodnie. Relacje między bohaterami są trochę łatwe do przewidzenia, ale w sumie jest to ciepła, ciekawa i kryminalnie zaskakująca lektura, Rogala pisze tak, że nie można odłożyć książki bo człowiek chce się dowiedzieć co dalej! *^V^* 

 



Z Pełni wróciłam do Warszawy i zatopiłam się w cyklu Rogali "Czaplińska i Maciejka".

 


 

A pod koniec miesiąca zaczęłam cykl "Agata Górska i Sławek Tomczyk". 



***

I tak sobie płynęło nasze życie w maju. Na czerwiec mamy trochę planów towarzyskich a co z tego wyjdzie zobaczymy, chociaż mam nadzieję, że wszystko się uda bo mój stan zdrowia się poprawia. Liczę na wysokie temperatury i słoneczko, bo pod koniec maja zrobiłam przegląd sukienek i już czekają niecierpliwie na noszenie! Tym bardziej, że od zeszłego roku schudłam 13 kilo i znowu mieszczę się w niektóre moje ulubione egzemplarze... ^^*~~ 

Im lepiej się czuję tym bardziej chce mi się gotować i piec, coraz częściej popatruję też w kierunku akwareli. Jednak niczego nie będę przyspieszać, życie z rwą kulszową nauczyło mnie cierpliwości i małych kroków, każdego dnia robię dokładnie tyle ile daję radę i nie biczuję się, że nie zrobiłam więcej, bo na dokładnie tyle pozwolił mi mój stan zdrowia. Rwa to nie tylko ciągły ból. Kiedy trwa ona już trzy miesiące, kumuluje się codzienne zmęczenie bólem, frustracja, że już było troszkę lepiej a znowu jest gorzej... Ale cóż, robię małe kroki i tym zamierzam się cieszyć w czerwcu. *^V^*

Wednesday, April 30, 2025

Kwiecień-plecień, podsumowanie


Nareszcie wiosną pełną gębą, już nie mogłam się doczekać!!! *^0^*~~~

 


 

Najpierw o stanie mojego zdrowia, bo pewnie czekacie na wieści.

 


 

Na początku kwietnia poszłam do neurochirurga porozmawiać o operacji. Coś tam już wiedziałam, bo usłyszałam to i owo od fizjoterapeutów, którzy mi pomagali (jeden z nich miał historię z pierwszej ręki, bo jego mama miała dokładnie taką przepuklinę jak ja i zrobiła operację), ale postanowiłam pójść do specjalisty i posłuchać, co on mi powie.

 


 

Lekarz był miły i wydawał się kompetentny, i żeby nie było, że jestem "pani wie lepiej" - mam ogromny szacunek do ludzi wykształconych i mających duże doświadczenie w swojej dziedzinie! W skrócie, wizyta wyglądała tak: pan doktor wysłuchał z czym przyszłam, rzucił okiem na opis rezonansu i powiedział, co następuje:

- fizjoterapia na pewno tej przepukliny nie wyleczy, konieczna jest operacja

-  daję pani skierowanie na operację, na NFZ będzie pani czekać kilka miesięcy

- przeciwbólowy tramadol jest szkodliwy i uzależniający, ale przecież żeby zaszkodził to (tu proszę podłożyć ton lekko bagatelizujący) musiałaby go pani brać przez miesiąc!.... 

...

...

...

 


 

Pochylmy się jeszcze raz nad powyższymi dwoma zdaniami:

-  daję pani skierowanie na operację, na NFZ będzie pani czekać kilka miesięcy

- przeciwbólowy tramadol jest szkodliwy i uzależniający, ale przecież żeby zaszkodził, to musiałaby go pani brać przez miesiąc!.... 




Czy pan doktor widział sprzeczność jaką sam wyraził? Albo czy zaproponował inne niż tramadol przeciwbólowe środki?... Nie!!!

Czy zatem miał dla mnie jakieś rozwiązanie, które nie zakładałoby kilkumiesięcznego cierpienia i konieczności długotrwałego pakowania w siebie szkodliwego środka przeciwbólowego? Ale oczywiście!!! *^N^*~~~~

- oto wizytówka naszego prywatnego szpitala, w którym wykonujemy takie operacje laparoskopowo

Taka operacja kosztuje 15-18 tys. zł i założę się, że dostępne są bardzo szybkie terminy.......

 


 

O samej operacji i rekonwalescencji dowiedziałam się niewiele, i to tylko to co sama dopytałam, bo pan doktor sam z siebie nie podzielił się żadnymi szczegółami, o potencjalnych efektach ubocznych nie powiedział nic. Naprawdę chciałabym, żeby ktoś zanim zacznie mi grzebać w kręgosłupie, raczył dokładnie wyjaśnić co będzie robić i jakie to może mieć skutki - te dobroczynne i te uboczne... Grzecznie podziękowałam za skierowanie do szpitala, pożegnałam się i poszłam zadbać o swoje zdrowie w inny sposób.

 


 

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego to zawsze jest takie przeciąganie liny między ortopedami i neurologami a fizjoterapeutami?... Obserwuję to zjawisko już kolejny raz i niestety znowu moim zdaniem fizjoterapia wygrywa.  Neurolodzy byli w stanie przepisać mi leki które albo w ogóle nie działały albo miały znikome działanie, za to lek przeciwbólowy który od nich dostałam może zniszczyć mi wątrobę i jak powiedziała mi pani doktor "tylko proszę go brać sporadycznie"...  Sporadycznie?!.... Czasami ból jest taki, że chce mi się płakać, nie mogę ani leżeć, ani siedzieć, ani stać, a ona mi zaleca brać środek przeciwbólowy sporadycznie!!! Chirurg jak to chirurg - od razu proponuje operację, bo to jego specjalizacja, (jak to kiedyś powiedziała pani doktor do mojego męża: "Ja jestem chirurg, ja panu mogę wszystko wyciąć!"... *^W^*). Szkoda, że pozostawia pacjenta bez podstawowej wiedzy o przebiegu operacji, potencjalnych powikłaniach, rekonwalescencji (sama musiałam dopytać o te rzeczy i dostałam szczątkowe informacje, trochę na zasadzie "czego się dopytuje? się zrobi operację, dobrze będzie...").

 


 

Czy znalazłam inne rozwiązanie? Oczywiście. Na szczęście nie żyję na pustyni i nie przyjmuję cudzych opinii bezkrytycznie tylko rozwiązuję problemy rozważając różne za i przeciw. Dostałam kontakt do świetnego fizjoterapeuty. Znalazłam klinikę, która specjalizuje się w leczeniu bólu przewlekłego za pomocą środka nieuzależniającego i nie inwazyjnego dla ludzkiego organizmu - niestety na razie wygląda na to, że jestem na takie środki odporna, a szkoda, ale przynajmniej dałam sobie szansę spróbować. Codziennie przed snem leżę 30 minut na macie z kolcami, robię delikatne ćwiczenia rozciągające kręgosłup zalecone przez fizjoterapeutę, na przepuklinę stosuję okłady z ciepłego termoforu (kupiłam taki z pestek wiśni, który można zagrzać albo schłodzić, wtedy pomaga na stłuczenia), smaruję się maściami przeciwzapalnymi z apteki ale też takimi z mumio i żywokostu z chondroityną. 

 


 

Noc z 7 na 8 kwietnia to była pierwsza od prawie dwóch miesięcy noc, którą przespałam w zasadzie bez bólu w nodze, i po wstaniu byłam bardziej mobilna niż wcześniej, rano nie wzięłam tramadolu pierwszy raz od dwóch tygodni. Takich nocy i dni bez tramadolu było potem więcej, czyli jest światełko w tunelu. Bywają też takie dni, kiedy czas spędzam leżąc na plecach na podłodze a nogi i pupę mam przyklejone w pionie do drzwi szafy, to mi pozwala prostować chorą nogę i relaksować nerw kulszowy. (Z tego względu cieszę się, że zdecydowaliśmy się w tym roku odpuścić DOJadanie, ból i wyczerpanie dolegliwościami czasami psychicznie rozkłada mnie na łopatki i jestem w stanie ogarnąć tylko zrobienie jajecznicy na maśle albo odgrzanie pierogów, nie dałabym rady wymyślać i gotować skomplikowanych wegańskich potraw, a dodatkowo liczyć kalorie i bilansować białko, którego mi teraz potrzeba każdą ilość.) Po każdej wizycie u nowego fizjoterapeuty widzę zmiany i widzę też jego konkretny plan na zabiegi, jakie u mnie wykonuje, a nie losowe próby zastosowania tego i owego, jak przy poprzednich dwóch fizjoterapeutach.  

 



Nie skreślam operacji, jeśli okaże się niezbędna, ale traktuję ją jako ostateczność, a nie pierwsze rozwiązanie, tym bardziej, że kontrola u mojego neurologa 11 kwietnia wykazała znaczną poprawę zakresów ruchu lewej nogi i zmniejszone dolegliwości bólowe, pod koniec miesiąca wróciło normalne czucie w stopie, więc coś się powoli zmienia na lepsze. Wciąż żyję z bólem i tęsknię za czasem, kiedy mogłam bezmyślnie usiąść albo położyć się bez dostosowywania pozycji w taki sposób, żeby nie uciskać któregoś nerwu i żebym nie czuła impulsów bólu. Jednak wciąż wierzę, że moja przepuklina ma szansę się wchłonąć i dolegliwości bólowe znikną, pod nadzorem lekarza i z pomocą fizjoterapeuty.

 


W kwietniu dużo spacerowaliśmy po naszej okolicy bliższej i dalszej, na przykład odkryłam że moje przedszkole nr 191 im. Marii Kownackiej wciąż działa! ^^*~~

 


 

Mieszkamy teraz dwie stacje metrem bliżej centrum, a czujemy się jakbyśmy pokonali jakąś niewidzialną granicę między dzielnicami, która trzymała nas w mieszkaniu! Jakoś łatwiej nam po prostu wyjść z domu i iść przed siebie, spacerujemy po licznych parkach, zaglądamy do sklepów i knajpek, gubimy się na mokotowskich ulicach w częściach willowych i podziwiamy stare kamienice i nowoczesne wieżowce mieszkalne. Jeśli się zmęczymy, wracamy do domu tramwajem albo metrem, jeśli mamy siłę - szukamy nowych tras na piechotę. Robimy plany na następne spacery. *^v^* Ponieważ na razie nie mogę jeździć na rowerze, za to chodzenie jest dla mnie najbardziej komfortowe ze wszystkich pozycji ciała, cieszymy się czasem spędzanym per pedes, powoli, bez pędu wiatru we włosach za to zwiedzając nasze bliższe i dalsze okolice.

W kwietniu piliśmy kawę w mokotowskich kawiarniach. 



 

Jedliśmy obiady w mokotowskich barach - na przykład w Pakczoj, Pumpui albo w Anons do Dzielni, bardzo polecamy!!! W Sombremesa na Koszykach zjedliśmy przepyszną paellę a w Konbini Coffee and Sando na Wspólnej - japońskie kanapki i onigiri. ^^*~~

 

 

 




Zachwycaliśmy się wiosennymi kwiatami! *^0^*~~~

 

 

Na spacerze spotkaliśmy węża, ale był przyjazny i bardzo słodki!... *^W^*



 

Robert rozwijał się śniadaniowo a pożeraliśmy głównie szparagi i jajka. *^W^*

 


 

W kwietniu wciąż rysowałam i nawet złapałam się na tym, że czekam na ten moment dnia, kiedy mogę usiąść do biurka i poskrobać w szkicowniku! *^v^* (co niestety nie zawsze jest łatwe i komfortowe, bo czasami trudno mi siedzieć, fotel uciska mi nerw kulszowy i boli jakby sto diabłów próbowało mi rozerwać udo i łydkę...) Nadrobiłam brakujący ostatni marcowy tydzień i teraz jestem na bieżąco, jedna strona dziennie.

 




 ***

 


 

Święta spędziliśmy z tatą Roberta, który ma nowego pieska! ^^*~~ Jak zawsze w jego domu to kolejna znajda, która znalazła pod tym dachem spokojną kochającą przystań. Przed teściem spore zmiany życiowe - sprzedał dom i powoli przygotowuje się do zakupu mieszkania i przeprowadzki, co pozwala nam trochę poznać suwalski rynek nieruchomości, bo oczywiście oglądamy mieszkania, żeby służyć tacie radą!




I nawet udało mi się zaziębić i spędzić dwa dni w łóżku, pilnowana przez koty!

 


 

Ponieważ szybko się męczę i staram się dużo odpoczywać, i czasami nawet udaje mi się usiąść lub ułożyć w bezbolesnej pozycji, połknęłam w kwietniu sporo książek! Dokończyłam bardzo fajny cykl "Prywatne śledztwo Agaty Brok" Iwony Wilmowskiej, potem przeszłam do Karoliny Morawieckiej i przeczytałam jej "Kontrapunkt" (określany kryminałem na poważnie). Niestety kiedy zabrałam się za komediowy cykl kryminalny tej autorki "Karolina Morawiecka (wdowa po aptekarzu)" nie dałam rady... - postaci są zbyt pretensjonalne, mocno przerysowane i to mnie nie śmieszy.

 


 

 

No to wróciłam do autorki, którą poznałam kiedyś dzięki powieści kryminalnej "Kto zabił mamusię?" (polecam!) - Małgorzaty Starosty. Najpierw powrót bohaterki "Kto zabił mamusię?" czyli komediowe "Na tropie trupa" - świetne!, następnie zrobiło się poważnie - ciężkie ale bardzo dobre "Smugi" i równie intrygujące "Nie słyszę Cię kochanie". 




Potem dosłownie w półtora dnia kiedy leżałam przeziębiona w pościeli przeczytałam cykl Pruskie baby - genialny, ciepły, rodzinny, wyraziste sympatyczne postaci (i te niesympatyczne też, bo to w końcu kryminały!). Bardzo polecam!!!



Za to niestety znowu rozczarowały mnie dwa kolejne cykle Starosty - W siedlisku oraz Jeremi Organek... Przeczytałam po ok. 50 stron pierwszych tomów i znowu to samo co u Morawieckiej - postaci są zbyt fikuśne, niepotrzebnie przerysowane w taki trochę żenujący sposób, jakbym oglądała słaby polski serial komediowy (których z zasady nie oglądam). Nie rozumiem, jakim cudem spod pióra tej samej autorki mogą wyjść takie perełki jak "Pruskie baby" czy "Smugi" oraz cykl o siedlisku na Podlasiu, hm...

***

Idzie maj! Mam na maj różne plany, na przykład planuję dalej zdrowieć. Oraz oglądać turniej sumo i konkurs piosenki Eurowizji. ^^*~~ 18-go maja spełniamy obywatelski przywilej i idziemy na głosowanie na prezydenta! Jeśli zdrowie mi pozwoli może wreszcie zajmę się balkonem, donice czekają na rośliny! Będziemy chodzić na spacery, jeść pyszne rzeczy, spotykać się z przyjaciółmi. Będziemy też czekać na szafkę na buty i półki do sypialni, złożyliśmy zamówienie w sklepie internetowym. *^V^*
Życzę Wam pięknej pogody w Majówkę!!!